Wypowiedzenie kredytu i jego postawienie w stan natychmiastowej wymagalności to teoretycznie najcięższa sankcja, która może spotkać pożyczkobiorcę. Dolegliwość tej sankcji jest podwójna jeśli rzecz dotyczy kredytu frankowego. Tu bowiem dochodzi automatyczne przewalutowanie długu na złote po niekorzystnym kursie.
Można się wystraszyć, choć tak naprawdę rzadko kiedy wypowiedzenie kredytu jest bezwarunkowe. Przeważnie banki traktują je jako rodzaj „zaproszenia” do negocjacji. Oczywiście są to specyficzne „negocjacje”, bowiem klient występuje w nich w pozycji klęczącej. I o to chodzi.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pytanie czy w ten sposób wolno z klientami „negocjować”. Tak naprawdę wypowiedzenie kredytu to dla banku średni interes. Lepszym jest ugoda, na którą wystraszony klient się godzi i pod pistoletem spłaca nawet takie raty, na które – jak mu się wydawało – go nie stać.
Sęk w tym, że – jak się okazuje – taka „zabawa” z klientem, mająca charakter tresury, może być zabawą ryzykowną, także dla banku. Wpadł mi niedawno w ręce wyrok, po którego lekturze bankowcy bawiący się z kredytobiorcami w kotka i myszkę mogą przestać czuć się tak pewnie, jak dotychczas.
Rzecz dotyczy kredytu udzielonego najprawdopodobniej przez bank Santander Consumer (co prawda w kopii uzasadnienia wyroku nazwa banku została „wygumkowana”, ale jest kilka szczegółów, które wskazują, że chodzi właśnie o tę instytucję finansową) o wartości 106.000 zł, oczywiście indeksowanego do franka szwajcarskiego. Klienci kredyt przestali spłacać i na początku 2015 r. bank wystawił tytuł egzekucyjny.
Po kilkunastu dniach sąd zatwierdził go, ale klienci złożyli sprzeciw przeciwegzekucyjny, powołując się na wiele nieprawidłowości – delegalizację BTE przez Trybunał Konstytucyjny, abuzywne klauzule w umowie kredytowej (na tej podstawie dowodzili, że bank nieprawidłowo wyliczył wartość zadłużenia w BTE) oraz jeszcze kilka rzeczy. Część z nich sąd uwzględnił, większość odrzucił, ale nie o to dziś chodzi.
Zwróciłem uwagę na coś innego – sąd, uznając częściowo argumentację klientów, stwierdził, że bankowy tytuł egzekucyjny został wystawiony wadliwie, a więc bez przyczyny. A to dlatego, że… w ogóle nie doszło do skutecznego wypowiedzenia umowy! Sędzia napisał w uzasadnieniu, że w piśmie skierowanym do dłużnika bankowcy wezwali go do uregulowania należności jednocześnie dodając, że w przypadku nie spełnienia tego warunku bank będzie uważał, że umowa została wypowiedziana
„Zdaniem sądu Okręgowego pozwany powinien wezwać do zapłaty i przypomnieć o o terminach wypowiedzenia, a następnie, w kolejnym piśmie wypowiedzieć umowę (…). Zdaniem Sądu wypowiedzenie umowy, jako jednorstronne oświadczenie woli o charakterze prawno-kształtującym nie może zostać uczynione z zastrzeżeniem warunku. Dopuszczenie takiej możliwości pozostawałoby w sprzeczności z istotą tego rodzaju czynności, której celem jest definitywne uregulowanie łączącego strony kontraktu”
Wyrok, który został ogłoszony przez Sąd Okręgowy we Włocławku (sygnatura akt I C 338/15), rzuca nowe światło na kwestię wypowiadania umów kredytowych. Banki bardzo często wypowiadają je tak, żeby w rzeczywistości sprawę dało się jeszcze odkręcić, o ile klient wystarczająco się wystraszy.
Okazuje się, że oprócz powoływania się na unieważnienie instytucji BTE przez Trybunał Konstytucyjny i oprócz podważania kwoty wpisanej na BTE można jeszcze spróbować przekonać sąd, że… wypowiedzenie w ogóle nie było wypowiedzeniem. I na tej podstawie nie tylko powstrzymać komornika, ale też unieważnić wypowiedzenie kredytu.