Nasz czytelnik kupił sobie buty w angielskim e-sklepie z dostawą do Polski. Ale realizacja wysyłki po Brexicie to nie jest już bułka z masłem. Żeby odjąć klientowi formalności celnych, firma kurierska uszczęśliwiła go pomocą, ale i „opłatą administracyjną”. A pan Mateusz się nie zgodził. I mówi, że tu nie chodzi o pieniądze, ale o zasady. „Niech mnie pozwą. Nie zapłacę, bo o nic takiego nie prosiłem” – grzmi pan Mateusz. Ale czy nawet jakby chciał, to czy mógłby się jej zrzec? Jak dziś zamawiać przesyłki ze sklepów po drugiej stronie kanału La Manche?
Brytyjczycy, tak jak chcieli, są wreszcie wolni. Od Unii Europejskiej i jej krępujących ruchy regulacji. Ale ich wolność nie smakuje tak, jak się tego spodziewali. Wystarczy wspomnieć, że ciągle na Wyspach brakuje 100 000 kierowców, a w sklepach może zabraknąć wędlin przed świętami, bo nie ma komu pracować w rzeźniach i masarniach.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Władze jednak są nieugięte. „Nie będzie powrotu do starego modelu gospodarczego opartego na niekontrolowanej imigracji i niskich płacach” – powiedział premier Boris Johnson. Zamiast niskich płac są podatki, cła i biurokracja na granicach. Na przykład z powodu wysokich ceł, które czasem wyliczane są na jedną trzecią wartości produktu, Brytyjczycy nie chcą odbierać od kurierów zakupów zrobionych w europejskich sklepach internetowych.
To działa też w drugą stronę – i nie chodzi tylko o cła. Nasz czytelnik odebrał właśnie lekcję na temat opłat dodatkowych, bo taką doliczyła mu globalna firma kurierska FedEx. Intencje były dobre, bo chodziło o wygodę i komfort klienta. Ale wyszło, jak wyszło…
Firma kurierska, kamasze, VAT, cło i Brexit. A w środku pan Mateusz
Wielka Brytania kiedyś naprawdę była wielka – imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce. Ciągle jest tak, że gdy ktoś chce zrobić porządne zakupy, to leci do Londynu. Albo przynajmniej zamawia w Londynie. Tak było w przypadku naszego czytelnika. Zapragnął kupić w jednym z angielskich sklepów wysyłkowych austriackie kamasze (Austrian Army Lightweight Leather Combat Boots) za 35 funtów (dziś są już droższe o 4 funty, wiadomo – inflacja).
Panu Mateuszowi musiało na tych butach bardzo zależeć, bo dostawa kosztowała prawie drugie tyle, co same kamasze – 22,5 funta. A i tak koniec końców finalny rachunek okazał się jeszcze wyższy. Dlaczego? Jak się kupuje teraz towary z Wysp Brytyjskich?
Po pierwsze cło, a w zasadzie jego brak. Handel między Unią a Wielką Brytanią jest bezcłowy, o ile towary zostały wyprodukowane na jednym z tych dwóch obszarów. Jeśli np. angielski sklep sprzedaje polskiej kawiarni niemieckie krzesła, to wtedy cła nie ma. Ale jeśli towar został wyprodukowany poza Unią, płaci się cło, a informacje o stawkach mają rozmiar encyklopedii.
Po drugie VAT. Jeśli przesyłka wysyłana z Anglii jest prywatna, to nie trzeba płacić VAT-u, o ile jej wartość jest niższa niż 39 funtów. W przypadku przekroczenia tej wartości VAT jest doliczany do rachunku odbiorcy. Standardowy VAT w Anglii wynosi 20%. Jeśli nadawcą jest firma, VAT płacić trzeba zawsze. Do niedawna przesyłki o wartości poniżej 22 euro były z niego zwolnione, ale od 1 lipca już nie. To podstawowe zasady, bo połapanie się w szczegółach jest karkołomne – wiele zależy od tego, czy dany produkt jest z pochodzenia brytyjski czy chiński, ale sprzedaje go angielski sklep.
