Chorwacja jest kolejnym krajem, który to zrobił: właśnie wszedł do strefy euro. Nikt tam nie rozdziera szat, niewielu płacze nad końcem rodzimej waluty, większość społeczeństwa nie obawia się wzrostu cen. Przyjęcie euro w Chorwacji jest uznawane za coś naturalnego, co może pomóc tamtejszej gospodarce. Czy rzeczywiście pomoże? Dlaczego Chorwaci nie mają problemu z dokonaniem tej zmiany, a my tak? Czy ewentualny sukces przyjęcia euro przez Chorwatów może zwiększyć poparcie dla wprowadzenia euro w Polsce?
W Polsce większość obywateli obawia się zamiany złotego na euro, w Chorwacji takich obaw nie ma, a wejście do strefy euro jest traktowane jako logiczny efekt dotychczasowego kierunku rozwoju kraju od 28 lat. Czy Chorwaci wyjdą na tym dobrze? To się okaże, ale tak naprawdę każdy kraj Unii Europejskiej, jeśli nie zagwarantował sobie wyjątku (tak jak Dania czy wcześniej Wielka Brytania), jest zobowiązany do wejścia do strefy euro, prędzej czy później.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pięć kroków do strefy euro. Chorwacja już je zrobiła
Żeby wejść do strefy euro, trzeba spełnić pięć kryteriów tzw. konwergencji gospodarczej, które zostały ustalone przez kraje UE na konferencji w Maastricht w 1990 r. Kryteria dotyczą stabilności finansowej kraju, polityki budżetowej i pieniężnej. Kiedy dany kraj decyduje się na rozpoczęcie procedury przyjęcia euro, musi wejść do mechanizmu stabilizacyjnego tzw. ERM2, czyli „przedpokoju”, w którym przez dwa lata sprawdzane są wszystkie wskaźniki makroekonomiczne.
Pasmo wahań kursu walutowego w ramach ERM2 jest niewielkie (15%), co oznacza, że możliwe są ataki spekulacyjne inwestorów na rynkach finansowych. Tak stało się z funtem, kiedy Wielka Brytania weszła do mechanizmu ERM w roku 1990, po czym opuściła go w 1992 r. Londyn nie był w stanie obronić kursu funta, bo fundusze George’a Sorosa ogromnymi kwotami grały na jego osłabienie.
Oczywiście w przypadku mniejszych rynków, takich np. kraje bałtyckie, ataki spekulacyjne się nie opłacają. Nie miały z nimi problemu ani kraje bałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia, ani Słowacja i Słowenia. Było im łatwiej wejść do euro także dzięki jednorodnej strukturze gospodarek, bez sektorów wymagających kosztownej modernizacji i restrukturyzacji, tak jak w Polsce wymagał tego np. przemysł wydobywczy, stalowy, stoczniowy czy rolnictwo. No i w mniejszej gospodarce łatwiej pilnować wskaźników gospodarczych.
Na grafice poniżej widać, jak stopniowo zapełnia się europejska mapa wspólnej waluty. Trzy kraje naszego regionu pozostają niewzruszone w swoim postanowieniu o opóźnieniu tego procesu – to Polska, Czechy i Węgry. Bułgaria weszła do ERM2 wtedy kiedy Chorwacja, ale przesunęła wprowadzenie euro do 2024 r. Rumunia nie podała jeszcze żadnych dat.
Szczególnym przypadkiem jest Polska, z największą gospodarką w regionie, z najbardziej zróżnicowaną strukturą sektorów gospodarki, a także z najbardziej rozwiniętym rynkiem finansowym. Polskie władze tradycyjnie przypominają, że przeszliśmy suchą stopą przez światowy kryzys finansowy w latach 2008-2009 dzięki utrzymaniu niezależnej polityki pieniężnej. A więc i własnej waluty.
Polska to połowa potencjału gospodarczego całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej (CEE). Duża płynność naszej waluty i obligacji skarbowych powoduje, że wahania złotego i rentowności długu są większe niż w małych krajach. Z tego powodu zarówno etap przygotowania do przyjęcia euro byłby trudniejszy, jak i konsekwencje mniej przewidywalne niż w przypadku małych krajów. A jak jest w Chorwacji?
Chorwacja i tak „prawie” była w strefie euro
Dla Chorwacji wejście do strefy euro jest jednym z najważniejszych etapów zacieśniania związków z UE. Tym bardziej że równolegle Chorwacja wchodzi do strefy Schengen. A dla strefy euro to dowód na to, że projekt wspólnej waluty jest wciąż atrakcyjną propozycją dla kolejnych krajów. Zdaniem prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde przystąpienie Chorwacji to „wotum zaufania dla strefy euro”. Wraz z Chorwacją już 20 państw członkowskich UE i 347 milionów obywateli UE korzysta ze wspólnej waluty.
