Nie ma tygodnia, żeby nie zgłosił się do mnie czytelnik, który został okradziony z pieniędzy przez internet. Straty za każdym razem są niebagatelne – przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych, jeśli nie kilkadziesiąt. Oczywiście: tu nic nie dzieje się „samo”. Złodziej musi poznać nasz login i hasło do banku, poznać nasz numer telefonu i przejąć SMS autoryzujący transakcję lub przynajmniej skłonić nas, byśmy podali go na fałszywej stronie internetowej. Sporo zachodu. A jednak im się udaje. Jak?
Banki starają się zwiększyć poziom zabezpieczeń i w tym roku większość z nich wprowadzi nowy sposób autoryzowania transakcji – zamiast kodów jednorazowych przysyłanych SMS-ami będziemy potwierdzali przelewy smartfonem, wchodząc do aplikacji mobilnej banku i klikając „potwierdzam taki a taki przelew”. Nie wystarczy, że złodziej wejdzie w posiadanie naszego SMS-a, będzie musiał mieć w ręku nasze urządzenie. Bądź – ta droga będzie otwarta zawsze – podstępem skłonić nas do potwierdzenia transakcji, na której mu zależy. Oto TOP 5 popularnych sposobów internetowych złodziei na okradanie nas z pieniędzy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Kradzieże pieniędzy z naszych kont? Sądy każą bankom oddawać pieniądze! Ale pod warunkiem, że…
1. Polowanie na tych, którzy do banku wchodzą z Google’a
Najprostszą metodą stosowaną przez złodziei jest wystawianie w internecie fałszywych stron. Jeśli klient myśli, że jest na prawdziwej stronie banku, a tak naprawdę jest na „podróbce” i poda na niej swój login oraz hasło, to zaczyna być niebezpiecznie. Jesteś na fałszywej stronie, a złodziej jednocześnie wykorzystuje podany przez ciebie login i hasło, by zalogować się w twoim imieniu do prawdziwego konta. Potem, będąc już na twoim rachunku, definiuje siebie jako odbiorcę przelewów zdefiniowanych. W czasie, gdy bank wysyła na smartfona SMS autoryzacyjny do tego zlecenia, złodziej wyświetla ci na ekranie jakieś fałszywe komunikaty. Np. „podaj kod z SMS-a, żeby potwierdzić dostęp do konta”.
Jeśli nie przeczytasz SMS-a, którego wysłał do ciebie bank – łącznie z opisem, z którego wynika, iż jest to zdefiniowanie nowego odbiorcy przelewu, a nie z żadne „odblokowanie konta”) – to już po tobie. Niczego nie przeczuwając podasz na fałszywej stronie banku kod z SMS-a, który natychmiast złodzieje wykorzystają do ustanowienia siebie jako odbiorców przelewów. Reszta zależy już tylko od tego ile masz pieniędzy na koncie i jak masz ustawione dzienne limity przelewów. Złodzieje będą czyścili konto tak długo, aż nie skończą się na nim pieniądze. A czasem i zaciągną w twoim imieniu debet.
Sposób na to? Nigdy nie wchodzimy do banku z linku podrzuconego przez wyszukiwarkę. Ten link może być fałszywy. Adres banku wpisujemy samodzielnie, na klawiaturze komputera, w okienku wyszukiwarki.
2. Polowanie na tych, którzy bankują w publicznej sieci wi-fi
Niektórzy złodzieje internetowi „instalują się” w pobliżu publicznych sieci wi-fi (np. w centrach handlowych) i „podsłuchują” co się w nich dzieje. Jeśli pojawi się np. jakiś klient banku, który podłączony do publicznej sieci wi-fi wejdzie na stronę banku, wpisze tam login i hasło, a następnie zacznie wykonywać przelewy, to złodzieje będą mieli dobry dzień. Mają już dane do logowania na konto i numer telefonu klienta. Potem wystarczy już tylko wysłać na ten telefon jakąś „trefną” aktualizację, żeby przejąć kontrolę nad SMS-ami autoryzacyjnymi i możemy się pożegnać z oszczędnościami całego życia.
Sposób na to? Nigdy nie korzystamy z banku będąc w kawiarence internetowej, w publicznej sieci wi-fi (ogólnodostępnej), ani siedząc przy nieznanym komputerze. Do konta logujemy się tylko w domu, z komputera z którego nie korzysta nikt postronny.
Czytaj też: Publiczna sieć wi-fi to brama dla złodziei naszych pieniędzy
3. Polują na tych, którzy otwierają załączniki w e-mailach
Bardzo popularnym ostatnio sposobem wyłudzania naszych danych bankowych jest przesyłanie nam wirusów razem z pocztą e-mail. Nie jest problemem podszyć się pod dowolnego nadawcę, np. pod bank, firmę energetyczną lub telekom. Wysyła się klientowi taki „trefny” e-mail z informacją o fakturze lub wyciągu z konta i… zamiast pliku z fakturą dołącza się do takiej przesyłki załącznik z wirusem.
