Każdy, kto ma odłożone pieniądze – coś więcej, niż finansową poduszkę bezpieczeństwa, czyli pieniądze na czarną godzinę – zapewne od czasu do czasu myśli co z nimi zrobić, żeby uzyskać kilka procent rocznego zysku. Czasy są takie, że choćby 3-4% wzrostu wartości oszczędności jest niezłym osiągnięciem, pozwalającym nieco powiększyć realną wartość posiadanych pieniędzy i tym samym uchronić się przed inflacją. Dziś kilka podpowiedzi jak się do tego zabrać, wykorzystując akcje, obligacje i fundusze ETF dostępne poprzez biuro maklerskie
Żeby ten cel osiągnąć trzeba poświęcić dłuższą chwilę i zaplanować swój portfel długoterminowych inwestycji. Taki, w którym byłoby miejsce i dla bankowych depozytów i dla rządowych obligacji i dla funduszy lub ETF-ów lokujących na całym świecie, a być może również dla inwestycji alternatywnych, takich jak metale szlachetne, czy nieruchomości.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dobrze skonstruowany portfel jest jak solidna budowla, która jest na tyle dobrze zbalansowana, że utrzyma się nawet przy potężnym trzęsieniu ziemi.
Chodzi przede wszystkim o to, żeby poszczególne elementy portfela w pewnym stopniu wzajemnie się uzupełniały. Jeśli jeden z nich słabuje, to inny powinien w tym samym czasie zyskiwać. Portfel, który ma różne „oblicza”, nigdy nie będzie zyskiwał po kilkadziesiąt procent rocznie w czasie hossy, ale też nie przyniesie utraty prawie wszystkich pieniędzy w przypadku krachu.
Właśnie tak wygląda mój prywatny portfel, który nazywam „funduszem spełniania marzeń”. W dobrych czasach wyciskałem z niego do tej pory 6-7% w skali roku, w złych – 1-2%, a zdarzało się, że i lądowałem minimalnie pod kreską. Teraz – gdy stopy procentowe spadły niemal do zera, zapewne będę musiał zadowolić się niższymi wynikami.
Ale w długim horyzoncie śpię spokojnie, bo moje oszczędności zyskują na wartości, a ja jestem zabezpieczony na każdą rynkową okoliczność. Tak przynajmniej było do tej pory, choć oczywiście nie mam żadnej gwarancji, że i w kolejnych 20 latach to się będzie sprawdzało. Ale powinno, skoro sprawdzało się przez poprzednich 20 lat.
————————-
Ten tekst jest częścią akcji edukacyjnej „Inwestuj świadomie”, którą prowadzę wspólnie z Biurem maklerskim mBanku. Zajrzyj koniecznie na stronę akcji, która jest pod tym linkiem. Jeśli masz dodatkowe pytania w związku z akcją, felietonami lub ofertą Partnera, to pisz na maciej.samcik@subiektywnieofinansach.pl. Szukaj na „Subiektywnie o finansach” tekstów oznaczonych tym znaczkiem:
————————-
Na czym polega to balansowanie portfela? Jeśli w dół idą akcje, to być może częściowo zamortyzuję straty dzięki rosnącym cenom obligacji i złota. Jeśli polski złoty się osłabia, to mam dodatkowe zyski dzięki funduszom denominowanym w euro i dolarach. Gdy rynki wschodzące (głównie azjatyckie, których jestem fanem) słabują, to zwykle straty powetuję sobie większym wzrostem akcji amerykańskich. I tak, za przeproszeniem, wkoło macieju.
Zbudowanie takiego spokojnego, zrównoważonego, długoterminowego portfela nie wymaga studiowania finansów. Podstawą jest zawsze kapitał przechowywany w banku, do którego dokładamy po kolei bardziej „zaawansowane” klocki. Na początku stanowią one 5% wartości portfela, potem możemy zwiększyć je do 10%, by docelowo nawet większość pieniędzy – jeśli ktoś jest gotowy na ryzyko większej wahliwości portfela – pracowała na rynku kapitałowym.