Nasz czytelnik zapłacił 57,5 funtów za buty i za przesyłkę, która została dostarczona wzorowo. Ale po jakimś czasie dostał pocztą kolejną fakturę do zapłaty. Były tam trzy wyszczególnione pozycje (już bez butów i bez kosztów przesyłki).
- VAT pierwotny – 82 zł (czyli nie ten „unijny”, bo jego nie powinno być – towar był wart mniej niż 39 funtów)
- opłata za zabezpieczenie należności celnych – 24,6 zł
- wartość podatku VAT za zabezpieczenie należności celnych – 5,66 zł
Pan Mateusz czuł, że ktoś go robi w trąbę. Zaczął dociekać, skąd się wzięło tyle dodatkowych opłat? VAT-u przecież nie powinno być w ogóle. Napisał więc do FedExu, czyli firmy kurierskiej, która najpierw dostarczyła mu towar, a potem przysłała dodatkowe opłaty.
„Żądają Państwo zwrotu zapłaconego VAT-u w wysokości 82 zł, zaś wartość towaru to 35 funtów, czyli w przybliżeniu 187 zł. Nawet gdyby liczyć 23% VAT od tej kwoty, to wyszłoby ok. 43 zł. Państwo chcą dwa razy więcej. Nie zamierzam tego płacić”
– napisał pan Mateusz. Ale firma ze stoickim spokojem odpisała:
„Należności przywozowe są wyliczane na podstawie wartości celnej, do której wliczany jest również koszt transportu przesyłki [czyli 22,5 funta – mój dopisek], który pobierany jest z systemu przewoźnika, w przypadku braku określenia jego wartości na dokumentach załączonych do odprawy celnej. Czyli VAT liczy się od 57,5 funtów”
– brzmi odpowiedź. Ale 82 zł dla pana Mateusza to ciągle było za dużo i odpisał, że zapłaci, ale 70,71 zł – tyle z jego wyliczeń miał wynieść prawidłowo naliczony VAT zgodny z przelicznikiem kursowym na ówczesny dzień. Firma odpisała, że dobrze, niech podatek wyniesie 69 zł i zamykamy sprawę. Koniec części pierwszej. Ale skąd wzięło się 24,6 zł dodatkowej opłaty celnej?
Czytaj też: Płatność kartą za przesyłkę kurierską? Mission impossible. Zamiast terminala… oferta podwózki do bankomatu
Firma kurierska dolicza prowizję za fatygę. A czytelnik mówi, że nie zapłaci
Pozycja na fakturze była opisana w dwóch miejscach jako opłata za zabezpieczenie należności celnych/opłaty administracyjne objęte 23% VAT. Czym tak naprawdę jest ta opłata, tłumaczy sam FedEx na załączonej do faktury ulotce. Jeśli firma uiszcza opłaty importowe w moim imieniu, muszę zapłacić jej za to prowizję – w końcu nie ma nic za darmo. Ale w tym przypadku opłaty importowe to była tylko czysta formalność – wystarczyło doliczyć VAT. Czy to usprawiedliwia 24,6 zł „prowizji”?
„To jakieś nieporozumienie! Opłacenie podatków w moim imieniu bez zamówienia takiej usługi jest w mojej ocenie wątpliwą praktyką – przedsiębiorca niejako „skazuje” mnie na własny proces reklamacyjny, odbierając możliwość wykazania wartości sprzedaży, opierając się na dowodzie zakupu, bezpośrednio przed Służbą Celną”
– mówi pan Mateusz. I ma po części rację – chodzi o weryfikację rzeczywistej wartości do zapłaty VAT-u. I kontynuuje:
„Prawdziwym problemem, który przypuszczalnie jest działaniem systemowym na szeroką skalę, jest sprzedaż usługi, która nie została zamówiona. Przedsiębiorca nie daje mi wyboru, czy chcę, żeby opłacił należności celne w moim imieniu za dodatkową opłatą, czy wolę poczekać dłużej na przesyłkę, ale nie ponosić dodatkowych kosztów. Po prostu opłaca te należności w moim imieniu, dodając usługę do faktury na kwotę nieznaczną, ale niekoniecznie pomijalną na przykład w kontekście ogólnej wartości całej przesyłki.
