Przez lata pytanie o to, jakie jest hasło do WIFI, było jednym z pierwszych, które zadawaliśmy zaraz po przyjeździe do hotelu. Okazuje się jednak, że coraz więcej turystów ma już dość wszechobecnej technologii. Coraz częściej nie tylko nie potrzebujemy internetu, ale wręcz szukamy miejsc, w których nie mamy możliwości podłączenia się do sieci. Skąd ta nagła zmiana i ile musimy zapłacić za cyfrowy detoks na wakacjach?
Przed nami najcieplejsze miesiące w roku i sezon urlopowy. Czas najwyższy zacząć rozglądać się za wymarzonym miejscem na spędzenie wakacji. Każdy ma swoją wizję idealnego urlopu. Dla niektórych będzie to hotel all inclusive w kurorcie za granicą, niektórzy marzą o aktywnie spędzonym czasie w górach, a jeszcze inni chcą codziennie bawić się w klubie. Są też tacy, którzy w końcu chcą się odłączyć od codziennego stresu, korków, problemów w pracy i… technologii. Jak to zrobić?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Okazuje się, że wcale nie tak łatwo znaleźć miejsce na cyfrowy detoks. Wprawdzie możemy sobie po prostu postanowić, że na wakacjach nie logujemy się do mediów społecznościowych, ale co, jeśli jesteśmy uzależnieni? Pokusa może być zbyt duża. Może być nie do odparcia. Chcąc mieć pewność, że na pewno nie sięgniemy po telefon, lepiej wybrać miejsce, w którym faktycznie nie będziemy mieli możliwości skorzystania z sieci. Jak to zrobić? Opcje są trzy.
Cyfrowy detoks, opcja pierwsza: wyjazd w dzicz
Pierwsza opcja to po prostu wybranie się do miejsca, w którym nie ma zasięgu telefonicznego. Nie jest to takie proste, większość cywilizowanego świata posiada możliwość podłączenia się do sieci. Poszukałam więc w internecie, gdzie najlepiej się wybrać na cyfrowy detoks. Poradniki podróżnicze oferują nam wiele możliwości, często dość ekstrawaganckich.
źródło: queensland.com
Jednym z takich miejsc jest okolica wulkanicznych terenów na Karaibach, gdzie podobno zasięg jest tak słaby, że połączenie się z siecią graniczy z cudem. Możemy wybrać się też na jedną z wysp tzw. Archipelagu Świętej Heleny w południowej części Oceanu Atlantyckiego – na wyspie nie tylko nie zalogujemy się na Instagram, ale nawet do nikogo nie zadzwonimy, bo żadna sieć komórkowa nie ma tam zasięgu.
Interesującym miejscem, jakie udało mi się znaleźć, jest niewielka miejscowość w Zachodniej Virginii w USA, znajdująca się przy Narodowym Centrum Astronomicznym. W pobliżu jest zakaz korzystania nie tylko z sieci internetowej i telefonicznej, zakazane jest nawet używanie automatycznych bram na pilot. Jakakolwiek elektronika może zakłócić działanie teleskopu. W terenie jeżdżą nawet specjalne patrole i kontrolują, czy nikt nie łamie zasad.
Czytaj też: Szalony eksperyment naukowców. Najpierw płacili ludziom za odcięcie się od Facebooka, a potem…
Opcja druga: zabierzcie mój telefon!
Wyjazd na drugi koniec świata, żeby odpocząć od technologii, wydaje się dość ekstrawaganckim pomysłem i z pewnością nie należy do najtańszych. Całkowite odcięcie od cywilizacji może być też trochę ryzykowne. Co jeśli zdarzy się jakiś wypadek i naprawdę będziemy musieli skorzystać z telefonu? W odpowiedzi na takie obawy powstają miejsca dla osób chcących zrobić sobie detoks kontrolowany.
W okolicach Londynu możemy wynająć mini domek z opcją pozbycia się swojego telefonu na 3 dni. Nasze urządzenie zostanie na ten czas zamknięte na kłódkę w specjalnym pojemniku, do którego nie mamy dostępu. Na wypadek nagłej potrzeby zadzwonienia dostaniemy do dyspozycji starą nokię.
Domki są wyposażone również w polaroid, który daje możliwość wykonania 10 zdjęć. Dla uzależnionych od Instagrama może to być pewien zdrowszy substytut codziennej używki. Za 3 noce w bardzo klimatycznym domku na łonie natury zapłacimy niecałe 400 funtów, trochę drożej w weekendy.
źródło: unplugged.rest
Z ciekawym rozwiązaniem spotkamy się w luksusowym niemieckim hotelu. Niektóre ściany w hotelowych pokojach mają możliwość zablokowania transferu danych i wyłączenia sieci komórkowej. Po włączeniu specjalnego guzika w pomieszczeniu przestaje działać nie tylko internet, ale też całkowicie zanika nam zasięg.
Czytaj też: Najpóźniej za 10 lat polecisz na wakacje do hotelu… na orbicie. Oto jak będą wyglądały takie wakacje
Czytaj też: Być w lesie z technologią, czyli natura na wyciągnięcie smartfona
Udało mi się również znaleźć kilka hoteli, które oferują możliwość schowania telefonu zaraz po zarejestrowaniu się w recepcji. Często są to ekskluzywne miejsca spa, które w swojej ofercie mają program detoksu dla ciała oraz umysłu.
