O ile w przypadku kredytów frankowych pójście do sądu nie daje na razie gwarancji sukcesu (wyroki w podobnych sprawach są różne, różniste), o tyle w przypadku sporów na wokandzie o ubezpieczenie niskiego wkładu własnego (UNWW) szanse na sukces są bardzo duże. Sądy bardzo często uznają, że ubezpieczenie takie nie jest w ogóle ubezpieczeniem, bo klient – płacąc składkę – nie otrzymuje ekwiwalentnego świadczenia. Ba, zdarzają się nawet wyroki podważające prowizję, na którą banki zamieniały feralne „ubezpieczenie”.
Czytaj też: Płacisz składki, a w zamian dostajesz figę? Klienci się sądzą, a banki robią swoje. Brzydko
- Inwestowanie Cię stresuje? Zmienność męczy? Niepewność, czy uda się zamienić papierowe zyski na prawdziwe, dręczy? Na pomoc… algorytmy [POLECA VIG/C-QUADRAT]
- Jestem w PPK i myślę o inwestowaniu. Czy powinienem zwiększyć swoją wpłatę do PPK czy raczej dodatkowe pieniądze inwestować poza PPK? [POLECA UNIQA TFI]
- Trzymasz wszystkie oszczędności w jednym miejscu? Dywersyfikacja powinna dotyczyć nie tylko inwestycji, ale i oszczędności. Dlaczego? Sześć powodów [POLECA RAISIN]
Czytaj też: Bank zamienił ubezpieczenie na prowizję, ale… mocno się na tym przejechał. Ale wyrok!
W dodatku banki stosują taktykę czołgu. Nawet jeśli przegrają w sądzie spór o dotychczas naliczone ubezpieczenie niskiego wkładu, to zamiast nie brnąć dalej w kłopoty – naliczają klientowi kolejne. W tym szaleństwie jest metoda, bo klient musi złożyć kolejny pozew i przez kolejnych kilka lat szwendać się po sądach. Zdarzają się i inne numery: jeden z banków, owszem, zwrócił składkę po przegranym procesie, ale… nie na konto klienta. Skierował pieniądze na poczet kolejnej, zaległej składki, której klient nie zapłacił.
Sądowa saga o zwrot składek UNWW
Nic tylko załamać ręce. Albo… grać tak jak przeciwnik. A więc utrudnić mu życie i dać do zrozumienia, że potrafimy też być jak czołg. Tak właśnie zrobił pan Tomasz, mój czytelnik, który od 2008 r. jest szczęśliwym (?) posiadaczem kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego zaciągniętego w Banku Millennium. Ponieważ kredyt już na starcie nie miał wkładu własnego (tak, banki drzewiej uważały, że ceny nieruchomości będą szły tylko w górę, a frank tylko w dół), to klient oczywiście został obciążony składką na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego.
Kredyt był spory, więc i składka – odzwierciedlająca nadwyżkę ponad 80% wartości kredytu – niemała. Pierwsza płatność wyniosła 5418 zł i została ściągnięta już w dniu podpisania umowy, za trzy lata z góry. Po owych trzech latach przyszedł czas na kolejną płatność, już znacznie wyższą – 16.648 zł. W roku 2014 r. bank zgłosił się po 16.284 zł. Wtedy pan Tomasz, który czuł się jak porządnie golona owca, powiedział „dość”. Zwłaszcza, że w owym czasie już sporo się mówiło i pisało o tym, że UNWW nadaje się do zakwestionowania.
Sprawę w sądzie pierwszej instancji mój czytelnik wygrał w cuglach. Sąd nakazał bankowi, by zwrócił wszystkie pobrane do tej pory składki – 38.350 zł plus odsetki i koszty procesu. Jednak to nie był koniec. Bank decyzję sądu zaskarżył do sądu odwoławczego. Między pierwszą a drugą rozprawą nadszedł termin płatności kolejnej składki UNWW.
Choć klient zażądał od banku, by ten odstąpił od jej pobrania w związku z toczącym się postępowaniem w sądzie dotyczącym poprzednich wpłat, bank obciążył jego konto składką w wysokości 16.254 zł, tworząc debet na rachunku technicznym związanym z kredytem.
Bank przegrywa i… pobiera
Ponad rok później, we wrześniu 2017 r. zapadł prawomocny wyrok. Sąd uznał – dość dziwne – że pierwsza składka ubezpieczenia została pobrana zgodnie z prawem, zaś kolejne dwie już nie. I ograniczył zwrot dla klienta do kwoty 32.932 zł plus odsetki i koszty, czyli w sumie 46.286 zł bez dwóch groszy.
