Z danych Eurostatu wynika, że generalnie płacą nam nie najlepiej, przynajmniej na tle innych krajów europejskich.Rodzina z dwójką dzieci i jedną przeciętną pensją po potrąceniu podatków i kredytów ma na życie 8.300 euro rocznie (czyli 690 euro miesięcznie, w przeliczeniu 3000 zł). To daje nam trzecie miejsce od końca w europejskim rankingu (mniej mają tylko Węgrzy i Turcy).
Hiszpańska rodzina o podobnych parametrach ma roczny dochód netto na poziomie 22.100 euro, czyli z grubsza trzy razy wyższy (choć i ceny są w Hiszpanii generalnie wyższe, więc w wartościach realnych. Rodzina francuska, brytyjska, albo niemiecka ma 35.000 euro, czyli już ponad cztery razy więcej, niż my. Zaś szwajcarska – 72.000 euro rocznie (czyli równowartość ponad 25.000 zł miesięcznie). Pisałem już w blogu z czego to wynika – najogólniej rzecz ujmując: z innowacyjności gospodarki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Ile w Polsce płaci się za godzinę pracy? Szarak dostaje…
Kto zarobi najwięcej? Informatyk, spec o robotów, automatów i elektroniki
Pytanie o to co robić, żeby płacili nam więcej, jest tym bardziej zasadne. Jakiś czas temu raport o naszych zarobkach opublikował serwis Wynagrodzenia.pl. Wynika z niego niezbicie, że większą szansę na dobrą kasę daje odpowiednie wykształcenie, a w drugiej kolejności – doświadczenie.
Najwyżej „wyceniane” dziś w Polsce studia to informatyka, elektronika i automatyka. Absolwenci tych kierunków, występujących głównie na politechnikach, mają szansę na większy sukces finansowy nawet od absolwentów prawa, medycyny, czy ekonomii. Nie mówiąc już o tych, którzy skończyli kierunki pedagogiczne, czy AWF.
„Złota rączka” od tematów związanych z komputerami, elektroniką i różnymi urządzeniami-automatami dziś rządzi na rynku pracy. Tylko co czwarty człowiek po tego rodzaju studiach wyższych zarabia mniej, niż 4000 zł brutto, a średnia pensyjka w tych branżach to 5900-6200 zł brutto. A więc godnie.
Mniej więcej jedna piąta informatyków, elektroników i speców od automatyki wyciąga więcej, niż 9.000-10.000 zł. Nie macie talentów w tych dziedzinach? Cóż, sukces finansowy można osiągnąć w każdym zawodzie, różnica polega na tym, że w przypadku zawodów mniej cenionych trzeba zmieścić się np. w 1% najlepszych fachowców, a w przypadku zawodów bardziej chodliwych wystarczy być w górnej połówce. Jeśli jest się leniem i beztalenciem, to nawet mając w ręku chodliwy fach w górnych widełkach się nie znajdziemy.
Pieniądze to nie wszystko: Co trzeci w pracy się nie męczy, co szósty budzi postrach w sklepach. Tacy smart-Polacy
Najbardziej przyszłościowe zawody świata: Co warto robić, żeby się nie narobić?
Szczyt zarobków? W wieku 35-45 lat
Drugim elementem, który decyduje o tym jaką nam płacą kasę, jest doświadczenie w swoim zawodzie. Na początku kariery zarabiamy średnio 50% tego, co pracodawca włoży nam do portfela kiedy nabędziemy rutyny. Najbardziej cenionymi pracownikami są ci, którzy mają 16-20 lat stażu w swoim zawodzie. Przyjmując, że w większości zawodów debiutujemy „pracowniczo” w wieku 24-25 lat, trzeba się spodziewać, że szczyt wysokości pensyjki przypadnie Wam w wieku 35-45 lat.
