Trwa ewakuacja Ukraińców do Polski oraz organizowanie im tymczasowego dachu nad głową. Z realizacją tych dwóch zadań idzie nam dość dobrze, choć mogłoby być lepiej. Ale przed nami trzeci i być może najważniejszy etap – integracja Ukraińców. Już teraz powinniśmy zacząć myśleć, jak systemowo zapewnić im pracę, dostęp do usług, a dzieciom i młodzieży edukację, czyli jak powinna wyglądać kompleksowa pomoc dla Ukraińców?
Dla większości rosyjska agresja na Ukrainę była zaskoczeniem, dlatego nie mieliśmy czasu, by przygotować się do akcji przyjęcia tysięcy ukraińskich uchodźców. Ale błyskawicznie ruszyliśmy z pomocą. Na przejściach granicznych powstały tzw. punkty recepcyjne, a w internecie ruszyły zbiórki – rzeczowe i finansowe – dla potrzebujących. Co chwilę do akcji dołączają się kolejne instytucje. I można się w tym wszystkim pogubić. Co robić, żeby nasza pomoc trafiała tam, gdzie jest potrzebna?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ja też nie mogłem usiedzieć w miejscu. Chciałem coś zrobić. W czwartek (w dniu agresji) próbowałem skontaktować się z instytucjami charytatywnymi, żeby zapytać o to, jak mogę pomóc. W piątek udało mi się skontaktować z jednym z punktów recepcyjnych. Usłyszałem, że pomoc się przyda. Że potrzebne są koce, śpiwory, środki higieniczne, jedzenie. Słyszałem też, że potrzebna jest pomoc w transporcie Ukraińców spod granicy do ich bliskich i rodzin lub do miejsc czasowego pobytu.
Przeczytaj też: Niemcy: przebudzenie mocy i… węgla. Co oznacza dla nas energetyczna wolta Berlina? Ułatwi nam życie czy utrudni?
Podaż pomocy przewyższa popyt
Pierwszy etap pomocy dla uchodźców to ewakuacja. Tych, którzy uciekają przed putinowskimi bombami i strachem przed wojną, trzeba jak najsprawniej przetransportować do Polski i udzielić pierwszej pomocy. A że sporo było sprzecznych informacji na temat tego, co jest w tej chwili najbardziej potrzebne, postanowiłem pojechać na polsko-ukraińską granicę w Dorohusku. Ze znajomymi zrobiliśmy zrzutkę i za te pieniądze wypchaliśmy bagażnik kocami. Byłem też gotowy zabrać kilka osób spod granicy i zawieźć do miejsca docelowego.
Na miejscu byłem wczesnym rankiem w niedzielę. Skierowałem się do punktu recepcyjnego, który zorganizowano w dworku, ok. 3 km od przejścia granicznego. Tutaj Ukraińcy mogą coś zjeść, przespać się, załatwić sprawy formalne, np. jeśli nie mają dokumentów potrzebnych do wjazdu do Polski na standardowych zasadach. Tu czekają na bliskich lub znajomych, a jeśli nie mają dokąd jechać, punkt organizuje dla nich zakwaterowanie w organizowanych w całej Polsce miejscach tymczasowego pobytu.
Co tam zastałem? O ile w pierwszym czy drugim dniu agresji pomoc była potrzebna, to już w niedzielę rano okazało się, że punkt recepcyjny ma wszystko, czego potrzebuje. W tamtym momencie podaż pomocy przewyższała popyt. Co chwilę do punktu przychodziły kolejne grupy Polaków i Ukraińców oferujących pomoc w transporcie prywatnymi samochodami. Inni proponowali zarówno transport, jak i tymczasowy dach nad głową. Każdy przywiózł też to, co wydawało mu się potrzebne: jedzenie, ubrania, koce, środki higieniczne.
Okazało się, że punkt w Dorohusku nie jest już w stanie przyjmować kolejnych darów. Wolontariusze proponowali, by zawozić je na pobliską plebanię lub do remizy strażackiej. Spontaniczna pomoc transportowa też nie była potrzebna. Jak mówił wolontariusz, większość Ukraińców na tym punkcie granicznym przyjeżdża swoimi samochodami, a po tych, którzy nie mają transportu, przyjeżdżają bliscy, którzy mieszkają w Polsce. Jak szacował wolontariusz, takich, którzy potrzebują „podwózki”, jest może 2%. Na dowód pokazał zeszyt, w którym zapisywał wszystkich chcących pomóc w transporcie.