W przypadku Chorwacji, chodzi o mikroskopijną gospodarkę 4-milionowego kraju (to mniej niż liczba ludzi mieszkających w aglomeracji śląskiej), opartą w dużym stopniu na ruchu turystycznym. Czy w przypadku Chorwacji przyjęcie euro to naprawdę jest taki skok w nieznane?
Formalnie walutą Chorwacji była od 1994 r. kuna, ale jej punktem odniesienia pozostawało euro. A wcześniej, jeszcze przed euro, marka niemiecka. Z powodu uwarunkowań gospodarczych, bardzo silnego powiązania z gospodarką europejską, Chorwacja i tak starała się – poprzez działania banku centralnego – utrzymywać stabilny kurs kuny do waluty europejskiej. A więc – nieformalnie – była przez wiele lat w paśmie wyznaczonym przez mechanizm ERM2.
Jak wygląda gospodarka Chorwacji? Każdy, kto choć raz spędzał wakacje nad pięknym chorwackim Adriatykiem, doskonale potrafi sobie wyobrazić, jak bardzo powiązana z euro od lat jest tamtejsza turystyka. Kraj ten opiera się na turystach z zagranicy, dla których obrót w euro jest wielkim ułatwieniem.
Turystyka zapewnia jedną piątą chorwackiego PKB. To jeden z najmocniejszych filarów tego nadmorskiego, skalistego, nieco wyspiarskiego kraju, który nie ma dużo przemysłu czy innych wielkich sektorów gospodarki. Gośćmi wakacyjnych kurortów są głównie turyści z UE, np. tradycyjnie Niemcy, płacący za wszystko w euro.
W związku z tym spora część Chorwatów ma oszczędności i depozyty bankowe w euro, a także zaciąga w tej walucie długi. To zdecydowanie zdrowsze podejście niż u nas, jeśli weźmiemy pod uwagę, że obywatele Chorwacji zaciągają długi w walucie, w której tak naprawdę zarabiają. Nie dotyczy ich ryzyko, które stało u podstaw polskich problemów z kredytami hipotecznymi we franku szwajcarskim.
Ale nie tylko prywatne osoby miały i mają długi w euro. Ten sposób finansowania wybiera też wiele małych i średnich firm. W euro podawane w tym kraju były już od dawna ceny przy zakupach nieruchomości, ziemi, samochodów. Nie mówiąc oczywiście o kwaterach turystycznych czy barach i restauracjach. W euro rząd chorwacki zaciąga dług publiczny. Według informacji chorwackiego banku centralnego ponad dwie trzecie długu o łącznej wartości około 520 mld kun (69 mld euro).
„Członkostwo w strefie euro może obniżyć stopy procentowe prywatnego i publicznego długu, poprawić ratingi kredytowe i uczynić Chorwację bardziej atrakcyjną dla inwestorów”
– twierdzi prezes banku centralnego Boris Vujcic. Stąd tak naprawdę trudno by było znaleźć dobry argument za tym, żeby zniechęcać Chorwatów jako społeczeństwo zamiany kuny, waluty o raptem 28-letniej historii, na euro.
Czy Chorwacja powinna być dla nas przykładem?
W Polsce wiele rzeczy wygląda inaczej, złoty jest powszechny w użyciu w transakcjach biznesowych i prywatnych, a dodatkowo jest walutą z większą historią, z którą wielu Polaków jest emocjonalnie związana. Nie dziwi więc, że obecny rząd i szef NBP odwołują się – jeśli potrzebne są szybkie argumenty przeciwko wstąpieniu Polski do strefy euro – głównie do dwóch haseł.
Po pierwsze: po wejściu do strefy euro zapanuje drożyzna i Polacy zbiednieją, bo ceny wzrosną do „poziomu europejskiego”, a nasze polskie wynagrodzenia realnie stracą swoją siłę nabywczą. Po drugie: stracimy złotego, z którego jesteśmy dumni i – automatycznie – stracimy część suwerenności, nie tylko ekonomicznej, ale również politycznej. A decyzje np. o stopach procentowych będą podejmowane poza Polską.
Rząd i NBP nie wspominają przy tym, że zgodnie z traktatem akcesyjnym do UE i tak jesteśmy zobowiązani do wejścia do strefy euro, i przez cały okres naszego członkostwa w UE musimy utrzymywać parametry finansowe np. fiskalne zgodnie z zasadami traktatu z Maastricht.
