Po trzech latach przerwy resort finansów ponownie zaoferował Polakom odrobinę emocji w jednej z najnudniejszych form oszczędzania. Część inwestorów, którzy w marcu kupią specjalne obligacje skarbowe, zainkasuje ponad 10% zarobku w rok i to niemal bez ryzyka. Do wygrania są też wyższe nagrody. Obligacje premiowe dają całkiem przyzwoite oprocentowanie, nawet pomijając finansowy bonus. Ale czy warto w nie zainwestować ze względu na nagrody?
Detaliczne obligacje skarbowe mocno zyskały na popularności w ostatnich latach i nawet jeśli ktoś nie lokuje w nich oszczędności, to na pewno o nich słyszał. W ofercie Ministerstwa Finansów jest kilka punktów stałych: obligacje o stałym oprocentowaniu (3-miesięczne, 2-letnie), obligacje z oprocentowaniem opartym o stawkę WIBOR (3-letnie) oraz obligacje indeksowane inflacją (4-, 6-, 10- i 12-letnie).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co miesiąc w ten sposób inwestujemy miliardy złotych, a obligacje z roku na rok zyskują na popularności. W 2019 r. średnia sprzedaż inwestycji oszczędnościowych wyniosła 1,4 mld miesięcznie, w 2020 r. było to o miliard więcej, w 2021 r. dołożyliśmy kolejny miliard z górką, a w styczniu i lutym wkładaliśmy przeciętnie 4,1 mld zł w te obligacje.
Nie wszystkie te środki to nowe pieniądze, ok. 20-25% co miesiąc pochodzi z zamiany obligacji wcześniejszej emisji, czyli „rolowania”. Bo kiedy nadchodzi moment wykupu obligacji przez Skarb Państwa, możemy – zamiast wypłacać gotówkę – dostać równowartość w nowo emitowanych obligacjach. Rząd zachęca do tego: jeśli za nowe obligacje płacimy starymi, oszczędzamy 10 gr za sztukę, co podnosi naszą stopę zwrotu o 0,1 pkt procentowego.
Nowością w marcowej ofercie są obligacje premiowe. A więc takie, które… pozwalają nie tylko zarobić procent, ale i dostać finansową nagrodę. Dotychczas Ministerstwo Finansów przeprowadziło dwie oferty takich papierów – w 2018 i 2019 r. Potem pomysł zarzuciło, bo obligacje schodziły jak świeże bułeczki i nie trzeba było promować tej formy oszczędzania w nietypowy sposób.
Dlaczego teraz pomysł wrócił? Powody nie mają w sumie większego znaczenia, aczkolwiek niektórzy zauważają zbieżność terminu wprowadzenia tych obligacji na rynek z wybuchem wojny w Ukrainie. Czyżby Ministerstwo Finansów obawiało się, że Polacy zaczną rezygnować z inwestycji w obligacje z powodu niepewności? Ale równie dobrze to mógł być przypadek. Dlatego zamiast spekulować zajmijmy się sprawdzeniem, czy warto kupić obligacje premiowe.
Jakie są parametry obligacji premiowych? Jaka jest szansa na trafienie bonusu?
Zacznijmy od podstawowych wskaźników. Jednoroczne obligacje premiowe (seria POS0323) są oprocentowane 1,5% w skali roku. Już na tym etapie widać, że są korzystną alternatywą dla obligacji 2-letnich, które dają także 1,5% w skali roku, jednak na dłużej „zamrażają” nam oszczędności.
Napisałem „zamrażają” w cudzysłowie, bo w każdej chwili można się z tych inwestycji wycofać. Traci się wtedy część odsetek, więc nie należy robić tego pochopnie, ale wiadomo przecież, że różne są w życiu sytuacje. Na zwrot środków trzeba poczekać pięć dni roboczych. W przypadku obligacji premiowych w przypadku wycofania się przed wykupem tracimy także szansę na wylosowanie bonusu na koniec oszczędzania.
Jeśli chcemy zainwestować w te instrumenty, to trzeba się pospieszyć – sprzedaż trwa tylko do końca marca, a do tego jest limitowana. Łącznie Ministerstwo Finansów dopuszcza emisję obligacji o wartości maksymalnie 3 mld zł, czyli 30 mln sztuk tych papierów. Na szczęście program premiowy jest tak zaprojektowany, by liczba nagród rosła proporcjonalnie do liczby sprzedanych obligacji – dzięki temu nasze prawdopodobieństwo wygranej nie zmniejsza się przez to, że inni też inwestują.
A jakie jest to prawdopodobieństwo? Moim zdaniem nie na tyle wysokie, by na nadziejach na premię opierać decyzję inwestycyjną. Jest pięć stopni premii: od 10 zł do 100 000 zł. Każdy kolejny próg jest 10 razy większy niż poprzedni.
