Podatek Belki, czyli PIT płacony od zysków kapitałowych, urósł w ostatnich dwóch dekadach do jednej z najważniejszych bolączek polskiego rynku finansowego. Inwestorzy od lat apelują o jego zniesienie. W końcu jest szansa na zmiany tego podatku. Komu one się opłacą, a kto straci? Czy bez podatku Belki rzeczywiście giełda by rozkwitła, a Polacy zaczęli oszczędzać?
Tego artykułu możesz również posłuchać w naszym kanale podcastowym – czyta Maciej Jaszczuk
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co wiemy? Media poinformowały, że w Ministerstwie Finansów trwają prace nad modyfikacją podatku Belki, czyli podatku dochodowego od zysków kapitałowych. W tej chwili wszyscy płacą według tej samej stawki, czyli 19% od tego, co zyskają na lokatach i depozytach bankowych, dywidendach lub inwestycjach w fundusze, akcje czy obligacje.
Na czym ma polegać zmiana? MF rozważa wprowadzenie kwoty wolnej od podatku – pierwsze 10 000 zł zysku ma zostać zwolnionych z podatku, natomiast nadwyżka miałaby być obłożona stawką 20%, a więc miałaby być podwyższona wobec obecnego stanu.
Te plany są na razie nieoficjalne. Katarzyna Szwarc, pełnomocniczka ministra finansów ds. strategii rozwoju rynku kapitałowego potwierdziła jedynie, że analizy zmian w podatku Belki są prowadzone, a kwota wolna jest jedną z opcji. Dodała jednak ważną rzecz – wszelkie modyfikacje mają być neutralne dla budżetu. A to oznacza, że jeśli komuś zostanie podatek obniżony, to fiskus skompensuje sobie to na innych podatnikach.
Wersja opisana przez media miałaby być korzystniejsza dla 90% podatników. Dopiero od zysków powyżej 200 000 zł wyższa stawka zjadałaby środki zaoszczędzone dzięki kwocie wolnej.
Wprowadzenie kwoty wolnej w wysokości 10 000 zł spowoduje, że dla większości osób oszczędzających w Polsce podatek Belki przestanie być zauważalny. Ile trzeba mieć majątku, żeby mieć 10 000 zł zysku? Średnie oprocentowanie pieniędzy na lokatach to około 4% (według danych NBP), a więc można trzymać w banku ćwierć miliona złotych, by zmieścić się w limicie.
Czy podatek Belki rzeczywiście ciąży na naszym rynku? Mam wątpliwości
Wezwania do likwidacji podatku Belki są punktem obowiązkowym każdego kongresu inwestorskiego, raportu o barierach rozwoju rynku czy listu otwartego pisanego w trosce o nasza giełdę. Nie ma chyba drugiej tak znienawidzonej regulacji przez inwestorów. A przynajmniej tak to brzmi.
Zastanawiałem się, dlaczego właściwie mielibyśmy działalność finansową zwalniać od podatku, skoro właściwie każdy inny aspekt naszego życia gospodarczego jest obłożony jakąś daniną? Ja to sobie wyjaśniałem w następujący sposób.
Po co nam rynek finansowy? Wcale nie po to, żeby zarabiać na handlu akcjami, ale po to, żeby firmy mogły znajdować kapitał na rozwój i inwestycje. Rolą funduszy inwestycyjnych, maklerów i banków jest „zatrudniać” pieniądze należące do gospodarstw domowych do finansowania gospodarki. W nagrodę ludzie pomnażają swoje majątki, mają z czego żyć na emeryturze itd.
Jeśli więc rynek finansowy spełnia swoją podstawową rolę, to można uznać, że generuje dla reszty społeczeństwa wystarczająco dużo korzyści, by odpuścić mu podatek.