Ukrainiec boi się, że Polak go oszuka
Kiedy wydawało mi się, że moja pomoc nie jest potrzebna, przez przypadek zaproponowałem podwózkę pod przejście graniczne dwóm Ukraińcom, którzy wracali do kraju walczyć z rosyjską armią. I tak znalazłem się pod samą granicą. Na miejscu rozstawiono foodtrucki i stoiska z jedzeniem dla wjeżdżających Ukraińców. Tu też dowiedziałem się więcej o tym, czego potrzeba. Okazało się, że jedzenie, ciepłe ubrania, koce czy śpiwory potrzebne są Ukraińcom, którzy czekają w kilometrowych korkach na wjazd do Polski. Zabierają je autokary, busy czy tiry, które wjeżdżały na Ukrainę. I w ten sposób mogłem przekazać koce bezpośrednio potrzebującym.
Na granicy była też spora grupka Polaków i Ukraińców, którzy oferowali transport w głąb kraju. Problem w tym, że – jak mówił wolontariusz z punktu recepcyjnego – większość Ukraińców wjeżdżała swoimi samochodami. Kierowcy czekali więc na autokary, które wypchane były ludźmi po brzegi. Sytuacja wręcz groteskowa. Zwykle przy wyjazdach z miast czy na dworcach autobusowych stoją ludzie polujący na „autostopa”. Tu było odwrotnie. To kierowcom zależało, żeby kogoś zabrać.
Dowiedziałem się, że Ukraińcy niechętnie przesiadają się z wypchanych autokarów do prywatnych samochodów, ponieważ rozeszła się fama o tym, że były przypadki, iż ktoś obiecywał darmowy transport, a ostatecznie zażądał pieniędzy. Słyszałem też o przypadku Ukraińców, którym ktoś zaoferował transport z Przemyśla (przyjechali do Polski pociągiem). Ich bagaże były już w samochodzie. Kierowca poprosił Ukraińców, żeby poczekali, a on podjedzie bliżej. Już więcej go nie zobaczyli.
Mimo tego co jakiś czas pojawiały się na granicy grupki Ukraińców, którzy postanowili zaufać kierowcom i skorzystać z pomocy transportowej, bo np. autokar jechał nie tam, gdzie planowali. Ostatecznie ja też przywiozłem do Warszawy trzy osoby i psa.
Pomoc dla Ukraińców. Jak usprawnić pomaganie na granicy?
Jestem pełen podziwu dla pracujących na granicy wolontariuszy i nie chcę, by to zabrzmiało jak krytyka. Uważam jednak, że pomoc na granicy i w punktach recepcyjnych można by usprawnić (piszę to w oparciu o obserwacje z granicy w Dorohusku).
Jeśli chodzi o punkty recepcyjne, to brakuje koordynacji między nimi (jest ich dziewięć). Osoby chcące pomóc pytały, czy skoro tu nie mają nic do roboty, to czy jest sens jechać do innych punktów. Wolontariusze nie mają takich informacji.
Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie specjalnej strony internetowej integrującej punkty recepcyjne, „zatrudnienie” dodatkowych wolontariuszy (z pewnością by się znaleźli) w każdym punkcie, którzy koordynowaliby potrzeby pomocowe. Powinny być uruchomione infolinie dla osób zgłaszających chęć pomocy. Zamiast jechać pod granicę i czekać aż ktoś będzie potrzebował transportu, można by to zgłosić, a wolontariusze kontaktowaliby się, gdyby pomoc była potrzebna.
Ale potrzebna jest też komunikacja z wolontariuszami po stronie ukraińskiej. Wiem, że taka komunikacja jest, ale dość spontaniczna. Dzięki temu „strona ukraińska” mogłaby zgłaszać zapotrzebowanie np. na transport. Na jego organizację byłby czas, bo kolejka do odprawy strasznie się ślimaczy. Słyszałem, że jest to spowodowane m.in. tym, że Ukraińcy nie przepuszczają mężczyzn w wieku poborowym. A jeśli tym mężczyzną jest kierowca busa wiozącego kilka czy kilkanaście osób, zaczyna się robić zamieszanie, a czas oczekiwania na odprawę się wydłuża.
