Coraz więcej klientów banków otrzymuje propozycje ugody w sprawie swojego kredytu walutowego. Jak oceniać, czy to dobry deal? Czy istnieje jakiś algorytm, który pozwala oszacować, czy proponowany przez bank układ się opłaca? I czy jeśli ugoda wygląda podejrzanie dobrze, to można się obawiać, że jest w niej zawarta jakaś pułapka?
Od jakiegoś czasu wybranym grupom klientów ugody oferują banki PKO BP i Bank Millennium, kilka tygodni temu na dużą skalę ruszył z tym również mBank. Bankowcy już nie mają złudzeń, że uda im się odwrócić linię orzeczniczą w sądach, więc po prostu starają się zmniejszyć liczbę klientów, którzy złożą pozew. Co by nie mówić, część klientów nie ma ochoty chodzić po sądach i jeśli nie trafią do „obróbki” frankowych kancelarii prawniczych, zapewne ugoda ich ukontentuje.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tylko czy te ugody są fair? Żadna ugoda nie jest lepsza niż wygrana w sądzie, bo każda jest kompromisem. Bank bierze na siebie część różnic kursowych, które pierwotnie w całości przerzucił na klienta, zaś do zainkasowanych do tej pory odsetek od kredytu frankowego dokłada te, które zarobi w przyszłości dzięki temu, iż umowa nie zostanie sądownie unieważniona. I tak powstaje bilans ugody.
Czy ugoda to dobry deal
Im większą część różnic kursowych bank bierze na siebie – tym lepiej dla klienta. Im mniej odsetek zainkasuje w przyszłości oferując klientowi kredyt złotowy na resztę okresu kredytowania – również tym lepiej dla klienta. Najfajniej, jeśli będzie to kredyt stałoprocentowy na możliwie długi okres z możliwie niskim oprocentowaniem. Dobrze jest dostać w pakiecie możliwość przedterminowej spłaty bez prowizji pobieranej przez bank.
Jak obliczyć, jaką część różnic kursowych bank wziął na siebie? Nie jest to takie klarowne, bo banki podają klientowi często tylko dwie liczby: jego obecne saldo zadłużenia we frankach i w złotych oraz kwotę nowego kredytu złotowego po przewalutowaniu. Ta druga oczywiście jest znacznie niższa, co ma sugerować klientowi, że bank umarza mu bardzo dużo pieniędzy. Ale warto pamiętać, że redukcja zadłużenia powinna się odnosić do sumy różnic kursowych, które powstały od początku spłacania rat.
Przykład? Proszę bardzo. Pewien bank wyszedł w stronę jednego z czytelników „Subiektywnie o Finansach” z propozycją przewalutowania kredytu. Chodzi o kredyt zaciągnięty w 2008 r. na kwotę 85 000 CHF. Wówczas było to 170 000 zł. Saldo kredytu na dziś wynosi ok. 42 000 CHF, a więc ok. 190 000 zł przy obecnym kursie „szwajcara”. Kredyt – jak widać po kwocie kapitału na starcie oraz dziś – jest 30-letni. Nie znam jego oprocentowania.
Bank proponuje następujący deal. Jeśli klient zgodzi się na przewalutowanie, to po tej operacji pozostanie mu do spłaty 62 000 zł. Te pieniądze będzie mógł spłacać przez pięć lat w ratach stałoprocentowych z oprocentowaniem 6,99%. Czytelnik ma zgryz, bo dziś jego rata wynosi 1500 zł, a bank proponuje, że będzie wynosiła 500 zł. Podejrzanie dobry układ, nieprawdaż?
„Zastanawiam się, gdzie jest haczyk. Nie mam w planach toczenia batalii sądowych z bankiem, co oznacza, że jeśli dostanę dobrą propozycję, to poważnie ją rozważę. Ale nie wiem, czy ta jest dobra.”
Ja to widzę tak: w 2008 r. klient wziął z banku 85 000 CHF, ta kwota była pożyczona z przeliczeniem na 170 000 zł. W 2022 r. pozostało do spłaty 42 000 CHF z przeliczeniem na 190 000 zł. A więc klient spłacił połowę kapitału. Druga połowa przy „zamrożonym” na poziomie 2 zł kursie franka byłaby warta tylko 85 000 zł. Strata na różnicach kursowych w przypadku tego klienta wynosi mniej więcej 100 000 zł. Zysk banku na odsetkach od spłacanego przez klienta kredytu frankowego – jakieś 25 000 zł (zakładam marżę rzędu 2% i niemal zerowe stopy procentowe).
