Ile dziś znaczy certyfikat, licencja, nadzór państwowy, świadectwo dopuszczenia do użytku? Nie ma znaczenia czy chodzi o fundusz inwestycyjny – który okazuje się przekrętem, choć sprzedaje go licencjonowany bank – czy o… hełm strażacki, który może rozpaść się na głowie, choć ma wymagane certyfikaty. Konsument i użytkownik niczego nie może być pewien. Co poszło nie tak?
Dokładnie 20 lat temu, 11 września 2001 r. o godz. 8:46 czasu lokalnego (w Polsce było wczesne popołudnie) porwany przez terrorystów pasażerski Boeing wbił się w północną wieżę World Trade Center. Kwadrans później kolejny samolot uderzył w wieżę południową. To był największy atak terrorystyczny w historii.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zginęło wówczas 2340 cywilów, 71 policjantów i 343 strażaków. USA ruszyły na wojnę w Afganistanie (dopiero kilka dni temu się oficjalnie wycofały, oddając de facto władzę Talibom), a świat już zmienił się na zawsze. I nie chodzi tylko o zaostrzone kontrole bezpieczeństwa na lotniskach – wojna z terroryzmem trwa w zasadzie cały czas.
Przy okazji takich rocznic zawsze się zastanawiam, czy jesteśmy bezpieczni. Spośród wszystkich służb państwowych, które to bezpieczeństwo mają nam zapewniać, największym zaufaniem cieszy się straż pożarna. Do większości wypadków ciężkich wypadków/przypadków to strażacy przyjeżdżają pierwsi i zwykle to im przypada w udziale najbardziej niebezpieczna robota. Po zamachach na World Trade Centre to oni ponieśli największe straty spośród służb ratunkowych.
Strażak w Polsce: co cztery minuty gasi jakiś pożar
Tak się składa, że mam wśród znajomych strażaków i trochę się interesuję ich robotą. Na szczęście tylko raz w życiu byłem ich „klientem” i na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Jest to całkiem duża społeczność. W Polsce jest 230 000 strażaków-ochotników, którzy mają uprawnienia, by brać udział w akcjach ratowniczych (ponad 16 000 jednostek, w tym 4500 remiz „premium” działających w ramach państwowego systemu ratownictwa). A do tego „pod parą” stale jest 30 000 strażaków Państwowej Straży Pożarnej (ponad 500 jednostek w kraju).
Z państwowych statystyk wynika, że w zeszłym roku strażacy (państwowi i ochotnicy) gasili prawie 130 000 pożarów, czyli mniej więcej 15 na godzinę. Na szczęście ci, których znam, mają coraz lepsze wozy i coraz nowocześniejszy sprzęt. Na wymianę wyposażenia rocznie idzie kilkadziesiąt milionów złotych (z kasy państwa oraz funduszy pozyskanych samodzielnie przez strażaków).
I co? Znajomi strażacy mówią, że na tym rynku – tak samo, jak na moim finansowym – można się nieźle wpuścić w maliny. Tak jak zdarza się, że licencjonowane przecież przez państwo instytucje finansowe wciskają nam toksyczne produkty finansowe, tak strażakom zdarza się kupić hełmy, które – choć posiadają wszystkie niezbędne certyfikaty – mogą nie zapewnić wymaganego bezpieczeństwa.
Sytuacja, w której producent ekskluzywnej odzieży oszuka nas i zamiast dobrej klasy garnituru za kupę kasy wciśnie odzież nie najlepszej jakości, może mocno wkurzyć, ale da z tym żyć. Co jednak, jeśli pracujemy w niebezpiecznych warunkach i ubranie czy sprzęt ma chronić nasze zdrowie i życie, a jakość nie jest taka, jak powinna?
Jak to możliwe? Przecież tak jak bank ma licencję wydaną przez państwowy nadzór, jego szefowie muszą spełniać mnóstwo warunków, a na bieżąco jego działalność kontroluje Komisja Nadzoru Finansowego, tak producenci hełmów strażackich nie mogą wpuścić na rynek byle czego, muszą zdobyć certyfikaty gwarantujące bezpieczeństwo produktu.