Od prawdziwej faktury lub wyciągu z rachunku ów załącznik różni się tylko tym, że nie jest to plik z rozszerzeniem .pdf ani inny plik graficzny, tylko spakowany w pliku z rozszerzeniem .zip pakiet kodów, których zadaniem jest zainfekować twój komputer. Dzięki temu złodzieje znają twój login i hasło, mogą buszować po twoim koncie. To jeszcze nie pozwoli im ukraść twoich pieniędzy, ale z czasem dowiedzą się jaki masz numer telefonu i spróbują wysłać na ten telefon fałszywą aktualizację jakiegoś oprogramowania, żeby przechwytywać SMS-y autoryzacyjne z banku.
Sposób na to? Nie otwieramy żadnych załączników z e-maila, które nie są plikami .pdf, a już na pewno nie dotykamy plików .zip, ani .exe w których najczęściej są „spakowane” wirusy. Nieważne czy nadawcą jest elektrownia, gazownia, bank, czy premier z prezydentem lub papież albo prezes telewizji. To co jest w nagłówku e-maila zawsze może być zmanipulowane. To, że adres zdaje się być wiarygodny, nie oznacza jeszcze, że tak jest naprawdę.
Czytaj też: Ten wirus wymusi zmianę sposobu, w jaki banki przesyłają nam wyciągi?
4. Polują na… twoich znajomych na Facebooku
Żeby okraść kogoś przez internet wystarczy czasem przejąć konto jego znajomego z Facebooka. Włamując się do czyjegoś Facebooka można wysłać dobremu koledze prośbę typu „stary, podeślij mi szybko 5 zł, zabrakło mi na piwo”. Do tego uroczego komunikatu złodziej dołącza oczywiście link do PayU, PayPala czy innego sposobu błyskawicznego doładowania konta. Link oczywiście nie prowadzi do żadnego PayU, tylko na stronę spreparowaną przez złodziei. Tam wprowadzony w błąd nieszczęśnik wprowadza swój login, hasło, zaś później złodziej pozyskuje dostęp do pieniędzy w identyczny sposób, jak w pierwszym z opisanych tu patentów „na Google’a”.
Sposób na to? Jest tylko jeden – z ograniczonym zaufaniem podchodzić do jakichkolwiek próśb o pieniądze zgłaszanych przez Facebooka, nawet jeśli przychodzi z taką prośbą najlepszy kumpel. Oczywiście nie klikamy żadnych linków.
Czytaj też: Metoda „na wnuczka” działa też na Facebooku. Jak nas okradają?
Czytaj też: Cztery pytania o płacenie smartfonem. Czy to bezpieczne?
A przede wszystkim… wykorzystują, że nie czytasz SMS-ów autoryzacyjnych. W większości przypadków złodziej nie ma dostępu do telefonu ofiary i nie jest w stanie przejąć SMS-ów autoryzacyjnych. To ofiara sama musi autoryzować transakcję wyprowadzenia pieniędzy z jej konta lub zdefiniowania złodzieja jako zaufanego odbiorcy przelewów. Zwykle jest wprowadzana w błąd: na ekranie komputera (kontrolowanym przez złodziei) ukazuje się komunikat, iż trzeba autoryzować jakąś aktualizację, albo odnowić dostęp do konta. Ale w SMS-ie z banku zawsze jest podany prawidłowy cel przelewu, zgodny z dyspozycją, jaka wpłynęła do banku od klienta lub złodzieja. Jeśli klient przeczyta SMS, to zorientuje się, że autoryzuje dostęp kogoś nowego do jego pieniędzy na koncie. Czytanie SMS-ów autoryzacyjnych to podstawa bezpieczeństwa naszych pieniędzy w bankach, gdyż…
5. Polują na… możliwość podmiany danych twojego przelewu
Od kilkunastu miesięcy rozpowszechniają się wirusy, które potrafią podmieniać “w locie” numery kont, na które wysyłamy przelewy. Zlecamy przelew do biura podróży, a wirus – w czasie między kliknięciem “wyślij przelew” a dostarczeniem dyspozycji do banku – zmenia numer konta na takie, które należy do złodzieja. Bank oczywiście informuje w SMS-ie przed autoryzacją przelewu o prawdziwym numerze konta, na które ma trafić przelew. Kłopot w tym, że nie każdy czyta SMS-y autoryzacyjne
Czytaj: Wyjątkowo perwersyjny wirus. Kradnie wtedy, gdy czujesz się najbezpieczniej
Czytaj też: Banki zachęcają do hurtowego zatwierdzania przelewów. To niebezpieczne
Czytaj też: Sześć strasznych historii, czyli tak w biały dzień okrada się klientów banków
Prawo autorskie do zdjęcia: honzik7 / 123RF