Kto ma w swoim portfelu oszczędności lub inwestycji polskie akcje lub fundusze lokujące w polskie obligacje, zapewne zauważył, że w ostatnim czasie straciły wyraźnie na wartości. Kto śledzi kursy walut, to zapewne widzi, że w ciągu ostatniego miesiąca złoty osłabił się wyraźnie do innych walut. To nie przypadek. Światowi inwestorzy wyprzedają polskie aktywa, a jednym z głównych powodów, dla których to robią, jest duża szansa na wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA. Dlaczego światowi inwestorzy uważają, że polska gospodarka na tym straci? I czy warto się tym przejmować?
Jakie zagrożenia dla polskich aktywów inwestorzy widzą w zwycięstwie Trumpa? Czy te zagrożenia nie są przez światowy kapitał przypadkiem mocno przerysowane? Czy możliwe jest, że się boleśnie mylą i obecna przecena polskich akcji i obligacji to po prostu dobra okazja do ich zakupu po „promocyjnych” cenach? Przedstawiam scenariusze.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Złoty w ciągu ostatniego miesiąca stracił około 2% wartości do euro i około 4,2% do dolara amerykańskiego. Meksykańskie peso, które zazwyczaj zachowuje się podobnie jak złoty w relacji do dwóch najważniejszych walut, w tym okresie straciło – odpowiednio – 0,1% i 2,5%. Niemal identycznie zachowała się czeska korona w stosunku do euro i dolara.
Słabość złotego jest więc zastanawiająco duża. Euro kosztuje 4,35 zł i weszło do ważnej strefy 4,35-4,4 zł. Jej przekroczenie będzie oznaczało ryzyko dalszego osłabiania naszej waluty. Dolar po raz pierwszy od czterech miesięcy przekroczył 4 zł.
Notowania PLN/USD, CZK/USD i MXN/USD – 1 miesiąc
Źródło: TradingView
Jeśli chodzi o obligacje, to rentowność polskich obligacji 10-letnich urosła w miesiąc o 13,5%, do poziomu najwyższego od października 2023 r. To oznacza, że inwestorzy zaczęli żądać na kolejnych 10 lat znacznie wyższego oprocentowania dla polskiego długu. W tym samym okresie rentowość 10-latek czeskich poszła w górę tylko o 10%, a węgierskich o 7%. Owszem, skarbowe papiery dłużne krajów naszego regionu generalnie nie są ostatnio w cenie, ale znów nasze obligacje wypadają wyraźnie słabiej niż obligacje podobnych do nas krajów.
Rentowność polskich obligacji skarbowych 10-letnich
Źródło: Stooq
Najgorsze rzeczy dzieją się ostatnio z polskimi akcjami, które i tak były dość tanie na tle zachodniej konkurencji. Indeks szerokiego rynku WIG w miesiąc zniżkował o 4%, podobnie jak indeks najbardziej płynnych i największych polskich spółek WIG20. W tym samym czasie odczyt węgierskiego indeksu BUX nie zmienił się, a czeski PX nawet urósł o 2%. Tak więc, jeśli chodzi o rynek akcji, mamy podobną sytuacj, co z obligacjami i złotym – widać relatywną słabość polskiego rynku. Światowi inwestorzy najwyraźniej się czegoś wystraszyli.
Notowania WIG20 na tle BUX i PX
Źródło: TradingView
Czy Trump jest w stanie dać Putinowi „wszystko, co ten zechce”?
Zapewne w pewnej mierze za słabość polskich aktywów odpowiadają ostatnie wieści dotyczące polskiego budżetu państwa i rosnącej w nim dziury, ale w pewnej mierze też odczyty sondaży coraz bardziej pomyślnych dla Donalda Trumpa. Ale dlaczego właściwie tak jest? Przecież Republikanin wielokrotnie deklarował wielką sympatię dla Polski i Polaków. Zresztą nawet w trwającej kampanii wykorzystał Dzień Pamięci Generała Pułaskiego obchodzony 11 października w Stanach, by pomizdrzyć się do naszej nacji i naszej amerykańskiej Polonii.
