Prokuratorzy zatrzymują byłych urzędników KNF i mówią, że to przez nich trzeba było płacić dużo pieniędzy na SKOK-i. Połowa mediów bierze zatrzymanych w obronę i przypomina, że to dzięki tym urzędnikom nie trzeba było płacić na SKOK-i… jeszcze więcej. Dlaczego w ogóle trzeba na nie płacić? Dziś na „Subiektywnie…” afera SKOK-ów dla opornych, w pięciu punktach
Afera zaczęła się od spektakularnego zatrzymania siedmiu byłych urzędników KNF z Andrzejem Jakubiakiem i jego zastępcą Wojciechem Kwaśniakiem na czele. Zarzut: niedopełnienie obowiązków w sprawie SKOK-u Wołomin i ponad roczna zwłoka pomiędzy „powzięciem wiedzy”, że ma tam miejsce przepompownia pieniędzy, a zamknięciem SKOK-u (wprowadzeniem zarządu komisarycznego i ogłoszeniem upadłości).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tutaj więcej: CBA znów zatrzymuje byłego przewodniczącego KNF. Ale tym razem innego. O co chodzi?
W tym czasie przestępcy rzeczywiście wyprowadzali ze SKOK-u setki milionów złotych, które później trzeba było zrefundować deponentom wołomińskiej kasy ze składek Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Wołomiński SKOK był jednym z wielu, w którym trzeba było gasić pożar, ale największym z tych, które do tej pory zbankrutowały. Czas poszukać odpowiedzi na kilka prostych pytań.
1. Dlaczego SKOK-i bankrutowały?
W 1992 r. w Trójmieście powstał pierwszy SKOK, czyli pożyczkowa kasa sąsiedzka. Potem kolejne, aż po ponad 20 latach mieliśmy ich 55, a obsługiwały 2,5 mln klientów. Pomysł był szczytny: omińmy drogi system bankowy i rządźmy swoją kasą sami. Jeśli sąsiad ma nadmiar gotówki to deponuje ją w SKOK-u. Jesli inny sąsiad ma za mało, to pożycza z tego SKOK-u. Firma jest lokalna, koszty niskie, wszyscy się znają, nie ma między nimi kapitalisty, który musiałby żyłować różnicę między procentem od depozytu, a tym od kredytu.
Nad SKOK-ami powstała „czapka” w postaci Kasy Krajowej (zarządzanej przez Grzegorza Biereckiego, dziś senatora PiS), która gromadziła wszystkie SKOK-i i ustalała dla nich regulacje (łagodniejsze, niż dla banków). I tym sposobem z lokalnych, sąsiedzkich kas zrobiły się molochy międzywojewódzkie i ogólnopolskie. W 2013 r. aktywa systemu SKOK (składające się w lwiej części z udzielonych pożyczek) wynosiły 18 mld zł.
W SKOK-ach nie było konkretnego właściciela (wspomnianego wyżej kapitalisty), ani państwowego nadzoru (była tylko Kasa Krajowa), więc zaczęły się kłopoty. Tu do zarządu SKOK-u dostali się nieudacznicy, tam przekręciarze, a gdzieś jeszcze indziej ludzie z przerostem ambicji, którzy chcieli przerobić SKOK na PKO BP, ale nie umieli.
W ciągu ostatnich pięciu lat SKOK-i zaczęły padać jak muchy. Dziś z 55 zostało 34, a z kwoty 18 mld zł aktywów zostało już tylko 10 mld. Ubyło też milion klientów (teraz jest ich 1,5 mln).
2. Kto za to wszystko (za)płaci?
SKOK-i miały swój system gwarancji dla depozytów, oparty na ubezpieczeniu. Ale ubezpieczenie było „trefne”, bo miało limity odpowiedzialności. Na jego podstawie można było uratować jeden bankrutujący SKOK, a nie wszystkie. W 2013 r. Sejm przyjął ustawę poddającą SKOK-i opiece Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Tego samego, na który składają się banki, by za wypłacać pieniądze deponentom w razie jakiejś „awarii”. No i tenże BFG – pośrednio złożony z pieniędzy klientów banków – zapłacił deponentom upadających SKOK-ów 4,5 mld zł.
3. Dlaczego państwo nie zadziałało wcześniej?
Do jesieni 2012 r. nadzór nad SKOK-ami sprawowała Kasa Krajowa z Grzegorzem Biereckim na czele, nie było nadzoru państwowego (w sensie: nadzoru bankowego). Co prawda pierwsze pomysły objęcia SKOK-ów państwowym nadzorem pojawiły się już w 2006 r., ale zostały utrącone przez polityków prawicy jako próbę przerobienia samorządnych SKOK-ów na banki.
W 2008 r. politycy PO i PSL podjęli drugą próbę, ale zablokował ją prezydent Lech Kaczyński i Trybunał Konstytucyjny (bo była za ostra dla małych SKOK-ów). Dopiero w 2012 r. przeszedł projekt poddający SKOK-i nadzorowi bankowemu oraz opiece Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Tutaj więcej: Oko.press zebrało cała historię wprowadzania nadzoru KNF do SKOK-ów
Dopiero wiosną 2013 r., gdy KNF wszedł do SKOK-ów, mógł poznać ich prawdziwą sytuację finansową. W połowie 2013 r. ukazał się zbiorczy raport ze zleconych przez KNF niezależnych audytów w SKOK-ach. Wynikało z niego, iż 80% SKOK-ów nadaje się do programów naprawczych, że tylko połowa kas ma współczynnik wypłacalności powyżej 4% (minimum dla banków to 12%), że więcej, niż połowa ma straty z prowadzonej działalności.