Oczywiście: zawsze w bezpiecznych formach lokowania oszczędności powinniśmy utrzymywać tzw. poduszkę bezpieczeństwa, czyli równowartość półrocznych (a najlepiej rocznych) – kosztów utrzymania. Dopiero nadwyżkę warto skierować na rynek kapitałowy. Jakimi zasadami się kierować dobudowując kolejne „klocki” do naszych inwestycji?
Po pierwsze: ustalamy horyzont inwestowania
Jeśli pieniądze zbieramy na jakiś konkretny cel, to on de facto determinuje co możemy z tymi pieniędzmi zrobić. Jeśli za pięć lat chcę sobie kupić mieszkanie, to mój portfel nie może być złożony w większości z akcji. Ale jeśli zbieram pieniądze na czas, w którym nie będzie mi się już chciało pracować (za 20 lat lub dłużej) mogę rozważyć wejście na rynek kapitałowy z większymi pieniędzmi.
Rynek kapitałowy przez ostatnich 120 lat dawał przeciętnie 6,7% zysku w skali roku – i to realnego, już po uwzględnieniu inflacji (są na ten temat różne wyliczenia, poniżej ciekawy wykres, źródło tutaj).
Po drodze oczywiście zdarzały się krachy i załamania, ale statystycy policzyli, że przy 20-letnim horyzoncie inwestowania wahania cen w zasadzie przestają mieć znaczenie – w tak długim okresie akcje niemal zawsze zyskują na wartości (mniej lub bardziej). A przynajmniej tak było w dotychczasowej historii rynku kapitałowego, co oczywiście nie daje gwarancji, że przez kolejnych 200 lat będzie tak samo. Ale w coś trzeba wierzyć.
Poniżej tabelka z wynikami wszystkich możliwych inwestycji 20-letnich z większym lub mniejszym udziałem akcji. Granatowe i niebieskie kolory na tortach to udział akcji w modelowych portfelach, żółte i zielone to obligacje i gotówka. W pierwszym wierszu 20-letnia średnia stopa zwrotu na podstawie wszystkich możliwych wariantów tak długiej inwestycji. A w czwartym i piątym wierszu – najgorsza i najlepsza 20-latka.
Jeśli więc inwestujesz z myślą o tym, że będziesz potrzebować pieniędzy za trzy lata – w grę wchodzą tylko bezpieczne lokaty kapitału. Jeśli za pięć-siedem lat – możesz rozważyć udział inwestycji na rynku kapitałowym o wielkości najwyżej 20-25% wartości portfela. Jeśli za dwadzieścia lat – masz pełną dowolność w lokowaniu oszczędności.
Po drugie: sprawdzamy apetyt na ryzyko
Dlaczego tylko na ryzyko? Bo apetyt na zysk wiadomo, że mamy. Jesteśmy już duzi i znamy na pamięć zasadę „im większy zysk, tym większe ryzyko”. W długiej perspektywie największe zyski przez ostatnich 200 lat dawały akcje spółek, ale w krótkiej perspektywie to one najbardziej się wahały.
Jak sprawdzić swoją odporność nerwową na wahania wartości inwestycji? To proste: załóżmy, że masz 90% pieniędzy na lokatach i w obligacjach (wyciągasz z nich 1% rocznie), a 10% pieniędzy w akcjach. W przypadku krachu akcje traciły do tej pory na wartości zwykle 30-40 %.
Załóżmy, że mówimy o 10.000 zł. Zatem z 9.000 zł ulokowanych bezpiecznie masz 90 zł w miarę pewnego zysku, zaś z 1.000 zł ulokowanego na rynku kapitałowym możesz w negatywnym scenariuszu, o ile rynek zachowa się typowo dla poprzednich krachów – stracić 300 zł. I że w jakimś roku z Twoich 10.000 zł będziesz miał 9.790 zł. W dobrym scenariuszu na części „kapitałowej” możesz zarobić 20-25% w skali roku. Wtedy do 90 zł zysku z bezpiecznej części portfela dołożysz 250 zł zysku z akcji. A to da łącznie 10.340 zł.