To oczywiście tylko średnia, a więc niektórzy będą zarabiali 10 razy więcej, niż na początku, a inni – tylko trochę więcej. Im bardziej „chodliwy” jest dany zawód, tym większa szansa, że zwiększając doświadczenie pracownicze można znaleźć się w „kominie płacowym”, czyli iść w górę znacznie szybciej, niż średnia rynkowa. W mniej modnych zawodach kominy są niższe i węższe, czyli trudniej się do nich załapać. Ot i cała tajemnica.
Które zawody wymrą w ciągu najbliższych 10 lat? Kasjer, kurier, księgowy, makler…
Aha, warto jeszcze wziąć pod uwagę, że mody się zmieniają i to, co dziś wydaje się jeszcze w miarę dobrym fachem, za 10-15 lat może być zawodem na wymarciu. Bo np. zostanie zastąpione przez roboty. Oto mój miniranking zawodów, w których związki zawodowe wkrótce staną się zbędne, bo i „żywi” pracownicy będą jakby dobrem deficytowym.
Ranking otwiera zawód kasjera, którego już dziś daje się zastąpić urzędomatem przyjmującym płatności i dokumenty automatycznie. Nie jestem pewny czy ostanie się zawód kuriera (coraz większą część rynku mogą zdobywać paczkomaty, a kto wie, czy nie również drony precyzyjnie zgeolokalizowane).
Dość wątpliwa jest przyszłość księgowego, bo większość różnych usług rozliczeniowych, podatkowych itp. da się wpuścić w automatyczne systemy, a uproszczenie zasad opodatkowania – o ile nastąpi – jeszcze ten proces ułatwi (rozliczaliście już PIT-y z pomocą elektronicznej platformy Ministerstwa Finansów?).
Podobnie przerąbane ma makler oraz analityk kredytowy. Ten ostatni przestanie być potrzebny ze względu na to, że wszystkie dane dotyczące wiarygodności płatniczej będą organizowane w ramach Big Data (bardzo poszukiwani będą zaś specjaliści, którzy opracowują algorytmy, czyli co wyciągać z danych). Zresztą… jest kilka nawet przyjemniejszych, niż spec od Big Data, zawodów przyszłości 😉. Podobna kwestia dotyczy np. pośredników finansowych i nieruchomościowych, którym robotę też odbierze smartfon, geolokalizacja, Big Data.
Czytaj też: Ile warte jest twoje mieszkanie? Oni to policzą na przykładzie… sąsiada
Czytaj też: Dzień niepodległości… finansowej. Osiem sposobów, by ją osiągnąć
Nie jestem pewny, czy za 10-20 lat będzie jeszcze miejsce dla kierowców zawodowych. Coraz więcej jest projektów badawczych dotyczących budowy samochodów, które same się sterują (ostatnio zajęła się tym koalicja Volvo, Google’a i Ubera) i choć sądzę, że nie będzie łatwo zastąpić żywego kierowcy robotem, to jednak w pewnym zakresie będzie to możliwe (już dziś piloci w samolotach są właściwie zbędnym dodatkiem, przydają się wyłącznie w sytuacjach awaryjnych).
Niektórzy twierdzą, że o swoją robotę mogą obawiać są nawet… kucharze, bo istnieją już roboty, które mają tak dużą liczbę sensorów, rąk i silniczków, że są w stanie wykonać dowolny przepis, o ile dostaną podane na tacy składniki. Ale w to akurat nie wierzę, bo w gotowaniu błysk geniuszu potrafi zrobić różnicę. Juz prędzej obawiałbym się o los tłumaczy, za których sprawę wkrótce szybko załatwi wersja deluxe Google’a Translatora.
Wydaje się, że zacznie zanikać zawód telemarketera, bo wszelkiego rodzaju infolinie są już dziś automatyzowane, zaś przekaz marketingowy będzie nam sączony bezpośrednio do mózgów za pomocą okularów 3D, internetu i smartfona. Czy jakiś ze schyłkowych zawodów pominąłem? Generalnie wygląda na to, że na długą metę „bezpieczni” są tylko ci z Was, którzy mają robotę kreatywną, która jest trudno-zastępowalna przez roboty.