Kupujesz hełm i… sprawdzasz, czy w nim przeżyjesz
Tyle że ten system ma chyba dziury. Kilkanaście tygodni temu, po znajomości dostałem się na ciekawą imprezę – testy hełmów strażackich. Ważenie, nagrzewanie, wyziębianie i uderzanie. Na hełm poddany wysokim albo niskim temperaturom zrzuca się z kilku metrów żelazną kulę, ciężką jak diabli. I sprawdza się, czy hełm jest w jednym kawałku.
Każdy hełm musi wytrzymać kilka takich uderzeń. Symulowane warunki są nieco bardziej surowe niż te, które strażak może napotkać w akcji. Jeśli więc hełm nie przejdzie testów, niekoniecznie musi to oznaczać, że w warunkach bojowych strażak z takim sprzętem na głowie zginie, ale w pewnych warunkach może to nastąpić.
Jakkolwiek trudno uznać test, w którym uczestniczyłem, za miarodajny (po pierwsze było to laboratorium jednego z producentów hełmów, a nie niezależne, a po drugie tego dnia badano tylko po jednym egzemplarzu hełmów poszczególnych producentów), to i tak wpadłem w konfuzję.
Otóż wyobraźcie sobie, że z ośmiu badanych hełmów (od ośmiu różnych producentów polskich i zagranicznych) tylko dwa przeszły test w 100% oraz dwa były „na granicy”. Pozostałe cztery hełmy – choć mają wszelkie certyfikaty bezpieczeństwa dopuszczające je na europejski i polski rynek – albo się „rozhermetyzowały” (np. elementy w środku hełmu rozpadły się), albo po teście miały wielką dziurę w miejscu, gdzie strażak normalnie miałby głowę.
Z tego, co zdążyłem się zorientować, wyniki testów nie miały wiele wspólnego z poziomem cenowym produktów – test „oblały” zarówno bardzo tanie hełmy, jak i drogie, od renomowanych firm, sprzedawane po cenie trzy-cztery razy wyższej niż najtańsze. Akurat w tym teście, który mogłem obserwować, „przeżyły” hełmy polskiej firmy z Kalisza (Calisia Vulcan) oraz niemiecki Drager.
Oblały m.in.: inny renomowany hełm z Niemiec, popularny wśród strażaków produkt z Chorwacji (robi podobno furorę ze względu na znacznie niższą cenę niż polskie hełmy), amerykański, jak również hełmy wyprodukowane we Włoszech, Australii czy Austrii.
Zaznaczam, że mówimy o jednym, losowo wybranym hełmie (żeby postawić tezę o tym, że jakiś produkt nie trzyma jakości, trzeba by pewnie spróbować rozbić większą liczbę hełmów), ale to i tak dziwne, że wśród ośmiu certyfikowanych, posiadających świadectwo dopuszczenia na polski rynek produktów ledwie dwa przeszły test w sposób nie budzący wątpliwości.
Certyfikat, licencja, świadectwo dopuszczenia… ile to jest warte?
W przypadku sprzedawanych w bankach toksycznych produktów (np. funduszy inwestycyjnych, które okazywały się później przekrętami) klienci często argumentują, że nie mieli pojęcia, iż w licencjonowanej, nadzorowanej instytucji można kupić coś, przez co traci się oszczędności życia.
Strażacy, którzy wybierają dla siebie hełmy, też w zasadzie nie mają żadnych instrumentów, by weryfikować bezpieczeństwo produktów, które porównują. Jedne hełmy są droższe, inne tańsze, jedne ładniejsze, drugie brzydsze, ale wszystkie mają przecież certyfikaty bezpieczeństwa.