Nasz deficyt budżetowy nie może przekroczyć 3% PKB, a dług publiczny 60% PKB. Akurat te parametry na razie spełniamy, tylko raz – w roku 2014 – byliśmy blisko przekroczenia progu zadłużenia publicznego 60% PKB, ale w wyniku przejęcia połowy aktywów OFE, tych z obligacji skarbowych, udało się skokowo zmniejszyć ten poziom.
Już pół roku temu Chorwacja rozpoczęła techniczne przygotowania do zastąpienia swojej waluty przez euro – zaczęła wybijać monety z symbolami chorwackimi. Do tego ma prawo każdy kraj strefy euro, oczywiście w kraju takim jak Chorwacja, odwiedzanym rocznie przez miliony turystów z UE, monety te rozejdą się szybko po wszystkich zakątkach kontynentu.
Grunt to dobrze dobrany kurs wymiany
Podstawą korzyści handlowych z przyjęcia euro były w każdym kraju kursy wymiany lokalnej waluty na euro. Źle dobrany kurs – zawyżony albo zaniżony – może spowodować wielkie perturbacje w wymianie handlowej i w całej gospodarce. Widać to na przykładzie niektórych krajów południa Europy i Niemiec.
Wymiana marki niemieckiej na euro 1 stycznia 202 r. nastąpiła po kursie – jak uważają ekonomiści – nieco zaniżonym, co pozwoliło gospodarce niemieckiej, nastawionej na eksport, taniej oferować produkty swojego przemysłu, np. samochodowego. Dla gospodarki niemieckiej ustanowienie strefy euro było gigantycznym i korzystnym impulsem rozwojowym, niemiecki eksport wzrósł spektakularnie. Skorzystała na tym i Polska, która w niemal jednej trzeciej związana jest handlowo z gospodarką niemiecką.
Z kolei w przypadku krajów z południa Europy (Grecja, Włochy, a nawet Francja) nie widać wielu korzystnych aspektów przyjęcia euro. Ekonomiści widzą tutaj winę nieco zawyżonego kursu, po którym zostały wymienione waluty tych krajów na euro.
Według informacji na stronie Komisji Europejskiej od niedzieli 1 stycznia 2023 r. euro będzie stopniowo zastępować kunę jako walutę Chorwacji. Kuna zostanie wymieniona po kursie 7,53450 kuny chorwackiej za 1 euro. Obie waluty będą używane obok siebie przez dwa tygodnie. W przypadku otrzymania płatności w kunach reszta zostanie wydana w euro.
Kurs na tym poziomie – 7,53450 kuny za euro – został ustalony już w momencie wejścia do mechanizmu ERM2 i „pilnowany” przez bank centralny przez cały 2,5-letni okres do 31 grudnia 2022 r. Jak wpłynie na gospodarkę chorwacką? Już teraz można ocenić, że nie widać było w Chorwacji negatywnych zjawisk. W pełni jednak dobrze dobrany kurs ujawni się w dłuższym okresie.
Jak Chorwacja broni się przed podwyżkami cen?
Podwójne podawanie cen w kunach i euro stało się obowiązkowe 5 września 2022 r. Taki system będzie obowiązywał jeszcze przez rok. Zwyczajowe obawy związane z potencjalnym wzrostem cen w sklepach, „zaokrąglaniem” cen (oczywiście – do góry) czy innymi nieuzasadnionymi podwyżkami cen w okresie przejściowym instytucje państwa chorwackiego starały się rozwiązać formalnie.
Wprowadzony został Kodeks Etyki Biznesu, co ma zapewnić stabilności cen towarów i usług poprzez pomoc przedsiębiorcom w prawidłowym przeliczaniu i wyświetlaniu cen. Zapisy Kodeksu Etyki egzekwuje Państwowa Inspekcja, która w okresie przejścia na euro będzie również monitorować ceny często kupowanych produktów i usług.
Kunę będzie można wymieniać jeszcze przez długi czas w wielu miejscach, a bank centralny Chorwacji będzie wymieniał bezpłatnie banknoty kuny bez ograniczeń czasowych, a monety kuny – do 31 grudnia 2025 r. Ok. 70% bankomatów w Chorwacji będzie dystrybuować banknoty euro już 1 stycznia 2023 r., a reszta w ciągu dwóch tygodni.
