Totalny chaos, jeśli chodzi o ceny energii. Państwowe spółki energetyczne wysyłają niektórym klientom propozycje 10-krotnych podwyżek cen energii. Premier najpierw zapowiedział zamrożenie cen dla klientów indywidualnych (do 2000 kWh zużycia rocznie), a teraz ograniczenie podwyżek cen prądu dla samorządów i „odbiorców wrażliwych”. A minister od aktywów państwowych – nałożenie na koncerny energetyczne podatku od nadmiernych zysków. Oby spanikowani politycy partii rządzącej to wszystko dobrze policzyli, bo inaczej zamiast mniej, zapłacimy za prąd… więcej
Panika polityków jest uzasadniona, bo sytuacja energetyczna w Polsce rzeczywiście jest niewesoła. Ceny prądu i gazu są astronomiczne, pojawiły się pierwsze alerty dotyczące „przegrzania” systemu energetycznego (w zeszłym tygodniu było ryzyko ograniczania dostaw prądu niektórym dużym firmom), a rząd zaspał z przygotowaniem kompleksowego planu działania.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Rząd nie wytypował tych grup odbiorców energii, których stabilne funkcjonowanie jest niezbędne dla całej gospodarki i którym do cen energii trzeba dopłacić (efektem były kompromitujące przerwy w produkcji nawozów). Nie objął też żadną ochroną cenową instytucji zarządzanych przez samorządy (np. szkół i szpitali). I nie wytypował tych gospodarstw domowych, które są „na ryzyku” ubóstwa energetycznego (ok. 15-20% wszystkich).
Tymczasem samorządowcy przekazują szokujące informacje o wielokrotnych podwyżkach rachunków. Właściciele małych firm – np. piekarni – to samo. Na razie tylko klienci indywidualni dostali zapewnienie, że do 2000 kWh rocznego zużycia podwyżki dla nich nie będzie, a jak zmniejszą zużycie – to będzie nie tylko zamrożenie cen prądu, ale nawet ich obniżka.
Czytaj więcej o tym: Tylko 2000 kWh taniego prądu na gospodarstwo domowe w 2023 r.??? Taki jest plan prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Czy to ma okruchy sensu?
Sprawdź, czy zmieścisz się w limicie 2000 kWh taniego prądu: Ile prądu zużywają urządzenia, które masz w domu? Czy opłaca Ci się zmienić taryfę?
Energetyczna wojna Mateusza Morawieckiego i Jacka Sasina. Kto nam bardziej dogodzi?
Na tym tle toczy się wojna między premierem Mateuszem Morawieckim a ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem. Premier oskarża spółki energetyczne nadzorowane przez Sasina o pazerność i zawyżanie cen. Szef rządu w wystąpieniu na Facebooku zapewnił, że ceny energii zostaną zamrożone w przyszłym roku „wbrew planom spółek energetycznych”. To był wyraźny przytyk w kierunku Sasina. I sugestia, że nie radzi sobie z prezesami, których przecież obsadzono z klucza politycznego.
Morawiecki podkreślił, że nie będzie tolerował „sytuacji, w której nadzwyczajne zyski spółek Skarbu Państwa są realizowane kosztem obywateli albo instytucji wrażliwych. (…) Nie może być tak, że kilkanaście osób z zarządów spółek bogaci się kosztem społeczeństwa”. Napisał też, że bardzo mu się nie podobają marże, które spółki energetyczne narzucają na ceny sprzedawanej przez siebie energii. Czy to zwiastuje szeroką akcję pt. „zamrożenie cen prądu”?
„Nie będziemy tolerować takiego ustalania cen, które są pięcio- czy dziesięciokrotnie wyższe – i marży, która sięga 900 zł na jednej megawatogodzinie – a z tym obecnie mamy do czynienia” – dodał premier. Pojawiły się też pierwsze deklaracje wsparcia dla samorządów i tzw. „odbiorców wrażliwych” (czyli być może firm z branż, które zużywają dużo energii, żeby wytworzyć niezbędne dla ludzi produkty, np. pieczywo?). Dla nich cena energii ma być zablokowana na poziomie ok. 620 zł za 1 MWh (dla porównania: przed kryzysem cena wynosiła ok. 200 zł za 1 MWh, klienci indywidualni w taryfach płacą dziś jakieś 400 zł za 1 MWh, czyli 40 gr. za 1 kWh).