Rozumiem oburzenie pana Mateusza. Z zewnątrz wygląda to jak dodatkowa prowizja za „odprawę” przesyłki, przy czym nie wiemy, jak dużo czasu i wysiłku musi na to poświęcić firma kurierska. Możliwe, że jej koszty wynoszą tyle co nic. Z drugiej strony każda paczka musi przejść odprawę celną, za którą odpowiada firma kurierska (a raczej wynajęta przez nią do tego agencja celna) – to podnosi koszty i nawet jeśli na końcu nie ma żadnego cła, to ktoś tę dodatkową robotę musi zrobić.
Wolny handel, ale trochę jednak spętany. Za co jest opłata za załatwianie formalności?
Czy można tych opłat uniknąć i samemu regulować należności? Zapytałem o to w kilku firmach kurierskich i poszperałem w internecie. Niestety, jesteśmy nie tylko „skazani” na usługi firmy kurierskiej, ale nigdy do końca nie będziemy pewni, ile wyniosą opłaty i jak zostanie naliczony VAT (jak widać na przykładzie historii pana Mateusza kwota VAT-u została ustalona „uznaniowo” i została poprawiona).
Jak podaje firma Euro-Paka, porównywarka ofert firm kurierskich, zamawianie paczek z Wielkiej Brytanii jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Np. w firmie DPD opłata celno-importowa, którą płaci klient, wynosi 6,05 euro, w Poczcie Polskiej – 9 zł. I że takie dodatkowe opłaty to standard. Firmy informują na swoich stronach internetowych, że odprawią mi przesyłkę i opłacą w moim imieniu wszelkie należności celno-podatkowe. „By paczka dotarła na czas”. A ile wyniosą te opłaty? To jak rzut kostką.
– „Jeśli przesyłkę nadaje sklep do osoby indywidualnej, albo firma do firmy, to nie ma ucieczki przed takimi opłatami. Każdą paczkę trzeba odprawić, zapłacić podatek, to jest sporo roboty, którą ma do zrobienia agencja celna. Firma kurierska musi za to zapłacić, a opłatę przerzuca na klientów. Państwa czytelnik nawet jakby chciał, to nie mógłby odprawić sam paczki. Niestety, wiemy to z własnego doświadczenia i widzimy, że klienci nie czytają regulaminów i potem kierują do nas pytania, dlaczego firma pobrały opłaty”.
– mówi nam Jakub Maksymiuk z firmy Euro-Paka i dodaje, że opłaty celno-importowe są i były pobierane w przypadku przesyłek spoza Unii Europejskiej.
Należności celno-podatkowe zależą od wielu czynników, między innymi od wartości towaru, stawki celnej i podatkowej, kosztów za transport i ubezpieczenie przesyłki, pochodzenia towarów, wagi przesyłki itp. Czyli nie ma żadnego obiektywnego benchmarku – za każdym razem te opłaty mogą się trochę różnić.
Oto nowy, „wspaniały” pobrexitowy świat. Świetnie, że wynegocjowaliśmy teoretyczną umowę o bezcłowym handlu Wielkiej Brytanii z UE. Ale czy naprawdę chodziło o to, żeby paczki były „stopowane” i sprawdzane na granicy, a konsumenci ponosili z tego tytułu bezsensowne opłaty?
Pan Matusz wie, że 25 zł to nie majątek, ale twierdzi, że tak tego nie zostawi. Deklaruje, że nie zapłaci. „Zamawiałem i będę zamawiał towary z Wielkiej Brytanii, więc sprawa (i jej rozwiązanie) są dla mnie w pewnym sensie precedensowe” – dodaje. A firma FedEx? Nie odpowiedziała na moje pytania.
źródło zdjęcia: PixaBay