Co zrobił bank? Owszem, wykonał wyrok, ale… w sposób wyjątkowo złośliwy – przelewając należne klientowi pieniądze nie na jego ROR, lecz na konto techniczne związane z kredytem. To samo, na którym był debet związany z naliczeniem kolejnej składki (jedynej, która nie została objęta pozwem, bo bank pobrał ją dopiero w czasie trwania procesu odwoławczego). Dbet został oczywiście powiększony o karne odsetki za nieterminową wpłatę.
To nie jest dowcip, to się dzieje naprawdę. Opisywałem takie sprawy w przeszłości i wygląda na to, że nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Podobno jedna z klientek wytoczyła bankowi już trzeci proces. Poprzednie dwa bank przegrał, ale w tzw. międzyczasie nadchodziła kolejna rata UNWW, którą bank samowolnie pobierał, potrącając należności z kwot, które wcześniej przegrał w sądzie.
Czytaj też: Nie do wiary! Bank prawomocnie przegrał proces o UNWW, ale zamiast oddać pieniądze…
Czytaj też: Bank prawomocnie przegrał proces, ale zamiat oddać kasę, postawił klientowi ultimatum. Co to ma być?
Fortel klienta. Zrobił bankowi szach, mat
Jak można brać pieniądze z tytułu opłaty, o którą przegrało się wcześniej dwa procesy? Czy to nie jest nękanie? Czy sąd nie powinien w końcu zasądzić astronomicznego odszkodowania, by bankowi przestało się opłacać takie przepuszczanie klientów przez ścieżki zdrowia? Na miejscu poszkodowanych przemyślałbym taką ewentualność. Pan Tomasz jednak nic nie przemyślał, tylko wykonał jeden, ale za to kończący ruch. Szach, mat.
„Postanowiłem nie odpuszczać i skierowałem sprawę do komornika o egzekucję brakującej kwoty. A więc: skoro sąd nakazał oddać 46.286 zł, a bank oddał o ponad 16.000 zł mniej, to poprosiłem komornika, by wyegzekwował od banku resztę pieniędzy. I. o dziwo, bank się poddał. Po zajęciu przez komornika pierwszej raty, zapewne tej na pokrycie kosztów egzekucji, bank wpłacił na konto techniczne kredytu kwotę 16.254 zł. A ja je z tego konta wypłaciłem. Komornik zwolnił konta banku i zakończył egzekucję”
Pan Tomasz opisał mi tę historię i wyraził nadzieję, że ta historia ułatwi innym dochodzenie od banku pieniędzy, które zostały bezprawnie zabrane. Trik jest bardzo prosty – jeśli bank pieniądze wpłacił na konto techniczne, z którego pobrał później kolejną składkę, to znaczy, że roszczenie klienta nie zostało zaspokojone. Tak w każdym razie zinterpretował sytuację komornik. A bank wolał nie wchodzić w długi spór, bo komornik prawdopodobnie mógłby zablokować wszystkie jego konta, a wtedy mógłby być niemały bałagan.
Czytaj też: Klient na wojnie z prawniczą machiną ubezpieczyciela jest bez szans? No to posłuchajcie tej historii
Czytaj też: Ile bank może zapłacić za publikowanie nieprawdziwych danych o kliencie? Case study
Być może to jest dobry sposób, by przekonać bank, że nie ma najmniejszego sensu robić klientompod górkę w sprawie, która jest i tak przegrana. Jeśli sąd zasądził pieniądze, to nie ma sensu naliczać kolejnych składek i potrącać je z kont klientów. To tylko przedłuża sprawę. Czysta złośliwość banku w tym przypadku odwróciła się przeciwko niemu.
Choć oczywiście – jak w każdej planszówce – także i tu nie można powiedzieć kto będzie górą dopóki gracze nie osiągną mety. Jedną składkę na ubezpieczenie niskiego wkładu ugrał bank, dwie (z odsetkami – klient). A czwarta – o ile dobrze rozumiem – jest w bilansie jako debet na rachunku technicznym. Albo bank tę należność umorzy, albo będzie naliczał odsetki i w końcu spróbuje wyegzekwować. Wtedy jednak klient – który, jak wiemy, nie wypadł jaskółce (ani innemu ptaku) spod ogona ;-)) – złoży sprzeciw.
zdjęcie tytułowe: skeeze/Pixabay.com