Moje marzenia o uczciwej karcie kredytowej długo pozostawało nieziszczalne. Przez lata był to najbardziej upstrzony haczykami sposób pożyczania pieniędzy. Opłata za posiadanie karty, oprocentowanie, prowizja za brak spłaty minimalnej części długu w terminie, opłata za przekroczenie limitu kredytowego, prowizje i odsetki za wypłaty bankomatowe… No i ta zgubna zasada, że po zakończeniu tzw. grace period (czyli okresu bezodsetkowego) oprocentowanie liczy się wstecznie od wszystkich wcześniejszych transakcji.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Właściwie każdemu posiadaczowi „kredytówek” przynajmniej raz zdarzyło się wpaść w jakąś niespodziewaną prowizję. Ostatnio pojawiły się trochę bardziej przyjazne karty kredytowe. Czyli takie, które są pozbawione przynajmniej opłat za ich posiadanie oraz kar za przekroczenie limitów. Dobre i to. Ale najprostszą kartę, jaką do tej pory widziałem, wprowadziła właśnie na rynek firma Yolo, która wcześniej działała jako windykator pod marką P.R.E.S.C.O. Teraz zajęła się biznesem pożyczkowym, ale w dość oryginalnej formie – opakowanej w kartę kredytową i z bankowym partnerem na zapleczu.
Czytaj też: Citibank w reklamie karty kredytowej. „To proste pożyczanie”
Yolo zawstydzi banki prostą kartą kredytową?
Karta nazywa się „Trzynastka” (od trzynastej pensji, przeznaczanej na niespodziewane wydatki) i chyba jest produktem przeznaczonym dla klientów firm chwilówkowych. Limit wydatków wynosi 3000 zł, pierwszy miesiąc pożyczki jest gratis (czyli jeśli zapłacimy za coś tą kartą, ale w ciągu 30 dni zwrócimy pieniądze, to pożyczka będzie zeroprocentowa), zaś później na spłatę długu jest jeszcze tylko pięć miesięcy.
Koszt? Wynosi 330 zł za każdy pożyczony tysiąc, płatne w miesięcznych ratach. Niemało, biorąc pod uwagę, że koszt identycznej pożyczki bankowej przy maksymalnym dozwolonym oprocentowaniu (10%) i 5% płatnej z góry prowizji wyniósłby jakieś 80 zł. To – jak łatwo policzyć – mniej więcej cztery razy mniejszy koszt, niż w przypadku „Trzynastki”. Tanio nie jest, ale za to… jest prosto. Kalkulator na stronie „Trzynastki” bardzo klarownie podaje jak wyglądają koszty pożyczki w zależności od wykorzystanej kwoty.
Kartę zamawia się przez internet, tożsamość potwierdza się przelewem weryfikacyjnym z konta bankowego lub za pomocą usługi Instantor (podajesz login i hasło do konta bankowego internetowemu „robakowi”, ten automatycznie loguje się na konto i ściąga potrzebne dane o twoich dochodach i kosztach, „wyceniając” twoje możliwości kredytowe).
Nie ma żadnej opłaty za posiadanie karty (ani miesięcznej, ani rocznej). Zero kosztów stałych. Dopóki z karty nie korzystam, jest ona dla mnie darmowa. A jeśli skorzystam? Koszty liczone są w skali dziennej od 31-go dnia pożyczki – to mniej więcej 2,2 zł dziennych kosztów od każdego pożyczonego tysiąca. Czyli jeśli pożyczę 1000 zł i oddam po 50 dniach, to zapłacę 44 zł kosztów dodatkowych (plus oczywiście ten pożyczony tysiąc).
Czytaj: Pozabankowe firmy myślą o kartach kredytowych, kontach…
Czytaj: Firma pożyczkowa chce być centrum domowych finansów. A jak?
„Trzynastka”, czyli prostota z zaburzeniami
Kartą warto płacić za zakupy, ale nie ma sensu wyciągać nią pieniędzy z bankomatu – każda taka operacja wiąże się z 5-złotową prowizją. Na „Trzynastce” jest logo mBanku, ale kredyt jest udostępniany przez Yolo (mBank jedynie wydał firmie – jako swojemu klientowi korporacyjnemu – karty, a ta zasila je pieniędzmi i rozdaje klientom detalicznym). W przypadku przeterminowanej spłaty, tzn. gdy nie spłacimy raty miesięcznej albo całego długu w ciągu sześciu miesięcy i nie wystąpimy o przedłużenie limitu na kolejny okres – włącza się dodatkowe obciążenie, odsetki w wysokości 14% rocznie.
I to jest bodaj jedyne zaburzenie absolutnej prostoty tej karty. No i może jeszcze konieczność spłaty rat co miesiąc, a nie w dowolnym momencie i w dowolnych porcjach – choć być może pełna swoboda w tym zakresie oznaczałaby zwiększanie ryzyka, że beztroscy klienci budziliby się po sześciu miesiącach z ręką w nocniku. A raczej w długu, którego całość trzeba oddać z dnia na dzień. Ta karta – to różnica in minus w stosunku do „zwykłych” kredytówek – nie ma żadnego okresu bezodsetkowego (nie licząc „pierwszego miesiąca gratis”, który jest bonusem jednorazowym).
Proces wydawania karty jest bardziej upierdliwy i długotrwały, niż pożyczki-chwilówki. Tu nie ma mowy, by zamknąć sprawę w kwadrans. Najpierw trzeba się zarejestrować na stronie www.kartatrzynastka.pl, potem odesłać przez pocztę lub e-mailem (skan) podpisany egzemplarz umowy. Po otrzymaniu umowy Yolo wyśle w ciągu 48 godzin kartę oraz kod PIN do niej. Potem trzeba jeszcze aktywować kartę, wysyłając ze swojego telefonu do Yolo SMS-a z sześcioma ostatnimi cyframi numeru karty. Potem jeszcze trzeba czekać do 12 godzin na uruchomienie limitu pożyczkowego. W sumie więc karta prosta jak drut, ale jej zassanie może przypominać drogę przez mękę. A to jest z całą pewnością duży defekt „Trzynastki”.
Drogi kredyt, który odrasta bez końca?
Jakkolwiek nie lubię drogich kredytów – a ten tani nie jest – to prostota tej karty mnie ujmuje. Dopóki nie używasz to nie płacisz. A jak używasz, to płacisz raz w miesiącu naliczaną codziennie prowizję od wykorzystanego salda. Jak spłacisz saldo – przestają naliczać prowizję. Jak spłacisz pół salda – to przestają naliczać pół prowizji. No, naprawdę, trudno się pogubić.
Poza kosztami, które w mikroskali wydają się niskie, ale tak naprawdę są dość wysokie w relacji do „zwykłego” kredytu bankowego, głównym niebezpieczeństwem – związanym ze wszystkimi długami, które nie mają „twardego” harmonogramu spłaty – jest tutaj ryzyko, że zadłużenie stanie się permanentne. Jak wezmę 1000 zł pożyczki, to wiem, że muszę spłacać np. po 105 zł raty miesięcznej, więc zaciskam zęby i spłacam, aż dług zniknie.
W przypadku karty kredytowej oraz debetu w koncie mogę „dobierać” dług w miejsce spłaconego. „Trzynastka” jest formalnie kartą z długiem spłacanym w ciągu sześciu miesięcy, ale jeśli klient rzetelnie płaci raty, to można ją przedłużyć na kolejnych sześć miesięcy. I tak w kółko. Krótko pisząc: „Trzynastka” to karta bardzo przejrzysta, bardzo prosta, ale jednak wciąż zdradliwa.