To historia o tym, jak niedoświadczony przedsiębiorca wszedł na energetyczną minę. „Otworzyłem przedszkole, podpisałem nową umowę na zakup prądu i się zaczęło. Lokal stał pusty, a ja dostawałem od firmy innogy Stoen Operator rachunki po 1.200 zł tytułem opłat stałych” – grzmi pan Piotr i domaga się zwrotu części pieniędzy. Ale czy słusznie? Źródłem problemu jest… tajemnicza moc umowna
Koszty prądu drenują nasze portfele. W ostatnich latach wysokość rachunków „z elektrowni” wzrosła o nawet o jedną piątą. O ile jeszcze większość z 16 mln gospodarstw domowych jest pod parasolem ochronnym Urzędu Regulacji Energetyki, to przedsiębiorcy płacą za prąd, jak za zboże. W ich przypadku taryfy sprzedażowe nie są regulowane, a taryfy za dystrybucję zawierają dodatkowe, legalne (bo zatwierdzane decyzją URE) składniki cen.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niektóre firmy raportowały, że ceny prądu wzrosły w ostatnich latach o kilkaset procent. Pan Marcin nie narzeka na ceny prądu. Narzeka, że firma nie wtajemniczyła go w niuanse nowej umowy. I kazała płacić po 1.200 zł rachunku za prąd w pustym lokalu. Kto zawinił? Orange Energia (sprzedawca), innogy Stoen Operator (dystrybutor), a może… pan Marcin (klient)?
Reklamacja tu, reklamacja tam – a faktury płacić trzeba
Pan Marcin jest ciężko doświadczonym przez lockdown przedsiębiorcą. Postanowił w lipcu ubiegłego roku otworzyć przedszkole w wynajętym lokalu na parterze dużego apartamentowca. Budynek był nowiutki, dopiero co oddany do użytku, więc pan Marcin musiał podpisać umowę na sprzedaż prądu. Długo szukał korzystnej oferty i wybrał prąd od niezależnego sprzedawcy Orange Energia.
Pierwszy rachunek dostał w wysokości 1.200 zł. Problem w tym, że nawet nie zaczął działalności – lokal stał pusty. Co się stało? Postawienie diagnozy trwało kilka tygodni. Odkręcenie problemu – dziewięć miesięcy. Pan Marcin reklamację na wysokie opłaty zaczął od innogy. Odpowiedź: „nie widzimy żadnych nieprawidłowości”. Czytelnik jednak widzi i pisze odwołanie. Odpowiedź jest taka sama. „O co panu chodzi?”. W końcu telefon do innogy i szczera rozmowa z pracownikiem firmy. Trafił się bardzo miły i kompetentny konsultant, który spojrzał w umowę i powiedział coś w stylu:
„Ojej, jaką ma pan dużą moc umowną. To z niej wynikają tak duże opłaty stałe. To nonsens, proszę zawnioskować o zmniejszenie mocy umownej i będzie dobrze”.
Ale skąd się wzięła ta wielka „moc umowna”? Pan Marcin się wkurzył i zaczął szukać winnych. Zajrzał do papierów, które podpisał z Orange Energia i zdębiał. Jak byk stoi: „maksymalna moc umowna 90 kW”. I choć nie miał pojęcia co to takiego ta „moc umowna” i co mówi ta wartość, to wiedział już kto jest głównym sprawcą jego problemów.
Bez wchodzenia w szczegóły: moc umowna to ilość energii, która jest dostarczana do lokalu w danym momencie. Na przykład zwykłe mieszkanie ma przeważnie moc umowną 3kW. Dom z bogatym wyposażeniem elektrycznym – 16 kW, 200-metrowa willa – nawet 30kW. A zatem skąd się wzięła moc umowna 90kW na parterze w bloku? W przedszkolu? Wrócimy do tego na końcu tekstu.
Kto był sprawcą zamieszania?
Pan Marcin napisał kolejną reklamację do innogy”. Wtedy firma odpisała: „to nie nasza wina, to wina Orange i Pana, bo Pan podpisał papiery z takimi parametrami”. No to pan Marcin pisze do Orange. Ale Orange się odpisał, że… to poprzedni odbiorca prądu wskazał we wniosku maksymalną moc umowną o wartości 90 kW. I że trzeba złożyć wniosek do dystrybutora. Pan Marcin nie ma pojęcia o jakiego poprzedniego odbiorcę chodzi.
Czytelnik pisze w te pędy do innogy: „zmieńcie mi proszę moc umowną z 90 kW na 15 kW”. Odpowiedź: „nie możemy, bo w tym lokalu minimalna moc to 28 kW”. Niech będzie. Firma zmniejszyła jesienią moc do 28kW. Ale to ciągle było za dużo. A większa moc, to większe opłaty stałe. Dlaczego firma nie mogła obniżyć mocy do 15 kW, tak jak chciał odbiorca? Pan Marcin usłyszał, że nie było warunków technicznych.