Zaatakowany przez premiera Jacek Sasin niemal natychmiast ogłosił, że „już wczoraj skierował” do premiera Mateusza Morawieckiego projekt regulacji nakładającej opodatkowanie nadzwyczajnych zysków spółek Skarbu Państwa i prywatnych firm zarabiających na wysokich cenach energii. Szacowany wpływ pieniędzy z tego podatku do budżetu państwa ma wynieść 13,5 mld zł.
Jednocześnie więc chcą politycy mrozić na skalę przemysłową ceny (zamrożenie cen prądu dla odbiorców indywidualnych oraz ograniczenia wzrostu ceny dla samorządów i „odbiorców wrażliwych” rząd szacuje na 30 mld zł) i nakładać podatek od nadmiarowych zysków na firmy energetyczne (i zgarnąć z tego 13,5 mld zł). Jest ryzyko, że spanikowani politycy – próbując chaotycznymi ruchami nadgonić stracony czas – mogą przegrzać i pogłębić nasze kłopoty wynikające z wysokich cen energii zamiast je rozwiązać. Dlaczego się tego obawiam?
Wielkie podwyżki cen prądu dla samorządów. Skąd się biorą i ile zarabiają na tym energetycy?
Po pierwsze: skąd biorą się dziesięciokrotne podwyżki cen energii proponowane przez firmy energetyczne niektórym odbiorcom? Z kilku powodów. Przede wszystkim jednak z wysokich cen energii na giełdzie. Na koniec 2019 r. za 1 MWh energii płaciło się 200-240 zł. Dziś cena tego samego prądu wynosi 950-1000 zł za 1 MWh. A kontrakty terminowe na energię z dostawą na 2023 r. kosztują 1600-1800 zł za MWh. Kontrakty na energię, która może być użyta także w godzinach szczytu w 2023 r. mają cenę nawet… 2300-2500 zł.
Poza tym wahania cen – nawet z dnia na dzień – są gigantyczne. Poniżej wykres obrazujący, jak zmieniają się ceny prądu z dostawą następnego dnia.
Firmy energetyczne, kalibrując stałe ceny w umowach na kolejny rok-dwa, zapewne zakładają scenariusz, w którym prąd będzie coraz droższy. I wpisują to ryzyko w sztywną cenę, narzucając ją na poziomie nawet znacznie wyższym niż to, co wynikałoby z obecnych notowań energii. Wpisują też w ceny to, że ktoś musi zapłacić za „nierentownych” klientów indywidualnych, którym ceny zostaną zamrożone na poziomie ok. 400 zł za 1 MWh. Jeśli nie mogę podwyższyć cen niektórym klientom, to innym podwyższam bardziej, niż muszę.
Do tego dochodzi jeszcze niska konkurencja w branży. Gdyby o klientów konkurowało mnóstwo prywatnych podmiotów, to pewnie byłaby mniejsza skłonność do podwyższania cen „na wszelki wypadek” i akonto przyszłych cen energii na giełdzie. Ale rządy PiS zniszczyły wolny rynek w energetyce. I państwowe firmy nie muszą się specjalnie napinać, żeby np. ciąć koszty i ceny w przetargach na dostawy prądu. Inna sprawa, że np. w Wielkiej Brytanii prywatnym firmom sprzedającym energię rząd aż tak nie przeszkadzał, a i tak pobankrutowały.
Jeśli się nałoży na siebie te okoliczności i pamięta, iż poprzednie umowy na energię były podpisywane co najmniej rok temu, jeszcze przy cenach prądu na giełdzie rzędu 300-400 zł za 1 MWh (a teraz kontrakty na dostawy przyszłoroczne są wyceniane nawet na 2500 zł za 1 MWh), to nawet podwyżka o 1000% staje się jakośtam wytłumaczalna.
Po drugie: skąd biorą się wysokie marże (większości) firm energetycznych? Firmy energetyczne kupują węgiel do produkcji prądu tanio, bo z polskich kopalń i po cenach z kontraktów długoterminowych (a nie po bieżących, wysokich cenach rynkowych). O ile węgiel na rynku kosztuje 2500-3000 zł za tonę, to z polskich kopalń koncerny energetyczne biorą go zapewne po cenie bliższej 500-1000 zł za tonę.
Ale producent energii to nie ta sama firma, która ją sprzedaje. Prawo narzuca rozdzielenie tej działalności. Sprzedawców energii obowiązują ceny giełdowe, wynikające z tego, po ile prąd jest wyceniany w Europie (bo polski prąd mogą też kupować odbiorcy za granicą). Czyli sprzedawca energii musi kupić ją na giełdzie i dopiero potem zaoferować swoim klientom. Wcześniej producent energii (nierzadko z tej samej grupy kapitałowej) wytwarza prąd tanio, sprzedaje na giełdę i zgarnia wysoką marżę.
