W piątek prezes NBP zapowiedział, że nadal będzie „drukował” pieniądze. W poniedziałek zrewidował w górę prognozę inflacji. I obiecał, że pensje będą nam rosły jeszcze szybciej, bo gospodarka ruszy w górę, że hej. Czujecie się uspokojeni, że wzrost inflacji nie „zje” owoców Waszej ciężkiej pracy?
W poniedziałek Narodowy Bank Polski ogłosił nową projekcję inflacji. W sumie to nic nadzwyczajnego, aktualizacja prognozy wzrostu cen odbywa się co kwartał i nie wzbudza zwykle emocji u redaktorów „Subiektywnie o finansach”. No, chyba, że ta projekcja znów zakłada wzrost inflacji, podczas gdy poprzednio prezes NBP wielokrotnie uspokajał, że przecież ona rośnie tylko „przejściowo”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Według najnowszej prognozy NBP ceny w 2021 r. wzrosną średnio o 3,1%. Choć dość prawdopodobny jest scenariusz, że na koniec 2021 r. może to być np. 4% (górne ograniczenie najciemniejszego, czyli najbardziej prawdopodobnego obszaru prognozy).
Czytaj też: Tutaj więcej o prognozach NBP
Stało się coś jeszcze: kilka dni temu prezes NBP zapowiedział na innej konferencji prasowej, że wciąż będzie „drukował” pieniądze. A dokładniej: skupował z rynku obligacje skarbowe, napędzając spiralę polegającą na tym, że rząd emituje obligacje, banki komercyjne je kupują, a potem odsprzedają NBP, któremu puchnie bilans. Tym sposobem rząd może znów emitować obligacje, a pieniędzy na rynku jest coraz więcej.
„O zakończeniu skupu obligacji nie ma absolutnie mowy, rozpoczęliśmy tę akcję i nie kończymy” – powiedział prezes NBP. Dodał że, zakres tego skupu zależy od wielu różnych czynników – m.in. od tego, ile obligacji banki będą chciały mu odsprzedać. To z kolei – czego prezes NBP już nie powiedział – zależy m.in. od rentowności kolejnych emisji obligacji rządowych. Jeśli rząd podwyższy oprocentowanie nowych obligacji, to banki chętnie pozbędą się „starych”.
Wzrost inflacji? „Przecież prawie jej nie ma!”
Mamy więc coś a la perpetum mobile. Miesiąc temu NBP podawał (tutaj źródło), że od początku pandemii skupił obligacje za 113 mld zł (dla porównania: dziura w budżecie państwa w 2020 r. wyniosła niecałe 100 mld zł, w tym roku ma wynieść 70-80 mld zł, zaś całkowity dług państwa to jakieś 1,1 bln zł).
A wzrost inflacji? To jest ewentualna cena tego pompowania pieniędzy do gospodarki. Jeśli ludzie dostają do rąk więcej pieniędzy, to idą do sklepu na zakupy, a producenci i dostawcy usług podnoszą ceny. Z kolei pracownicy – widząc to – idą do szefów po podwyżki. Naczelną misją NBP jest co prawda utrzymywanie stabilnej wartości pieniądza, ale bank centralny – w osobie swojego prezesa – uważa, że 3% to żadna inflacja i w związku z tym może się skupić na wspieraniu polityki rządu:
„Nasz mandat jest jednoznaczny, mamy zapewniać stabilność cen i wspierać politykę rządu, gdy nie jest zagrożona stabilność cen. My na tym wspieraniu rządu koncentrujemy nasza pracę”
– powiedział w piątek Adam Glapiński.
„Nie widać żadnej presji cenowej w polskiej gospodarce. Inflacja jest podbijana przez wzrost cen energii i wyższe ceny ropy naftowej na świecie. To całkowicie niezależne od polityki pieniężnej”
Z wypowiedzi prezesa NBP wynika niezbicie, że dopóki się da, rząd będzie drukował obligacji, ile wlezie, zaś NBP będzie ich skupował, ile wlezie. Kiedyś pewnie to eldorado się skończy, bo zagraniczni inwestorzy – którzy też mają trochę polskich obligacji – przestaną być chętni do uczestniczenia w tej grze (może ich zniechęcić np. „podatek inflacyjny”).