„Musiałem zatrudnić swojego elektryka, który dostosował instalacje i przystosował ją do przyłączenia 14kW. Zapłaciłem za to z własnej kieszeni, rachunek wyniósł 3.200 zł”
– tłumaczy nasz czytelnik. Ostatecznie panu Marcinowi udało mu się zejść z mocą umowną do 14kW dopiero w marcu 2021 r. I stwierdził, że tak tego nie zostawi.
Co to jest moc umowna i dlaczego trzeba na nią uważać?
Kto w tej sprawie zawinił? A może nikt nie jest winien? Pan Marcin nie kwestionuje, że mógł lepiej przygotować się do podpisania umowy. Sprzedawcą prądu był Orange, ale umowa dystrybucji jest zawsze realizowana przez dystrybutora „z urzędu”, czyli w Warszawie firmę innogy Stoen Operator. I Orange wpisał w umowę, to co dostał od operatora.
Rzeczywiście, pan Marcin podpisał umowę nie wiedząc do końca co oznaczają parametry. I o to ma pretensję tylko do siebie. Ma jednak żal do innogy Stoen Operator. Po pierwszej, krótkiej rozmowie z konsultantem dowiedział się w czym leży problem i jak go naprawić. Ale kolejne osoby, które przejęły jego sprawę, nie były skłonne żeby pochylić się nad jego losem. Zmagania trwały przez ponad pół roku, zamiast przez pół dnia. W związku tym pan Marcin twierdzi, że – tak doradził mu jego prawnik – będzie się domagał na drodze sądowej zwrotu pobranych opłat z tytułu moc umownej za czas, kiedy firma rozpatrywała reklamację, zamiast po prostu moc umowną obniżyć. Co na to innogy?
„Umowa została zawarta na podstawie oświadczenia woli, złożonego przez pełnomocnika Klienta, na bazie którego innogy Stoen Operator zawarła umowę, zgodnie z wnioskowanymi parametrami. Zapisy Prawa Energetycznego stanowią podstawę prawną i uzasadnienie działań Spółki”
Warto przy okazji poznać niuanse ustalania opłat mocy umownej, które płacą przedsiębiorcy. Bo o ile gospodarstwo domowe na rachunkach ma z grubsza dwa rodzaje opłat – za zużycie energii i opłaty niezależne od zużycia (np. opłaty abonamentowe w taryfie dystrybucyjnej) – to nie-gospodarstwo domowe płaci jeszcze „opłaty miesięczne niezależnie od zużycia energii elektrycznej za zamówioną moc umowną”.
Pracownik oddelegowany do udzielenia odpowiedzi w drodze wyjaśnień wkleił nam plik .jpg z wzorem do obliczenia tychże kosztów i dodał „wierzę, że moje wyjaśnienia były dla Pana czytelne”. Cóż, byłyby bardziej czytelne, gdy wzór opublikować zgodnie ze sztuką i oznaczyć w nim poszczególne składniki, tak jak jest to zrobione na stronie 18 oficjalnej taryfy.
Moc umowna: czy firmy energetyczne ją zawyżają, żeby więcej zarobić?
Sednem sprawy jest to, że na wysoki rachunek pana Marcina wpłynęło to, że zgodnie z taryfą dystrybutor energii pomnożył „składnik stały opłaty sieciowej”, czyli 10,49 zł razy 90 kW. Tylko z tego tytułu rachunek za nieużywany lokal wyniósł 944 zł. Gdy dodano inne opłaty stałe, kwota urosła do 1.200 zł.
Problemy są dwa. Pierwszy jest taki, że zabrakło woli, żeby to odkręcić. A drugi: skąd u licha tak wysoka moc umowna w przypadku lokalu w bloku mieszkalnym? Dostaliśmy od kilku osób niepotwierdzone informacje, że firmy energetyczne mają tendencje do wpisania w umowy większej mocy umownej, niż jest to konieczne. Ma to być pewne zabezpieczenie klienta – rachunki, choć wysokie, i tak będą niższe niż gdyby wpisać mniejszą moc umowną, a potem ją przekroczyć i płacić za to kary.
W internecie znalazłem informacje od jednego z niezależnych sprzedawców, który mówi: „ W naszych kontaktach z Klientami często spotykamy się z sytuacjami w której moc umowna ustawiona jest za wysoko”. Ale nikogo nie wskazuje palcem. Ciekaw jestem Waszych obserwacji w sprawie.
Bo gdyby był to problem systemowy, to by oznaczało, że firmy energetyczne (w tym przypadku dystrybutorzy prądu) znalazły sobie sposób na zwiększenie marży. Wszystko jest zgodnie z prawem i z taryfą, a tylko nieświadomy niczego przedsiębiorca (który z rynkiem energetycznym ma wspólnego tyle, ile z fizyką kwantową) jest skazywany na ponoszenie niepotrzebnie zawyżanych kosztów.
źródło zdjęcia:PixaBay