„Kochamy Polskę i kochamy Polaków. Są wspaniali i mądrzy, nie ma nikogo lepszego” – mówił były prezydent USA w specjalnym nagraniu. Z kolei 16 października wspomniał na swoim koncie na TruthSocial o 40. rocznicy zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki przez Służbę Bezpieczeństwa. Jasne, trwa kampania wyborcza w USA, ale niezależnie od tego widać, że amerykańscy politycy wyrażają się z dużą estymą o Polsce i jej roli jako obrońcy demokracji w świecie.
Chodzi o to, że od dawna Donald Trump pała sympatią nie tylko do Polski, ale i do Rosji. Starał się za swojej kadencji mieć dobre stosunki z Władimirem Putinem i generalnie z krajem ze stolicą w Moskwie. Trudno go określać jako „promoskiewskiego”, jednak faktem jest, że za jego prezydentury trwała rosyjska agresja na ukraiński Krym, a on nie zrobił wiele w tej sprawie. Co więcej, od wielu lat zachodnia prasa rozpisuje się szeroko o powiązaniach – jawnych i niejawnych – Trumpa i jego licznych biznesów z Rosjanami i rosyjskimi firmami i organizacjami. Magazyn „Politico” sporządził nawet niegdyś słynną mapę powiązań środowiska Trumpa z Rosją.
W trakcie swojej kadencji jako prezydenta USA Trump musiał tłumaczyć się z rosyjskiej ingerencji w wybory, a jego ekstrawaganckie pochwały dla prezydenta Rosji Władimira Putina i stwierdzenie, że „wierzy Putinowi bardziej niż własnym agencjom wywiadowczym w kwestii tego, czy Rosja ingerowała w wybory”, zaskoczyły wielu. Trump chciał zupełnie nowego traktatu o kontroli zbrojeń z Rosją, ale USA wycofały się z traktatu o broni nuklearnej średniego zasięgu z 1987 r. oraz z traktatu o otwartym niebie z 2002 r., podobnie jak Rosja.
Idąc dalej, z jednej strony administracja Trumpa zniosła zakaz administracji Baracka Obamy dotyczący dostarczania Ukrainie śmiercionośnej broni defensywnej i dała broń przeciwpancerną Javelin, a z drugiej Trump nie miał dobrych stosunków z prezydentem Ukrainy Wołodymirem Zełenskim. Zresztą Trump wiele razy powtarzał, że „Rosja nie zaatakowałaby Ukrainy, gdyby on był prezydentem USA”.
W badaniu Pew Research Center opublikowanym w maju mniej niż połowa wyborców Partii Republikańskiej ujawniła pozytywne postrzeganie NATO (w porównaniu z 75% wyborców Partii Demokratycznej), a prawie połowa (49%) podpisała się pod stwierdzeniem, że Stany Zjednoczone udzielają Ukrainie zbyt dużej pomocy.
Trumpowi wymsknęło się, że „jeśli wygra wybory, to może zakończyć konflikt przed objęciem urzędu w styczniu 2025” – a nawet „w 24 godziny, jak dobrze pójdzie” – ale nie powiedział, w jaki sposób chce to zrobić. Plan opracowany przez dwóch byłych członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego Keitha Kellogga i Freda Fleitza proponuje zawieszenie broni w oparciu o obecne linie frontu, jednak nie wiadomo, czy został on zatwierdzony przez Trumpa.
Inwestorzy boją się więc nieco o przyszłość Polski, z uwagi na wielkie prawdopodobieństwo uległości Trumpa wobec Rosji. Wydaje się na pierwszy rzut oka, po analizie wypowiedzi Trumpa i J.D. Vance’a, że republikańska administracja będzie chciała ograniczyć pomoc dla Ukrainy i doprowadzić do jak najszybszego wynegocjowania ugodowego zakończenia konfliktu. Problem w tym, że – jak to niedawno określił były szef MI6, będąc gościem w BBC – „owszem, Trump może zakończyć wojnę w Ukrainie w 24 godziny… dając Putinowi wszystko, czego ten zechce”. A to zmniejsza bezpieczeństwo Polski.
