Katastrofa ekologiczna, która dotknęła Odrę dwa lata temu, powinna była nauczyć nasze władze, że system monitorowania czystości wody w polskich rzekach i jeziorach jest nieefektywne i należy je gruntownie i błyskawicznie przebudować. Dwa lata później jesteśmy w punkcie wyjścia. Ale skoro politycy mają inne sprawy na głowie, to może uda się taki system stworzyć oddolnie? Z pomocą ma przyjść… aplikacja Aguard i spławik. Ale nie taki zwykły
Mamy w Polsce problem z wodą. Nie tylko taki, że tej wody jest za mało (i wciąż ubywa). Pisała o tym niedawno Monika Madej. Kurczące się zasoby wody wpływają nie tylko na to, jakie płacimy rachunki za wodociągi, ale i na rolnictwo, a nawet energetykę. Bez wystarczającego poziomu rzek nie ma chłodzenia elektrowni. A to oznacza, że skutkiem suszy mogą być wyłączenia bloków energetycznych i przerwy w dostawach prądu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Drugim, równie poważnym problemem jest to, że jakość tej wody, którą mamy, jest kiepska. Katastrofa ekologiczna, której doświadczyła Odra latem 2022 r., to tylko najbardziej spektakularny i tragiczny przykład.
Co wytruło miliony ryb i zdewastowało ekosystem drugiej co do wielkości polskiej rzeki? W wyniku wysokich temperatur i podwyższonego zasolenia wody namnożyły się tzw. złote algi – drobne organizmy, które wytwarzają zabójcze dla oddychających skrzelami zwierząt toksyny.
A skąd się wzięło tak wysokie zasolenie wody? No ze zrzutów do rzeki ścieków i innych odpadów, co jest praktykowane przez firmy przemysłowe i wydobywcze.
Zdaniem Piotra Nieznańskiego, eksperta i praktyka w zakresie inicjowania i realizacji działań na rzecz ochrony przyrody, nie mamy w naszym kraju dobrego i skutecznego systemu państwowego systemu monitorowania jakości wód w rzekach i jeziorach.
Przez to o zatruciu Odry jako pierwsi zaalarmowali… wędkarze. Dopiero potem, gdy już tony martwych ryb siłami organizacji pozarządowych i samorządów zostały wyłowione z rzeki, „do akcji” wkroczyły państwowe służby. Na ratowanie czegokolwiek było już za późno.
Ryba psuje się od głowy
W 2022 r., w reakcji na to wydarzenie, ówczesna minister środowiska Anna Moskwa zapowiedziała „stworzenie monitoringu rzek i jego cyfryzację” w trybie ciągłym, na co miało pójść 250 mln zł. Jak podał kilka dni temu „Dziennik Gazeta Prawna”, z 825 punktów pomiarowych, które do końca 2024 r. powinny powstać, dotychczas mamy… 35. Trzydzieści pięć.
Można utyskiwać, że jak zwykle państwo okazało się nieskuteczne. Miłośnicy partyjnych naparzanek na pewno przypiszą winę do jednej, drugiej czy trzeciej frakcji. Nie zmieni to jednak faktu, że z monitoringiem czystości wód w polskich rzekach jesteśmy w… chciałem napisać „w lesie”, ale las w kwestiach środowiskowych nie pasuje jako określenie pejoratywne. A inne słowo, które ciśnie się na klawiaturę, nie pasuje do kulturalnego jednak portalu. Gdzie jesteśmy, każdy raczej rozumie.
W kwestii monitoringu jakości powietrza sytuacja była podobna. Tu udało się problem rozwiązać działaniami oddolnymi. Spektakularnym przykładem jest np. firma Airly założona przez absolwentów AGH, która stworzyła narzędzia pozwalające na sprawdzanie zanieczyszczeń w trybie ciągłym. I prezentuje je na interaktywnej mapie.
Firma działa obecnie w większości państw UE, w USA, Kanadzie, a nawet w Chinach czy Australii. Sieć podłączonych relatywnie tanich sensorów, które nie mierzą tylu parametrów, co referencyjne stacje pomiarowe Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, ale są wychwycić te podstawowe wskaźniki jak stężenie pyłów czy niektórych gazów.
Dlaczego o tym piszę? Bo tym tropem postanowili pójść organizatorzy projektu „Wpływowi”, czyli m.in. Bank BNP Paribas, SGGW, Polski Związek Wędkarski, producent sprzętu wędkarskiego Expert.
Spławik Aguard i aplikacja z mapą
Efektem prac było powstanie… spławika wyposażonego w urządzenia pomiarowe oraz nadajnik. Idea jest prosta – wrzuca się spławik do wody, on mierzy jakość wody, a następnie przez Bluetooth przekazuje dane do aplikacji w telefonie wędkarza. A za chwilę odczyt widoczny jest na interaktywnej mapie.