Z wejścia Chorwacji do klubu euro teoretycznie nie powinny się cieszyć banki. Według szacunków Chorwackiego Stowarzyszenia Banków, jednorazowy koszt zmian w systemach informatycznych dla banków komercyjnych wyniesie ok. 100 mln euro, a banki mogą stracić do 130 mln euro przychodów rocznie z powodu utraty prowizji za przewalutowanie.
Ochrona konsumentów jest hasłem, które jest odmieniane w Chorwacji przez wszystkie przypadki. Turyści w najbliższym sezonie turystycznym zapewne dopiszą bardziej niż dotychczas, zwabieni łatwością poruszania się w ramach jednolitego obszaru euro. Ze względu na jednoczesne wejście kraju do strefy Schengen – także łatwością podróży do Chorwacji bez kontroli na granicach z UE.
Chorwacja miała trudniejsze zadanie niż kraje, które weszły do strefy euro wcześniej. Najpierw pandemia, potem presja na wzrost cen surowców i wybuch inflacji, inwazja Rosji na Ukrainę – to wszystko raczej utrudniało osiągnięcie konwergencji z wymaganiami strefy euro. Jednak Chorwacja obniżyła zadłużenie z 87,3% PKB w 2020 r. do 79,8% w ubiegłym roku.
PKB na mieszkańca wynosi w Chorwacji 43% średniej europejskiej, mniej więcej tyle samo co w naszym kraju, ale jeszcze w 2000 r., poziom PKB na mieszkańca w Chorwacji wynosił 30% średniej europejskiej:
Niezmienne jest poparcie Chorwatów dla euro, którzy dostrzegają fakt, że wspólna waluta umocni pozycję kraju w UE. Nie wynika to co prawda z przepisów unijnych, ale strefa euro jest grupą krajów uprzywilejowanych i nadających ton integracji europejskiej w ogólnym wymiarze, więc dla mniejszych krajów jest to jedyna okazja, by uczestniczyć w podejmowaniu najważniejszych decyzji wspólnotowych.
Czy to by się opłaciło w Polsce?
Pozytywne nastawienie do ścisłej integracji z UE było widoczne w Chorwacji od jej wstąpienia do Unii, czyli od roku 2013. Już wtedy padła deklaracja szybkiego wejścia do strefy euro i to się właśnie zrealizowało. Polska natomiast porusza się raczej ruchem konika szachowego. To przyspieszy, to zwolni, to nadgoni, to wycofa się na z góry upatrzone pozycje. Do UE i do strefy Schengen weszła przed Chorwacją, ze strefą euro jeszcze długo poczeka.
I jest to związane zarówno z tym, że nie spełniamy części kryteriów ekonomicznych, głównie tych związanych ze stabilnością kursu walutowego, poziomem długoterminowych stóp procentowych i rentownością obligacji skarbowych. Ale też nie ma woli politycznej, żeby podjąć konkretne decyzje.
Polacy, jeszcze kilkanaście lat temu raczej przychylni temu projektowi, tak jak przychylni byli w 2004 r. wejściu Polski do UE, obecnie raczej boją się „złowrogich” skutków dla ich portfeli – głównie wyższych cen przy niskich wynagrodzeniach. Prezes NBP Adam Glapiński wielokrotnie deklarował, że dopóki on jest prezesem banku centralnego, Polska nie wejdzie do strefy euro. A będzie prezesem do roku 2028. NBP stoi na stanowisku, że wejście do strefy euro osłabiłoby naszą suwerenność gospodarczą.
To fakt, że w XXI wieku, w czasie trzech kolejnych kryzysów – na początku wieku, w latach 2008-2009 i potem, a także w ciągu ostatnich trzech lat, złoty reagował bardzo elastycznie, osłabiając się czasem bardzo mocno i dostosowując tym samym do zmienionych warunków handlu zagranicznego. To pozwalało naszemu krajowi reagować na kryzysy bardziej obniżeniem poziomu dochodów społeczeństwa niż zwolnieniami i zapaścią na rynku pracy.
Jak obecnie wyglądałaby opłacalność polskiego wejścia do strefy euro? Tego nie wiemy, ponieważ nie ma instytucji czy ośrodka, który analizowałby wszystkie dane. Biuro ds. Integracji ze Strefą Euro (BISE) funkcjonujące w NBP zostało zlikwidowane przez obecnego szefa tej instytucji niemal od razu po objęciu stanowiska. NBP opracował i opublikował trzy raporty na temat opłacalności i warunków wejścia do systemu wspólnej waluty – w latach 2004, 2009 i 2014.
