Zgody marketingowe to drażliwa kwestia. Jeszcze kilka lat temu mało kto się przejmował tym, co podpisuje przy okazji kupowania jakiejś usługi. Często bez szemrania godziliśmy się na to, by firma, która nas obsługuje, mogła jednocześnie nas molestować reklamami kolejnych usług i produktów. Teraz jesteśmy już ostrożniejsi, bo wiemy jak straszna to broń. Wyrażenie zgody na marketing wszystkimi możliwymi kanałami oraz na sprzedaż naszych danych do zewnętrznych firm to przeważnie koniec spokojnego snu.
W najbliższych tygodniach – z powodu wejścia w życie unijnej dyrektywy RODO – wiele firm będzie musiało zresztą jeszcze raz pofatygować się do nas, by uzyskać dokładniejsze, bardziej konkretne zgody na wykorzystanie naszych danych osobowych (także w celach marketingowych). Kary za niewłaściwe wykorzystywanie naszych danych – lub ich wykorzystanie bez naszej zgody – będą liczone w milioach euro.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Warto będzie więc dokładnie czytać dokumenty, które banki, firmy telekomunikacyjne, kablówki, firmy energetyczne i inni kontrahenci będą nam przesyłać, przy okazji prosząc nas o uaktualnienie zgód dotyczących wykorzystania naszych danych. Czytajmy dokładnie na co się zgadzamy i… nie zgadzajmy się na wszystko.
Łatwo powiedzieć. Firmy – zwłaszcza finansowe, dla których nasze dane są niezwykle cenne, gdyż coraz częsciej chcą zarabiać na innych rzeczach, niż kredyty i pośrednictwo w przelewach – starają się jak najbardziej ułatwić klientom „włączanie” zgód marketingowych, a jednocześnie jak najbadziej utrudnić ich „wyłączanie”. Pierwsze jest zwykle możliwe przez internet w ciągu kilku sekund, a drugie wymaga niemałych starań.
Czytaj też: Gdy klient przestaje być happy, a konto odrasta jak smok siedmiogłowy
Czytaj też: Chciała być miła. Poinformowała PKO BP, że narusza tajemnicę klienta. Reakcja banku? Bezcenna
Ostatnio przekonał się o tym jeden z moich czytelników, pan Łukasz. Jest on klientem banku Inteligo, czyli internetowej instytucji finansowej należącej do grupy PKO BP. Pan Łukasz z jakichś przyczyn zainteresował się zgodami marketingowymi, które wydał swojemu – internetowemu, podkreślam raz jeszcze – bankowi.
Zajrzał więc do bankowości elektronicznej i zobaczył zaznaczone trzy ptaszki. Zgody dotyczyły wykorzystywania w celach marketingowych jego danych „za pomocą środków komunikacji elektronicznej, telekomunikacyjnych urządzeń końcowych i automatycznych systemów wywołujących”, zgody na „marketing produktów lub usług podmiotów współpracujących” w dwóch wersjach – zwykłej oraz „za pomocą środków komunikacji elektronicznej…”
Pan Łukasz odznaczył ptaszki, myśląc, że sprawę zgód marketingowych ma już z głowy. Coś to jednak tknęło i wczytał się w teksty zgód. Jednej mu brakowało. Takiej najzwyklejszej zgody na marketingowe wykorzystywanie jego danych przez bank. Odznaczył ptaszkami zgodę na marketing banku za pomocą kanałów elektronicznych oraz na marketing firm współpracujących w wersji „tradycyjnej”, jak i elektronicznej. A gdzie zgoda na tradycyjny (czyli bez użycia automatycznej sekretarki, SMS-a i e-maila) marketing banku?
Pan Łukasz zerknął na status swoich zgód marketingowych po odznaczeniu wszystkich trzech ptaszków, które były możliwe do odznaczenia i… zdębiał. Jego obawy się potwierdziły – mimo odznaczenia wszystkich zgód wciąż godził się na tradycyjny marketing banku PKO BP, czyli właściciela Inteligo!
„Napisałem do Inteligo e-mail z prośbą o wycofanie zgody również na marketing tradycyjny. I poprosiłem o to, by kontakt w tej sprawie, czyli potwierdzenie mojego statusu, nastąpił też przez e-mail. Oczywiście nie dostałem e-maila, tylko telefon od konsultanta. Dał się przekonać. Ufff…”
Wygląda na to, że w internetowym banku zarządzanie zgodami marketingowymi przez internet nie jest możliwe, gdyż to byłoby za łatwe. I niosłoby za sobą ryzyko, że klienci za łatwo będą te zgody odznaczać. O ile więc zgody na marketing elektroniczny da się „wyłączyć” zdalnie, to „wyłączenie” zgód na marketing tradycyjny wymaga drogi tradycyjnej. Dziwne, że bank bierze z dobrodziejstw istnienia internetu tylko te ułatwienia, które mu pasują.
„W sumie nie tylko Inteligo takie numery wykręca. O ile mi wiadomo sieć komórkowa Play w ogóle nie pokazuje statusu zgód marketingowych. Po poważnej instytucji bankowej spodziewałbym się jednak bardziej profesjonalnego podejścia. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że mój tekst przyczyni się do powstania ciekawego artykułu na temat zgód marketingowych”
– kończy pan Łukasz swój e-mail. Proponuję bankowcom, by – zwłaszcza w obliczu dyrektywy RODO – zwiększyli stopień uczciwości w umożliwianiu klientom „włączania” i „wyłączania” zgód na marketing. Każdy klient, który się zorientuje, że jest robiony w bambuko, bardzo źle myśli o instytucji finansowej, która go wpuszcza w maliny. Znacznie lepiej będzie jeśli bankowcy, chcący korzystać ze zgód marketingowych klientów, po prostu zaproponują im za to uczciwą cenę w formie zniesienia opłat lub zwiększenia korzyści.
Czytaj też: Bank przez pięć lat zamieszczał nieprawdziwe dane na temat klienta. Kara? Nieduża: 3000 zł
źródło obrazka tytułowego: geralt/Pixabay.com