Użytkownicy Instagrama, Facebooka, Messengera i WhatsAppa będą mogli zapłacić za weryfikację swoich kont, podobnie jak wcześniej mogli to robić na rynkach anglosaskich użytkownicy Twittera. Czy to może oznaczać, że właśnie pada jeden z najpotężniejszych gmachów bezpłatnego wolnego dostępu do social mediów, jakim przez ostatnie niemal 20 lat był Facebook? Co kombinuje Mark Zuckerberg, prezes Meta Platforms?
W nowym pomyśle Meta Platfioms mowa jest co prawda o dobrowolnej opłacie za weryfikację konta, ale jeśli porównany to z innymi podobnymi projektami, które zaczynały się od zachęt, a kończyły na obowiązkowej opłacie za korzystanie z usług, to sprawa zaczyna wyglądać trochę inaczej. Mieliśmy za darmo konta bankowe, karty kredytowe, oglądanie filmów na YouTube, dostępne wszystkie artykuły w internecie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Meta Platforms pokazuje (płatną) przyszłość social mediów?
To zawsze wygląda tak samo. Użytkownicy zachęcani są do wniesienia opłaty za jakąś usługę premium, która nie będzie dostępna dla innych. Następnie do tej usługi dołączane są jakieś nowe pakiety usług, a także wszystkie nowości. Po jakimś czasie okazuje się, że prawdziwa usługa jest płatna.
Dzieje się to zresztą według starej zasady marketingowej – jeśli nie płacisz za produkt, z którego korzystasz, to oznacza, że sam jesteś produktem. Czasem zresztą bywa tak, że mimo płacenia za usługi, np. bankowe, i tak jesteśmy zachęcani do akceptacji zgód marketingowych i przekazywania naszych danych do dalszej obróbki handlowej, nad którą już nie mamy kontroli.
Płacimy za coraz więcej usług potrzebnych do pracy, do rozrywki czy do kontaktów ze znajomymi. Opłaty za dodatkowe usługi wprowadziły, częściowo w wyniku kłopotów z przychodami z reklam, Twitter, Snapchat i Telegram. Płatne są cyfrowe konta premium, umożliwiające np. sprawdzanie, kto czyta nasze wpisy, udostępniające złożoną statystykę kontaktów i popularności postów.
Niektóre platformy big-tech wymagają za dodatkowe usługi wyjątkowo dużych pieniędzy. Tak jest np. z platformą kontaktów biznesowo-eksperckich LinkedIn. Opłaty pomagają dotrzeć użytkownikowi do każdego z członków tej społeczności, wśród których jest dużo prezesów firm, dyrektorów, naukowców itp. Ale tutaj społeczność to dosyć zamożni profesjonaliści.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku Facebooka – produktu masowego, obejmującego w każdym zachodnim kraju nawet ok. połowy mieszkańców. Jak wyglądały w 2022 r. miesięczne opłaty w zł za wybrane usługi cyfrowe w Polsce?
Czy Facebook stanie się płatną platformą społecznościową?
Na czym polega nowy pomysł Marka Zuckerberga? W założeniu projekt ma poprawić bezpieczeństwo i autentyczność konta. Na razie płatna subskrypcja na Facebooku i Instagramie będzie dostępna dla osób fizycznych, nie dla firm. Meta Verified będzie kosztować 11,99 dol. miesięcznie dla wszystkich z wyjątkiem użytkowników urządzeń Apple. W tym drugim przypadku trzeba będzie zapłacić 14,99 dol. Najszybciej narzędzie będzie dostępne w Australii i Nowej Zelandii.
Nowe narzędzie to kontynuacja „niebieskiego znacznika”. Dotąd chodziło o zabezpieczenie wyjątkowo wrażliwych profili i potwierdzenia ich autentyczności, teraz usługa będzie dostępna dla wszystkich. Subskrypcja zapewniłaby płacącym użytkownikom lepszą widoczność ich postów, ochronę przed możliwością podszywania się pod konto i łatwiejszy dostęp do obsługi klienta – ogłosiła spółka na swojej stronie internetowej.
Zmiana nie będzie dotyczyć kont zweryfikowanych już wcześniej, ale – zdaniem spółki – zwiększy się widoczność niektórych mniejszych użytkowników, którzy zostaną zweryfikowani dzięki płatnej funkcji. Meta powtarza ruch Twittera sprzed kilku miesięcy, ale musi mocno uważać, żeby nie powtórzyć błędów platformy Elona Muska.