Scenariusze dla polskich aktywów po wyborach w USA
Istnieje kilka scenariuszy rozwoju sytuacji w Ukrainie i kilka wariantów postaw Donalda Trumpa wobec tej wojny. Postanowiłem nakreślić trzy, moim zdaniem najbardziej prawdopodobne. Jak należy lokować pieniądze w perspektywie najbliższych miesięcy po wyborach prezydenckich w USA – w zależności od możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji?
Scenariusz negatywny: abdykacja globalnego policjanta
Ten scenariusz uważam za najbardziej prawdopodobny. W tym scenariuszu Donald Trump robi tak, jak zapowiada już od dawna: bardzo szybko próbuje usiąść z Rosją i Ukrainą do rozmów pokojowych w końcu dopina swego. Podczas rozmów okazać się może, że Rosja nie chce podpisać traktatu nakazującego jej powrót do granic sprzed 2022 r., a Ukraina nie zgadza się na oddanie części terytorium. Po zerwaniu rozmów, konflikt może być kontynuowany a Rosja stanie się jeszcze bardziej agresywna.
Ukraina nie otrzyma już od USA tak dużej pomocy, jaką otrzymywała wcześniej i ukraińskie wojska będą spychane coraz bliżej Dniepru. Przyszły rok w takim scenariuszu może wyglądać tak, jak pierwsze tygodnie po wybuchu wojny – pod znakiem nerwowości na rynku akcji, rosnącego oprocentowania obligacji rządowych i słabnącego złotego. A być może nawet tracących powoli na wartości nieruchomości. Groźba przesuwania się Rosji coraz bliżej wschodniej granicy Polski oznacza również, że USA nie pełnią już de facto roli „globalnego policjanta”.
Europa zostałaby sama na placu boju z osłabioną, ale wciąż agresywną Rosją, co niesie ryzyko rozszerzenia wojny w perspektywie kilku lat. Z drugiej strony rośnie ryzyko dogadania się Niemiec z Rosją (niemiecka gospodarka rozpaczliwie potrzebuje taniej energii).
W odpowiedzi na taki scenariusz należałoby przygotować portfele na to, że polskie aktywa będą narażone na dodatkowe ryzyko, które zostanie uwzględnione w ich cenach. Zapewne będzie to efekt przejściowy (może trwający tylko przez kilka miesięcy), ale oznacza to, że posiadając wyłącznie polskie aktywa w portfelu – przez jakiś czas będziemy mieli portfel nie generujący satysfakcjonujących dochodów.
Warto natomiast mieć w portfelu inwestycje globalne, które zmniejszają uzależnienie portfela inwestycji od czynników specyficznych, dotyczących wyłącznie Polski – np. ETF odzwierciedlający notowania amerykańskich spółek (bo turbulencje mogą oznaczać zwiększenie awersji do ryzyka na całym świecie, czyli odwrót od inwestycji na wszystkich rynkach wschodzących), waluty antykryzysowe (niedawno pisaliśmy o franku szwajcarskim rosnącym w siłę), złote monety (wyceniane w dolarach, a więc amortyzujące ewentualne osłabienie złotego).
A rządowe obligacje? Polskie obligacje Skarbu Państwa w sytuacji większego ryzyka dla polskiego rynku będą chyba lepiej płaciły, co może być okazją do tego, żeby na początku przyszłego roku (albo już pod koniec tego) kupić jakieś obligacje o stałym oprocentowaniu na dłuższy czas – o ile oczywiście na stole pojawi się dobra oferta. Generalnie jednak taki scenariusz byłby testem dla dywersyfikacji portfela – nie powinien on być przeważony polskimi aktywami, w tym nieruchomościami.