Cena giełdowa energii zależy od kosztów wytwarzania energii przez najdroższą firmę, której prąd w danym momencie jest potrzebny, by zaspokoić popyt. Jeśli więc popyt jest wysoki, a te „najgorsze” elektrownie pracują przy bardzo wysokich kosztach (tu się kłaniają zaniedbania rządu i np. zniszczenie sektora OZE oraz brak energetyki atomowej), to cena jest wysoka i politycy – którzy są temu współwinni – rwą sobie włosy z głowy.
Część firm energetycznych produkuje energię względnie tanio i dla nich obecna sytuacja – oraz stosowanie mechanizmu ceny rynkowej równej kosztom najdroższego potrzebnego w danej chwili wytwórcy – oznacza bardzo wysokie zyski. I w wielu krajach jest dążenie do tego, by te zyski opodatkować.
Zamrożenie cen prądu i podatek od nadmiarowych zysków firm energetycznych. Czy to ma sens?
Po trzecie: dlaczego łączenie zamrożenia cen i podatku od nadmiarowych zysków może być ryzykowne? Podatek od nadmiarowych zysków byłby kompletnie niegroźny w sytuacji, gdyby obowiązywał w pełni wolny rynek energii – czyli każdy odbiorca płaciłby za energię cenę rynkową. Wtedy łatwo byłoby policzyć, jaka część zysków firm energetycznych jest „niezasłużona” i ustalić im domiar podatkowy.
Ale ponieważ rząd chce mrozić ceny niektórym odbiorcom, to sytuacja staje się skomplikowana. Pytanie brzmi: kto zrefunduje firmom energetycznym kilkanaście (?) miliardów złotych strat wynikających ze sprzedawania energii np. odbiorcom indywidualnym (do 2000 kWh rocznie) po zaniżonej cenie oraz samorządom po cenie nie wyższej niż 620 zł za 1 MWh? Rząd wstępnie liczy, że będzie to kosztowało 30 mld zł.
Nota bene to kolejna „tarcza”, która będzie bardzo kosztowna i finansowana wzrostem zadłużenia Polski albo dodrukiem pustego pieniądza (a więc zniszczeniem realnej wartości naszych wynagrodzeń i oszczędności). Rząd finansuje już obniżenie podatków i narzutów na paliwo, prąd i gaz oraz podstawowe produkty w sklepach spożywczych (koszt: 75 mld zł rocznie), dopłaty do węgla, pelletu, drewna i innych źródeł energii dla ludzi, którzy ogrzewają się sami oraz „przymrożenie” taryf na ciepło systemowe (50 mld zł). Teraz dochodzi do tego zamrożenie cen energii (30 mld zł). A nie wiadomo jeszcze, co będzie z taryfami na gaz.
Ile zarobiły firmy energetyczne w pierwszym półroczu 2022 r.?
>>> PGE pokazała wzrost przychodów z 21,9 mld zł do 32,6 mld zł, zysk operacyjny 3,2 mld zł (rok temu – 2,1 mld zł) i zysk netto 3,3 mld zł (rok temu – 2,7 mld zł);
>>> Tauron ogłosił 18,1 mld zł przychodów (rok temu 11,9 mld zł) oraz zysk operacyjny na poziomie 2,3 mld zł (rok temu było 2,9 mld zł). Zysk netto firmy w pierwszym półroczu to 627 mln zł (rok wcześniej było 356 mln zł);
>>> Enea po pierwszym półroczu ma 14,7 mld zł przychodów ze sprzedaży (wzrost o 49% w porównaniu z poprzednim rokiem) oraz 860 mln zł zysku netto (rok temu było 704 mln zł). Poniżej ciekawe rozpisanie, z czego te zyski się biorą. Wydobycie to posiadane przez grupę kopalnie, wytwarzanie to zysk na różnicy między ceną węgla a ceną prądu, zaś dystrybucja to prawdopodobnie dodatkowa marża na sprzedawaniu prądu (opłata „za druty”, opłaty handlowe i takie tam).
>>> Wyniki finansowe za półrocze grupy PGNiG omówiłem tutaj. Z kolei wyniki finansowe Orlenu, którego częścią jest czwarty wielki sprzedawca prądu Energa – omówiłem tutaj. Sprzedająca prąd Warszawiakom grupa E.ON nie jest notowana na polskiej giełdzie (podaje wyniki finansowe we Frankfurcie).
