Banki nie od dziś testują nowoczesne metody kontaktu z klientami, takie jak wideoczaty, serwisy internetowe czy bankowość mobilna. Im większy odsetek spraw uda się klientom załatwiać zdalnie, tym więcej kasy banki zaoszczędzą na etatach i placówkach. Jakiś czas temu pisałem o samoobsługowych kioskach, które postawił w galeriach handlowych Getin Bank. Zamiast z żywym pracownikiem rozmawia się z obsługą przez wideo, a zamiast okienka bankowego są skanery, drukarki, wrzutnie i kieszenie, do których wkłada się podpisane dokumenty, a także wpłatomat i bankomat.
Na razie takie kioski wyprzedzają swój czas i nie są popularne, ale w przyszłości mają zastąpić klasyczne placówki bankowe. Dziś banki stawiają przede wszystkim na aplikacje w smartfonach, które mają być jak najbardziej wszechstronne i dawać możliwość załatwienia jak największej liczby spraw od A do Z.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Płacenie rachunków przez ich skanowanie, zakładanie lokat w rozszerzonej rzeczywistości, kredyt na jeden klik, wirtualna karta płatnicza w smartfonie – to zajawka nowej przyszłości. Ale wciąż nie da się pominąć papierologii i czasochłonnych procedur przy zakładaniu rachunków (choć w Niemczech i Austrii banki otwierają już ROR-y przez wideoczat) oraz przy udzielaniu kredytów hipotecznych.
To usługa bankowa na tyle skomplikowana, że wszelkie próby jej zautomatyzowania i przekazania do kanałów zdalnych kończyły się do tej pory niepowodzeniem. Pamiętacie firmę Invigo, która jakiś czas temu uruchomiła pośredniczenie w ogarnianiu kredytów hipotecznych przez telefon, internet i czat? O ile mi wiadomo nie był to wielki sukces, co zresztą mnie wcale nie zdziwiło. Ale być może ta firma też nie trafiła w swój czas?
Czytaj też: Każdy kredyt hipoteczny to tykająca bomba zegarowa. Jak ją rozbroić?
Czytaj też: Czy najtańszy kredyt hipoteczny może okazać się najdroższym? Tak to się robi
Czytaj też: Czy to dobry czas, by iść po kredyt hipoteczny? I jak nie dać się naciąć?
Tymczasem są kolejni śmiałkowie. Bank ING właśnie ogłosił, że jako pierwszy w Polsce będzie udzielał kredytów hipotecznych przez internet. No, prawie, bo trzeba będzie przyjść do placówki w celu podpisania umowy. Ale to tylko raz i tylko na chwilę. W ING opracowali system internetowego obiegu danych i dokumentów, dzięki któremu wszystko co związane z ubieganiem się o kredyt hipoteczny można załatwić z poziomu bankowości elektronicznej.
Jak bezpiecznie wziąć kredyt hipoteczny? Tu znajdziesz bardzo dobry przewodnik od A do Z od Marcina Iwucia. Polecam!
A więc sam wniosek o kredyt jest elektroniczny (podpisywany kodem SMS), dokumenty załączane do tego wniosku też można załączyć w formie skanów, zaś decyzję kredytową z warunkami kredytu i wzór umowy bank przekazuje klientowi do „szuflady” w jego serwisie bankowości elektronicznej. Przez cały czas klient ma możliwość kontaktu przez e-mail, telefon i przez czat ze swoim doradcą kredytowym (to ostatnie dopiero za chwilę), który ma odpowiadać na pytania i wyjaśniać wątpliwości.
Ten sposób działania ma swoją angielską nazwę – remote advisory. Wykorzystuje się to np. przy likwidacji szkód ubezpieczeniowych. Już kilku ubezpieczycieli oferuje możliwość zarządzania likdwidacją szkody z poziomu aplikacji w smartfonie. Klient, który miał wypaek, dostaje na smartfona link do aplikacji, a potem już komunikuje się z likwidatorem przez czat.
Zdjęcia uszkodzonego auta wykonuje smartfonem i wysyła do aplikacji (może też uruchomić „transmisję” wideo), potrzebne dokumenty skanuje i też umieszcza w aplikacji. W ten sam sposób akceptuje lub odrzuca proponowane przez firmę odszkodowanie. Ale czy przy kredytach hipotecznych też da się procedować zdalnie? Cóż, wypełnianie wniosków kredytowych w bankowości elektronicznej to nie jest rocket science. Akceptowanie dokumentów przesyłanych przez klienta elektronicznie? To już jest coś. Ale czy przełom?
Patrząc na listę dokumentów, które trzeba zgromadzić osobiście ubiegając się o kredyt hipoteczny można stracić ochotę do życia. Dwa dowody tożsamości, zaświadczenie o zatrudnieniu i zarobkach, wyciągi z rachunków bankowych, PIT za poprzedni rok, zaświadczenie z ZUS o wpłaconych składkach, umowa przedwstępna podpisana z deweloperem, dokumenty dotyczące działalności dewelopera, zdjęcia nieruchomości, ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę…
To tylko pakiet podstawowy, nie uwzględniający komplikacji życiowych takich jak prowadzenie działalności gospodarczej, rozdzielność majątkową w rodzinie, refinansowanie kredytu lub zaciągania kredytu na budowę domu. Większość z wymienionych dokumentów nie jest możliwa do uzyskania w formie elektronicznej, co oznacza, że „udzielanie kredytu hipotecznego przez internet” jest mrzonką i to nie z winy banku, tylko z powodu skrzeczącej analogowości naszej rzeczywistości.
Bank ING robi duży krok naprzód otwierając internetowy kanał komunikacji dotyczący wniosku kredytowego i dokumentów z nim związanych, ale prawda jest taka, że dotyczy to jedynie ostatniej prostej całego procesu. Bardzo ważnej, biorąc pod uwagę, że kończy się przelewem dużej kasy, ale.. o hipotekach przez internet będziemy mogli mówić wtedy, gdy banki – mam nadzieję, że ING będzie w awangardzie tego procesu – zbudują interfejsy informatyczne pozwalające na łączenie się z cyfrowymi zasobami wielu instytucji i ściąganie stamtąd dokumentów w formie elektronicznej.
Lub też takie, które pozwolą „podpiąć” się do systemu elektronicznego obiegu dokumentów np. firmom deweloperskim (w ich interesie jest ułatwienie klientom uzyskania finansowania). Skoro można za pomocą bankowości elektronicznej złożyć wniosek o 500 zł na dziecko, skoro można przez e-bankowość zautoryzować się do platformy ePUAP, przez którą załatwiamy zdalnie niektóre sprawy w urzędzie gminy, skoro pierwsze banki zaczną pomagać w składaniu wniosków do skarbówki o rozliczenie PIT-ów przez urzędników…
Oczywiście, nawet bez tych wszystkich interfejsów można by coś-tam poułatwiać. Np. zamiast zaświadczenia o dochodach od pracodawcy bank mógłby sobie sam te dochody ustalić na podstawie danych z kont bankowych ściąganych przez internetowego „robaka”. Dowód osobisty i drugi dokument można byłoby „okazać” za pomocą wideoczatu, a uzyskanie dokumentów od dewelopera zlecić bankowi.
Tych karesów akurat ING – ani tym bardziej żaden inny bank – nie oferuje. A takie właśnie przyjazne podejście do kredytobiorcy, wynikające z filozofii „wszystko co możemy sobie sprawdzić sami – sprawdzamy, a nie zatruwamy życia klientowi”, jest drugą częścią mojej listy życzeń (pierwszą są wspomniane wyżej interfejsy).