Wielu analityków wskazuje, że – zważywszy na to, że polski eksport w ok. 75% kierowany jest do krajów strefy euro, a bardzo duży jest też udział importu z tego kierunku – Polska jest właściwie jedną nogą w strefie euro. Tak uważa np. wielu przedsiębiorców i firm, mających bardzo ścisłe związki handlowe z Niemcami i innymi krajami strefy euro.
Wchodząc do euro więcej byśmy ryzykowali. Ale może… warto?
Zmienny kurs walutowy jest czynnikiem ryzyka biznesowego – często zupełnie niepotrzebnym i przeszkadzającym. Tym bardziej że duża część polskiej produkcji na eksport wymaga jednocześnie wkładu półproduktów i części sprowadzanych ze strefy euro i za euro. To stało u podstaw decyzji władz Chorwacji. Np. szef banku centralnego Chorwacji Boris Vujcic w niedawnym wywiadzie dla „Financial Times” powiedział:
„Skoro tak duża część handlu w kraju odbywa się i tak w euro, w euro rozliczane są także dochody z turystyki i bezpośrednie inwestycje zagraniczne, a w bankach kredyty i depozyty są w euro, to zastąpienie kuny walutą europejską jest jak najbardziej logicznym kolejnym krokiem w integracji Chorwacji ze wspólnym europejskim rynkiem.”
Polska najbliżej decyzji o wejściu do strefy euro była przed kryzysem 2008-2009, potem zaczęła się oddalać. Ówczesny premier Donald Tusk zapowiedział we wrześniu 2009 r., że celem jego rządu będzie wejście Polski do strefy euro do 2011 roku. Tą deklaracją Tusk otworzył 18. Forum Ekonomiczne w Krynicy. Po tej wypowiedzi złoty gwałtownie zyskał na wartości.
Od razu po tej deklaracji dziennikarze i ekonomiści mówili, że to termin raczej nierealny ze względu na to, że potrzebny jest najpierw minimum 2-letni okres w ERM2, a poza tym akurat wtedy trwał wielki kryzys finansowy, który uniemożliwiłby Polsce spełnienie kryteriów konwergencji.
W podsumowaniu raportu NBP z 2009 r. autorzy z BISE podkreślali, że długofalowo nie ma przeciwskazań, żeby Polska weszła do strefy euro.
„W długim okresie gospodarka Polski powinna odnieść korzyści z integracji ze strefą euro, pod warunkiem odpowiedniego przygotowania. Niemniej, właściwy wybór momentu wprowadzenia euro będzie mieć kluczowe znaczenie dla kształtowania się bilansu korzyści i kosztów w krótkim okresie”
– można przeczytać w konkluzji raportu.
Jakie korzyści mogliby odnieść Polacy z wejścia do strefy euro?
- spadłyby rentowności długu publicznego i oprocentowanie kredytów bankowych. Taniej pożyczalibyśmy pieniądze na kupno mieszkań;
- w zakupach produktów ze strefy euro, np. samochodów, nie bylibyśmy uzależnieni od częstych zmian kursu;
- moglibyśmy stabilniej planować wyjazdy na wakacje w ramach strefy euro, i nie tylko. Kurs euro jest bardziej stabilny niż kurs złotego;
- oszczędności nie traciłyby na wartości tak szybko, jak obecnie tracą oszczędności w złotym (inflacja w strefie euro jest niższa niż w Polsce);
- przedsiębiorcy mieliby lepsze możliwości planowania kosztów półproduktów pochodzących ze strefy euro i opłacalności eksportu;
- wzrosłaby wymiana handlowa ze strefą euro, ponieważ zazwyczaj tak się dzieje w obrębie wspólnego obszaru walutowego;
- Polska byłaby pewniejszym miejscem lokowania inwestycji bezpośrednich ze względu na dużo większą stabilność finansową kraju ze strefy euro;
- Polska byłaby mniej narażona na ataki spekulacyjne rynków finansowych wymierzone zazwyczaj w słabsze gospodarki;
- Polska bardziej otworzyłaby się na rynek pracy dla pracowników z innych krajów strefy euro.
Argumentów „za” nie brakuje, ale dopóki sami Polacy nie pozbędą się oporów, dopóty będziemy wciąż daleko od strefy euro. Niewykluczone, że kiepsko prowadzona polityka NBP i rządu – sprawiająca, że złoty jest obecnie słabą walutą, a inflacja pozostanie wysoka w kolejnych latach – będzie czynnikiem powoli przechylającym szalę w kierunku strefy euro. Dlatego warto się przyglądać, jak wprowadzają euro Chorwaci i co to zmieni w ich portfelach.
Źródło zdjęcia: Unsplash