Sezon urlopowy to okoliczność, która wymaga posiadania specjalnych zdolności organizacyjno-logistycznych oraz zdolności kredytowej ;-). Szczególnie dotyczy to dzieciatych czytelników. Zapewnić małolatom w miarę atrakcyjne dwa wakacyjne miesiące i nie wydać na to fortuny jest dużym wyzwaniem. A spędzić w miarę beztroskie tygodnie na rodzinnym urlopie, zorganizować czas dzieciom i jednocześnie nie pójść z torbami to… bardzo duże wyzwanie. Sprawdzimy dlaczego tego lata wydasz więcej kasy, niż planowałeś. I co z tym fantem zrobić.
NA CO LATEM WYDASZ MNIEJ PIENIĘDZY?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O ile rosną wydatki w czasie letnich miesięcy? Odpowiedź wydaje się prosta, jak drut – o tyle, ile wydamy na wyjazdy, kolonie i obozy. Błąd ;-). Lato, choć generalnie drenuje kieszenie, ma też pozytywne skutki uboczne – jeśli jedziemy gdzieś z biurem podróży, albo spędzamy czas np. u babci na wsi, to automatycznie spadają nam koszty utrzymania. Nie zużywamy mediów (rachunki za prąd i wodę mogą spaść o 20-30%, o więcej nie spadną, bo część rachunków to opłaty stałe, abonamentowe i przesyłowe), nie robimy zakupów (lub robimy je rzadziej), nie wydajemy pieniędzy na transport (bilety miesięczne komunikacji miejskiej), mniej wydajemy „na życie” w mieście (kino, knajpy, imprezy, kawiarnie). Oczywiście, po drugiej stronie szali są wydatki związane z wypoczynkiem poza domem, ale na pewno nie jest tak, że latem wydatki nam wyłącznie rosną.
…A DLACZEGO W WAKACJE ZAWSZE WYDAJESZ WIĘCEJ, NIŻ PLANOWAŁEŚ?
Antydepresanty staną się niezbędnym składnikiem Twojego domowego budżetu i to już jesienią, jeśli wakacyjne wydatki przybiorą postać niekontrolowanej fali, która rujnuje domowe finanse i powoduje, że wpadasz w strukturalne zadłużenie. Jest kilka powodów, które zwiastują taki właśnie scenariusz.
1. Bo dzieci latem są najdroższe.
W ciągu roku szkolnego dzieci kosztują niemało. Płacisz za szkołę (książki, zeszyty, przybory, komitet rodzicielski), lekcje języków obcych, kółka zainteresowań, kupujesz dziecku bez końca nowe ciuchy. Ale dopiero latem zaczyna się jazda, na którą twój domowy budżet zapewne nie jest w 100% przygotowany. Wakacje to osiem tygodni, w czasie których musisz zapewnić dziecku lub dzieciom opiekę, a wypadałoby zapewnić również rozrywki.
Nawet jeśli weźmiesz dwa tygodnie urlopu, to do zagospodarowania pozostaje jeszcze sześć. Liczyłeś kiedyś ile kosztuje latem „osobo-dniówka” opieki nad dzieckiem? W opcji półkolonia w miejscu zamieszkania będzie to najmarniej 100 zł dziennie, w opcji „obóz/kolonia – 150-200 zł dziennie. Jeśli masz więcej, niż jedno dziecko, to wydatki mnożysz razy dwa. Przez sześć tygodni (30 dni roboczych) wakacji na zorganizowanie czasu oseskowi możesz wydać – w opcji „luksusowej”, czyli wyjazd na obóz sportowy lub językowy plus półkolonia – 3500 zł lub więcej. Ratunek? Babcia na wsi, do której można wysłać dziecko na kilka tygodni i zredukować koszty, albo lato w mieście i urlop „na zakładkę” z partnerem – żeby zredukować czas, w którym płacisz za opiekę nad dzieckiem organizatorom kolonii lub półkolonii.
2. Bo nie doceniasz kosztów wyżywienia na wakacjach.
Zapewne chciałbyś spędzić tydzień-półtora w Polsce lub zagranicą z dziećmi i mężem/żoną/partnerem. Załóżmy, że kupujemy tygodniowy wyjazd za granicę. Kosztuje to minimum 200-300 zł za osobę dziennie. Jeśli mówimy o wypoczynku 4-gwiazdkowym w opcji all-inclusive, to 400-500 zł za osobę dziennie. Wszystko mnożymy przez liczbę członków rodziny (dzieci to w tym przypadku „połówki”). Wyjazd w Polskę jest tańszy, ale nie tak znowu bardzo tańszy. Przyzwoity domek, kwatera itp. to wydatek minimum 40-50 zł za osobę dziennie plus dojazd i wyżywienie.
