Kto inwestuje część swoich oszczędności w światowe akcje i obligacje – za pośrednictwem ETF-ów lub funduszy inwestycyjnych – ma do rozgryzienia nie lada dylemat: wchodzić teraz na rynek z nowymi pieniędzmi, wykorzystując „promocję”, czy też poddać się strachowi, iż gospodarka światowa wchodzi w długą stagflację i trudno będzie zarobić na inwestowaniu pieniędzy w cokolwiek? Jak przygotować pieniądze, żeby być kutym na cztery kopyta? I czy teraz jest czas na inwestowanie?
Od początku roku straty w tej części portfela, która jest zainwestowana na rynku kapitałowym, mogły sięgnąć 25-30%. Amerykański indeks S&P 500 w tym roku zjechał o ponad 23%, indeks technologiczny NASDAQ – nawet o 32%. Jeśli ktoś postawił na cały świat – czyli np. zainwestował w jakiś ETF obejmujący indeks MSCI World – to od początku roku jest na minusie 24% (notowany w dolarach, bo po przeliczeniu na euro – tylko 11%).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Kto trzymał się polskich akcji, musi się pogodzić ze spadkiem indeksu WIG o 32%. Polski rynek jest jednym z kilku najgorszych na świecie, na co wpływają oczywiście antyrynkowe pomysły polityków i fakt, że duża część największych na rynku spółek to państwowe koncerny. Ale – mam taką nadzieję – nie ma wśród czytelników „Subiektywnie o Finansach” zbyt wielu osób, które by inwestowały pieniądze i trzymały się wyłącznie polskiego rynku. Pieniądze trzeba mieć ulokowane na całym świecie. Choć ostatnio i to boli.
Dlaczego nie działają nawet „ostrożne” strategie?
Bardzo złą wiadomością jest stan rynku obligacji. Notowania amerykańskich obligacji, mierzone indeksem S&P, od początku roku spadły o 12%. Z kolei ETF obejmujący światowy rynek obligacji rządowych (iShares International Treasury Bonds ETF) – zanotował zjazd o 27% (oba notowane w dolarach). To oznacza, że kompletnie przestały się sprawdzać popularne strategie typu 60:40, w których co prawda 60% pieniędzy ląduje na rynku akcji, ale 40% w „bezpiecznych” obligacjach.
Teoretycznie powinno być tak, że zainwestowana w obligacje część portfela amortyzuje spadki części akcyjnej, minimalizując straty podczas najgorszej nawet bessy do 10% kapitału albo mniej. Nie tym razem. Z ostatnich statystyk wynika, że oparte na amerykańskich aktywach strategie 60:40 przyniosły w tym roku utratę 20% kapitału inwestorów. A mówimy o relatywnie bezpiecznym portfelu, który dwucyfrowe straty poniósł ostatnio w 1974 r., a od tego czasu miał tylko sześć ujemnych lat (czyli tracił na wartości średnio raz na 10 lat).
O tym, jak drastyczny jest spadek cen obligacji, świadczy ten wykres dotyczący amerykańskiego rynku papierów dłużnych. Pokazuje on największe tzw. drawndowny (czyli przeceny następujące od poziomu szczytów) w historii funkcjonowania tego rynku. Jak widzicie, dzieje się coś, czego jeszcze nie widzieliśmy.
Pytanie brzmi, czy to jest tak, jak zwykle, iż rynek kapitałowy z wyprzedzeniem dyskontuje kilka chudych lat w gospodarce i wszystkie złe wieści są już „w cenach”. To by oznaczało, że nadchodzi czas, w którym trzeba zagryźć wargi i inwestować pieniądze w taniejące aktywa – czy też zbliża się coś, czego skali jeszcze nie znamy i co przyniesie kilka lat ciężkich strat. Czyli coś, co trzeba przeczekać z gotówką w portfelu, dolarami (czy one są teraz taką superbezpieczną inwestycją?) albo stosując inną „defensywną” strategię.
Twarde lądowanie i zły czas na inwestowanie?
Są dwa argumenty wspierające tezę, że tym razem to nie jest „zwykła” recesja. Pierwszy podsuwa Nouriel Roubini, który kilka dni temu opublikował tekst w Project Syndicate, w którym zapowiedział kłopoty większe, niż oczekujemy.