Uważam, że lęk Ukraińców przed wsiadaniem do samochodu z obcą osobą też można by zminimalizować. Ktoś na granicy pod okiem „autorytetu” (np. policjanta lub strażaka) powinien rejestrować transporty znad granicy. Nie miałbym nic przeciw temu, by się wylegitymować, oświadczyć, że biorę pod opiekę konkretnych ludzi i zadeklarować, w jakie miejsce ich zawożę. Po dotarciu do punktu docelowego informowałbym o tym, że moi pasażerowie są bezpieczni.
Podsumowując: na tę chwilę do punktów recepcyjnych i przy samych przejściach granicznych jedzenia, ciepłych ubrań, środków higienicznych jest pod dostatkiem. Jeśli chcecie pomóc rzeczowo lub zaoferować transport, próbujecie najpierw skontaktować się z punktami recepcyjnymi (choć to nie jest łatwe) i pytajcie, czy pomoc, jaką chcecie zaoferować, jest w danej chwili potrzebna.
W innym razie cała pomocowa para pójdzie w gwizdek. Pieniądze, które wydacie na paliwo, czyli nawet kilkaset złotych, lepiej przekazać znanym i sprawdzonym organizacjom humanitarnym, które najlepiej wiedzą, co jest w danym momencie i miejscu potrzebne. Ich listę można znaleźć choćby tutaj.
Przeczytaj też: Wysoki sezon dla cyberprzestępców! Oto sześć rzeczy, których nigdy nie możesz robić, jeśli nie chcesz, żeby Cię okradli albo oszukali
Czas rozpocząć etap trzeci pomocy dla Ukraińców: integrację
W pomocy dla ukraińskich uchodźców jest więc trochę chaosu, ale i tak jest nieźle jak na kilka dni kryzysu. Ale pierwsze dwa etapy operacji, a więc ewakuacja ludzi z Ukrainy i zapewnienie im dachu nad głową to dopiero początek. Nie wiemy, jak długo potrwa wojna w Ukrainie, a nawet jeśli szybko się skończy, nie sądzę, że Ukraińcy pospiesznie wracać będą do swoich domów. Część z nich może zdecydować o tym, by pozostać u nas na stałe.
Dlatego już teraz trzeba zacząć myśleć o trzecim etapie operacji, a więc o integracji Ukraińców z Polską. Z danych Straży Granicznej (stan na 28 lutego) wynika, że od czwartku granicę polsko-ukraińską przekroczyło już 281 000 osób.
Z kolei Janez Lenarcic, komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego, spodziewa się, że w razie porażki militarnej Ukrainy (NATO wspiera walczących Ukraińców informacjami o ruchach wroga, a Unia Europejska wysyła broń i amunicję, zaś cały świat próbuje odciąć Rosję od pieniędzy na prowadzenie wojny, ale mimo wszystko przewaga Rosji jest duża) wysiedlonych zostanie nawet 7 mln mieszkańców Ukrainy.
Chęć wspierania uchodźców oraz ich przyjęcie deklarują kraje Unii Europejskiej. Jednak z racji tego, że w Polsce mieszka i pracuje ponad milion Ukraińców, spora grupa zapewne zdecyduje się zostać w Polsce „przy rodzinach”. Jak dużo? Dziś podaje się szacunki wahające się od 1 do 3 mln osób. I na taką sytuację musimy być przygotowani. Co trzeba zrobić, żeby ułatwić Ukraińcom zadomowienie się w Polsce i w miarę normalne życie? Jak ta integracja powinna wyglądać?
Edukacja dla dzieci i młodzieży. Na poniedziałkowej konferencji Rafał Trzaskowski powiedział, że Warszawa już liczy możliwości absorbcji ukraińskich dzieci przez warszawskie szkoły i przedszkola. Przygotowuje się też do organizacji nauki języka polskiego. Ale krok musi wykonać rząd, ponieważ jest to problem do rozwiązania w skali całego kraju, a poza tym za edukacją dla ukraińskich dzieci i młodzieży musi iść finansowanie.
