Wakacyjne wyjazdy to ten moment w roku, który najbardziej dobitnie pokazuje czy nasz bank gra fair, czy też jest zwykłym naciągaczem. Wszystko wychodzi jak na dłoni w podejściu bankowców do transakcji kartowych, których dokonujemy za granicą. Bank-naciągacz umieszcza w taryfie albo sięgający 20 gr. spread przy przeliczeniu zakupów z lokalnej waluty na złote, albo wysoką prowizję za przewalutowanie (nawet 6% od wartości transakcji).
Takie pułapki oznaczają, że płacąc kartą za granicą np. 5000 zł dopłacimy do interesu np. 300 zł, które zgarnie bank. Masz darmowe konto, darmową kartę, darmowe bankomaty, ale kiedy wyruszysz na wakacje, bank-naciągacz będzie miał żniwa. Na szczęście coraz więcej banków dokłada do swoich złotowych kart debetowych opcję wielowalutowości. Działa ona w taki sposób, że jeśli mamy oprócz złotowego ROR-u także konta w walutach obcych i wyruszamy za granicę – to kasa na rachunki jest ściągana właśnie z tych kont walutowych, bez przewalutowania.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj: Bankowi kanciarze w formie. Zrób ten błąd, a zapłacisz kilka stów
ING pokazał kartę wielowalutową. Skorzysta każdy klient
Wielowalutowość wprowadził właśnie do swoich zbliżeniowych kart debetowych ze znaczkiem Visa piąty największy bank w Polsce – ING. „Pomarańczowi” nie wymagają od klientów kupowania żadnej nowej karty, nową funkcję można aktywować przez internet do „plastików”, które klienci banku już mają w portfelach. Również przez internet można założyć trzy konta walutowe (w euro, dolarach i funtach), które trzeba potem oczywiście zasilić kasą. Można to zrobić z poziomu fotela, poprzez kantor online działający w banku.
Po prostu przelewamy do kantoru złotówki z ROR-u, a bank wysyła nam walutę obcą na wskazane konto walutowe. Spread? Znacznie większy, niż w niezależnych naktorach online, gdzie też można kupić walutę i zasilić nią wakacyjny budżet, ale nie dramatyczny – gdybym na Cinkciarz.pl chciał kupić 100 euro, musiałbym zapłacić 421 zł, podczas gdy w kantorze online w ING płacę 428 zł, czyli z dopłatą niecałych 2%.
Karta sama „wyczuwa” w jakiej walucie jest wykonywana transakcja zagraniczna i o ile „zobaczy”, że do karty jest podłączone konto w walutowe w tym samym pieniądzu – problem spreadów i kosztów przewalutowań przy zakupach nas już nie dotyczy. Niestety, tylko w granicach stref walutowych euro, dolara oraz funta szterlinga (bo tylko takie subkonta walutowe bank oferuje)… Jeśli jednak nie założyliśmy subkonta w danej walucie lub nie ma na nim wystarczającego osadu – transakcja zostanie przewalutowana „po staremu” na złotówki, ze spreadem i bankową prowizją za przewalutowanie (3%). Dodatkowo za 15 zł można dokupić usługę pozwalającą wypłacać za granicą gotówkę z bankomatów bez prowizji. Taki bonus działa przez 30 dni.
W ING chyba liczą, że dzięki tej ofercie przyciągną do swoich kont osobistych klientów-podróżników, którzy w swoich bankach cierpią z braku sensownej oferty i muszą wyjeżdżać za granicę z kieszeniami pełnymi gotówki kupionej w kantorze. „Pomarańczowa” oferta ma jednak pewien haczyk – konta, zarówno złotowe, jak i walutowe, są prowadzone za darmo, ale karta debetowa niestety kosztuje 7 zł miesięcznie. Można tej prowizji uniknąć, „wykręcając” plastikiem miesięczne obroty w wysokości 300 zł. Na przykład na wakacjach.
Czytaj też: Inteligentna karta płatnicza. Sama „wie” w jakiej walucie zapłacić
Karty wielowalutowe w innych bankach. Czym się różnią?
ING nie jest jedynym bankiem, który zaoferował wielowalutowość do karty płatniczej. Mają to w swojej ofercie również co najmniej trzy inne duże banki – PKO BP, Bank Pekao oraz Citibank. W Citibanku trzeba samodzielnie przypiąć konkretne konto walutowe do swojej debetówki przed wyjazdem za granicę (do karty może być przypięte w jednym momencie tylko jedno konto walutowe). No i warto się nie pomylić. Jeżeli waluta transakcji jest inna niż waluta rachunku, do którego klient przypiął kartę, transakcja jest przeliczona na dolary lub euro, a dopiero potem na złote.