W przypadku Twittera pierwsza koncepcja była niedopracowana. W listopadzie 2022 r. weryfikacja płatności została wstrzymana, bo okazało się, że ludzie, płacąc stosunkowo niewiele za plakietkę, wykorzystują narzędzie do podszywania się pod znane marki i celebrytów. Twitter poprawił ofertę i w grudniu ponownie wprowadził ofertę na rynek.
Wtedy wiele osób z sektora technologicznego szybko skrytykowało Elona Muska za wprowadzenie płatnego narzędzia, ale teraz okazuje się, że jego koledzy z innych platform dokładnie obserwowali i analizowali sytuację, czego pierwszym efektem jest obecna decyzja Meta Platforms. Niewykluczone, że teraz pojawią się kolejne podobne pomysły w ekosystemie social mediów opartym dotychczas na darmowym uczestnictwie i wpływach z reklamy.
Problemem są spadki wpływów z reklamy
Mamy już za sobą heroiczny okres social mediów sprzed kilkunastu lat, kiedy wydawało się, że służą one do tego, żebyśmy mogli odnaleźć przyjaciół z dawnej klasy, dawno niewidzianych przyjaciół, skompletować w jednym miejscu dalszą rodzinę i dzielić się ze wszystkimi wspomnieniami z wakacji. Wszystko to za darmo. To nie mogło być aż tak piękne. Facebook od dawna zachęcał do różnego rodzaju opłat i płatnego podbijania popularności i zasięgu publikowanych postów.
Oczywiście każda opłata niesie ze sobą szereg korzyści. Nowe narzędzie np. ma zabezpieczać przed podszywaniem się pod inne osoby. Aby się zakwalifikować, użytkownicy muszą mieć co najmniej 18 lat, spełniać minimalne wymagania dotyczące aktywności na swoim koncie. I – żeby nie powtarzać błędów Twittera – Meta Platforms będzie wymagała okazania oficjalnego dokumentu tożsamości. Konta na Instagramie i Facebooku będą musiały pasować do danych użytkownika, a zdjęcie profilowe musi przedstawiać twarz właściciela.
Meta Platforms musi przeprowadzić całą operację bezboleśnie, bez wpadek. Bo wpadek miała na swoim koncie ostatnio wystarczająco – zarzucony pomysł elektronicznej waluty o nazwie Libra, przedłużające się prace nad projektem Metaverse, ogromne wydatki inwestycyjne nieprzekładające się na wyniki, rekordowe wśród firm big-tech spadki cen akcji w 2022 r.
Zaraz po komunikacie w sprawie nowego projektu na Marka Zuckerberga posypały się gromy internautów, że nowe narzędzie to wstęp do przekształcenia Facebooka w płatną subskrypcję. Wyjaśnienia dyrektora Meta Platforms są racjonalne, choć mogą być denerwujące dla wszystkich przyzwyczajonych do „bezpłatnych” treści w social mediach. Meta chce zapewnić ochronę danych i bezpieczeństwo kont, a to kosztuje. Chodzi o setki milionów, a nawet miliardy użytkowników.
„Opłaty abonamentowe pomogą pokryć te koszty i śledzić liczbę zapisujących się osób, co pozwoli nam zapewnić jakość w miarę rozwoju” – tłumaczy Zuckerberg. Obecnie udział reklamy w przychodach Facebooka to 98%, przy czym jest to głównie reklama spersonalizowana, opierająca się na naszych mniej lub bardziej wrażliwych danych osobowych.
Zmiana tego modelu biznesowego i przejście na system abonamentowy to byłaby kompletna rewolucja. Jeśli w zamian za miesięczna opłatę Facebook nie mógłby wykorzystywać naszych danych do kierowanych indywidualnie do nas reklam, musiałby pobrać od nas tyle pieniędzy, ile są warte obecnie te reklamy.
Ile Polak byłby skłonny zapłacić za Facebooka?
Obszerny raport nt. modeli biznesowych Facebooka i Google w Polsce w kontekście wartości danych osobowych opracował w ub. roku Polski Instytut Ekonomiczny. Okazuje się, że Polacy nie są zadowoleni z obecnego stanu rzeczy, w którym platformy wykorzystują marketingowo nasze dane osobowe, z drugiej strony – jesteśmy mocno przywiązani do modelu „bezpłatnych” social mediów. Jak sobie Polacy wyobrażają koszty abonamentu na największych platformach?