„Oprócz nadmiernie luźnej polityki monetarnej, fiskalnej i kredytowej, negatywne szoki podażowe spowodowały gwałtowny wzrost cen. Blokady COVID-19 doprowadziły do wąskich gardeł w dostawach, w tym w przypadku pracy. Chińska polityka „zero COVID” stworzyła jeszcze więcej problemów dla globalnych łańcuchów dostaw. Rosyjska inwazja na Ukrainę wywołała falę uderzeniową na rynkach energii i innych surowcach. (…) „Friend-shoring” oraz ograniczenia handlowe i imigracyjne przyspieszają trend deglobalizacji,”
Roubini pisze, iż te wszystkie szoki przyczyniły się do inflacji, a Europejski Bank Centralny, Bank Anglii i amerykańska Rezerwa Federalna zaczęły przyznawać, że miękkie lądowanie światowej gospodarki będzie niezwykle trudne do przeprowadzenia.
„Od czasów II wojny światowej nigdy nie było przypadku, w którym Fed umożliwił swoją polityką miękkie lądowanie gospodarki, w której inflacja wyrwała się powyżej 5% (obecnie jest w USA powyżej 8%). A jeśli twarde lądowanie jest punktem odniesienia dla Stanów Zjednoczonych, jest to jeszcze bardziej prawdopodobne w Europie, ze względu na szok energetyczny i spowolnienie gospodarcze w Chinach”
– napisał Roubini. Co to jest „twarde lądowanie”? Stagflacja po prostu, czyli utrzymywanie się wysokiej inflacji i zerowy wzrost gospodarczy (czyli bankructwa firm, rosnące bezrobocie, spadające dochody ludzi). „Miękkie lądowanie” to samorzutne wygaszenie wzrostu cen surowców (mniejszy popyt, wolniej kręcąca się gospodarka, niższe ceny), umiarkowany wzrost stóp procentowych i pokonanie inflacji z łagodną recesją. Czyli ten wariant, który narysował nam prezes NBP (i szef Rady Polityki Pieniężnej) Adam Glapiński, uzasadniając brak kolejnej podwyżki stóp procentowych w Polsce.
„Amerykańskie i światowe akcje nie wyceniły jeszcze w pełni nawet łagodnego i krótkiego twardego lądowania. Akcje spadną jeszcze o ok. 40% lub więcej. Spodziewam się bowiem poważnego kryzysu zadłużenia stagflacyjnego. Nasilą się oznaki napięcia na rynkach długu: już rosną spready na rynku obligacji rządowych [między mniej i bardziej wiarygodnymi państwami – mój dopisek] i oprocentowanie długoterminowych obligacji. Rynki kredytów lewarowanych i zabezpieczonych zobowiązań kredytowych zamykają się. Najbardziej zadłużone firmy, banki, gospodarstwa domowe, rządy i kraje wchodzą w kłopoty z zadłużeniem”
– uważa Roubini. Drugi argument wspierający tezę, że złe czasy dopiero się zaczynają, to ten, który wskazuje na gigantyczne umocnienie dolara – już ponad 20% w skali roku w stosunku do innych walut. To w przeszłości zawsze przynosiło kłopoty: albo państwa zadłużone w dolarach bankrutowały i pojawiała się „fala uderzeniowa” promieniująca na świat, albo USA wpadały w kłopoty (bo nie były w stanie eksportować swoich towarów po rozsądnych cenach).
A może nie będzie tak źle? I zadziała zasada „Kupuj, gdy leje się krew”
Ale wcale nie musi tak być. To może być też wyjątkowo dobry czas na inwestowanie. Największe banki inwestycyjne wciąż biorą pod uwagę scenariusz, w którym szoki energetyczne się same wygaszą, bo ceny surowców spadną dzięki słabnącej koniunkturze w gospodarce. Łatwiej więc będzie powalczyć z inflacją. A największe światowe gospodarki zniosą nie najgorzej niezbędne podwyżki stóp procentowych (na czele z amerykańską – po najszybszym w historii „pompowaniu” stóp procentowych Fed nie ma na razie w USA ani bezrobocia, ani spadku zysków największych spółek).
Ostatnio Goldman Sachs policzył, że w sytuacji, w której mielibyśmy miękkie lądowanie, jesteśmy już blisko dna bessy na rynkach kapitałowych. Jeśli zaś będziemy mieli „twarde lądowanie”, to bessa na rynkach będzie jeszcze trwała, mniej więcej zgodnie ze scenariuszem prof. Nouriela Roubiniego.
Mamy więc na stole dwie teorie:
– że nadchodzi kilka lat potężnego kryzysu, który spowoduje skurczenie portfeli inwestorów inwestujących na rynkach kapitałowych jeszcze o co najmniej drugie tyle w stosunku do tego, co już stracili.