Tylko że w Polsce to nie działa. Polskie firmy nie finansują się przez rynek. Idą po kredyty do banku albo po środki unijne. Giełda jest raczej rozwiązaniem dla nielicznych. Dlaczego tak jest? Powodów jest pewnie wiele. Od tych regulacyjnych, przez finansowe, aż po mentalność wielu przedsiębiorców. A więc rynek kapitałowy w Polsce to sztuka dla sztuki. Nie generuje wartości dodanej, nie posuwa nas w kierunku innowacyjnej gospodarki. Nie widzę więc powodu, by traktować zysk z kupowania i sprzedawania akcji inaczej niż zysk z kupowania i sprzedawania mebli czy warzyw.
Zastanawia mnie jednak, jaka głęboka myśl kryje się za opodatkowaniem zysków z detalicznych obligacji skarbowych. Przecież to Ministerstwo Finansów decyduje o wysokości odsetek i potem je wypłaca – czemu więc ściąga podatek Belki od tego zysku, zamiast dostosować odpowiednio poziom oprocentowania?
Jedyny cel, jaki widzę, to zachowanie uprzywilejowania dla osób oszczędzających na IKE. Jest to jednak uprzywilejowanie na zasadzie „wyprowadzenia kozy”, czyli opodatkowania wszystkich, by pewnej części osób dać zwolnienie.
Najbardziej kontrowersyjna jest dla mnie opodatkowanie depozytów. Z jednej strony, dlaczego państwo odcina sobie kupony od naszych oszczędności? Czyż nie powinno promować takiego zachowania zamiast je obciążać? Z drugiej strony zarabianie na lokatach jest wyjątkowo mało pracochłonne. Wystarczy pieniądze mieć i wykonać ten minimalny wysiłek, by kliknąć „załóż lokatę” na stronie swojego banku.
Ostatnie dane NBP pokazują wyraźnie, że 72% depozytów złotowych Polacy trzymają na rachunkach bieżących – czyli tych najczęściej nieoprocentowanych. Dla porównania – przed pandemią było to około 60%, a w 2014 r. – nawet 50%. Dlaczego tak się dzieje? Możliwości są dwie. Część osób nie może sobie pozwolić na to, by blokować gotówkę na dłuższy termin. Grupa osób żyjących od pierwszego do pierwszego będzie rosła, jeśli koszty życia nadal będą rosły w tak zastraszającym tempie.
Druga opcja wynika z nieumiejętności zarządzania finansami osobistymi. Nie każdy musi być inwestorem, ludzie mają różny poziom tolerancji na ryzyko. Jeśli jednak osoba ma nadwyżki finansowe, nie planuje większego wydatku w najbliższej przyszłości, a trzyma gotówkę na nieoprocentowanym rachunku bieżącym – może mieć pretensję tylko do siebie.
Nie zmienia to faktu, że podatek od zysków kapitałowych dotyczy tylko części Polaków i to pewnie tych bardziej niż mniej zamożnych. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby zapytać ludzi, dlaczego trzymają pieniądze na rachunku bieżącym zamiast założyć lokatę czy kupić obligacje skarbowe, mało która odpowiedź brzmiałaby: bo 19% potencjalnego zysku zabierze mi państwo.
A nawet jeśli ktoś by tak odpowiedział, to trzeba by się było postukać palcem w głowę. Czyli wolisz nie zarobić nic niż zarobić kilka procent od samego posiadania pieniędzy tylko dlatego, że część nadwyżki zabierze państwo?
Czemu miał służyć podatek Belki? Czy te powody są aktualne?
W 2002 r., a więc równo 20 lat temu, gdy wprowadzono podatek od zysków kapitałowych, sytuacja budżetowa była ciężka. Dzięki cięciom wydatków i podwyżkom podatków udało się ograniczyć deficyt do 39 mld zł (czyli 4,8% PKB). Jednym z dodatkowych źródeł dochodów była nowelizacja ustawy o PIT, zwana dzisiaj podatkiem Belki.
Podstawowym celem tej daniny było właśnie łatanie dziury w budżecie. Czy Polska jest w sytuacji, która pozwalałaby na rezygnację z takich dochodów? No właśnie nie bardzo. Miłościwie nam rozdający rząd lata z helikopterem nad Polską i łopatą rozrzuca na lewo i prawo pieniądze – a to na dopłaty węglowe, a to na tarcze dla przedsiębiorców, a to na obniżki cen paliw, a to na zbrojenia, a to na odbudowę Pałacu Saskiego, a to na elektrownie atomowe.