Bank redukuje realne zadłużenie klienta ze 190 000 zł do 60 000 zł, czyli bierze na klatę 130 000 zł, a realnie jakieś 105 000 zł (bo trochę zarobił na odsetkach). W kredycie złotowym z oprocentowaniem 7% bank w przyszłości zarobi na odsetkach ok. 40 000 zł (przez 15 lat, przy założeniu, że nie zmieni się stopa procentowa). Czyli bank dopłaci do tego kredytu jakieś 65 000 zł, uwzględniając podział kosztów różnic kursowych. Jaki to ma sens?
Ano ma. W przypadku przegranego procesu – umowa jest unieważniona, bank dostaje od klienta 170 000 zł (tyle mu wypłacił w 2008 r.), oddaje mu równowartość 42 000 CHF, bo tyle klient spłacił (to ok. 200 000 zł przy obecnym kursie) oraz umarza 190 000 zł bieżącego zadłużenia.
Czyli z punktu widzenia banku sprawa wygląda tak, że bierze on na klatę 220 000 zł różnic kursowych (2,60 zł pomnożone przez 85 000 franków). Bank woli dopłacić do interesu 65 000 zł niż 220 000 zł, dlatego proponuje taką ugodę. Zwłaszcza że utrzymuje przy okazji klienta, którego może będzie kiedyś chciał ukontentować jakimś innym kredytem, debetem, kartą kredytową albo ubezpieczeniem.
Czy to jest korzystne dla klienta? Cóż, jeśli nie zamierza on iść do sądu ze swoim kredytem, to nie jest to zły układ. Choć oczywiście oznacza zamianę taniego kredytu (z coraz droższą chwilowo walutą, ale przecież nie ma pewności, że frank będzie drożał przez kolejne 15 lat), na dość drogi kredyt.
Bank proponuje: zacznijmy zabawę od nowa, z kredytem złotowym
Innym typem ugody – mniej korzystnym dla klienta – jest „zacznijmy od nowa”. Pewien bank zaproponował mojemu klientowi dwukrotnie ugodę dotyczącą przewalutowania kredytu właśnie według tej filozofii. Raz w czerwcu, a drugi raz – ostatnio. Rzecz dotyczy kredytu z 2007 r., a kwota początkowa wynosiła 340 000 zł (zapewne ok. 160 000 CHF). Obecne saldo kredytu to 106 000 CHF, co przelicza się na prawie 500 000 zł.
W czerwcu bank zaproponował obniżenie salda kredytu do 308 000 zł. A więc to, co zostało do spłaty, bank przewalutowałby po kursie 2,9 zł. A potem dał klientowi kredyt stałoprocentowy w złotych na 7% rocznie przez pięć lat, konwertowalny na kredyt zmiennoprocentowy z marżą 1%. A późną jesienią propozycja była już ciut gorsza: saldo kredytu miałoby być obniżone do 324 000 zł, a kredyt stałoprocentowy w złotych miałby być oprocentowany na 7,5%. Cóż, stopy procentowe wyższe, frank droższy, to i oferta mniej atrakcyjna.
Szczerze pisząc, to żadna z tych propozycji nie jest powalająco dobra. Klient spłacił 55 000 franków, czyli pewnie jakieś 200 000 zł. A bank mu proponuje, żeby w tym momencie „zacząć od nowa” – żeby miał mniej więcej taki sam dług, jak na początku, ale oprocentowany w złotych.
To zresztą chyba dość popularny wśród bankowców modus operandi. Jeden z twitterowiczów wrzucił dość podobną ugodę do oceny swoim widzom. Kredyt na początku wynosił 460 000 zł (po przeliczeniu na polską walutę), dziś jest wart prawie 600 000 zł, a bank jest gotów obniżyć go do 456 000 zł. Czyli podobna historia: to, co straciłeś, to straciłeś, ale pozwolimy Ci nie tracić więcej.
————
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————
ZOBACZ OKAZJOMAT SAMCIKOWY:
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać na bankach:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking najlepszych kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek? I co trzeba zrobić w zamian?
————
Zdjęcie tytułowe: Sebastian Hermann/Unsplash