Podobny rachunek zrób dla sytuacji, w której 30% pieniędzy lokujesz na rynku kapitałowym, a 70% w bezpieczny sposób. Jeśli liczby, które otrzymasz (w najczarniejszym scenariuszu spadek wartości portfela z 10.000 zł do 9.000 zł) Cię nie przerażają – jesteś gotowy/gotowa na bardziej odważne lokowanie oszczędności. Odważne, czyli – przypomnijmy – długoterminowo bardziej profitujące (przynajmniej tak było przez ostatnich 200 lat), ale wiążące się z koniecznością zamrożenia kapitału na dłużej i akceptacją możliwości, że będzie się wahał, niekiedy całkiem solidnie.
Po trzecie: ustalamy czym będziemy budowali kapitał
Niezależnie od tego, czy na rynek kapitałowy pójdzie docelowo 10%, 30%, czy 70% Twoich pieniędzy, musisz zdecydować jakich instrumentów użyjesz, by budować swój portfel inwestycji. Do wyboru masz fundusze obligacji z całego świata, fundusze lokujące w akcje światowych koncernów oraz ETF-y odzwierciedlające notowania różnych indeksów akcji, surowców, czy nawet obligacji. Ja nie stawiam jednoznacznie na żaden instrument – mam każdego po trochu.
Najprościej zacząć od instrumentu możliwie jak najbardziej tematycznie i geograficznie „szerokiego” (np. akcje największych firm z całego świata, globalne obligacje rządowe lub korporacyjne) i dopiero gdy portfel już okrzepnie i będzie coraz bogatszy, uzupełniać go o „tematyczne” inwestycje, np. spółki biotechnologiczne, czy obligacje rynków wschodzących.
To naprawdę nie jest trudne – fundusz lub ETF akcji globalnych można kupić przez internet, za pomocą kilku kliknięć na ekranie. Coraz częściej tego typu usługi są wręcz „przyspawane” do twojego konta bankowego.
———————-
ZAPROSZENIE:
Jeśli chciał(a)byś uzupełnić swoje inwestycje o akcje najpotężniejszych spółek z całego świata lub fundusze ETF to możesz skorzystać z oferty m.in. Biura maklerskiego mBanku, mojego partnera w tym cyklu edukacyjnym. Oferuje ono możliwość taniego (bezpłatny rachunek) i łatwego (niemal na jeden klik) inwestowania w akcje takich spółek, jak Amazon, Alibaba, czy Apple (a także innych, które niekoniecznie zaczynają się na literę „a” ;-)). Pod tym linkiem znajdziesz szczegóły oferowanych przez mBank rozwiązań. Możesz dzięki nim inwestować zarówno w Polsce, jak i za granicą (na giełdach w Warszawie, Nowym Jorku, Londynie i Frankfurcie). Możesz inwestować w akcje, fundusze ETF i obligacje.
Osobiście już od dłuższego czasu korzystam z eMaklera (to usługa maklerska „przyspawana” do konta osobistego w mBanku), kupując za jego pośrednictwem m.in. globalne fundusze inwestycyjne. Jestem klientem mBanku, więc możliwość łączenia obsługi bankowej i maklerskiej to dla mnie hit. Ale rachunek w Biurze maklerskim mBanku można mieć oczywiście nie posiadając konta osobistego w tym banku.
Szczególnie zwróciłbym Twoją uwagę na funkcję „Tematy inwestycyjne”, czyli nową opcję upraszczającą wyszukiwanie potencjalnych inwestycji. Jeśli np. chcę zainwestować w złoto, akcje spółek technologicznych albo azjatyckich, to nie muszę przeszukiwać setek skrótów i nazw papierów wartościowych – zamiast tego znajduję odpowiedni „temat”, a tam czeka już konkretna, dopasowana do niego inwestycja. Bardzo, bardzo fajna opcja dla początkujących. Tutaj więcej szczegółów.
W Biurze maklerskim mBanku można założyć rachunek całkowicie zdalnie, zachęcam do spróbowania, tutaj szczegóły. To opcja dla tych, którzy nie mają konta w mBanku, a chcieliby mieć rachunek w Biurze maklerskim mBanku. Dla początkujących inwestorów mBank przygotował też informacje o tym, jak zacząć samodzielnie inwestować, znajdują się one pod tym linkiem.