„Z badania PIE wynika, że przeciętny polski użytkownik jest skłonny zapłacić 17,07 zł miesięcznie za to, aby Facebook nie miał dostępu do danych agregowanych na platformie oraz pochodzących z innych źródeł. Natomiast za brak dostępu Google’a do naszych danych, w tym aktywności na innych portalach, Polacy byliby skłonni płacić 14,10 zł miesięcznie”
Jak to pogodzić z finansami tych firm? Z obliczeń PIE wynika, że miesięczny przychód z danych polskiego użytkownika dla Facebooka wyniósł 8,52 zł, czyli łącznie w 2020 r. przychód z danych wszystkich polskich użytkowników wyniósł 2,196 mld zł. z danych pojedynczego polskiego użytkownika.
W przypadku Google miesięczny przychód na użytkownika wynosi 10,16 zł. PIE szacuje, że łącznie w 2020 r. przychód z danych wszystkich polskich użytkowników wyniósł na tej platformie 4,025 mld zł. Analitycy PIE uważają, że faktyczne przychody na polskim rynku są wyższe niż raportowane przez obie firmy.
W badaniu ankietowym ponad połowa internautów (63%) zgadza się z postulatem zakazu pokazywania reklam na podstawie danych osób prywatnych. Wprowadzenie w życie takiego kroku doprowadziłoby jednak do zaprzestania behawioralnego targetowania reklam. Z drugiej strony okazało się, że respondenci cenią sobie reklamę spersonalizowaną bardziej niż niespersonalizowaną i w niektórych przypadkach oczekiwaliby rekompensaty za brak personalizowanych reklam…
Do badania PIE wykorzystano dane z 2020 r. W przypadku Facebooka przychody z reklam stanowiły wtedy 98%, czyli globalnie 84 mld dol., a w przypadku Google’a, udział przychodów z reklamy w przychodach firmy to 80%, czyli 146 mld dol. W 2022 r. Meta wygenerowała 116,6 mld dol. przychodów, z czego 113,64 mld dol. pochodziło z reklam (97,5% całkowitych przychodów), a ponad 2,16 mld dol. z Reality Labs (dział produktów rzeczywistości rozszerzonej i wirtualnej).
Co ciekawe, wyniki badania wskazują, że użytkownicy przypisują pozytywną użyteczność reklamom profilowanym. Gdyby mieli otrzymywać na platformie niespersonalizowaną pod siebie reklamę, oczekiwaliby rekompensaty na poziomie 1,04 zł w przypadku Facebooka, a 1,28 zł w przypadku Google. Poniżej tabela pokazująca skłonność Polaków do ponoszenia miesięcznej opłaty za dany atrybut dostępu do platformy social media w złotych:
Meta Platforms i inne big-techy poszukują alternatywy
Wielkie platformy cyfrowe szukają obecnie punktu równowagi po eksplozji zainteresowania użytkowników w czasach pandemii, w latach 2020-2021. Rok 2022 przyniósł dużą zmianę, a w przypadku np. Meta Platforms można mówić wręcz o załamaniu notowań. Wartość akcji operatora Facebooka i Instagrama poleciała na łeb na szyję, w 2022 r. spadek wyniósł ok. 70%, uszczuplając też znacznie – o kilkadziesiąt miliardów dolarów – majątek założyciela platformy Marka Zuckerberga. Obecnie cena jednej akcji to ok. 170 dol., podczas gdy np. w maju 2021 r. wyniosła nawet 378 dol.
Wielkie firmy big-tech szukają nowych pomysłów na rozwój, ale ponieważ część ich projektów jest bardzo kosztowna, nie zawsze podoba się to inwestorom. Tak było np. w przypadku facebookowego projektu Metaverse. Z kolei po ogłoszeniu na początku tygodnia projektu weryfikacji kont nie widać euforii wśród inwestorów giełdowych.
Zaniepokojeni wpływem wydatków Metaverse na bieżące wyniki kwartalne inwestorzy napisali do Marka Zuckerberga list, w którym poprosili o ograniczenie wydatków na ten projekt do maksymalnie 5 mld dol. rocznie, a nie ok. 15 mld dol. przeznaczonych – niektórzy określają to jako „straconych” – w 2022 r.