– że zbliżamy się do sytuacji, w której będziemy w stanie zapanować nad inflacją, bo szoki energetyczne zaczynają wygaszać (ceny surowców już spadają), podwyżki stóp procentowych zaczną działać, a inflacja spadać.
Czy w takiej sytuacji warto inwestować oszczędności na rynku kapitałowym? Czy to dobry czas na inwestowanie? Czy stoimy przed dużą okazją, by napełnić portfele tanimi aktywami i dzięki temu w kolejnych 10 latach mieć dwucyfrowe stopy zwrotu? I to w ujęciu realnym (po potrąceniu inflacji). Tak właśnie bywało w przeszłości, gdy kupiło się akcje „na promocji”, wtedy gdy wszyscy się bali.
Czy teraz jest dobry czas na inwestowanie czy też… jak najgorszy?
Co robić z pieniędzmi, gdy obstawiamy zły scenariusz, a co robić – gdy dobry (jakie branże, jakie rynki obstawiać?). A jak postąpić, jeśli chcemy być kuci na cztery kopyta i przygotować się na oba scenariusze naraz? O tym spierałem się z Pawłem Mizerskim, wiceszefem UNIQA TFI, towarzystwa funduszy oferującego jedne z najtańszych na polskim rynku rozwiązań do globalnego inwestowania (program „Tanie inwestowanie”).
Pokazaliśmy bardzo dużo ciekawych wykresów i przykładowe portfele inwestycyjne na najbliższe lata. A także rady dla tych, którzy uważają, że „coś się święci” i trzeba być gotowym na najgorszy (w tym atomowy) scenariusz. Zapraszam do obejrzenia nagrania tego webinaru:
A poniżej zapis poprzedniego webinaru, na którym – wspólnie z Szymonem Gilem z Michael / Strom Dom Maklerski przedstawialiśmy antyinflacyjny portfel obligacji:
Organizujemy też zamknięte webinary dla pracowników firm – o zarządzaniu domowym portfelem, o wychodzeniu z długów (i rozsądnym zaciąganiu kredytów), o gromadzeniu oszczędności (np. jak zbudować swój pierwszy portfel systematycznego oszczędzania, nie mając doktoratu z finansów), o inwestowaniu pieniędzy (dla początkujących, czyli inwestowanie pasywne, oraz dla bardziej zaawansowanych – o budowaniu własnych portfeli inwestycyjnych), o niestandardowych sposobach lokowania oszczędności (inwestycje alternatywne). To przedsięwzięcia „pod klucz”, dostosowane do potrzeb i poziomu finansowych kompetencji poszczególnych grup odbiorców.
Jeśli jesteś pracodawcą i chcesz dać swoim pracownikom pakiet niezbędnej wiedzy o zarządzaniu pieniędzmi – i żeby to była najwyższa jakość rzetelnej wiedzy opowiedzianej zrozumiałym dla każdego językiem, a to gwarantuje Samcik i jego Ekipa – zgłoś swój pomysł na e-mail kontakt@subiektywnieofinansach.pl i powiedz, jakiej wiedzy o finansach potrzebują Twoi pracownicy w nadchodzących, trudnych czasach. Może będziemy mogli pomóc.
Zapraszam też do nowego newslettera „Subiektywnie o świ(e)cie” – w przyjaznej, acz skondensowanej formie dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć, żeby Twoje pieniądze rosły zdrowo. Najważniejsze wydarzenia, zapowiedzi, historie i polecenia najciekawszych tekstów o finansach i ekonomii w światowych mediach. Do poczytania przy porannej kawie. Zapraszam w imieniu Ekipy. Formularz zapisu na newsletter znajdziesz pod tym linkiem, zaś przykładowy, poniedziałkowy newsletter – żebyś mógł/mogła ocenić czy fajny – jest pod tym linkiem.
Zapraszam też do zapisania się na weekendowy newsletter Samcika, w którym zawsze znajduje się porcja rad dotyczących lokowania oszczędności, inspirujące spostrzeżenia, subiektywnie spojrzenie Samcika na najważniejsze wydarzenia tygodnia (i ich wpływ na nasze portfele w przyszłości) oraz przegląd najciekawszych rzeczy, które Samcik sam znalazł w światowym internecie. Na samcikowy, weekendowy newsletter można zapisać się tutaj.
zdjęcie tytułowe do tekstu: Benjamin Lehman/Caju Gomes/Unsplash