———————-
Po czwarte: dekretujemy systematyczność
W inwestowaniu bardzo ważna jest systematyczność, czyli inwestowanie pieniędzy w stałych odstępach czasu, równymi porcjami. Nieważne czy będzie to 5.000 zł, czy 50.000 zł na kwartał – ważne, żeby interwały i kwoty były zawsze takie same. Dzięki temu unikamy niebezpieczeństwa, że zainwestujemy większą kwotę pieniędzy w wyjątkowo złym momencie.
W takiej systematyczności bardzo pomaga powiązanie usługi maklerskiej z kontem w banku, bo wtedy sprawa ogranicza się do jednego przelewu lub zlecenia stałego realizowanego raz na jakiś czas. Monitoring i podgląd inwestycji też jest wtedy łatwiejszy i przyjemniejszy. Mamy w jednym miejscu, w jednym banku „centrum sterowania” naszymi wszystkimi oszczędnościami.
Po piąte: pilnujemy kosztów
Kupowanie funduszy inwestycyjnych, ETF-ów, czy obligacji może się wiązać z wysokimi opłatami manipulacyjnymi. Ostatnio pośrednik finansowy zaproponował mi zakup porządnego funduszu inwestującego w obligacje z całego świata (od jednej z najbardziej renomowanych asset managerów amerykańskich). Ucieszyłem się, ale szybko uśmiech zamarł mi na ustach, bo dowiedziałem się, że opłata manipulacyjna przy zakupie tego funduszu wynosi… 3,5%.
Byłoby to do przełknięcia, gdyby nie fakt, że średni zysk z inwestycji w ten fundusz przez ostatnich pięć lat wynosił średnio 2% w skali roku. Jak na obecne warunki i stopy procentowe – przyzwoicie. Tylko przez pierwsze dwa lata moje pieniądze pracowałyby na prowizję pośrednika. Nie skusiłem się.
Jeśli się da, wybieram możliwość samodzielnego inwestowania przez internet, przeważnie pozwala to zbić do zera lub bardzo obniżyć prowizje. W przypadku zakupów akcji zagranicznych spółek, funduszy inwestycyjnych, ETF-ów, czy obligacji – warto się upewnić ile wynosi prowizja maklerska i tak skalibrować kwotę transakcji, żeby procentowy udział prowizji nie zabijał (np. w Biurze maklerskim mBanku minimalna prowizja za zakup zagranicznych akcji wynosi 19 zł, co jest jedną z najniższych wartości na rynku).
Warto też upewnić się po jakim kursie będą przeliczane pieniądze w przypadku ich pobrania np. z rachunku złotowego na inwestycję wyrażoną przykładowo w euro lub dolarach. Chodzi o to, żeby różnice kursowe nie były zbyt pokaźne.
Po szóste: w inwestowaniu (zwłaszcza w akcje) różnorodność jest dobra
W moim prywatnym portfelu nie ma inwestycji, która miałaby udział większy, niż 5%. Ta – chorobliwa, jak mówili mi niektórzy koledzy-blogerzy – skłonność do dywersyfikacji kilka razy uratowała mi życie. Zdarzyło mi się bardzo nie trafić z inwestycją i ponieść ogromne straty. Gdyby dotyczyły one całości moich życiowych oszczędności, chyba wpadłbym w depresję. Ale ponieważ dotyczyły tylko kilku procent pieniędzy – jakoś przełknąłem tę gorzką pigułkę.
Może dzielenie inwestycji na 5-procentowe porcje rzeczywiście jest przesadą, ale generalnie różnicowanie portfela zawsze się przydaje.
Po siódme: pielęgnujemy cierpliwość
Jednym z największych błędów, które może zrobić początkujący inwestor – i większość go robi – jest niekonsekwencja. Jeśli już wybierzemy jakiś sposób lokowania oszczędności, to powinniśmy dać mu szansę i nie robić rewolucji w portfelu za każdym razem, gdy wyniki jakiegoś funduszu, czy ETF-a się pogarszają.