Nowa Ekonomia, czyli wydrukować można, ile się chce, bo…
Za każdym razem, gdy narzekałem i stękałem na taką politykę NBP – skoncentrowaną na utrzymywaniu niskich stóp procentowych (żeby rząd mógł emitować obligacje na niski procent), akceptowaniu wysokiej inflacji (żeby rząd mógł więcej zarabiać na podatkach), a ostatnio też na drukowaniu nowego pieniądza (żeby rząd mógł więcej wydawać) – odzywali się zwolennicy tzw. Nowej Ekonomii, według której można wydrukować dowolną ilość pieniądza i nic się nie wydarzy.
„Przecież w zeszłym roku mieliśmy realny wzrost płac. Skoro wynagrodzenia rosną szybciej, niż ceny, zaś oszczędności można lokować w obligacje skarbowe indeksowane inflacją, to z każdej strony Polacy są chronieni. A drukowanie pieniędzy oraz utrzymywanie niskich stóp procentowych ma wyłącznie pozytywne efekty”
Jakie to pozytywne efekty? Oczywiście: rozkręcanie gospodarki. Dzięki temu, że pieniądz krąży szybciej, rośnie też tempo wzrostu wartości gospodarki. Przynajmniej na krótką metę.
W zasadzie to racja, ale… chyba nie do końca. Jest w tej teorii kilka cienkości. Najważniejsza – ale nią nie będę się zajmował, bo na razie jest abstrakcyjna – to groźba utraty kontroli nad inflacją.
Przecież jest taki moment, w którym duża część ludzi dochodzi do wniosku, że nie są już w stanie „gonić” swoimi pensjami coraz wyższych cen oraz nie są w stanie obronić oszczędności przed spadkiem wartości. Wtedy ta część ludzi odwraca się w kierunku walut obcych i to jest początek bankructwa kraju.
Żeby było jasne: dziś jesteśmy daleko od tego scenariusza. Przy inflacji 3% nikt nie będzie zabierał pieniędzy z banku, ani zamieniał pensji na dolary (one też są drukowane na potęgę, ale… Amerykanie mogą „wyeksportować” swoją inflację do takich krajów, jak Polska – to inny temat).
Ale nie brakuje już takich, którzy zamieniają oszczędności na „twardą” walutę, jaką są nieruchomości. Coraz więcej jest też takich, którzy nie wierzą w opowieści prezesa NBP, że „inflacji prawie nie ma”, bo akurat ceny tego, co oni kupują, idą w górę znacznie szybciej.
—————————–
SKORZYSTAJ Z NAJLEPSZYCH BANKOWYCH OKAZJI:
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać. Masz zero na lokacie i koncie oszczędnościowym? Zarabiaj przynajmniej tak:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————–
„Ceny wzrosną, ale przecież więcej zarobisz”. Są cztery kłopoty z tym modelem
Kiedyś ta fala może wezbrać, przerodzić się w konkretne działania ludzi i to będzie ten moment, w którym prezes NBP przegra, razem z rządem i wszystkimi, którzy będą trzymali pieniądze w polskim złotym. Powtarzam: dziś jesteśmy jeszcze od tego daleko. Ale są inne cienkości w tezie, że dopóki pensje rosną, to ceny też mogą, a jak ktoś chce, to może też bez ryzyka uchronić przed inflacją oszczędności, chowając je w obligacjach skarbowych.
Po pierwsze: to, że średnia pensja rośnie szybciej, niż inflacja, nie oznacza, że większość ludzi się bogaci. Jest prawdopodobnie odwrotnie – średnią podbija mniejszość, której wynagrodzenia rosną ponadprzeciętnie szybko (dokładnie tak, jak ze średnią krajową w wynagrodzeniach – tylko co czwarty Polak widzi ją na koncie). Co nie zmienia faktu, że… poniżej realny wzrost płac w różnych krajach w 2020 r.:
Po drugie: to, że można kupić sobie obligacje indeksowane inflacją i uchronić oszczędności przed wzrostem cen, wynika wyłącznie z faktu, że Polacy z tej okazji… nie korzystają. Gdyby ludzie zabrali z banków bilion złotych swoich oszczędności i chcieli je uchronić przed inflacją, to gwarantuję, że rząd by nie zapłacił za obligacje tyle, ile płaci dziś. Większość oszczędności przez inflację traci na wartości.