Jeśli firmy energetyczne zostaną „ogolone” z tego, co zarabiają dzięki wysokiej marży (różnicą między ceną zakupu węgla a ceną sprzedaży energii), to z jednej strony będziemy mieli „rozkułaczenie” (do budżetu ma wpłynąć 13,5 mld zł, choć kompletnie nie wiadomo, jak to zostało policzone), a z drugiej – może się zrobić niebezpiecznie. W normalnej sytuacji z tych pieniędzy firmy dopłaciłyby do nierentownych klientów objętych limitami cen. Ale jeśli tej kasy nie będzie…
Bardzo jestem ciekaw, co się wydarzy z notowaniami firm energetycznych na giełdzie na fali tego totalnego chaosu. Obawiam się, że wartość rynkowa majątku Skarbu Państwa (dużego udziałowca tych firm) może spaść o grube miliardy. Już od pewnego czasu inwestorzy mają w tej kwestii złe przeczucia:
Mam nadzieję, że ktoś w rządzie weźmie długopis i podliczy: a) ile będzie kosztowało zamrożenie cen energii tym grupom odbiorców, którym rząd chce ceny prądu zablokować (o ile obniży to rentowność firm energetycznych), b) jak ta kwota ma się do wartości podatku od nadmiarowych zysków, który rząd chciałby na energetyków nałożyć.
Jeśli to nie zostanie porządnie policzone, a okaże się, że interes się nie spina, to zamiast kłopotu z drogą energią będziemy mieli w krótkim terminie konieczność dokładania miliardów złotych z naszych podatków do firm energetycznych. Bo one zwyczajnie mogą stracić płynność finansową (PGNiG już ostatnio zaciągał kredyty w Chinach, raczej nie dla rozrywki, tylko dlatego, że nie miałby za co kupić gazu).
A poniżej macie ocenę zarządzania państwowymi spółkami energetycznymi przez nominatów z politycznego rozdania. Jak widzicie, dobrze nie jest. Więcej o tym, jak inwestorzy wyceniają spółki, w pobliżu których pałętają się politycy – pisał Marcin Kuchciak tutaj. A Maciek Danielewicz opisywał pomysł Francuzów, żeby po prostu znacjonalizować tego typu firmy i żeby nie musiały już w ogóle przynosić żadnych zysków.
Dopłacanie do firm energetycznych z państwowego budżetu byłoby niezbyt ekonomiczne (najpierw zabieramy koncernom pieniądze, które zarobiły, przerzucamy je do konsumentów, a potem zabieramy podatki konsumentom i przerzucamy pieniądze do firm energetycznych, żeby nie upadły). I niezbyt sprawiedliwe, bo niepowiązane ze zużyciem prądu przez konkretnego podatnika – po prostu rząd zgarnąłby pieniądze z naszych podatków bez żadnego ładu i składu oraz bez podziału, kto ma dopłacić więcej, a kto mniej.
Zamrożenie cen prądu? I tak zapłacimy. Jeśli nie w taryfach za energię, to…
W długim terminie prawdopodobnie manewry tego typu – o ile nie będą dobrze skalibrowane finansowo i porządnie policzone, ale tego po spanikowanych politykach trudno się spodziewać – grożą nam tym, że sektor energetyczny stanie się niezdolny do inwestycji w efektywność produkcji prądu. Bo finansowanie inwestycji wymaga elementarnej przewidywalności. Poza tym banki nie będą chciały finansować kredytami branży, która raz ma nadmiarowe zyski, a za chwilę traci płynność finansową.
Biorąc pod uwagę, że cena prądu zależy od kosztów jej wytwarzania w najdroższej potrzebnej obecnie jednostce – po prostu grozi nam to, że mimo troski rządzących polityków o to, żebyśmy nie płacili dużo za energię, będziemy za nią płacili coraz dręcej.
Na koniec dnia bowiem nie ma znaczenia, czy i kto będzie miał zamrożenie cen prądu. Energia od tego nie potanieje. Po prostu zapłacimy za to albo w dotacjach rządu do firm energetycznych (czyli z podatków, z inflacyjnego dodruku pieniądza albo z zadłużenia, czyli na koszt naszych dzieci) albo w cenach wszystkiego w sklepach (jeśli firmy energetyczne będą mogły obciążyć wyższymi cenami część odbiorców, np. przedsiębiorców).
————-
Skorzystaj z bankowych promocji
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać na bankach:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking najlepszych kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek? I co trzeba zrobić w zamian?