Czytaj na samcik.blox.pl: KNF miażdży SKOK-i. 80% kas do pilnej naprawy
4. Czy KNF mogła działać szybciej?
Zawsze można powiedzieć, że urzędnik mógł działać szybciej. Urzędnicy KNF – stosunkowo nieliczna grupa specjalizująca się w ocenie finansów SKOK-ów – dostali się w sam środek wielkiego pożaru. We wszystkich pokojach się pali, nie wiadomo co gasić w pierwszej kolejności. Urzędnicy Andrzeja Jakubiaka w sposób uporządkowany „rozbroili” bombę w postaci 20 bankructw SKOK-ów. Nie było żadnej paniki, ludzie szybko dostali pieniądze, wszystko odbyło się wzorcowo (choć nie musiało tak być). Za to należy im się szacun.
Prokurator Bogdan Święczkowski pyta za to, czy były szef KNF Andrzej Jakubiak i były jego zastępca oraz pięć innych osób czegoś zaniedbało, że straty w przypadku największego zbankrutowanego SKOK-u wyniosły aż 2,7 mld zł, a nie mniej. Rzeczywiście, procedura trwała podejrzanie długo. Na początku 2013 r. KNF wysłał do SKOK-u Wołomin pierwszą kontrolę, pod koniec roku był już gotowy wniosek o wprowadzenie komisarza, ale zarząd komisaryczny pojawił się w kasie jesienią 2014 r. Dopiero wtedy przestępcy z władz SKOK-u trafili do więzienia.
Tutaj zobaczysz: Jak, zdaniem prokuratora krajowego, wyglądały w szczegółach zaniedbania urzędników KNF?
Czego prokurator Święczkowski nie ujawnia? Bardziej szczegółowych wiadomości dotyczących przebiegu procedury w KNF. Pamiętajmy, że wprowadzenie do SKOK-u zarządcy komisarycznego to nie jest hop-siup. Najpierw trzeba wyczerpać drogę formalną, proceduralną, która nie jest usłana różami. Nie wiemy czy Kasa Krajowa (która chciała byś stroną w tym postępowaniu) i zarząd SKOK (który ustanowił aż czterech pełnomocników do spraw kontaktów z KNF) nie utrudniały urzędnikom postępowania i nie sypały piasku w tryby.
Wiemy, że procedura trwała długo. Ale domniemane zaniedbania urzędników nie są jedynym rozwiązaniem. Mogło to wynikać ze skomplikowanej procedury, z kłopotów z zebraniem wystarczającego materiału dowodowego, z obstrukcji drugiej strony. Nie jesteśmy w stanie wykluczyć niczego, łącznie z tym, iż urzędnicy rzeczywiście trochę się ślamazarzyli. Ale nie postawiłbym na ten scenariusz u bukmachera.
5. Jaka jest odpowiedzialność Kasy Krajowej?
Kalendarium przedstawione przez prokuratora Święczkowskiego rzeczywiście daje do myślenia. Ale trzeba pamiętać, że oni przynajmniej próbowali naprawiać SKOK-i. Ich poprzednicy z Kasy Krajowej nie zauważyli nieprawidłowości aż do końca 2012 r.
Nie chodzi nawet o SKOK Wołomin, bo tutaj przekręty pojawiły się akurat w czasie przejmowania nadzoru nad SKOK-ami przez KNF. Ale jeśli stawia się urzędnikom zarzuty o zaniedbania po przejęciu przez KNF nadzoru, to należałoby zapytać też o odpowiedzialność Kasy Krajowej za zaniedbania, które nastąpiły przed tą datą.
Już po roku audytowania SKOK-ów przez KNF okazało się, że SKOK-om brakuje 1,2-1,3 mld zł kapitału, by móc w miarę stabilnie działać. Tych pieniędzy nie było skąd zdobyć. To skala problemu, który – dodajmy – wciąż trwa. Dziś sytuacja SKOK-ów jest taka, jak opisałem pod tym linkiem.
Należy więc ustalić dwie rzeczy. Po pierwsze: kto i w jaki sposób działał na rzecz opóźnienia objęcia SKOK-ów nadzorem bankowym. Skądinąd wiemy, że Kasa Krajowa oraz politycy PiS sprzeciwiali się ustawie, która już w 2006 r. miała objąć SKOK-i nadzorem KNF. Gdyby do tego doszło, nie byłoby ani afery SKOK-u Wołomin, ani 4,5 mld zł strat pokrytych przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.
Po drugie: kto i w jaki sposób doprowadził do rozluźnienia kryteriów nadzorczych w stopniu, który zaowocował upadłością lub przejęciem przez banki 22 SKOK-ów obsługujących milion członków-klientów. Bankructwa miały miejsce już po przejęciu nadzoru nad systemem spółdzielczych kas przez KNF, ale źródła problemu w dużej części dotyczą okresu, w którym nadzór nad SKOK-ami sprawowała Kasa Krajowa.
Na zdjęciu tytułowym: po lewej Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski, po prawej były zastępca szefa KNF i wieloletni szef Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego Wojciech Kwaśniak.