Czytaj też: Metawersum nie istnieje, ale wszyscy marketingowcy już tam byli
Zuckerberg jednak nie zamierza rezygnować z Metaverse. Dla niego jest to projekt kluczowy dla przyszłości spółki, zadeklarował jeszcze większe wydatki na dział Reality Labs pracujący nad Metaverse. Według menedżerów firmy, projekt wchodzi w fazę długoterminową i będzie generował co roku duże nakłady inwestycyjne.
Zdaniem Zuckerberga jest to projekt, który nie tylko miał podkreślić przejście spółki z nazwy Facebook na Meta, ale też mógłby zasadniczo zmienić kształt internetu na przyszłe dekady. Tutaj Maciek Samcik sprawdzał, co oznaczało dla spółki i użytkowników platformy przejście z nazwy Facebook na Meta.
Z punktu widzenia inwestorów rok 2023 powinien być rokiem cięcia kosztów i zwiększania rentowności. I spółki big-tech wykonały część tego zadania, ogłaszając wielkie plany redukcji zatrudnienia. Jednak z punktu widzenia wizjonerów sektora big-tech, przyszłość wielkich platform cyfrowych tkwi w ciągłym rozwoju i czasem szalonych projektach. Bez nich sektor big-tech stanie się branżą generującą zyski, ale spółki mogą podzielić losy takich gigantów i ulubieńców giełd z przeszłości jak Xerox czy IBM, oby nie Kodak.
Cała branża technologiczna zakończyła ubiegły rok nieco rozczarowującymi wynikami. Właściwie niewiele zmieniło się w komentarzach analityków podsumowujących ostatni kwartał 2022 r. i dwa wcześniejsze kwartały. Spółki big-tech zatrudniły za dużo pracowników, wydawały zbyt dużo gotówki na projekty, które nie potrafiły bezpośrednio przynieść szybkiego zwrotu z inwestycji. Jak wyglądały wyniki spółek FAANG w trzecim kwartale 2022 r. pisałem tu.
Na przełomie roku akcje spółek big-tech zaczęły się odbijać od dna. Po wynikach sektora za ostatni kwartał 2022 r. widać wyraźnie, że o ile udało się w większości zwiększyć przychody, albo utrzymać ja na przyzwoitym poziomie, o tyle zyski firm technologicznych nie były oszałamiające. Wynikało to z wielu powodów niezależnych od spółek, np. wysokiego kursu dolara, inflacji, spadku możliwości nabywczych użytkowników i wzrostu ich kosztów życia, ale również z przerostu zatrudnienia w firmach i przeznaczania zbyt dużej ilości gotówki na przyszłościowe projekty.
Czy po traumie 2022 r. big-techy pokażą, że wciąż są big?
Jak wygląda bilans spółek FAANG za 2022 r.? Akcje spółek spadły po kilkadziesiąt procent, liderem była Meta Platforms. Netflix spadł o 51%, akcje pozostałych trzech spółek spadły o co najmniej 25%. Razem akcje FAANG straciły ponad 3 bln dol. wartości rynkowej, pociągając za sobą szerszy rynek akcji. S&P 500 spadł o 19%, co było najgorszym rokiem dla indeksu od kryzysu finansowego w 2008 r. Katastrofalny rok widać w corocznej zmianie kapitalizacji rynkowej Meta Platforms, Apple, Amazon, Netflix i Alphabet:
Wartość wielu spółek zmieniła radykalnie miejsce na liście największych graczy amerykańskiej giełdy. Poniższa grafika pokazuje, jak mocny był zjazd Meta Platforms w 2022 r. w tej kategorii. Z piątej co do wielkości spółki indeksu S&P500 zjechała na przedostatnią pozycją w zestawieniu 20 największych gigantów rynku. Nawet Tesla była lepsza, mimo że w pewnym momencie stała się również synonimem strat na giełdzie.
Dlatego właśnie rok 2023 będzie tak bardzo ważny dla cyfrowych gigantów. W tym biznesie jest trochę tak, jak w sporcie – jesteś tak dobry, jak Twój ostatni występ. Dziś już nikt nie pamięta o chwilach chwały cyfrowych gigantów z czasów pandemii. Muszą udowodnić dwie rzeczy: że potrafią podtrzymać wzrost wyników finansowych (i że nie stały się leniwymi, tłustymi kotami) oraz że rewolucyjne projekty, na które się rzuciły, nie utopią ich rentowności.
Źródło zdjęcia: Unsplash