Państwo znów zachęca do oszczędzania. Kolejny „kryptonim” tego zachęcania brzmi: PPK. Niektórzy mówią, że to interes życia. Inni, że nie dadzą się znów nabrać. Czy w imię braku zaufania do państwa warto pozbawiać się korzyści związanych z ulgami i zwolnieniami podatkowymi lub innymi „prezentami” sponsorowanymi przez to państwo, czyli przez ogół podatników? Oszczędzać z państwem czy z dala od państwa? Porozmawiajmy o tym na EKG w Katowicach
Co prawda – jak pokazują statystyki – tylko „mniejsza połowa” Polaków ma oszczędności (i to z reguły niewielkie), ale systematycznie liczba osób, które nie wydają wszystkiego, co zarobiły. Można dyskutować na temat przyczyn: czy to kwestia rosnącej świadomości czy też po prostu wzrostu wynagrodzeń. Istnieje w świecie ekonomistów hipoteza, że niezależnie od tego jak się wytężą i naprężą edukatorzy i autorytety, to człowiek i tak zaczyna oszczędzać dopiero wtedy, gdy ma z czego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Coś w tym na pewno jest – skłonność do oszczędzania siłą rzeczy rośnie, gdy nie ma już na co wydać pieniędzy. Dlatego to w rękach 10% najzamożniejszych Polaków jest połowa wszystkich oszczędności. Im więcej wpływa co miesiąc na konto, tym łatwiej odmówić sobie przyjemności, by zaoszczędzić cokolwiek na przyszłość.
Finansowe cztery Polski: od „A” do „D”
Ale to tylko pół prawdy. Drugie pół widzę codziennie na warszawskich, poznańskich, czy wrocławskich (bo dużo jeżdżę po kraju) ulicach. Brak nawyku oszczędzania sprawia, że próg dochodów, od których przeciętny Polak zaczyna myśleć o odkładaniu pieniędzy, jest przesunięty znacznie dalej, niż by mógł. Jeśli ktoś mi mówi, że ma 12.000 zł na rękę i nie jest w stanie nic zaoszczędzić, to to jest właśnie ten przypadek.
Ludzie w Polsce dzielą się na trzy grupy. Pierwsza to ci, którzy rzeczywiście nie mają z czego oszczędzać, bo zarabiają minimalną pensję krajową (jakieś 20-25% Polaków). Druga to ci, którzy zarabiają tak dużo, że oszczędzają, bo nie są w stanie wszystkiego wydać (jakieś 5-10% społeczeństwa). Trzecia grupa to ci, którzy mogliby oszczędzać, ale… nie mają nawyku. Ich model konsumpcji sprowadza się do zasady „skoro życie mnie nie zmusza do kontrolowania wydatków, to tego nie robię”.
Jest jeszcze czwarta grupa – ludzie, którzy z grupy pierwszej lub trzeciej stoczyli się w pętlę długów i żyją głównie po to, by spłacać bankowe i pozabankowe pożyczki. W pętli długów tkwi mniej więcej 2 mln Polaków i ta liczba wcale się nie zmniejsza mimo, iż statystycznie się bogacimy.
Posiadanie minus używanie = oszczędzanie?
Na szczęście czasy sprzyjają tym, którzy chcieliby się opanować w bezmyślnym konsumpcjonizmie. Kończy się powoli era posiadania i kupowania wszystkiego na własność, a zaczyna wiek współdzielenia, wypożyczania, używania. Nasze mieszkania, domy i piwnice zagracone są mnóstwem przedmiotów, które kupiliśmy i już ich nie używamy. To „zamrożony kapitał” zmierzający do zera.
Gdybyśmy część z tych rzeczy tylko wypożyczyli, płacąc comiesięczny abonament, nasze życie byłoby lżejsze, a może i tańsze. I mielibyśmy więcej pieniędzy na przyjemności.
Zaczęło się od streamingu i serwisów VOD. Teraz w modzie zaczyna być wynajmowanie samochodów zamiast ich kupowania. Pewnie za chwilę zacznie to dotyczyć także elektroniki. Na Zachodzie można już, będąc zwykłym konsumentem, wypożyczyć rzeczy dla dziecka albo ekspres do kawy. Płacenie abonamentów zamiast zamrażania kapitału w szybko tracące na wartości rzeczy – to może być pozytywna strona XXI wieku.
Oszczędzać z rządem czy pomimo rządu?
Gromadzenie oszczędności zamiast gromadzenia rzeczy to dobry trend. Ale jak gromadzić te oszczędności? Dziś, w przededniu podejmowania przez wielu z nas decyzji o przystąpieniu do Pracowniczych Planów Kapitałowych lub o braku takiej zgody na znaczeniu wzbiera następujący dylemat: czy w oszczędzaniu pieniędzy warto mieć cokolwiek wspólnego z rządem?