Ile takich premii będzie rozlosowanych? Tak jak wspomniałem, liczba premii jest zależna od tego, ile ludzie kupią obligacji. I tak: 100 000 zł trafi do 0,0002% kupujących. To oznacza, że jeśli sprzedałaby się cała oferta (za 3 mld zł), najwyższą premię wylosowaliby posiadacze 60 obligacji.
Bonus w wysokości 10 000 zł wylosuje 0,002% obligacji, czyli w opisanym powyżej przypadku – przyznanych będzie 600 takich bonusów. Dalej jest analogicznie. Największe szanse są na trafienie najniższej nagrody. Dycha trafi do właścicieli 2% obligacji premiowych. A więc jeden na 50 inwestorów poza zwrotem 100 zł – tyle wynosi wartość nominalna jednej obligacji – oraz poza odsetkami (1,2 zł po opodatkowaniu) dostanie jeszcze 10 zł. Oznacza to, że stopa zwrotu rośnie do 11,2% w skali roku.
Czy gra jest warta świeczki? Gdybyśmy mieli wolne 3 mld zł i kupili całą emisję, to po roku dostalibyśmy z powrotem nasz kapitał, plus 45 mln zł odsetek (1,5%), a do tego wszystkie premie – cała pula nagród wynosi 30 mln zł, a więc 1%. Stopa zwrotu rośnie więc do 2,5% Nie jest to szalony wynik, ale wielu innych korzystniejszych form odłożenia pieniędzy na rok – i to bez poważniejszego ryzyka – nie ma.
Jeśli nie kupimy całości emisji, to przychodzi nam liczyć na szczęście. Można posiłkować się rachunkiem prawdopodobieństwa, ale wyliczenie optymalnej strategii zależy od wielu zmiennych. Czy ewentualny urobek z takiego statystyczno-matematycznego ćwiczenia jest warty wysiłku? Cóż, jeśli i tak planowałeś inwestować w obligacje, to związany z tą ofertą los na loterię może być dodatkowym argumentem. Ale jest to jakby inwestowanie 100 zł, żeby mieć 1:50 szans na wygranie 10 zł oraz znacznie mniejsze szanse na wygraną np. 100 000 zł.
Dla kogo obligacje premiowe? Czy warto je kupić?
Zastanawiasz się, czy kupić obligacje premiowe? Oto trzy pytania, na które powinieneś sobie odpowiedzieć, zanim podejmiesz decyzję.
1. Zaczynasz przygodę z inwestowaniem? Obligacje oszczędnościowe to dobry produkt na start. Niskie ryzyko, przyzwoite stopy zwrotu, gwarancja, że nie stracimy kapitału. Jeśli zastanawiałeś się, kiedy kupić pierwsze papiery, to to może być moment dla Ciebie. Dostaniesz 1,5% i weźmiesz udział w loterii, masz 2% szans na podniesienie oprocentowania do 11,2%. I drobną szansę na jeszcze większe nagrody.
2. Masz już portfel obligacji? Odłóżmy na chwilę premię i spójrzmy na podstawowe parametry obligacji premiowych. Wypełniają one lukę w zakresie zapadalności, jeśli chodzi o różne rodzaje oferowanych przez rząd obligacji – między 3-miesięcznymi papierami a 2-letnimi jest spory dystans. Jednoroczne papiery tę dziurę – także w portfelu obligacyjnego inwestora – mogą zapełnić.
Mają też relatywnie korzystne oprocentowanie. „Klasycznie” rentowność powinna być tym wyższa, im dłużej trzeba czekać na wykup. Tutaj obligacje premiowe mają potencjalnie wyższą stopę zwrotu niż 2-latki z podstawowej oferty. Z drugiej strony, dla osób, które są skłonne zainwestować na dłużej, lepszym pomysłem mogą być obligacje 10-letnie, których oprocentowanie uzależnione jest od inflacji (plus marża).
Przy tak wysokim poziomie inflacji, jaki mamy dziś, wyemitowane w 2020 r. obligacje 10-letnie oferują 10% odsetek. Bez losowania. Dla każdego posiadacza. O tym, które obligacje najlepiej kupić na krótko, a które na długo, czytaj w tym poradniku.
3. Wahasz się między obligacjami a lokatami bankowymi? Z danych NBP wynika, że średnie oprocentowanie nowych lokat o długości od 6 miesięcy do 1 roku w styczniu wyniosło 1,7%. To nieco więcej niż oferują obligacje premiowe. Banki jednak rzadko oferują coś z dobroci serca i do skorzystania z wyżej oprocentowanych depozytów dokładają warunki – jak np. konieczność zapisania się na inne produkty, zgody marketingowe itp.
Szczegóły oferty opisane są w liście emisyjnym.
Źródło zdjęcia: Pixabay