Po trzecie: w otoczeniu inflacyjnym firmom znacznie łatwiej podnosić ceny w skali większej, niż uzasadniona wzrostem kosztów. Jeśli NBP akceptuje inflację, to firmy to wykorzystają i podniosą ceny znacznie bardziej, niż oczekuje NBP. To właśnie dlatego NBP jest wciąż zdziwiony, że inflacja przekracza jego oczekiwania.
Czytaj też: Nie możecie powiedzieć, że Minister Finansów nas nie ostrzegał. „Wyjmijcie pieniądze ze skarpety i wydajcie w sklepie!”
Po czwarte: inflacja uderza w podstawową potrzebę ludzi, jaką jest mieszkanie. Ceny mieszkań rosną szybciej, niż inflacja. I szybciej, niż większość ludzi – zwłaszcza młodych – jest w stanie gromadzić oszczędności. Zwłaszcza, że jeśli mieszkanie zdrożeje o 5%, to trzeba na nie uzbierać o 15.000 zł więcej, a jeśli moja pensja wzrośnie o 5%, to odbiorę o 170 zł więcej. Wolałbym prawdopodobnie nie mieć tej „inflacyjnej” podwyżki pensji, ale żeby mieszkanie tak nie drożało.
Te cztery zastrzeżenia sprawiają, że nie działają na mnie argumenty zwolenników Nowej Ekonomii, opowiadających, że przecież pensje idą w górę, więc co z tego, że jest wzrost inflacji. Oczywiście, minimalna inflacja nie jest zła, ale jeśli polityka rządzących ma oznaczać drukowanie pieniędzy i utrzymywanie niskich stóp procentowych, to ta inflacja nie musi wcale być minimalna.
Pytanie czy warto w tym celu ponosić te cztery ryzyka, o których wspomniałem wyżej. Z punktu widzenia rządzących – pewnie tak. Im więcej ludzi, którzy sami sobie nie radzą, tym więcej „klientów” dla państwowej pomocy, zasiłków, ulg. Populistyczne rządy takich właśnie konsumentów lubią najbardziej – uzależnionych od ich pomocy. Jak nie dać im tej satysfakcji? Gromadzić oszczędności, zabezpieczać je przed inflacją, być możliwie niezależnym od tego, czy rząd zapłaci jakiś zasiłek, czy nie. A które inwestycje w ostatnich kilkudziesięciu latach najlepiej chroniły przed inflacją? Zapraszam do przeczytania tego artykułu i zawartej w nim – niezwykle pouczającej – tabelki.
_________________
PRZYGOTUJ SWOJE OSZCZĘDNOŚCI NA INFLACJĘ:
>>> Tutaj dwa słowa o antyinflacyjnych obligacjach skarbowych i o tym, które teraz najlepiej wybrać. A do wzięcia jest nawet 4-5% rocznie na długoterminowych obligacjach i 0,5-1% na tych względnie krótkoterminowych
>>> Warto też wiedzieć, że w niektórych bankach pozwalają kupować covidowe obligacje BGK, albo obligacje amerykańskiego rządu z poziomu zwykłego konta osobistego. Potencjalny dochód może sięgnąć 1% w skali roku
>>> A tutaj trzy w miarę bezpieczne sposoby lokowania oszczędności nie będące depozytami, pozwalające chronić pieniądze przed inflacją. Zapraszam też do zapoznania się z poradnikiem, w którym sprawdzam, czy opłaca się brać 2% na lokacie w zamian za zainwestowanie drugiej części pieniędzy
>>> Tutaj trzy przykładowe strategie lokowania oszczędności na dłużej, oparte na funduszach inwestycyjnych
>>> Inwestowanie nie musi być nudne, jeśli lokujesz oszczędności w to, co lubisz. Jak wybrać sobie odpowiedni „temat” do inwestowania? Zapraszam do tego poradnika.
>>> Mam dla Ciebie kupon umożliwiający inwestowanie bez opłaty manipulacyjnej na internetowej platformie F-Trust, na której znajdziesz setki funduszy inwestycyjnych. Należy kliknąć ten link, a potem wpisać kod promocyjny ULTSMA. Zapłacisz tylko wliczaną w wartość jednostek uczestnictwa opłatę za zarządzanie wybranym funduszem lub funduszami (jej ominąć się, niestety, nie da). Ale żadnych innych opłat nie będzie.
zdjęcie tytułowe: Arcaion/Pixabay