W moim prywatnym portfelu robię podstawowy przegląd raz na pół roku, a gruntowny raz w roku. Jeśli jakaś inwestycja nie spełnia moich oczekiwań, wpisuję ją na listę obserwacyjną i daję jej jeszcze rok szansy. Dopiero po drugim roku złych wyników poważnie zastanawiam się nad jej wymianą na inną.
Niejaki Burton Malkiel, urodzony w 1932 r. ekonomista i pisarz, autor słynnej książki „Błądząc po Wall Street” oraz eksperymentu z małpą, która losowo wybierając spółki pobiła większość profesjonalnych zarządzających, przebadał 358 akcyjnych funduszy inwestycyjnych z USA działających w okresie 42 lat pomiędzy rokiem 1970. a 2012. Ten czas z różnych względów przetrwały tylko 92 z tych funduszy. Tylko 45 z nich miało wyniki lepsze niż punkt odniesienia, który sobie wyznaczyły. Jednak tylko trzy fundusze były w stanie wzbić się ponad punkt odniesienia (zazwyczaj indeks giełdowy) o więcej niż 2% średniorocznie.
Ale nie to jest najciekawsze. Otóż każdy z tych trzech najlepszych funduszy miał na przestrzeni 42 lat okresy, w których zachowywał się gorzej niż giełda. I to były bardzo długie okresy. Trwały odpowiednio 18, 21 i 23 kwartały. A więc można było mieć najlepszy fundusz w perspektywie 42 lat, który w tym czasie średnio pobijał indeks aż o 2% (punkty procentowe) rocznie, ale przez pięć-sześć lat z rzędu drżeć o swoją inwestycję, która zachowuje się gorzej, niż inne. Kto z Was utrzymywałby inwestycję w funduszu, który zachowuje się gorzej niż średnia rynkowa przez tak długi okres? Tutaj więcej na temat tych wyliczeń.
—————————-
Ten tekst jest częścią akcji edukacyjnej „Inwestuj świadomie”, której Partnerem jest Biuro maklerskie mBanku, oferujące „Tematy inwestycyjne” w eMaklerze, które ułatwiają proces inwestycyjny początkującym inwestorom.
ZASTRZEŻENIE:
Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora artykułu i nie muszą reprezentować poglądów mBank S.A.
Pamiętaj, że inwestowanie w akcje i inne instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem i nie gwarantuje realizacji założonego celu inwestycyjnego ani uzyskania określonego wyniku inwestycyjnego. Powinieneś liczyć się z możliwością utraty przynajmniej części zainwestowanych środków. Musisz wiedzieć, że mBank S.A. nie ponosi odpowiedzialności za decyzje klientów związane z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Wartość zakupionych instrumentów finansowych może się zmieniać wraz ze zmianą sytuacji na rynkach finansowych. W konsekwencji, dochód z zainwestowanych środków może ulec zwiększeniu lub zmniejszeniu, a w przypadku instrumentów pochodnych strata może przekroczyć wysokość zainwestowanego kapitału. W przypadku instrumentów finansowych notowanych w innej walucie niż polski złoty, wartość Twoich inwestycji może ulec zmianie wskutek zmian kursu walutowego. Potencjalne korzyści z Twoich inwestycji pomniejszą się o pobierane podatki i opłaty wynikające z przepisów prawa, taryf opłat i prowizji oraz regulaminów.
Gdy podejmujesz jakąkolwiek decyzję inwestycyjną, powinieneś kierować się własną oceną sytuacji faktycznej i prawnej. Pamiętaj, aby szczegółowo zapoznać się z opisem czynników ryzyka, specyfikacją danego instrumentu, regulaminami, opłatami i informacjami zawartymi w innych dokumentach związanych ze świadczeniem usług maklerskich przez mBank S.A. znajdujących się na stronie internetowej pod tym linkiem oraz rozważyć, czy dany instrument jest dla Ciebie odpowiedni zgodnie z własną wiedzą, doświadczeniem w inwestowaniu oraz sytuacją finansową.
Pamiętaj, to nie jest oferta, lecz felieton edukacyjny. Po szczegóły oferowanych rozwiązań zapraszamy do Biura maklerskiego mBanku S.A.