Lata mijają, a banki wciąż robią nas w konia na przeliczeniach transakcji walutowych. Nie ogarniam dlaczego w XXI wieku miałbym płacić np. 5,9% od wartości każdej transakcji wykonanej w obcym kraju moją kartą do konta osobistego. Rozumiem, że skoro płacę rachunek w euro, a moje konto w banku jest obciążane kwotą w złotych, to ktoś po drodze musi skonwertować jedną walutę na drugą. Gdyby robił to w fizycznym kantorku to zrozumiałbym, że musi to kosztować – trzeba wynająć lokal, posadzić pracownika, zapewnić bezpieczny obrót pieniędzmi, ubezpieczyć kasę. Ale to się nie odbywa w w ten sposób, tylko poprzez wymianę walut na jakiejś elektronicznej platformie. I nie musi być drogie, skoro internetowe kantory walutowe zajmują się takimi operacjami zarabiając na symbolicznym, 2-3 groszowym spreadzie.
„Złotym środkiem” mogą być takie karty płatnicze, które pozwalają płacić bez konieczności przewalutowania transakcji. Jeśli więc jadę do Niemiec i płacę w tamtejszym sklepie w euro, to bank, księgując wydatek na moim koncie, nie zamienia mi kwoty transakcji na złote po niekorzystnym dla mnie kursie, lecz pobiera pieniądze w euro. Prawie każdy bank ma w ofercie karty walutowe pozwalające płacić bez przewalutowania w zagranicznym sklepie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Kilka banków ma w ofercie karty „kombinowane”, czyli wielowalutowe. Jest to jeden plastik, ale można go „przypinać” do subkont prowadzonych w różnych walutach. Jeśli więc założę sobie w banku konta w euro, dolarach i funtach, a potem przeleję na nie pieniądze, to z użyciem tej samej karty płatniczej będę mógł płacić bezpośrednio w tych trzech walutach, nie ponosząc kosztów przewalutowania. Jeśli kupuję w Mediolanie spodnie za 100 euro, to zapłacę za nie po prostu 100 euro, a nie 465 zł po dodaniu 20 zł opłaty za przewalutowanie. Jeśli lecę do Stanów Zjednoczonych z międzylądowaniem we Frankfurcie, to przy pomocy jednej karty zapłacę za kawę na polskim lotnisku (zostanie obciążony rachunek w złotych), we Frankfurcie (z rachunku w euro) i na miejscu w Stanach (z rachunku dolarowego).
Karty wielowalutowe są bardzo wygodne i nawet jeśli kosztują kilka złotych miesięcznie, to ta cena zwraca się już przy dwóch-trzech większych zakupach za granicą rocznie (takich jak wspomniany powyżej zakup spodni za 100 euro). Ale trzeba uważać na pewną kosztowną pułapkę. Otóż terminale płatnicze za granicą często „widzą” taką kartę jako polską. Nie „wiedzą”, że to karta, która potrafi przepiąć się na inną walutę, więc automatycznie proponują przewalutowanie transakcji na złote. Chodzi o to, żeby to właściciel terminalu zarobił na przewalutowaniu, a nie polski bank. Mając kartę wielowalutową trzeba zawsze odrzucać oferty jakichkolwiek przewalutowań transakcji, proponowane przez terminale płatnicze. Czym różnią się między sobą banki oferujące karty wielowalutowe? Pozwólcie, że w kilku słowach opowiem o kilku wybranych ofertach:
>>> Citibank. Kartę wielowalutową tego banku można podłączyć do rachunków w euro, funcie i dolarze. Aby „przypiąć” kartę debetową do odpowiedniego konta wystarczy zalogować się do Citibanku przez internet i kliknąć odpowiednią opcję. Uwaga: karta nie wróci sama do „bazowej” waluty, czyli złotego – trzeba ją „odpiąć” ręcznie. Jeżeli waluta transakcji jest inna niż waluta rachunku, do którego klient przypiął kartę, transakcja jest przeliczona na dolary lub euro, a dopiero potem na złote.
>>> Bank Pekao. Kartę można podłączyć do rachunku złotowego, eurowego, frankowego i funtowego. Plastik automatycznie przełącza się pomiędzy rachunkami (sam „wie” w jakiej walucie płaci klient) i pobiera pieniądze bezpośrednio z rachunku walutowego, dzięki temu klient w około 30 państwach (wliczając kraje strefy euro) może płacić w walucie lokalnej. Rachunki walutowe można zasilać zdalnie w bankowości elektronicznej Pekao24 korzystając z usługi wymiany walut. Działa ona mniej więcej tak, jak e-kantor, w trybie online. Można więc kupić walutę już na lotnisku, czy w pociągu. Jeśli klient nie ma pieniędzy na rachunku w walucie danego kraju (albo jest w kraju, w którym nie płaci się żadną z popularnych walut) to transakcja zostanie przeliczona na złote (po kursie MasterCard, bez opłaty za przewalutowanie).
Wydaje mi się, że to może być najlepsza opcja płatności bez kosztów przewalutowania dostępna na polskim rynku. Posiadacz karty wielowalutowej tego banku może za darmo wypłacać pieniądze ze wszystkich bankomatów grupy UniCredit. W ramach promocji kto weźmie kartę w tych dniach, będzie miał darmowe wszystkie bankomaty na całym świecie do końca września. Karta rocznie kosztuje 6,99 zł, ale po dokonaniu kilku transakcji bank schodzi z prowizją do zera (w zeszłym roku, kiedy Pekao wprowadzało kartę wielowalutową, pobierało prowizję miesięczną – dziś już jest znacznie taniej). Do tego dochodzi koszt prowadzenia kont walutowych – od zera do 3-4 zł miesięcznie, w zależności od pakietu).
>>> PKO BP. Karty wielowalutowe są w tym banku wydawane dla posiadaczy rachunków dolarowych, eurowych i funtowych. Karta wydana do rachunku walutowego w jednej z tych walut może być jednocześnie podpięta do dwóch pozostałych rachunków walutowych. Dzięki temu jedną karta można dokonywać transakcji w ciężar trzech rachunków i w trzech walutach. W odróżnieniu od rozwiązań funkcjonujących w Citi i Banku Pekao, tu do płacenia za granicą bez przewalutowania nie służy zwykła „debetówka”, tylko karta walutowa, która wiąże się – podobnie jak rachunek w walucie obcej – z kosztami. Tyle, że zamiast trzech kart do rachunków walutowych można mieć jedną. Podobnie jak w Banku Pekao karta sama „rozpoznaje” w której z trzech walut jest dokonywana transakcja.