Startup z Kalifornii otworzył nietypową platformę – można… „pożyczyć” swoje prawo głosu. Genialne? Niebezpieczne? Bezsensowne?

Startup z Kalifornii otworzył nietypową platformę – można… „pożyczyć” swoje prawo głosu. Genialne? Niebezpieczne? Bezsensowne?

Jak można zarobić na akcjach spółki giełdowej, wciąż będąc jej posiadaczem? Można otrzymać dywidendę, czyli udział w zysku spółki. Ale pewien startup z Kalifornii wpadł na ciekawy pomysł – otworzył aukcje, na których można handlować… prawem głosu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Genialne czy niebezpieczne? 

Jedno z podstawowych praw akcjonariusza giełdowej spółki to możliwość brania udziału w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy, które podejmują kluczowe dla spółki decyzje, m.in. głosują nad powołaniem rady nadzorczej czy nad podziałem zysku spółki. Czy to podstawowe prawo mogłoby być przedmiotem… obrotu finansowego? Czy akcjonariusz spółki mógłby odpłatnie udostępniać wykonywanie prawa głosu ze swoich akcji?

Zobacz również:

Ten innowacyjny pomysł mógł powstać chyba tylko w najbardziej innowacyjnej części świata, czyli w Kalifornii. Jak każda nowość, także i ta ma swoich zwolenników i przeciwników. Jak ten pomysł działa?

Pomysłowy startup to Shareholder Vote Exchange. Jego założyciele wymyślili nowy sposób na to, jak czerpać dodatkowe profity wynikające z bycia akcjonariuszem. Startup pośredniczy w… „sprzedaży głosów”. Prowadzi na swojej stronie internetowej… aukcje praw do głosowania na zgromadzeniach akcjonariuszy.

Zwolennicy tych praktyk twierdzą, że może to pomóc zwykłym inwestorom szybko i łatwo zarobić nie tylko na akcjach, ale i na udostępnianiu prawa głosu, z którego prawdopodobnie nie skorzystają. Krytycy obawiają się, że kupowanie i sprzedawanie głosów akcjonariuszy stwarza ryzyko nadużyć i może być niekorzystne dla spółek i efektywności rynku jako całości – informuje dziennik „The Wall Street Journal”.

Czytaj też: Dlaczego nie inwestujesz? Bo to za trudne i nie wiem, co wybrać…

Jesteś akcjonariuszem, możesz pożyczyć swoje głosy. I zarobić

Shareholder Vote Exchange adresuje swoją ofertę do tych akcjonariuszy, którzy mają prawo do wzięcia udziału w WZA, ale z jakichś powodów nie są tym zainteresowani. Najczęściej to mali akcjonariusze, którzy uważają, że ich prawo głosu i tak niewiele znaczy. Po zarejestrowaniu się na stronie startupu zainteresowany akcjonariusz może sprzedać prawa do wykonywania głosów na konkretnym WZA. Zachowuje oczywiście własność akcji i prawo głosu na kolejne WZA.

Kupujący z kolei mogą skorzystać z akcji, żeby głosować nad punktami porządku obrad w różnych sprawach ważnych dla spółki, ale i dla siebie, jeśli są poważniejszymi inwestorami w danej firmie. Kupowanie akcji może dotyczyć inwestorów, którym brakuje głosów do przeforsowania na WZA jakichś decyzji.

Akcjonariusz, który udostępnił prawo głosu, pozostaje oczywiście wciąż posiadaczem akcji, więc spokojnie może wziąć udział w kolejnym WZA i głosować tak, jak chce. Będzie mógł jednak, jeśli zechce, znów odsprzedać swoje głosy. Dziennik „WSJ” cytuje jednego z przedstawicieli startupu, który tłumaczy, że „sprzedaż głosów jest dla inwestorów sposobem na uzyskanie dodatkowego zysku z aktywów, które często pozostają niewykorzystane”.

Amerykańskie statystyki giełdowe dla branży technologii finansowych pokazują, że tylko ok. 30% akcji posiadanych przez inwestorów indywidualnych służy do głosowania, a reszta pozostaje niewykorzystana. Startup wykorzystuje więc po prostu tę lukę. Samo zjawisko „pożyczania głosów” pojawiło się w USA już kilkanaście lat temu, jeszcze przed wielkim kryzysem finansowym i umożliwiało inwestorom instytucjonalnym sprawniejsze przeprowadzanie głosowań.

Czy tak można zarobić? Czy to jest legalne?

Amerykańskie prawo zezwala na „kupowanie” głosów na WZA. Z pewnymi zastrzeżeniami. Np. już w 1982 r. jeden z sądów w stanie Delaware (to stan, w którym zarejestrowanych jest bardzo dużo spółek ze względu na wyjątkowo przyjazne prawo korporacyjne i podatkowe) zaakceptował takie praktyki. Jednocześnie zauważono tam, że takie działanie może być podatne na nadużycia – oszustwa czy próby pozbawienia akcjonariuszy głosów. To dość trudna sprawa, bo chodzi o oddzielenie prawa głosu od własności akcji.

Jednak procedura stosowana w startupie z Kalifornii zakłada pewne bezpieczniki, które mają spowodować, że ta praktyka nie zostanie skierowana przeciw rozwojowi spółki. O co chodzi? Np. kupujący prawo głosu musi mieć w spółce tzw. długą pozycję, a więc musi mu zależeć na tym, aby kurs spółki rósł. Inwestor grający na spadki cen akcji, czyli obstawiający tzw. krótką sprzedaż, prawa głosu w ten sposób nie kupi. Czyli – można zarobić na rynku w ten sposób, ale – nie kosztem spółki.