Gdzie może tkwić błąd? Od osób z branży strażackiej dowiedziałem się, że certyfikaty honorowane w całej Europie (są trzy: EN 443:2008, EN 16471:2014, EN 16473:2014) można uzyskać w kilkudziesięciu instytutach badawczych. W Polsce honorowane są certyfikaty z zagranicznych instytutów, chociaż mamy własny (CIOP-PIB z laboratorium badawczym w Łodzi).
Tak jak Komisja Nadzoru Finansowego jedynie notyfikuje licencje bankom mającym centrale w innych krajach (nie muszą mieć osobnej polskiej licencji, wchodzą do Polski na podstawie europejskiego „paszportu”), tak w przypadku hełmów strażackich wydaje się świadectwo dopuszczenia (tutaj rolę KNF spełnia instytut CNBOP-PIB w Józefowie).
I tak jak KNF nie bada wszystkich ksiąg banków, które przychodzą do niego z „paszportem” europejskim, tak CNBOP-PIB nie przeprowadza badań tak, jak robi to jednostka certyfikująca. Polska instytucja ufa, że zagraniczny certyfikat został wydany zgodnie z regułami.
Tak więc podobnie jak polski klient banku musi na własną rękę sprawdzać, czy bank, który legalnie działa, nie wciśnie mu produktu toksycznego lub bardziej ryzykownego, niż wskazuje na to nazwa „bank”, tak szef jednostki strażackiej jest skazany na siebie przy wyborze wyposażenia.
W przypadku państwowej straży zakupy robione są centralnie i sprzęt jest dystrybuowany do jednostek bez możliwości dokonywania wyboru w remizach. W przypadku strażaków-ochotników (czyli OSP) decydentem jest zwykle zarząd danego OSP, który często opiera się na opinii strażaków. Można więc powiedzieć, że o wyborze produktu decyduje bezpośrednio „konsument”.
Kto płaci? W przypadku państwowej straży oczywiście budżet państwa, natomiast OSP ma pieniądze zarówno z podatków, jak i od samorządu terytorialnego (czyli z lokalnych podatków) oraz z darowizn i datków od firm i osób prywatnych.
Skąd wiedzieć, że bank nie oszuka, a hełm się nie rozpadnie?
Czy są to dobrze wydane pieniądze? Od momentu, kiedy hełm wyjedzie od producenta, nikt nie sprawdza, czy egzemplarz, który trafił na głowę strażaka, jest tym samym pod względem jakości produktem, który otrzymał certyfikaty i świadectwo dopuszczenia.
Tak naprawdę o tym, czy hełm jest bezpieczny, można będzie dowiedzieć się dopiero w akcji. Nie życzę żadnemu strażakowi, żeby podczas akcji zdarzył się wypadek, który potwierdzi, że hełm bezpieczny nie był, czyli tzn. hełm pękł, stopił się albo rozpadł.
Wychodzi więc na to, że branża finansowa nie jest jedyną, w której klient – mimo, iż po drugiej stronie jest instytucja licencjonowana, certyfikowana i nadzorowana – i tak zdany jest na siebie, jeśli chodzi o bezpieczeństwo.
Może powinno być tak, że stowarzyszenia konsumentów powinny wydawać swoje certyfikaty instytucjom finansowym (po audycie oferowanych przez nie produktów i podsuwanych do podpisu umów), a stowarzyszenia strażaków zrzucać się na własne testy kupowanego sprzętu?
—–
Podcast „Finansowe sensacje tygodnia”. Ekipa Samcika przepytuje prezesa Związku Banków Polskich
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z Krzysztofem Pietraszkiewiczem, prezesem Związku Banków Polskich. O frankowiczach, boomie hipotecznym (i zagrożeniach z nim związanych), mankamentach bankowych scoringów, „Polskim Ładzie”, cyberprzestępczości (i o tym dlaczego banki nie chcą brać współodpowiedzialności za kradzieże pieniędzy z naszych kont) oraz o wojnie gotówki z bezgotówką. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem, a także na Spotify, Google Podcast, Apple Podcast.
zdjęcie tytułowe: Ajale/Pixabay