W opcji hotelowej mamy już 150-200 zł za osobo-dniówkę. To wszystko jest jasne i z pełną świadomością płacisz te pieniądze. Ale jest rzecz, której w rachunkach nie uwzględniasz, zwłaszcza jeśli podróżujesz w Polsce. To koszty wyżywienia. Potrafią pożreć drugie tyle, co zakwaterowanie. Licząc baaaardzo skromnie wydasz 25 zł na osobę dziennie, ale raczej trzeba się nastawić na koszt wyżywienia rzędu 60-70 zł dziennie na osobę dorosłą i niewiele mniej jeśli chodzi o dziecko. W skali tygodnia dla czteroosobowej rodziny mamy ponad 1000 zł ekstra-wydatku.
3. Bo wpadasz w nieplanowany kredyt
Oczywiście, najlepiej wypoczywać za własne pieniądze, ale jeśli widzisz, że tak się nie da, to już teraz opracuj cash-flow. A więc ustal ile mniej więcej kasy wydasz i czy na opłacenie kosztów lata starczy Ci z zaskórniaków, czy też będziesz potrzebował finansowania z zewnątrz. Sprawdź koszty debetu na koncie (to zwykle jest najtańszy pieniądz, który można pożyczyć z banku, choć niestety nie w każdym banku ta zasada się sprawdza).
Nie chcę Cię namawiać do rezygnowania z marzeń, ale proszę o rozsądek. Z daleka omijamy wszystkie firmy pożyczkowe, chwilówki i tego typu przybytki finansowej rozkoszy. Wakacyjne wydatki są zbyt poważną pozycją w budżecie, żeby finansować je drogim pieniądzem. Nie wpadamy w panikę i nie zadłużamy się spontanicznie – warto o tym pamiętać zwłaszcza w okresie wakacyjnym.
4. Bo nie masz planu wychodzenia z wakacyjnych długów.
Ważne jest, żebyś już dziś myślał o przyszłości – długi zaciągnięte na letnie wyjazdy nie rozpłyną się w powietrzu i to, że nie będziesz o nich teraz myślał, wcale nie uczyni Cię szczęśliwszym. Jesień w końcu przyjdzie, a wraz z nią – finansowy kac. Lepiej go uniknąć. Zaplanuj jaką część comiesięcznych wpływów w powakacyjnych budżetach będziesz przeznaczał na spłatę zobowiązań powstałych w czasie wakacji.
Uwaga: od razu ustaw w banku na taką właśnie kwotę zlecenie stałe – aktualne od września. Idealnie byłoby, gdybyś jednocześnie zaplanował też na wrzesień, październik ekstra-dochody, aby proces zasypywania dziury w budżecie maksymalnie się skrócił (wiem, przeważnie to niemożliwe, ale…). Jeśli zanosi się na zejście pod kreskę, ustal – i przestrzegaj – dzienne limity wydatków na wakacjach. Jeśli masz słabą silną wolę – po prostu wypłacaj z bankomatu stosunkowo niewielkie kwoty i płać wszędzie gotówką. Nic tak nie dyscyplinuje w wydatkach, jak widok coraz bardziej chudego portfela. A wakacje są tym momentem w roku, w którym kontrolę nad wydatkami tracimy najłatwiej. Jeszcze łatwiej się zaś z tego rozgrzeszamy.
MOJE PATENTY NA TO JAK WYDAĆ (CIUT) MNIEJ.
Nie ma co się łudzić – najtańszy letni wypoczynek jest wtedy, kiedy… lata jeszcze albo już nie ma. Drzewiej bywało, że wyjeżdżałem na urlop w maju, czerwcu lub we wrześniu (druga połowa zwykle jest bardzo fajna, a ceny już wyraźnie niższe). I to jest najlepszy patent – wypoczywaj wtedy, kiedy inni pracują ;-). Ale jak się nie ma co się lubi… Na podstawie kilkunastu lat urlopowych błędów i wypaczeń, przygotowałem zestaw kilku mądrości, które albo się Wam przydadzą, albo nie, ale mnie czegoś o oszczędzaniu pieniędzy latem nauczyły.