PPK to kolejny – po IKE, IKZE, OFE, PPE – pomysł na to, by oszczędzać długoterminowo (docelowo – na emeryturę) pod skrzydłami mechanizmów „sponsorowanych” przez państwo. Ów „sponsorship” występuje pod różnymi postaciami. Albo można sobie odpisać wpłaty od podatku PIT (tak działa IKZE), albo nie płaci się na końcu podatku od zysków (to zaleta IKE), albo do twoich oszczędności dodają drugie tyle od pracodawcy (możesz przez to mieć niższe podwyżki pensji albo i nie).
Pytanie brzmi: czy z tych wszystkich mechanizmów – albo wybranych – korzystać w dobrej wierze, czy też powiedzieć: „gromadzę oszczędności, ale z dala od rządu, polityków i lepkich łapek urzędników”. Założyć sobie lokatę w banku, kupić obligacje dobrej firmy, mieć akcje dywidendowe, zakopać złoto w ogródku, kupić trochę bitcoina. I w żadnym wypadku nie bawić się w żadne IKE, IKZE, czy PPK.
Ci, którzy tak uważają, powołują się na nieuchronne „bankructwo” ZUS-u (oficjalny dług państwa to bilion złotych, ale jeśli doliczyć obietnice wobec przyszłych emerytów, to robi się 5 bln zł zadłużenia), które musi spowodować jakąś formę nacjonalizacji pieniędzy emerytalnych. Albo np. pozbawienie ludzi korzystających z preferowanych przez rząd mechanizmów (IKE, IKZE, PPK) uprawnień do części emerytury z ZUS.
Subiektywność na EKG w Katowicach: debata tuzów o PPK i… finansowy Hyde Park!
Czy państwo może powiedzieć: „Samcik, ty masz prywatne oszczędności na emeryturę, więc nie potrzebujesz kasy z ZUS, a tu są ludzie, którzy nie mają żadnych oszczędności i musimy im pomóc”? Dziś nie chce się w to wierzyć, ale… zwolennicy tej teorii powiedzą: „patrzcie co stało się z OFE”. Połowa pieniędzy zabrana jeszcze przez poprzedni rząd, a z tej drugiej połowy obecny rząd chce jeszcze uszczknąć 15% „prowizji”. To rzeczywiście nie wygląda najlepiej.
Ale czy IKE, IKZE, czy PPK mają cokolwiek wspólnego z OFE? Czy w imię braku zaufania do państwa warto pozbawiać się korzyści związanych z ulgami i zwolnieniami podatkowymi lub innymi „prezentami” wypłacanymi przez państwo? Czy pieniądze zarządzane w tych wszystkich trzy-czteroliterowych „skrótach” mają szansę pracować tak efektywnie jak te ciułane poza jakimikolwiek mechanizmami, trzymane z dala od państwowych mechanizmów?
O tym wszystkim będę rozmawiał przez cały wtorek w Katowicach na Europejskim Kongresie Gospodarczym. Najpierw – o godz. 9.30 – będę miał przyjemność poprowadzić panel dyskusyjny dotyczący PPK, w którym weźmie udział nieprawdopodobnie mocna ekipa: Bartosz Marczuk (wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju), Stanisław Kluza (były szef Komisji Nadzoru Finansowego, obecnie SGH), Małgorzata Rusewicz, szefowa stowarzyszenia funduszy emerytalnych, Paweł Jaroszek z zarządu ZUS oraz Rafał Benecki, główny analityk ING i Grzegorz Chłopek z Nationale Nederlanden. Musi być ciekawie.
Potem – o godz. 14.15 – wspólnie z Danielem Szewieczkiem z ING – będziemy chcieli się z Wami spotkać w Strefie #Influ (powered by ING Bank Śląski) i wspólnie porozmawiać o pieniądzach. O tym jak je sensownie gromadzić, czy współpracować z państwem czy też trzymać się od niego z daleka, jak podchodzić do budowania zamożności, mieć pieniądze czy tylko ich używać. Każdy, kto będzie chciał, będzie mógł się wypowiedzieć, przybić piątkę albo o coś zapytać. To ma być prawdziwy finansowy Hyde Park.
Kto jest we wtorek – lub może być – w Katowicach, niechaj pobiegnie do Spodka i szuka mnie rano na dyskusji o PPK, a po południu w Strefie #Influ. A relację z moich działań na EKG pewnie zobaczycie na „Subiektywnie o finansach”.
Poniżej znajdziecie plan działania Strefy #Influ podczas Europejskiego Kongersu Gospodarczego w Katowicach, do której i ja dołożę we wtorek swoją cegiełkę. Liczę na Waszą liczną obecność i na ciekawę dyskusję o pieniądzach. Ale zapraszam też do odwiedzenia moich kolegów po fachu, m.in. Artura Kurasińskiego i Jacka Uryniuka. Naprawdę mocna ekipa do pogadania!