No i trzeba pamiętać, że Citibank to instytucja finansowa dla zamożnych klientów. Prowadzenie najprostszego CitiKonta kosztuje tu 3-15 zł miesięcznie (w zależności od wpływów), karta debetowa kolejne 8 zł (bez możliwości zwolnienia z tej opłaty), a każde subkonto walutowe – 3 zł miesięcznie. Oznacza to, że przejście do Citibanku tylko na wakacje, po to, by korzystać z karty wielowalutowej, może kosztować w prowizjach jakieś 26 zł miesięcznie. W Citi mają też lepsze konto CitiPriority, które może być za zero – łącznie z kartą wielowalutową i kontem walutowym – np. przy wpływach 5000 zł miesięcznie i wykupieniu karty kredytowej.
Z kolei w Banku Pekao, żeby cieszyć się multiwalutowością, niestety trzeba wystąpić o specjalną odmianę karty debetowej (dla „zwykłej” debetówki to nie zadziała). Przy zarobkach powyżej 5000 zł klient ma też wszystkie bankomaty na świecie gratis. Ale za to można się naciąć na prowizję za prowadzenie konta walutowego. Bo – owszem – karta sama „wyczuje” z którego subkonta walutowego ma wziąć pieniądze, gdy płacimy za granicą, ale… za prowadzenie tego subkonta dodatkowo zapłacimy jakieś 4-5 zł miesięcznie (od 0,7 funta do 1,4 franka szwajcarskiego, można też mieć rachunki w dolarach i euro).
Podobna szykana obowiązywała w PKO BP, ale teraz – w ramach promocji – zrobili tak, że w przypadku kont walutowych podpiętych do karty multiwalutowej nie płaci się owej prowizji. W PKO kartą wielowalutową też nie jest zwykła debetówka, lecz specjalna karta obsługująca wyłącznie obce waluty.
Zwykłe konto walutowe z kartą do płacenia też lepsze od „złotowej” karty używanej za granicą
Multiwalutowość jest sporym ukłonem w kierunku klientów przed wakacjami. Dzięki temu banki odcinają sobie źródło dochodów z opłat za przewalutowania, ale za to przyzwyczajają klientów do płacenia kartą również za granicą. Klient mający kilka kont w różnych walutach, prawdopodobnie stanie się aktywniejszym i bardziej lojalnym klientem.
Oczywiście: nawet jeśli wasz bank nie oferuje multiwalutowych kart, to w każdym znajdziecie zwykłe konto walutowe z kartą. Przeważnie za wydanie karty i prowadzenie takiego konta trzeba płacić (w mBanku wydanie karty walutowej kosztuje… 30 zł!), ale przy dłuższych wyjazdach nawet taki wydatek może się opłacić. Kilka lat temu zaniedbałem walutowość i wróciłem z dwutygodniowych wakacji biedniejszy o 400 zł pobranych w spreadach i przewalutowaniach.
Ponieważ mamy już czerwiec, a nie każdy bank wyda kartę walutową od ręki, proponuję od razu sprawdzić czy Wasz bank oferuje multiwalutowość, a jeśli nie – zrobić rozeznanie ile kosztuje w nim zwykłe konto walutowe z kartą. Jeśli przewidujecie płacić kartą za granicą, to oszacujcie jakie to mogą być kwoty. Brak karty walutowej oznacza, że prawdopodobnie na spreadach i przewalutowaniach stracicie 3-5% wartości transakcji zagranicznych. Nie ma co zwlekać z kalkulacją, bo tuż przed wyjazdem będziecie mieli inne sprawy na głowie, niż „organizowanie” sobie kart pozwalających płacić za granicą bez przewalutowań.
Tutaj przeczytasz: Nowy ranking zwykłych kont walutowych
Masz kartę walutową? Uważaj na DCC!
Jak już będziecie mieli plastik do płacenia w obcej walucie bez przewalutowań, to musicie cholernie uważać na tzw. DCC. Już niemal w każdym zagranicznym sklepie będą Wam proponować przewalutowanie transakcji na miejscu po „korzystnym” kursie (właściciele sieci terminali też lubią zarabiać na przewalutowaniach). Jeśli się na to zgodzicie, a macie kartę multiwalutową – kaplica. Wasza karta jest rozpoznawana przez zagraniczne terminale jako „polska”, a więc transakcja może być przewalutowana dwukrotnie – z lokalnej waluty na złote, a potem na walutę karty. Czyli efekt jest nawet gorszy, niż gdybyśmy płacili zwykłą, złotową kartą (wtedy przewalutowanie byłoby jedno). Mając kartę multiwalutową nie zgadzajmy się na DCC. Przewalutowania, czy to dokonywane przez banki, czy też przez firmy obsługujące terminale, to zło, którego staramy się uniknąć.
Czytaj też: Bankomat miał być darmowy, a nie był. Karta bez przewalutowań, ale… przewalutowali. O co chodzi?