1. Opcja all inclusive nie zawsze jest najdroższa
Wyjeżdżając za granicę czasem warto rozważyć dopłacenie za opcję all inclusive i zdjąć sobie z głowy kwestię wyżywienia. Im liczniejszą grupą podróżujesz (liczba „gęb” do wyżywienia), im więcej jest w niej dzieci i im bardziej „daleko od szosy” jest położony hotel, tym więcej ryzykujesz wybierając najtańsze opcje „żywieniowe”. Ale to dotyczy tylko zagranicy. Wyjeżdżając w Polskę masz łatwiej, możesz na miejscu kupować pasztet, ser żółty i pieczywo, a na zewnątrz stołować się tylko obiadowo. I to nie w restauracjach, a w jadłodajniach organizowanych przez co większe pensjonaty. Wyjdzie duuuużo taniej. Nie chodzi tylko o cenę – takie jedzenie jest przeważnie zdrowsze.
2. Na własną rękę bywa taniej, niż z biurem podróży
Lubię spontaniczność i zawsze mi się wydawało, że strasznie drogo mnie ona kosztuje. Gdy inni rezerwowali wyjazdy pół roku wcześniej, ja zawsze miałem ograniczony wybór, kupując wycieczki w ostatniej chwili. Kilka razy zdarzyło mi się, że przez tę spontaniczność nie mogłem już kupić wycieczki, którą sobie upatrzyłem. Po prostu nie było miejsc (wąskim gardłem są limity miejsc w samolotach czarterowych, które wynajmują biura).
Ale nic to. Odpaliłem SkyScanner, żeby poszukać tanich lotów (oczywiście sprawdzając nie tylko sztywną datę wylotu, którą wcześniej planowałem z biurem podróży, patrzyłem raczej pod kątem cenowych okazji), potem odpaliłem Booking.com i Trivago oraz stronę hotelu, do którego się wybierałem i „zmontowałem” sobie wycieczkę na własną rękę. Taniej, niż przez biuro podróży (niedużo, ale zawsze) i elastyczniej (w biurze podróży kupuje się zwykle tydzień lub dwa, a samodzielnie można sporządzić wypad np. 10-dniowy. Musiałem tylko dopłacić za transfer z lotniska do hotelu, ale zawsze trafi się jakiś bus, który właśnie przewozi turystów TUI, Thomasa Cooka, czy Neckermanna.
3. Very last minute
Jeśli nie masz upatrzonych konkretnych destynacji, możesz sporo zaoszczędzić czekając z wyjazdem do ostatniej chwili. Najlepszy wakacyjny deal ubiłem kiedyś na lotnisku, odwiedzając punkt biura podróży i rezerwując wycieczkę zaczynającą się ledwie dwa dni później. Oczywiście: wybór jest znacznie mniejszy, a przy wyjazdach z więcej, niż jednym dzieckiem możemy się przeliczyć (zwykle w opcji last minute na lotnisku dostępne są tylko standardowe pokoje dwuosobowe, ewentualnie z możliwością dostawki). Ale za to rabaty rzędu 30-40% potrafią wynagrodzić ryzyko. Spontaniczność w takich przypadkach się przeważnie opłaca. A jakość wypoczynku jest taka sama, jaką mają osoby, które zrobiły rezerwację pół roku wcześniej (klient z very last minute nie jest w żaden sposób „znaczony”)
4. Mieszkanie zamiast hotelu?
Przy rodzinnych wyjazdach może się opłacić wynajęcie domu, czy mieszkania. W najpopularniejszych polskich ośrodkach wypoczynkowych (ja to testowałem w Kołobrzegu i przebierałem w ofertach jak w ulęgałkach) jest sporo takich mieszkań i apartamentów do wynajęcia. Ceny są niższe od tych hotelowych, ale główny „uzysk” polega na tym, że jeśli jedziecie np. w czwórkę, to płacicie taką samą cenę, jaką zapłaciłaby parka. W hotelu pokoje dla czterech osób (np. typu studio) są znacznie droższe. Ten pomysł podobno świetnie działa też przy wyjazdach zagranicznych (sam nie testowałem, ale znam osoby, które od kilku lat unikają hoteli i bardzo sobie to chwalą).