Wojna w Ukrainie spowodowała, że wiele wcześniej zawartych umów stało się nieopłacalnych. W interesie obu stron powinna być ich renegocjacja, ale różnie z tym bywa. Czy wojna to siła wyższa? Napisał do nas czytelnik, którego kontrahent zażyczył sobie dowodów, że to przez wojnę wzrosły koszty. To żart? Co na to Prezes Urzędu Zamówień Publicznych?
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Od razu przepraszam za to, że nie ujawniam zbyt wielu informacji. Zarówno imię czytelnika, jak i dane spółki, z którą trwa spór, pozostają do mojej wiadomości. Czytelnik poprosił mnie o ich utajnienie, bo sprawa jest w toku, a jej upublicznienie mogłoby zmniejszyć szanse jego firmy na pozytywne zakończenie. Mogę tylko napisać, że chodzi o dużą, państwową spółkę. Spróbuję jednak opisać sprawę w przystępny sposób, bo problem może być poważny i dotyczyć wielu firm.
Wojna przeszkadza w realizacji umów
Zgłosił się do mnie pan Jerzy, który poprosił o opisanie problemów firmy produkcyjnej, w której jest zatrudniony. Specyfika działalności jest taka, że niejednokrotnie firma zawierała wielomiesięczne, a nawet wieloletnie umowy z odbiorcami. Zanim stwierdzicie, że to głupota – to niekoniecznie był ich wybór. Często odbiorcy w przetargach sobie tego życzą i można brać udział lub zrezygnować.
Wykonawcy takich umów zawsze starają się mimo wszystko przewidywać przyszłe koszty i jakoś się przed nimi zabezpieczyć (uzgodnić współczynnik waloryzacji, zabezpieczyć wcześniej materiał, ustalić odpowiednio wysokie ceny itd.). Niestety nie wszystko można przewidzieć, czego wszyscy jesteśmy świadkami od 24 lutego.
Rosja zaatakowała Ukrainę, a – w odpowiedzi – Unia Europejska zaczęła nakładać sankcje. Znacząco podrożało paliwo, stal, węgiel i inne surowce, bo po prostu ich zabrakło. Istotnie wzrosła też cena energii elektrycznej. Złoty ciągle przeżywa trudne chwile. Nastąpił też odpływ pracowników (mężczyźni z Ukrainy wracali walczyć o swój kraj). W rezultacie bardzo dużo umów zawartych przed wojną przestało się ekonomicznie opłacać.
Na tego typu ewentualność przygotowano rozwiązanie. To siła wyższa. Powołanie się na jej wystąpienie może wyłączyć odpowiedzialność umowną firmy, jeżeli oczywiście takie powołanie jest zasadne (nie chodzi o to, żeby np. dostawca internetu zażyczył sobie podwyżki ceny o 100% z powodu wojny). Siła wyższa powinna być zapisana w umowie (zwykle jest tam wpisana i wojna, i embargo), a w ostateczności można poszukać pomocy w kodeksie cywilnym, którego artykuł 357 stanowi:
„Jeżeli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy. Rozwiązując umowę, sąd może w miarę potrzeby orzec o rozliczeniach stron, kierując się zasadami określonymi w zdaniu poprzedzającym”.
Sądowe załatwianie sprawy to jednak ostateczność, a wykonawcy najczęściej sami zgłaszają, że wystąpiła siła wyższa. Chcą sprawę rozwiązać polubownie, czyli uzgodnić wyższe wynagrodzenia za wykonane zlecenie lub wydłużyć termin realizacji. W wyjątkowych sytuacjach umowa może być w ogóle niemożliwa do zrealizowania i wtedy wykonawca musi poprosić o rozwiązanie umowy.
Siła wyższa, a może niższa?
W podobnej sytuacji znalazła się właśnie firma pana Jerzego, która dostarcza materiały do jednej z państwowych spółek. Obecna umowa potrwa do końca 2023 r. (i – co ważne – została podpisana przed wybuchem wojny). Realizacja umowy, po uzgodnionych cenach, w obecnych warunkach rynkowych wiązałaby się – jak informuje pan Jerzy – ze znaczącą stratą, a jej rozwiązanie z karami umownymi. Tak źle, a tak jeszcze gorzej.