W znalezieniu miejsca bez WIFI pomoże nam też polska platforma Slowhop promująca podróże w duchu slow. Strona działa na podobnych zasadach jak Booking.com – możemy wyszukiwać miejsca po lokalizacji, cenach itp. Co ciekawe w dostępnych filtrach mamy do wyboru opcję „brak internetu/WIFI”. I faktycznie w tych lokalizacjach gospodarze, którzy nas goszczą, na naszą prośbę telefon nam zabiorą.
Czytaj też: Siedem miejsc zaprojektowanych po to, żeby wypocząć unplugged
Czytaj też: Dokąd pojechać, żeby zażyć cyfrowego detoksu?
Więcej informacji o miejscach wymienionych wyżej i nie tylko znajdziesz tutaj: Unplugged.rest
Opcja trzecia: Stara cegła zamiast smartfona
Nie każdy będzie czuł się komfortowo, mając świadomość, że obsługa hotelu gdzieś w ukryciu przetrzymuje jego telefon. Dla tych, którym marzy się cyfrowy detoks, ale jednocześnie chcą mieć telefon pod ręką, również jest rozwiązanie. Wystarczy zaopatrzyć się w zwykły telefon, niebędący smartfonem.
Jedną z opcji jest zakup oldskulowego telefonu typu stara dobra nokia. Za takie urządzenie bez wifi zapłacimy ok. 200-300 zł. Udało mi się znaleźć nawet telefon za 50 zł. Takie modele mają przeważnie podstawowe funkcje, kolorowy wyświetlacz, bluetooth, aparat, dyktafon, kilka gier. Niestety dla niektórych to nadal może być zbyt wiele opcji. Osoby przebodźcowane technologią w akcie desperacji mogą scrollowanie Facebooka zastąpić nałogowym graniem w snake’a.
Czytaj też: Technologiczne postanowienia, czyli jak być w sieci fit?
Na szczęście jest (a raczej już wkrótce ma być) też opcja dla osób, które chcą się pozbyć nie tylko internetu, ale też wszelkich bodźców, jakich dostarcza nam telefon. Urządzenie praktycznie bez żadnych dodatkowych opcji poza dzwonieniem stworzyła firma Mudita, której właścicielem jest Michał Kiciński (współudziałowiec CD Projekt).
Flagowy telefon Mudita Pure nie posiada możliwości podłączenia do sieci, więc nie pobierzemy żadnej aplikacji. Zero gier czy innych rozpraszaczy uwagi. Telefon posiada tylko jedną wbudowaną apkę – do medytacji. Wyświetlacz posiada technologię e-ink, czyli taką samą jak czytniki ebooków. Oznacza to brak niebieskiego światła, które utrudnia nam zasypianie.
Pomimo niewielu funkcji urządzenie nie należy do najtańszych, bo będziemy musieli zapłacić za nie 1500 zł – obecnie jest w przedsprzedaży. Choć wydawać by się mogło, że pomysł tworzenia telefonu beż żadnych aplikacji za taką cenę jest niedorzeczny, to okazuje się, że wiele osób go wyczekuje. Środki na utworzenie telefonu firma pozyskała na platformach do robienia internetowych zrzutek. Łączne udało się uzbierać 1,5 mln zł.
Czytaj też: „Próbowałem przeżyć przez tydzień bez smartfona”. Oto zapis bolesnego eksperymentu
Cyfrowy detoks – fanaberia czy znak czasów?
Wszystkie wymienione przeze mnie opcje mogą dla niektórych brzmieć jak fanaberia. W końcu jeśli nie chcesz korzystać na wakacjach z telefonu, to po prostu tego nie rób. Okazuje się jednak, że sprawa nie jest taka prosta. Choć internet ułatwia nam życie, to niestety nowe technologie mają swoją ciemną stronę.
Algorytmy w mediach społecznościowych są tworzone w taki sposób, żebyśmy nie mogli oderwać się od scrollowania. Natrętne sięganie po telefon to nie tylko nawyk, ale też reakcje chemiczne, jakie zachodzą w naszym organizmie. Gdy widzimy nowe powiadomienie, nasz organizm dostaje zastrzyk dopaminy (tzw. neuroprzekaźnik przyjemności), która w nadmiarze może prowadzić do uzależnienia.
Popularnym zjawiskiem związanym z uzależnieniem od telefonu jest FOMO – fear of missing out, czyli lęk przed tym, że coś nas ominie. Osoby zmagające się z tym syndromem stale sprawdzają wiadomości i portale społecznościowe, w obawie przed wykluczeniem. Wg danych Akademii NASK mniej więcej 16% internautów zmaga się z FOMO.
Główną grupą ryzyka, której grozi uzależnienie od telefonu, są osoby młode. I w sumie nic dziwnego. Nowe technologie są im znane od urodzenia, a smartfony, tablety itp. otaczają ich wszędzie, nawet w szkole. Nie oznacza to jednak, że osoby starsze nie mają problemu. Wystarczy rozejrzeć się w autobusie czy kolejce do lekarza. Większość osób niezależnie od wieku jest wpatrzona w telefon.
Uzależnienie od telefonu jest leczone w gabinetach psychoterapeutycznych i jest uznane jako zaburzenie behawioralne, definiowane jako kompulsywna utrata kontroli impulsów. Nawet jeśli nie jesteśmy uzależnieni, to nadmiar technologii w życiu może mieć wiele negatywnych konsekwencji – bezsenność, problemy z koncentracją, zaburzenia lękowe i wiele innych. Dlatego czasem faktycznie warto zapłacić, za możliwość bycia offline. Nadchodzące wakacje wydają się być idealnym czasem na takie plany.
Czytaj też: Pięć zasad higieny technologicznej. Jak się odspawać i nie zwariować?
zdjęcie tytułowe: Avdalyan/Unsplash