Oficjalny deficyt w 2023 r. ma wynieść 65 mld zł. A nieoficjalny – czyli taki po zsumowaniu potrzeb wszystkich funduszy i agencji rządowych, których namnożyło się w ostatnich latach – ponad 260 mld zł! Pół biedy, gdyby rząd mógł tanio pożyczyć pieniądze na rynku, ale jak się okazuje – te czasy się skończyły. Do kupowania polskich obligacji nie są skłonni ani inwestorzy, ani obywatele.
A ile właściwie z tego podatku do budżetu wpływa? W ostatnich latach było to około 3-4 mld zł rocznie. I dużo, i mało. Gdyby te pieniądze zniknęły z budżetu, rząd musiałby albo dodatkowo się zadłużyć (to trochę więcej niż średnia miesięczna sprzedaż obligacji detalicznych), albo zrezygnować z jakichś wydatków. Na przykład trzeba by było uciąć finansowanie TVP albo zmniejszyć liczbę pełnomocników rządu, których jest obecnie ponad sześćdziesięciu. A na to Polska sobie nie może pozwolić…
W skali budżetu 4 mld zł oszczędności nie byłoby trudno znaleźć. Tym bardziej, że kwotowo z podatku od zysków kapitałowych wpływa mniej więcej cały czas tyle samo, ale cały budżet rośnie. A więc jest to źródło, które dla publicznych finansów ma coraz mniejsze znaczenie. W 2008 roku odpowiadało za 6,3% wpływów z PIT, a w 2021 r. – już tylko za 3%. A w relacji do całego budżetu jest to poniżej 1%.
A w skali rynku? W latach 2014-2020, czyli w okresie stabilnych stóp procentowych, podatek Belki płacony od depozytów i od funduszy inwestycyjnych (tak dane podało MF, nic na to nie poradzę), wynosił około 2 mld zł rocznie. Ile w tym czasie gospodarstwa domowe otrzymały odsetek? Z każdym rokiem coraz mniej. W latach 2014-2015 banki wypłaciły po około 39 mld zł, w 2017-2019 r. było to już około 25 mld zł rocznie.
Po wybuchu pandemii i obniżeniu stóp proc. w okolice zera, spadło też oprocentowanie depozytów, a więc i odsetek wypłacanych klientom banków. W 2020 r. zarobiliśmy trochę ponad 20 mld zł, a w 2021 r. o połowę mniej. Po pierwszych 9 miesiącach 2022 r. kwota sięga już 12 mld zł (z czego 2,5 mld zł w samym wrześniu), więc naturalnie sytuacja się poprawi.
Na marginesie, 2,5 mld zł miesięcznych odsetek od 1,06 bln zł depozytów daje około 2,8%. Taki koszt ponoszą w tej chwili banki za pozyskanie kapitału od gospodarstw domowych.
Przy oprocentowaniu na poziomie 4% każdy 1% depozytów, który z rachunku bieżącego zostanie przekazany na terminową lokatę, generuje ok. 420 mln zł brutto odsetek, z czego 80 mln zł trafia do budżetu. Na nieprocentowanych kontach trzymamy trzy czwarte naszych pieniędzy. Gdyby zmniejszyć ten udział do przedpandemicznych 60%, to do naszych kieszeni wpłynęłoby ponad 5 mld zł na czysto. Może więc nie ma się co żalić na podatek, a warto zacząć lepiej zarządzać własnymi oszczędnościami?
Giełda dołuje przez podatek Belki? Wolne żarty
Nie chcę w tym miejscu się powtarzać i omawiać powodów, dla których GPW przegapiła dekadę hossy na światowych giełdach, a w tym roku jest najgorszym rynkiem akcji na świecie. Pisałem o tym w tym artykule.