Praca dla Ukraińców. W internecie śmignęła mi informacja o tym, że stowarzyszenie zrzeszające architektów zbiera informacje o biurach, w których ukraińscy architekci mogliby znaleźć pracę. To inicjatywa oddolna. Potrzebne jest rozwiązanie systemowe, np. stworzenie platformy (na szczeblu rządowym lub samorządowym), na której przedsiębiorcy zgłaszaliby potrzeby kadrowe. Rząd powinien przygotować ułatwienia w dostępie do rynku pracy, zwłaszcza w zakresie wymaganych formalności. Organizacje zrzeszające przedsiębiorców apelują z kolei o szybkie procedury nostryfikacji dyplomów, aby ułatwić Ukraińcom dostęp do pracy i wykonywania wyuczonych zawodów. Przygniatająca większość przyjeżdżających z Ukrainy to kobiety z dziećmi albo osoby starsze. Dla nich pracy w Polsce może brakować, a przecież trzeba też mieć opiekę nad dziećmi i móc utrzymać choćby skromne zakwaterowanie.
Dostęp do usług finansowych dla Ukraińców. Pierwsze banki już wprowadziły ułatwienia przy zakładaniu kont osobistych. Np. w BNP Paribas wymagany będzie dowód tożsamości (paszport lub Tymczasowe Zaświadczenie Tożsamości Cudzoziemca), TIN (ukraiński numeru identyfikacji podatkowej) i polski numer telefonu. W kilku bankach pojawiły się już specjalne pakiety dla klientów z Ukrainy, w ramach których prowadzenie konta jest bezpłatne, nie ma opłat za wypłaty i wpłaty gotówki czy za przelewy do ukraińskich banków.
Przeczytaj też: Kolejki na stacjach paliw? Benzyna w górę? Oto trzy rzeczy o bezpieczeństwie energetycznym, które musisz wiedzieć, zanim spanikujesz
Droga policjo, tak nie należy witać Ukraińców
Na koniec mam jeszcze smutną historię o tym, jak nie należy witać Ukraińców uciekających przed wojną. Napisał do nas pan Szymon. W sobotę pojechał ze znajomymi dwoma autami do Zosina, żeby z przejścia granicznego odebrać trzy kobiety i pięcioro dzieci.
„Na wąskiej drodze porządku pilnowała policja, sprawnie i miło prosiła ludzi o przechodzenie na bok, kierowała ruchem aut, aby wszystko było drożne. Imponujące, uprzejmi, jak by to nie była nasza policja. Niemniej, ta refleksja odeszła w niepamięć parę godzin później”
– mówi pan Szymon. Po kilku godzinach oczekiwania Ukraińcy byli już w samochodach, przemarznięci i wykończeni. Ich podróż trwała już blisko 24 godziny, a ostatnie 8 km do granicy szli na nogach, a zmrużyć oko do tej pory zdołało tylko najmłodsze dziecko, jak było na rękach matki. Wracając spod granicy, pan Szymon wpadł w zasadzkę policji. Przekroczył prędkość w terenie zabudowanym.
„Tłumaczenia, że po zarwanej nocy jadę z pomocą znad granicy i proszę o ulgowe potraktowanie nic nie dają. Szeryf pozostaje niewzruszony”.
W tym punkcie policja zatrzymała też inny samochód, również za przekroczenie prędkości. Okazało się, że kierowca byłą Ukrainka, która dopiero co przekroczyła granicę z Polską.
„Pewnie od kilkunastu, a może kilkudziesięciu godzin bez żadnego snu, dopiero co udało jej się wydostać z piekła. Przyjechała do kraju, którego zapewne nie zna za dobrze, a którego społeczeństwo w niespotykanej skali dosłownie rzuciło się do pomocy Ukraińskim braciom i siostrom. Dzielna policja (drogówka) z jednostki w Chełmie na dobry start funduje uchodźcom z Ukrainy „ulgę” na organizację na nowo życia w naszym kraju. Naprawdę wielu ruszyło na wschód nieść pomoc każdemu przybywającemu z Ukrainy. I policja o tym wie. Wie i dlatego bez skrupułów może wyciągać pomocną dłoń. Po ich pieniądze. Takie życie. Zawsze hieny kręcą się koło czyjejś tragedii. A do policji mam apel, jak już prowadzicie kontrole, to tam, gdzie jest to potrzebne ze względów bezpieczeństwa. A nie na najlepszym łowisku. I odpuście chociaż Ukraińcom. Możecie przecież ciągle stosować pouczenia. Niech ich pierwsze wrażenie z przybycia do Polski nie będzie poczuciem grabieży, chociaż w majestacie prawa”.
Przyłączam się do apelu pana Szymona: polska policjo, nie idź tą drogą!