Podobno mamy w Polsce tzw. rynek pracownika, a więc sytuację, w której to pracodawcy powinni całować nas po stopach za to, że łaskawie pojawimy się w biurze, nie zaś my ich za to, że w ogóle mamy wejściówkę do tego biura ;-). Bezrobocie w kraju jest jednocyfrowe, zaś średnia płaca w przedsiębiorstwach wynosi już 4330 zł i w skali roku poszła w górę o 5% przy prawie zerowej inflacji. Jeśli jednak tyle nie zarabiacie, to nie oznacza, że jesteście już całkiem na dnie, bo te cyferki nie uwzględniają ani budżetówki, ani najmniejszych firm. Natomiast uwzględniają płace prezesów, członków zarządów, dyrektorów wszelkiej maści i całe to towarzystwo, którego pensje są kilkanaście, kilkadziesiąt razy wyższe, niż wynagrodzenie zwykłego śmiertelnika. Mediana wynagrodzenia w kraju jest dużo niższa, wynosi jakieś 3400-3500 zł (czyli połowa pracowników zarabia więcej, a połowa mniej). Aha, mówimy oczywiście o pensji brutto, do ręki taki „średniak-szarak” dostaje jakieś 2500-2600 zł.
Czytaj też: Ile zarabia najlepiej opłacany prezes banku w Polsce. Nie zgadniesz!
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Poznaj też: jeden z najlepiej opłacanych „etatowców”. Zarabia setki tysięcy dziennie
Jakiś czas temu pisałem w blogu o tym jakie zawody mogą w najbliższym czasie wyginąć, gdyż robotę będą w nich wykonywać roboty ;-). Było też o zawodach najbardziej stresujących (sprawdzałem czy dobrze Wam płacą za nerwową robotę). Było też o tym jak sobie w robocie radzą smart-Polacy, czyli ci z Was, którzy doszli do wniosku, że życie jest po to, by wyciągać z niego jak najwięcej. Dziś dwa słowa o tym co myślicie o swojej obecnej robocie (oprócz tego, oczywiście, że za mało Wam płacą, bo to akurat jest konstatacja oczywista, niezależnie od tego ile Wam płacą ;-)). Raport na ten temat opracowała polska odnoga globalnej firmy rekrutacyjnej Hays na podstawie rekrutacji, które sama przeprowadziła, przy okazji biorąc na spytki rekrutowanych oraz firmy poszukujące pracowników. Dane dotyczą elity pracowników, czyli tych wykształconych, pracujących umysłowo. Co wynika z analizy Hays?
CO DRUGI ZARABIA ZA MAŁO, CO TRZECI DOSTAŁ PODWYŻKĘ. Jakkolwiek kilka linijek wyżej postawiłem pół-żartem hipotezę, że wszyscy uważamy, iż za mało nam płacą, to prawda jest taka, iż za finansowo skrzywdzonych uważa się „tylko” połowa przepytanych przez Hays (49% pracowników uważa, że zarabia za mało). Jednocześnie połowa pracowników zadeklarowała, że w minionym roku przynajmniej raz zrobiła dym o podwyżkę (nie wiemy czy była to ta już zadowolona część, czy ta jeszcze niezadowolona ;-)). Z tych, którzy dymili, dwie trzecie wytargowała wzrost wynagrodzeń (na tym chyba polega rynek pracownika, bo kilka lat temu zapewne proporcje byłyby odwrotne ;-)). Co ciekawe, raport Hays potwierdza, że dymić warto będzie również w 2017 r., bo co siódma firma (15%) w najbliższym roku spodziewa się, że podwyższy ludziom pensje w sposób zauważalny (o więcej, niż 5%).
CO CZWARTY ZAMIERZA RZUCIĆ ROBOTĘ. Nie przywiązuję dużej wagi do pogróżek pracowników, że zaraz znajdą sobie nową pracę. Od gadania do rzucenia papierami daleka droga. Natomiast trzeba powiedzieć, że w gębie jesteśmy coraz mocniejsi. Aż 25% przepytanych przez Hays rozważa w najbliższym półroczu zmianę pracy. To dość wysoki odsetek, choć biorąc pod uwagę, że przecież połowa z nas wciąż jest niezadowolona z wynagrodzenia można się dziwić trochę mniej. Połowa tych, którzy rozważają rzucenie papierami uważa, że nie docenia się ich finansowo. Co czwarty widzi, że nie ma możliwości rozwoju – od lat robi to samo, nudzi go to, a w firmie nie dają mu rozwijąć skrzydeł. Z cyferek prezentowanych przez Hays wynika, że rozważających zmianę pracy jest więcej, ale mówią o dłuższej perspektywie decyzyjnej, co oznacza, że nie należy traktować ich deklaracji z przesadną powagą. A poniżej obrazek pokazujący w jakich specjalizacjach rzucanie roboty jest najmniej ryzykowne ;-):
RZUCIŁ PAPIERAMI? JEST TYLKO JEDNA SZANSA NA TRZY. Dobrym sposobem jest kontroferta finansowa, która w niektórych wypadkach pozwala ukoić ból istnienia pracownika. Ale z raportu wynika, że według pracodawców nawet jeśli uda się na chwilę zatrzymać rzucającego papierami pracownika, to 30% z „ocalonych” i tak najdalej w ciągu roku po raz kolejny spróbuje odejść (tym razem skutecznie), zaś 36% w ogóle nie daje się zatrzymać, bo po prostu propozycji podwyżki nie przyjmują. Wychodzi na to, że pracodawca ma tylko jedną trzecią szans, by argumentem finansowym „przekupić” naprawdę wkurzonego pracownika. Czym więc powinien go przekupić, jeśli nie pieniędzmi?
NIE KOCHA? CO ZROBIĆ ŻEBY POKOCHAŁ? Poniżej ciekawa grafika, która to pokazuje. Najczęściej oferowanym i najbardziej cenionym przez pracowników bonusem jest prywatna opieka medyczna (biorąc pod uwagę jej lecącą na zbity pysk jakość sądzę, że ten bonus niedługo przestanie być ceniony przez pracowników. Poza tym jednym argumentem preferencje obu stron się rozjeżdżają. Pracodawcy dają nam w prezencie karty sportowe, ale my wolelibyśmy możliwość elastycznej pracy (żeby samemu sobie układać grafik, móc pracować z domu albo w nietypowych godzinach). Oni nam wrzucają opłacane przez firmę ubezpieczenie na życie, a my chcielibyśmy, żeby nam dofinansowali edukację. My chcielibyśmy dodatkowych dni urlopu (poza to, co gwarantuje nam kontrakt lub prawo pracy), a oni chcą nam dać zniżkę na produkty lub usługi firmy, w której pracujemy. Tylko co do auta służbowego w miarę się zgadzamy z pracodawcami, że to fajna rzecz, acz fajna umiarkowanie ;-). W zaistniałej sytuacji życzę nam wyższej mediany, a naszym pracodawcom żebyśmy mieli więcej dodatkowego płatnego urlopu ;-)).