Na szczęście w umowie znalazł się zapis o sile wyższej, do której zaliczono m.in. wojnę oraz embargo. Firma czytelnika jest stosunkowo mała, nie ma działu prawnego, ale odpowiedzialne osoby odetchnęły z ulgą, przygotowały odpowiednie pismo i zgłosiły, że zaistniała siła wyższa.
Warto dodać, że firma pana Jerzego nie stanęła okoniem i nie postanowiła po prostu wypowiedzieć umowy. Stwierdzili, że są w stanie zapewnić zapotrzebowanie na 2022 r. po cenach z umowy, a dopiero w przyszłym roku niezbędne byłoby rozwiązanie umowy lub podniesienie należnego wynagrodzenia. Po dwóch tygodniach przyszła odpowiedź, która wszystkich w firmie pana Jerzego zaskoczyła. Oddajmy mu głos.
„Firma, w której pracuję, realizuje kontrakt dla spółki państwowej. W związku z trwającą wojną zawiadomiliśmy odbiorcę, że wystąpiła siła wyższa i poprosiliśmy o renegocjację cen (i wyłączenie odpowiedzialności). Niestety otrzymaliśmy odpowiedź odmowną. Firmy prywatne akceptują zmiany cen, a państwowa spółka, której właściciele (państwo) namawiają do działań powodujących dalszy wzrost cen, spuściła nas na drzewo. Od użytkownika materiału, który nota bene jest po naszej stronie, dowiedziałem się tylko, że taką strategię przyjęli w spółce. Trochę to nieuczciwe nie sądzi Pan?”.
Pan Jerzy dodaje, że sami również otrzymali takie pisma (o renegocjacji cen lub anulowaniu zamówień) od niektórych dostawców i podwykonawców i przyjęli je ze zrozumieniem. Inni odbiorcy też nie mieli problemów z aneksowaniem umów. Wychodzi na to, że na rynku zapanowało generalnie zrozumienie dla takich działań – bo w końcu wszyscy wiedzą, że nie o to chodzi, aby pracować za darmo. W firmie czytelnika skonsultowano się już z kancelarią prawną i przygotowano znacznie dłuższą, bardziej szczegółową odpowiedź. Niestety i ona spotkała się z odrzuceniem.
Prawnicy żyją w innym świecie
Jakich argumentów używają w państwowej spółce? Czytałem obie odpowiedzi. Stwierdzili, że sam fakt wybuchu wojny w Ukrainie nie jest wystarczający do uznania wystąpienia siły wyższej. Potrzebne są dowody, dużo dowodów.
Spółka zażyczyła sobie m.in. wyliczenia realnego wpływu wojny na realizację umowy, opartego na rzeczywistych wyliczeniach (szczegółowa kalkulacja). Co ciekawe, nie jest znane jeszcze konkretne zapotrzebowanie na 2023 r. (umowa jest na różne elementy), więc wyliczenie takiego wpływu w tym momencie jest niemożliwe, ale nikomu nie przeszkadza o nie poprosić.
Sama informacja o tym, że prąd drożał o tyle, gaz o tyle, stal o tyle, benzyna o tyle itd. jest niewystarczająca, bo przecież podwyżki mogą być niezależne od wojny. Trzeba też dostarczyć informacje od dostawców o zmianie warunków umów (nie każda firma chętnie podpisze coś takiego – często takie sprawy załatwia się telefonicznie), ocenić, ile materiału pochodzi z obszaru objętego sankcjami, zapewnić, ile materiału udało się zabezpieczyć przed wojną, oraz oczywiście udowodnić zachowanie należytej staranności na każdym etapie postępowania (czyli np. udowodnić, że nie można było przewidzieć wojny).
Jeszcze tylko brakuje, aby chcieli oświadczenia dyrektora Azowstali (czyli obecnie najbardziej znanej huty na świecie), o tym, że wstrzymali produkcję i dlatego wzrosły ceny stali. Rozbawił mnie też fragment, w którym spółka zasugerowała, że po zakończeniu wojny wszystko może wrócić do normy. W moim odczuciu odbudowa infrastruktury, naprawianie relacji i znoszenie sankcji trochę potrwa.
Pan Jerzy znalazł w surowej odpowiedzi jednak światełko w tunelu. Spółka zobowiązała się, że przed złożeniem zamówienia w 2023 r. odbędą się rozmowy na temat aktualnej sytuacji, aby realizacja umów nie spowodowała negatywnych skutków dla żadnej ze stron. Tyle dobrego, bo można mieć nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i zaakceptuje wpływ wojny na sytuację bez wymagania twardych dowodów.
Siła wyższa a specyficzne zamówienia publiczne
Pewną niedogodnością może być fakt, że umowa została zawarta w następstwie postępowania publicznego. Takie przetargi, jak i umowy zawarte w ich rezultacie, są obwarowane dużo większą liczbą warunków niż zwykłe. Reguluje to ustawa Prawo zamówień publicznych, której cały rozdział 3. poświęcony jest właśnie zmianom umowy.
Wynika to z konieczności dbania o interes publiczny i zapewnienia równych szans wykonawcom. Jednak nawet w tej ustawie są zapisy umożliwiające zmianę umowy na podstawie okoliczności, których zamawiający, działając z należytą starannością, nie mógł przewidzieć. Pod koniec marca pojawiła się opinia Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, w której przypomniano regulacje dotyczące zmiany umów zawartych w następstwie zamówień publicznych. Tutaj znajdziecie cały dokument. Jakie są główne wnioski z lektury?
Jasno zostało stwierdzone, że wojna w Ukrainie razem z gospodarczymi skutkami kwalifikuje się jako zjawisko, „którego nie można było przewidzieć, pomimo zachowania należytej staranności i mieszczące się w dyspozycji art. 455 ust. 1 pkt 4 ustawy Pzp”.
Wojna w Ukrainie nie stanowi jednak samoistnej przesłanki zmiany umowy, a decydująca będzie obiektywna ocena skutków, jakie ona wywiera. Niestety firma pana Jerzego będzie musiała zgromadzić materiał dowodowy. Pytanie, czy będzie on musiał być tak rozległy, jak sobie tego życzy odbiorca (wg relacji pana Jerzego to niemożliwe), czy wystarczy mniej dowodów.
Dlatego jeżeli nosicie się z zamiarem zgłoszenia wystąpienia stanu siły wyższej, to koniecznie zbierajcie wszelkie dowody. Czym więcej, tym lepiej. Jeżeli jesteście w stanie sporządzić szczegółową kalkulację, to idealnie, ale najczęściej nie jest to takie proste.
Dlatego zbierajcie w formie pisemnej (albo chociaż elektronicznej) wszelkie pomocne dokumenty. Faktury z nowymi i starymi cenami za materiały, rezygnacje lub zmiany warunków od wykonawców, raporty wewnętrzne uwzględniające wpływ wojny na działalność firmy, podwyżki cen za media (najlepiej z uzasadnieniem) itp. Nigdy nie wiadomo, co będzie potrzebne, a takie dowody najłatwiej jest zbierać od razu. Pamiętajcie też, że siła wyższa powinna być zgłoszona (najczęściej) niezwłocznie.
Rozumiem, że osoby odpowiedzialne za takie decyzje nie mogą ślepo akceptować wszystkich próśb o zwiększenie wynagrodzenia. Też są w końcu zainteresowani ochroną swojej osoby i nie chcą, by im kiedyś ktoś zarzucił działanie na szkodę spółki. Ale kurczę… wszyscy widzą, co się dzieje.
Firma pana Jerzego ma stosunkowo mocne karty w ręce i ostatecznie raczej uda im się wyplątać z tej umowy (lub ją chociaż renegocjować). Niestety będą musieli poświęcić na to dużo więcej czasu i zasobów. Prawdopodobne koniecznie będzie też opłacenie prawnika.
Problem jest inny. Politycy popierają i zachęcają do wprowadzania embarga na stal, węgiel, gaz, ropę, co ewidentnie przyczyniło się (lub przyczyni) do wzrostu cen (nie tylko tych surowców, ale generalnie na rynku), a potem dział prawny w państwowej spółce stwierdzi, że w sumie to nie wiadomo, czy to wojna jest powodem wzrostu cen i że w każdej chwili może się ona zakończyć.
Nie przeszkadza to oczywiście premierowi mówić o „putinflacji”. Zachęcam osoby odpowiedzialne w spółkach państwowych (i prywatnych też) do łagodniejszego spojrzenia na takie prośby, bo może się okazać, że – w imię (słusznej) walki z Rosją – doprowadzimy niektóre firmy w Polsce do bankructwa.
Zdjęcie główne: Alexas_Fotos / pixabay