„Gdybym był bogaty…” – śpiewa bohater „Skrzypka na dachu”. No właśnie, z obliczeń szwajcarskiego banku Credit Suisse wynika, że ten dylemat – co zrobić ze swoim bogactwem – dotyczy mniej więcej 6 mln ludzi na całym świecie. Utrapienia związane z umiarkowanym bogactwem doskwierają zaś mniej więcej 1% ludzi na świecie, kontrolujących 44% światowego majątku, czyli tzw. dolarowych milionerów. Wśród nich 116.000 Polaków
W dość powszechnej opinii większości Polaków mieć milion dolarów oznacza mniej więcej tyle, ile być obrzydliwie bogatym lub wręcz uprawiać „zawód” rentiera (nie mylić z rencistą). Nie do końca jest to prawda. Jeśli liczyliście jakie odsetki można mieć od bankowego depozytu o równowartości miliona dolarów to wiecie, że rentierstwo niekoniecznie wchodzi tu w grę.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przy oprocentowaniu 2% i uwzględnieniu podatku Belki mówimy o miesięcznej wypłacie 5.500 zł. Nie jest to mało, ale na luksusowe życie pod palmami w dowolnym miejscu na świecie raczej nie wystarczy (jest za to szansa na weekend nad Bałtykiem). No, chyba, że stanowicie zgraną rodzinę, w której partner też jest rentierem ;-).
Tym niemniej na świecie jest mnóstwo badań i statystyk, które zliczają „dolarowych milionerów”. Jednym z nich jest doroczny „The Global Wealth Report” publikowany przez szwajcarski bank Credit Suisse. Jak zwykle poświęcę mu kilka zdań, by zmobilizować Was do bycia bogatymi. Bo wtedy to będzie też raport o Was ;-)).
Mniej więcej 44% światowego majątku (pieniędzy w bankach, portfeli inwestycji i nieruchomości) jest w posiadaniu zaledwie 1% dolarowych milionerów. A konkretnie: w rękach 47 mln tychże szczęśliwców. Wśród nich jest 116.000 osób z polskim paszportem, ale oczywiście prym wiodą Amerykanie (18,6 mln z nich dysponuje milionem dolarów lub więcej).
Dość przyjemnie żyje sobie również kolejne 10% ludzkości, czyli 500 mln ludzi dysponujących majątkiem wycenianym na co najmniej 100.000 dolarów (czyli 400.000 zł). Nie wiem, ilu Polska ma przedstawicieli w tym gronie, ale biorąc pod uwagę, że jesteśmy krajem właścicieli nieruchomości („zasługa” uwłaszczenia po skasowaniu komunizmu) – pewnie całkiem wielu.
Wracając do dolarowych milionerów: jeśli spośród 47 mln tych, którzy mają taką sumkę, wycisnąć (bez urazy) śmietankę, to wyjdzie top of the top w postaci 168.000 obywateli świata mających ponad 50 mln dolarów oraz niecałych 6 mln osób, które mają przynajmniej 5 mln dolarów.
Tych 6 mln ludzi to już klasyczni rentierzy, którzy – lokując większą część majątku w banku – mogliby sobie wypłacać po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie nie naruszając kapitału.
Dobra wiadomość jest taka, że – według szacunków analityków Credit Suisse – jeśli Polska będzie się bogaciła w takim tempie, jak dotychczas, to w 2024 r. (czyli już za pięć lat) nad Wisłą będzie już 202.000 dolarowych milionerów. Jakby nie mówić: dwa razy więcej, niż dziś. Powyżej macie prognozy dotyczące wszystkich krajów świata.
Zła wiadomość jest taka, że nierówności na świecie są mniej więcej takie, jakie były, czyli duże. Nie zmienia się znacząco ani procent światowego bogactwa kontrolowany przez 1% najzamożniejszych obywateli świata, jak i część majątku znajdująca się w rękach 10% najzamożniejszych. No, po prostu nie chcą się dzielić, dziady jedne.
Na grafice poniżej macie dość czytelny obraz gdzie jest najwięcej biedy, a w jakich częściach świata – najwięcej bogactwa. Na poziomej osi są tzw. decyle, czyli 10-procentowe części populacji świata podzielone według posiadanego majątku. Po lewej jest 10% najbiedniejszych, w środku – jakże to zaskakujące – ludzie będący w… środku stawki, a po prawej – 1% najzamożniejszych. Geograficznie pokazane obszary świadczą o tym, że nie jesteśmy najgorzej położonym krajem na Ziemi.
Jest w statystykach jeden wykres, w którym Polska jest prawie na samej górze. Ale nie wiem czy jest sens się z tego cieszyć. Jest to bowiem wykres pokazujący jak rósł w ostatnich latach udział 10% najzamożniejszej części społeczeństwa w bogactwie kraju, nakładając na to wzrost liczby ludności kraju. W Polsce znaczenie 10% najzamożniejszych rośnie, ale wzrost liczby ludności jest taki sobie. Tam, gdzie liczba ludności rośnie (na „rynek” wchodzą młodzi obywatele), udział 10% najzamożniejszych spada – tak jest np. w Szwajcarii, Kanadzie, czy Meksyku. I bogactwo staje się bardziej demokratyczne. U nas nie.
Wykresy Credit Suisse pokazują też, jak bogactwo bogatych ubogaca pomyślność rynku papierów wartościowych. Na poziomej osi macie relację wzrostu wartości rynkowej akcji notowanych na giełdzie w danym kraju w stosunku do wzrostu cen nieruchomości w tym kraju (np. wskaźnik 200 oznacza, że kapitalizacja akcji wzrosła dwa razy szybciej, niż wycena nieruchomości). Na osi pionowej jest wzrost udziału 1% najbogatszych w ogólnej zamożności kraju.
Jak widać tam, gdzie ceny akcji rosną dużo szybciej, niż ceny nieruchomości, nierówności dochodowe się pogłębiają (Rosja, Tajlandia, Korea), bo szybko rośnie udział 1% najbogatszych. Może to dobrze, że rządzący Polską od lat usilnie próbują „zaorać” rynek kapitałowy? Z nim to same kłopoty ;-).