Scenariusz pośredni: zamrażarka
Scenariusz pośredni zakłada, że Trump zbiera zwaśnione strony przy stole. I doprowadza to realnego „zamrożenia” konfliktu. Dochodzi do zawieszenia broni w dłuższym terminie. Obie strony konfliktu wykorzystują ten czas na odnowienie zasobów (zarówno sprzętu, jak i personelu wojskowego), a Ukraina korzysta z ograniczonej pomocy Europy i USA. Rosja z kolei dostaje „marchewkę” pod postacią obietnicy powolnego i stopniowego znoszenia sankcji przy braku kontynuacji konfliktu.
Scenariusz pozytywny: Trump w butach Bidena
To scenariusz najmniej prawdopodobny. Okazuje się, że USA pod wodzą Trumpa – z różnych powodów – przyjmują postawę wobec konfliktu na Ukrainie, jaką charakteryzowała się administracja Joe Bidena. Administracja republikańska podejmuje co prawda próby doprowadzenia do rozmów pokojowych, i może nawet ich zalążek pojawia się, ale szybko więdnie: pertraktacje zostają zerwane, bo Rosja widzi, że nie ma wsparcia w Trumpie. Ale po kilku miesiącach być może oznaczać to będzie zawieszenie broni.
W tym scenariuszu – jak również w scenariuszu pośrednim – posiadacze głównie polskich akcji, obligacji, nieruchomości (czyli inwestujący wyłącznie w polskiej walucie) nie są „karani” za brak dywersyfikacji w swoich portfelach. Złoty być może nie będzie bardzo mocny (ale głównie ze względu na trudną sytuację państwowego budżetu), ale polskie akcje mają szansę zyskiwać na wartości, bo są dziś wyceniane o jakieś 10-15% niżej niż akcje spółek na Zachodzie Europy (nie mówiąc już o USA), zaś w tym roku relatywnie straciły na wycenach.
W sytuacji, gdyby za naszą wschodnią granicą sytuacja się ustabilizowała lub uspokoiła, zapewne na znaczeniu przybiorą inne okoliczności – globalna sytuacja geopolityczna (nie wiadomo jak USA pod wodzą Donalda Trumpa mogą się zachować w ramach konfliktu na Bliskim Wschodzie, nie wiemy jak będzie wyglądała wojna handlowa USA-Chiny, o ile na dobre się rozpocznie) oraz sytuacja polskiego budżetu państwa. Zatem nie pojawią się nowe, dotyczące tylko polskiego rynku czynniki ryzyka, ale za to będziemy musieli zmierzyć się z odpowiedziami na dwa „globalne” pytania:
>>> Czy ryzyka geopolityczne będą ograniczały globalny apetyt na ryzyko (i promowały inwestowanie w aktywa „antykryzysowe” i w krajach o najniższym ryzyku geopolitycznym), czy też będą się zmniejszały, co będzie promowało inwestowanie w akcje na takich giełdach jak polska oraz lokowanie w obligacje krajów wschodzących (co zwiastowałoby dobry czas dla funduszy inwestujących w polskie obligacje). Pytanie jak bardzo Donald Trump będzie „bujał” światem wypowiedziami i działaniami, gdyby realnie przejął władzę w USA.
>>> Czy gospodarka światowa pogrąży się w wojnie ekonomicznej pomiędzy największymi sojuszami (co będzie promowało inwestowanie w tej części świata, która wojnę handlową może wygrać lub najmniej na niej przegrać). Mielibyśmy w takiej sytuacji alternatywę w postaci inwestowania w USA lub w Azji – bo trudno liczyć na to, że Europa może wygrać na jakiejkolwiek globalnej wojnie handlowej.
Z całą pewnością wizja prezydentury Donalda Trumpa oznacza przynajmniej przejściowo większą niepewność i turbulencje na rynkach, ale też nie ma co wpadać w panikę – warto mieć dobrze zdywersyfikowany portfel, w którym mamy aktywa zarabiające w różnych częściach świata i podatne na różne rodzaje ryzyka.
Źródło okładki: Unsplash