Jest przynajmniej kilka sposobów na to, by próbować dogadać się z instytucją finansową na drodze pozasądowej. Wyjąwszy przypadki beznadziejne – takie jak kredyty frankowe, gdzie koszty kompromisów są wyjątkowo wysokie – zawsze warto spróbować. Dotyczy to zwłaszcza spraw dotyczących ubezpieczeń niskiego wkładu własnego, czy polis inwestycyjnych (tzw. polisolokat), ale też mniej „zgranych” tematów, takich jak niesprawiedliwe prowizje. Finansiści nauczyli się już szacować szansę na wygraną w sądzie i jeśli jej nie widzą – nie uciekają od ugód.
Trzeba tylko właściwie do nich podejść. Pokazać chęć dogadania się, ale i gotowość do walki w sądzie. W takich przypadkach – gdy klient nie wytwarza wokół siebie aury pieniacza, lecz raczej konsekwentnego twardziela, zaś na stole nie są setki tysięcy, lecz kilka, kilkanaście tysięcy złotych – dość często dochodzi do pozasądowych ugód. Mało o nich słychać, ale to się naprawdę dzieje. Niedawno przedstawiałem jedną z takich procedur polubownych – poreklamacyjne postępowanie polubowne przed Rzecznikiem Finansowym…
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
…ale warto pamiętać, że do dyspozycji mamy również Arbitra Bankowego, który co prawda działa przy Związku Banków Polskich, ale to wcale nie oznacza, że jest totalnie bezużyteczny. Mec. Jacek Szymański, prawnik z poznańskiej kancelarii Szymański Wyjatek, zajmujący się m.in. sporami konsumentów z instytucjami finansowymi, poprosił mnie o zachęcenie czytelników, by korzystali także z usług innej ścieżki – centrum mediacji przy KNF. Mec. Szymański gruntownie „przetestował” to miejsce przy okazji spraw dotyczących rozwiązywania umów polis inwestycyjnych i kwestii opłat likwidacyjnych.
„Mam wrażenie, że to rozwiązanie jest dla wielu konsumentów rozwiązaniem najwłaściwszym. Po pierwsze nie trzeba iść do sądu, którego wciąż dużo ludzi się boi. Po drugie, jedyne opłaty które tam się ponosi to 50 zł opłaty od wniosku. Uzyskiwane zaś efekty to zazwyczaj 80-90% potrąconej przy rozwiązaniu umowy kwoty opłaty likwidacyjnej. Niewątpliwym atutem jest też to, że temat załatwiamy bardzo szybko bo nie trwa to dłużej niż dwa miesiące”
– zachwala mc. Szymański. Warunkiem rozpoczęcia postępowania mediacyjnego jest wyrażenie na nie zgody przez obie strony sporu. Przeważnie nie ma z tym problemu, bo jeśli klient zademonstruje, iż jest zdecydowany pójść do sądu, to wtedy brak zgody na mediację automatycznie staje się okolicznością obciążającą. Zgodę instytucji finansowej można uzyskać samodzielnie, bądź zwrócić się do Sądu Polubownego przy Komisji Nadzoru Finansowego z prośbą o zapytanie drugiej strony, czy wyraża zgodę na załatwienie sporu w drodze mediacji. Obie metody są dobre, ale ta druga działa bardziej przekonująco.
Mediacja przed KNF. Od czego zacząć?
Zapytanie można złożyć w ramach wypełniania formularza umowy o mediację – wpisujemy tam trochę danych, opisujemy sprawę i wyrażamy kilka zgód. W oparciu o wysłaną do KNF umowę urzędnicy pytają skonfliktowaną z nami instytucję finansową czy zgadza się na mediację.
Formularz-umowa o mediację jest pod niniejszym linkiem.
W ramach składania wniosku trzeba też wskazać mediatora z listy zatwierdzonej przez KNF. Na liście obecnie jest kilkanaście osób, w tym doświadczeni prawnicy, jak np. Iwo Gabrysiak, który prowadził m.in. proces grupowy klientów „Nabitych w mBank”. Wysyłamy wniosek, opłacamy go przelewem (wspomniane 50 zł) i czekamy na wieści. Po uzyskaniu odpowiedzi z banku, firmy ubezpieczeniowej lub innego gnoma finansowego, z którym mamy na pieńku, KNF wyśle do nas list na adres korespondencyjny. W przypadku nie wyrażenia zgody przez instytucję finansową na mediację, postępowanie takie nie może być prowadzone.
Jeśli firma, z którą się spieramy, zaakceptuje taki sposób załatwienia sprawy oraz udział wybranego przez nas mediatora, cała „zabawa” się zaczyna. Najczęściej pierwszy etap do spotkania każdej ze stron z mediatorem, na którym ustalane są wstępne stanowiska. Potem odbywa się wspólne posiedzenie mediacyjne, które – zgodnie z zasadami – powinno być jedynym spotkaniem zwaśnionych stron, po którym wszyscy w zgodzie rozchodzą się do domu. Trwa to nie więcej niż dwie godziny. W przypadku, gdyby klient musiał dojeżdżać z daleka, można posiedzenie odbyć np. przez Skype (o ile wszyscy się zgodzą na takie rozwiązanie).
Czytaj też: Nie warto denerwować Arbitra Bankowego, bo się… wyłączy
Mediacja lub sąd polubowny = wiążąca decyzja
Jeśli mediatorowi uda się doprowadzić do jakiegoś kompromisu – a to, jak twierdzi mec. Szymański – zdarza się bardzo często, zawierana jest ugoda pisemna, a potem wysyłany jest wniosek o jej zatwierdzenie przez sąd. Po przybiciu pieczątki sądowej ugoda staje się wiążąca. Gdyby któraś ze stron nie wykonała ugody, można iść do sądu po klauzulę wykonalności i przysłać komornika. To w wielu przypadkach naprawdę może być dobra opcja. Oprócz mediacji przy KNF działa też regularny Sąd Polubowny, czyli rodzaj arbitrażu. Postępowanie jest tu ciut bardziej złożone i dwuinstancyjne.
W każdym razie – porządkując informację – macie trzy możliwości działania polubownego, gdy instytucja finansowa odrzuci Waszą reklamację oraz odwołanie od niej (a przypominam, że teraz jest już prawo, które daje instytucji finansowej tylko 30 dni na rozpatrzenie reklamacji). Po pierwsze dwie odmiany postępowania polubownego przy Rzeczniku Finansowym, po drugie Bankowy Arbitraż Konsumencki, czyli skorzystanie z usług Arbitra Bankowego, a po trzecie postępowanie polubowne organizowane przez urząd Komisji Nadzoru Finansowego. Trzeba zainwestować trochę czasu i 50 zł, ale to lepsze, niż siedzieć z założonymi rękami albo biegać od prawnika do prawnika i płacić tysiące złotych za ich, nie zawsze wysokiej jakości, usługi.
Prawo autorskie do zdjęcia: samotrebizan / 123RF