Utrata zaufania do funduszy i innych instytucji rynkowych, zniszczony kapitałowy filar emerytalny, fatalne praktyki w zarządzaniu spółkami z udziałem Skarbu Państwa i wcale nie lepsze w wielu firmach prywatnych. Podatek Belki jest gdzieś na samym dole listy czynników, które powstrzymują naszą giełdę w rozwoju.
Żeby zapłacić podatek, trzeba najpierw zarobić. A na takim rynku, jaki obecnie mamy, nie jest to proste. Znowu wracam z pytaniem: czy jest ktoś, kto rozważając, czy inwestować na giełdzie lub w fundusze inwestycyjne, martwi się, że w razie wypracowania zysku, będzie musiał część oddać fiskusowi? W polskich warunkach nie ma alternatywy. To nie jest tak, że istnieje jakiś powszechnie dostępny sposób na pomnażanie majątku, który nie wymaga płacenia podatku. Gdyby nasz rynek oferował dobre produkty inwestycyjne, nikt by nad tym nie płakał. A może biura maklerskie i towarzystwa funduszy inwestycyjnych nie widzą, wybaczcie ten nędzny żart, belki we własnym oku?
Od początku roku obowiązuje ulga na IPO. Na czym ona polega? Dochody ze sprzedaży akcji kupionych w ramach pierwszej oferty publicznej są zwolnione z podatku, jeśli trzyma się je przez trzy lata. Jak się to przełożyło na rynek? No cóż, technicznie rzecz biorąc, na żadnym z tegorocznych IPO nie dało się stracić…
Ale teoretycznie taka ulga powinna hamować zapędy do sprzedawania akcji spółek, które zadebiutowały nawet wcześniej, prawda? Tym bardziej że była ona zapowiedziana już w połowie 2021 r. A jednak ich notowania spadły dużo mocniej niż WIG.
Jak się nie ma, co się lubi… to się lubi kwotę wolną
Fajnie by było nie płacić podatków. Ale na to chyba nie ma co w najbliższej przyszłości liczyć. Jedno co pozostaje, to tak je projektować, żeby robiły jak najmniej szkody. Moim zdaniem wprowadzenie kwoty wolnej w podatku od zysków kapitałowych jest rozsądnym rozwiązaniem.
Łączy potrzebę fiskalną – czyli zapewnienia dochodów budżetowi – ze zwolnieniem drobnych (a nawet i tych trochę większych) ciułaczy z konieczności dzielenia się z urzędem skarbowym. Zdecydowana większość oszczędzających będzie na tej zmianie (gdyby weszła w życie) na plusie. Trzeba jednak pamiętać, że w najlepszym wypadku ta zmiana wejdzie w życie w przyszłym roku.
Skończyłoby się płacenie po kilkanaście-kilkadziesiąt złotych podatku od lokat na kilka tysięcy złotych – czyli takich, jakie posiada większość oszczędzających. Z drugiej strony zniknie także korzyść wynikająca z oszczędzania na IKE czy IKZE – średnia wartość środków zgromadzonych w tej formie oszczędzania wynosi kilkanaście tysięcy złotych – ciężko na tym „wykręcić” 10 000 zł zysku rocznie, więc może się okazać, że dla dużej części osób, które oszczędzały w ten sposób, cała podatkowa korzyść zniknie.
W warunkach głęboko ujemnych stóp procentowych niemal niemożliwe jest uchronienie oszczędności przed inflacją. Ale podatek od zysków kapitałowych – zwłaszcza do lokat i obligacji detalicznych, czyli tych form, które są obarczone najmniejszym ryzykiem, a więc przeznaczone dla najszerszego grona odbiorców – jeszcze bardziej to utrudnia.
Zwolnienie z niego dużej części osób oszczędzających będzie dobrym ruchem. Ale nie dajmy sobie wmówić, że od wysokości tego podatku zależą losy naszego rynku kapitałowego. Mnóstwo rzeczy musimy jeszcze naprawić, żeby podatek od zysków kapitałowych znalazł się w gronie najważniejszych problemów.
Zobacz też nasze nowe wideo:
Źródło zdjęcia: Fryta 73/Flickr, Ministerstwo Finansów