Oczywiście tak małe urządzonko nie jest w stanie zapewnić – podobnie jak sensory od Airly – takiej jakości pomiarów jak profesjonalne, naukowe stacje badawcze. Ma ono jednak jedną, wyraźną przewagę – jest masowe.
Co właściwie mierzy spławik i powiązana z nim aplikacja Aguard? Jeden prosty parametr: zasolenie wody. Kto pamięta z lekcji chemii czy fizyki – im większe stężenie soli w wodzie, tym lepiej przewodzi ona prąd. I dokładnie to sprawdza spławik Aguard.
Samo w sobie większe zasolenie wody nie jest jeszcze równoznaczne z tym, że jest ona zatruta. Ale nie ma wielu naturalnych czynników, które mogłyby zmieniać ten parametr. Jeśli więc zasolenie rośnie, to jest duże prawdopodobieństwo, że dzieje się to na skutek działalności człowieka.
Jeden odczyt też jeszcze nie oznacza powodu do paniki. Ale jeśli tych pomiarów będzie więcej, jeśli widać będzie, że te zmiany postępują w czasie albo że alerty przesuwają się wraz z biegiem rzeki – wówczas można interweniować. Niepokojące sygnały wynikające z analizy danych mają być sprawdzane przez specjalistów z SGGW – którzy mają kompetencje i kwalifikacje, by dokonać profesjonalnych pomiarów. I ewentualnie podjąć działania zaradcze.
Dlaczego mam się przejmować czystością rzek?
To pytanie zadałem podczas konferencji, na której prezentowany był spławik Aguard. Ze smogiem to zrozumiałe – każdy oddycha powietrzem, więc jego jakość bezpośrednio nas dotyka. Ale nie piję wody prosto z rzeki. Nawet jeśli ujęcie kranówki znajduje się w rzece, to woda i tak jest filtrowana, zanim trafi do sieci wodociągowej.
Pytanie nieco prowokacyjne, ale odpowiedź była warta zrobienia z siebie ignoranta. Odrzucając wszelkie szczytne motywacje i bezinteresowność – czyste rzeki i jeziora zwyczajnie się opłacają.
Wracając zatem do tej nieszczęsnej kranówki – to prawda, że woda jest filtrowana, zanim trafi do odbiorców. Ale im bardziej jest zanieczyszczona, tym więcej kosztuje doprowadzenie jej do stanu używalności. Pieniądze na to władze samorządowe muszą zatem znaleźć albo w wyższych opłatach od mieszkańców, albo w wyższych podatkach, albo – zabierając część budżetu z innych projektów.
Zasolona, zanieczyszczona woda powoduje także poważniejszą korozję. A to oznacza częstsze i droższe konserwacje mostów, śluz i innej infrastruktury i urządzeń. I znowu – finansowanych z pieniędzy publicznych lub prywatnych.
Nad wodę!
Oddolny nacisk na firmy, samorządy, a potem na polityków władz centralnych może udać się wtedy, gdy obywatele i konsumenci poczują, że mają w tym interes.
Idzie lato. Upały przyciągają ludzi nad wodę. Czy jesteśmy pewni, że kąpiel w jeziorze czy rzece nie zaszkodzi zdrowiu? Wyobraźmy sobie teraz, że można po prostu otworzyć aplikację i sprawdzić, gdzie woda jest najczystsza.
Taki czynnik może stać się przewagą konkurencyjną jednych regionów czy nawet konkretnych ośrodków nad innymi. I świetnym hasłem marketingowym. Na dobrą sprawę każdy pensjonat, hotel czy kemping, który leży w pobliżu jeziora, mógłby zaopatrzyć się w spławik Aguard i oznaczyć swoją lokalizację w aplikacji.
A jeśli zobaczy, że z czystością okolicznego jeziora czy rzeki jest coś nie tak – apelować i lobbować w swoim samorządzie o podjęcie działań. Bo bez tego przychody z turystyki zwyczajnie spadną.
Wiem, że to może skrajnie materialistyczne podejście do ważnych spraw. A jednak przez 35 lat demokracji i wolnego rynku ani od strony państwa, ani od strony obywateli nie udało się na samym przekonaniu o słuszności sprawy zbudować solidnego systemu monitorowania stanu wód oraz reagowania na zanieczyszczenia.
Bliższa koszula ciału… Jestem przekonany, że jeśli na czystych rzekach i jeziorach będzie można zarobić więcej niż na brudnych, zmiana przyjdzie szybciej, niż się można spodziewać. Dlatego akcja „Wpływowi”, która obywatelom daje możliwość oddolnego zbudowania systemu monitoringu – czego nie udało się przez kilka dekad zrobić państwu – to dobry początek.
Jeśli to zadziała, jeśli setki czy nawet tysiące wędkarzy, ale i innych osób, które kupią spławik Aguard albo dostaną go w ramach oferty od Banku BNP Paribas, zacznie dodawać swoje pomiary – jest szansa, żeby w końcu zacząć coś zmieniać.
Źródło zdjęcia: Maciej Jaszczuk