—————
Zapraszamy do nowego newslettera „Subiektywnie o świ(e)cie”
Ekipa Samcika uruchamia nowe przedsięwzięcie. Newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – w przyjaznej, acz skondensowanej formie, dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć, żeby Twoje pieniądze rosły zdrowo. Najważniejsze wydarzenia, zapowiedzi, historie i polecenia najciekawszych tekstów o finansach i ekonomii w światowych mediach. Do poczytania przy porannej kawie. Zapraszam w imieniu Ekipy. Formularz zapisu na newsletter znajdziesz pod tym linkiem, zaś najnowszy, poniedziałkowy newsletter – żebyś mógł ocenić czy fajny – jest pod tym linkiem.
—————
„Subiektywnie o finansach do słuchania”, czyli autorzy czytają Wam swoje artykuły!
Uruchomiliśmy nowy cykl: „Subiektywnie o finansach do słuchania”. Będziemy Wam czytać wybrane teksty – do poduszki, do obiadu, albo żeby umaić podróż metrem czy autobusem. Posłuchajcie tego subiektywnie i dajcie znać, czy Wam się podoba! Tutaj Maciek Jaszczuk czyta artykuł o tym, kiedy pieniądze z OFE wreszcie trafią na nasze prywatne konta emerytalne, np. IKE. A tutaj Maciek Samcik czyta artykuł o tym, czy wojna w Ukrainie ostatecznie zakończy erę samochodów z silnikiem diesla w Polsce. Maciek Jaszczuk przeczytał z kolei tekst o tym, jakie inwestycje najlepiej chronią przed inflacją. Zapraszamy!
—————
Posłuchaj nowego odcinka podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” naszym gościem była prof. Joanna Tyrowicz, nowa członkini Rady Polityki Pieniężnej. I opowiedziała Maciejowi Danielewiczowi jak powinna przebiegać walka z inflacją. Czy musi boleć, jak bardzo i co będzie, jeśli tej walki nie zaczniemy wreszcie wygrywać? „Tak bardzo realnie ujemnych stóp procentowych, jak Polska, nie ma żaden rozwinięty kraj na świecie. Przy obecnej inflacji i stopach procentowych w rok każdy traci 10% realnej wartości swoich oszczędności, a Polska staje się krajem wyjątkowo nieatrakcyjnym dla inwestorów. Może nas to drogo kosztować” – mówi prof. Tyrowicz.
Pytaliśmy też czy można przeczekać wysoką inflację. „Zamożne gospodarstwa domowe zapewne mogą sobie na to pozwolić, ale dla części gospodarstw domowych wysoka i uporczywa inflacja będzie miała dotkliwe skutki. Wymusi rezygnację z zakupów podstawowych produktów, takich jak leki czy żywność przyzwoitej jakości. Inflacja już dziś jest problemem społecznym, a jej utrwalenie będzie tylko jeszcze bardziej szkodliwe” – brzmiała odpowiedź. A o tym czy zaostrzenie polityki pieniężnej mogłoby spowodować wzrost bezrobocia – posłuchajcie w podkaście pod tym linkiem albo w pisanej wersji rozmowy, którą znajdziecie tutaj.
„Czyste powietrze”, „Mój prąd”, „Mój elektryk” to tylko niektóre programy, w ramach których możemy ubiegać się o dofinansowanie inwestycji, dzięki którym w przyszłości zapłacimy niższe rachunki za prąd, gaz czy ogrzewanie. Które z tych programów są warte uwagi? Na jakie finansowe wsparcie można liczyć? Po jakim czasie inwestycja ma szanse się zwrócić i w jaki sposób w ich sfinansowaniu może pomóc bank? O meandrach zielonych inwestycji Maciek Samcik rozmawia z Gizelą Gorączyńską i Mateuszem Wojnarem, menedżerami ds. Programów Zrównoważonego Rozwoju w Banku BNP Paribas. Zapraszam do odsłuchania tutaj!
Ile pieniędzy można odzyskać z banku? Jak wykonać domowy audyt energetyczny? O tym w 122. odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”. Zapraszamy do posłuchania! A 120. odcinek podcastu poświęciliśmy przedsiębiorcom. W pierwszej części Maciek Samcik próbuje wyjaśnić, dlaczego firmy dostają od PGNiG gigantyczne rachunki za gaz. To efekt pazerności gazowego monopolisty czy innych czynników? W drugiej części Maciek Bednarek rozmawia z Michałem Bogielem z firmy z branży materiałów budowlanych. Jak nadchodzący kryzys gospodarczy wygląda z perspektywy przedsiębiorcy? Czekają nas chude lata, bezrobocie, bankructwa firm? Zapraszamy do odsłuchania pod tym linkiem!
zdjęcie tytułowe: PGE