Do tej pory na giełdzie głosów akcjonariuszy sprzedano około 200 000 głosów pełnomocników – niewielki wycinek z miliardów głosów oddawanych co roku na spotkaniach korporacyjnych w USA. Czy ta liczba będzie rosła i czy wzrośnie tej wiosny, kiedy w spółkach zaczną się walne zgromadzenia akcjonariuszy? I czy sprawa interesuje wielkich akcjonariuszy instytucjonalnych?

A co, gdyby zacząć sprzedawać inne nasze… głosy i prawa?

W warunkach funkcjonowania polskiego rynku kapitałowego sprzedawanie i kupowanie prawa głosu jest niemożliwe. W ten sposób nie można zarobić. I jest to sytuacja podobna do tej, z którą mamy do czynienia w różnego typu wyborach, w których mamy prawo wziąć udział. W tym roku odbędą się np. wybory samorządowe i europejskie.

Co by było, gdybyśmy mogli np. sprzedać swoje głowy, a ktoś mógłby je skupować, żeby potem, jakby w naszym imieniu, zagłosować sobie tak, jak chce? Czy wyobrażamy sobie, że moglibyśmy odsprzedawać nasze głosy w wyborach parlamentarnych czy prezydenckich? Inna sprawa, że jeszcze ćwierć wieku temu media czasem opisywały przypadki tzw. „kupowania” głosów przez kandydatów np. w wyborach lokalnych, kiedy kandydat posiadający silną pozycję polityczną czy finansową w jakimś regionie obiecywał potencjalnym wyborcom korzyści za to, że będą głosować właśnie na niego.

Nie mówiąc już o tym, że kupowanie głosów znane było w I Rzeczypospolitej na Sejmach czy sejmikach, kiedy magnaci kupowali głosy drobnej i ubogiej szlachty. Zjawisko to więc dosyć stare, ale w naszej historii ocenione zdecydowanie negatywnie, a we współczesnym prawie zabronione i gdyby zostało wykryte, miejmy nadzieję, byłoby ukarane.

Podobna sytuacja jest np. z naszym urlopem. Wielu pracowników w ciągu roku nie wykorzystuje swojego prawa do ustawowej liczby dni urlopu. Te niewykorzystane w jednym roku dni przechodzą na rok następny. Jednak pracownik prędzej czy później będzie musiał je wykorzystać, a firma, która tego nie dopatrzy, może zostać ukarana przez inspektorów pracy.

Prawo do urlopu jest przykładem niezbywalnego pracowniczego prawa. Nie możemy go odsprzedać ani się go pozbyć. Chyba że odchodzimy z pracy. Wtedy firma może nam na odchodne wypłacić ekwiwalent za niewykorzystany urlop lub wliczyć dni urlopowe do okresu wypowiedzenia, w związku z czym możemy przez ten czas nie świadczyć pracy.

Czytaj też: Czy istnieje dobre narzędzie, dzięki któremu moglibyśmy lepiej rozpoznać nasze preferencje wyborcze i z większą świadomością pójść na wybory? A może, zamiast nas powinien głosować… cyfrowy bliźniak?

Korzystajmy z naszych praw

Każdy więc, kto choćby przez moment zastanawiał się, czy przypadkiem sporo by nie skorzystał na odstąpieniu swojego głosu w jakichś kolejnych wyborach, niech o tym zapomni i raczej zmobilizuje się do aktywnego uczestnictwa w nich.

Podobnie z byciem akcjonariuszem spółki. Statystyki pokazują, że tylko niewielka część akcjonariuszy indywidualnych bierze udział w walnych zgromadzeniach, a nawet inwestorzy instytucjonalni, np. w spółkach Skarbu Państwa, nie palą się czasem do udziału w WZA i głosowaniu nad przyszłością spółek. To właśnie zjawisko zachęciło w USA bardziej aktywnych inwestorów do kupowania głosów, żeby przeprowadzać korzystne dla nich zmiany.

Jeśli jesteśmy akcjonariuszem spółki to nasze prawo do wzięcia udziału w WZA jest niezbywalne. Nikt nas nie może tego prawa pozbawić. Nie możemy też go odstąpić. Z kolei – tak jak w wyborach – prawo to jest dobrowolne. Nikt nas nie może do tego zmusić. Logiczne jest jednak, żeby brać udział w walnych, bo decydują się tam losy naszych pieniędzy.

Instytucje rynku finansowego zachęcają do tego. Można np. zapoznać się z „Poradnikiem inwestora. Jak uczestniczyć w walnym zgromadzeniu akcjonariuszy?„. To dokument dla inwestorów indywidualnych, opublikowany kilka lat temu przez Komisję Nadzoru finansowego.

WZA odbywają się każdego roku najpóźniej 6 miesięcy po zakończeniu roku kalendarzowego. Sezon na WZA już się zaczął, widzimy to choćby w walnych wielkich spółek Skarbu Państwa, np. Orlenu. Sezon na walne się dopiero rozkręca. I potrwa do końca czerwca. Z naszym udziałem?

Czytaj też: Inwestowanie w spółki dywidendowe? Recepta na zyski?

Czytaj też: Koniec ery Daniela Obajtka. Bilans jego rządów w firmie 

Źródło zdjęcia: Mika Baumeister/Unsplash

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu