Niewątpliwie wakacje kredytowe były najlepszym prezentem, jaki rząd w ostatnich latach sprawił obywatelom. Ale jednocześnie był to prezent w dużej mierze niepotrzebny i bardzo kosztowny. A w dodatku wakacje kredytowe okazały się niewykorzystaną szansą. I to z wielu punktów widzenia. Dlatego ich przedłużanie nie ma większego sensu
Tego artykułu możesz również posłuchać w naszym kanale podcastowym – czyta Maciej Jaszczuk.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pomysł na wakacje kredytowe urodził się w rządowych głowach na wiosnę 2022 r., gdy gwałtowne podwyżki stóp procentowych sprawiły, że raty kredytów zaczęły się dramatycznie zwiększać. Premier ogłosił wówczas trzypunktowy program pomocy dla kredytobiorców: likwidację WIBOR-u i zastąpienie go inną, niższą stawką, wzmocnienie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców dla osób w największych kłopotach oraz wakacje kredytowe właśnie.
Jak idzie reforma wskaźnika referencyjnego – opisujemy na bieżąco. W najnowszym odcinku tego serialu dostaliśmy projekt rekomendacji tego, jak mogą wyglądać w nowym reżimie kredyty hipoteczne i obligacje o zmiennym oprocentowaniu. Strach się bać. Albo raczej: strach liczyć.
Wakacje kredytowe nie pomogły tym, którym miały pomóc
Dość szybko się okazało, że z programu, który jest niezwykle korzystny dla wszystkich, skorzystało nieco ponad połowa uprawnionych. Na koniec 2022 r. wakacjami kredytowymi objętych było 54% złotowych kredytów mieszkaniowych, stanowiących 68% łącznej wartości tego rodzaju zadłużenia.
W dodatku okazało się – tak podawało Biuro Informacji Kredytowej – że wśród korzystających z wakacji kredytowych jedynie promil stanowiły osoby, które mają opóźnienie w spłacie kredytu powyżej 90 dni. A więc ci kredytobiorcy, dla których ten program był przeznaczony.
Z kolei ci, którzy skorzystali z wakacji, tylko częściowo zrobili z pieniędzmi to, co przyniosłoby im największą korzyść – nadpłacili kapitał i skrócili okres kredytowania. Banki nie udzielają dokładnych informacji o przeznaczeniu pieniędzy z wakacji kredytowych, ale ze strzępków wiedzy z bankowych baz danych można się dowiedzieć, że nadpłat kredytów jest mniej niż połowa w porównaniu z liczbą osób, które wzięły wakacje kredytowe. W dużej części pieniądze prawdopodobnie zostały przejedzone.
A to oznacza, że kosztem kilkunastu miliardów złotych – bo tyle banki kosztowały wakacje kredytowe – dofinansowano spłaty rat osobom, które bez tej pomocy pewnie by sobie poradziły. Ten program trafił do galerii innych rządowych dokonań wypuszczanych pod marką: wysokie koszty i brak efektów.
Wakacje kredytowe podniosły marże kredytów hipotecznych
O ile dla kredytobiorców wakacje kredytowe były prezentem, o tyle dla banków – jednym z potężniejszych ciosów, jakie dostały w ostatnich latach. Dla całego sektora oznacza to 18 mld zł strat. W 2014 r., czyli najlepszym dla banków roku ostatniej dekady, zysk netto całego sektora wyniósł niecałe 16 mld zł. W całym 2021 r. było to już niecałe 6 mld zł. W 2022 r. prawdopodobnie będzie ok. 15 mld zł zysku netto.
Wysokie stopy procentowe i restrykcyjna rekomendacja KNF w sprawie liczenia zdolności kredytowej doprowadziły do załamania akcji kredytowej w segmencie mieszkaniowym o 60-70%. Wakacje kredytowe sprawiły, że udzielenie kredytu hipotecznego dla banku stało się dużo mniej zyskowne.
Gdyby program był lepiej skrojony, nie spowodowałby takich konsekwencji w postaci wzrostu marż kredytów hipotecznych i zaostrzenia warunków przyznawania takich kredytów. Można było pomóc potrzebującym (tym, którzy już wzięli kredyt) i nie zabierać szansy innym potrzebującym (tym, którzy potrzebują kredytu).
A teraz rząd zaczyna pogłębiać ten problem i sobie gdybać: „Może przedłużymy wakacje kredytowe, a może nie? Się zobaczy”. Co mogą zrobić w takiej sytuacji banki, które muszą tak wycenić produkt, który sprzedają, by wypracować na nim zysk?
Jeśli banki założą, że program wakacji kredytowych potrwa tylko do końca 2023 r. – zgodnie z pierwotnymi założeniami – to ustali nieco niższą marżę. Ale przedłużenie przez rząd znienacka wakacji kredytowych o kolejny rok, cały ten rachunek unieważnia. W takiej sytuacji trzeba będzie przeliczyć marżę pobieraną od klienta w górę – żeby uwzględnić koszt wakacji kredytowych.
Przeczytaj też: Wakacje kredytowe zjadły „Żubrowi” prawie całą marżę odsetkową w trzecim kwartale roku. Co „Żubr” na to? I dlaczego „Lew” nakrył go grzywą?
Wakacje kredytowe „zablokowały” NBP i RPP
Relacje między bankiem centralnym a partią rządzącą za kadencji Adama Glapińskiego są, w moim odczuciu, nieco zbyt bliskie. Co prawda szef NBP podkreśla, że kierowana przez niego instytucja jest niezależna od polityki, ale – parafrazując znane powiedzenie – z niezależnością jest tak samo jak z byciem damą. Jeśli musisz zapewniać, że nią jesteś – to nie jesteś.
Jak to się przejawia? Na przykład w ten sposób, że Rada Polityki Pieniężnej nie podnosi stóp procentowych mimo kilkunastoprocentowej inflacji, ponieważ obawia się hamowania gospodarki. Problem w tym, że dbanie o wzrost gospodarczy nie leży w kompetencjach NBP. Priorytetem dla tej ogromnej i potężnej instytucji jest tylko i aż jedna sprawa: trzymanie cen w ryzach.
Prezes Glapiński zdobył się jednak na słowa krytyki wobec wakacji kredytowych. Dlaczego? Ponieważ mało które działanie rządu tak bardzo wytrąca bankowi centralnemu broń z ręki jak majstrowanie przy koszcie kredytu. Wzrost rat i hamowanie akcji kredytowej nie jest skutkiem ubocznym podnoszenia stóp procentowych. Jest ich głównym celem. Chodzi o to, by wyssać pieniądze z gospodarki.
Jeśli konsumenci muszą więcej spłacać bankom, to mają mniej gotówki w portfelu na konsumpcję. Jeśli trudniej jest o kredyt, to mniej osób go dostanie. A mniej pieniądza w gospodarce, oznacza mniejszy popyt. A mniejszy popyt – zgodnie z podstawowymi prawidłami ekonomii – prowadzi do niższych cen.
Gdy więc rząd jedną ustawą sprawił, że efekty zaostrzania polityki pieniężnej zostały mocno ograniczone, NBP powinien w reakcji proporcjonalnie podnieść stopy procentowe. Mógł sobie na to pozwolić, bo ważna część kredytobiorców znalazła się pod ochroną wakacji kredytowych. Tego jednak nie zrobił, bo… i tu wracamy do poprzedniej myśli. Bo poza słowną krytyką prezes Glapiński nie zdobył się na silniejszy sprzeciw. To kolejna niewykorzystana szansa.
Jeszcze więcej wakacji kredytowych? Tylko po co?
Wydaje mi się jednak, że rząd – decydując o tym, czy wakacje kredytowe zostaną przedłużone – będzie się kierował… sondażami wyborczymi. Jesienią odbędą się wybory do Sejmu i Senatu. W budżecie państwa szykuje się gigantyczna dziura – na tyle wysoka, że wydatki na dodatkowe emerytury, na zbrojenia i wszelkiej maści programy, zostały poutykane w pozabudżetowych funduszach. Nie jest łatwo namówić inwestorów do finansowania tych przedsięwzięć. Pieniędzy z Unii Europejskiej także nie ma. Krajowy Plan Odbudowy jak był zablokowany, tak nadal jest.
Rząd sięga więc do kieszeni przedsiębiorstw. Za wakacje kredytowe zapłaciły banki. Pojawiły się pomysły na opodatkowanie funduszy inwestujących w nieruchomości. Ceny prądu, gazu i węgla są już regulowane ustawami i rozporządzeniami – kto wie, na kogo padnie następny przedwyborczy pomysł.
Przedłużone wakacje kredytowe kosztowałyby banki kolejne kilka miliardów złotych, a do tego nieuchronnie doprowadziłyby do przedłużenia kryzysu w kredytach mieszkaniowych. Ochrona obecnych kredytobiorców przed wysokimi ratami oznaczałaby ciężkie czasy dla deweloperów, którzy już teraz wstrzymują nowe inwestycje i sprzedają tylko to, co zaczęli budować w ostatnim czasie. Ta podaż lokali w końcu się wyczerpie – i co wtedy będzie się działo z rynkiem mieszkaniowym? Jego załamanie odbiłoby się na budowlance, na wykończeniówce, na sprzedaży i produkcji mebli, sprzętu AGD i RTV.
Źródło zdjęcia: Michal Matlon/Unsplash