Trudno dziś wyobrazić sobie restaurację, zwłaszcza w większym mieście, której goście nie mogą zapłacić kartą. Właściciele restauracji Tel Aviv poszli krok dalej – akceptują tylko karty płatnicze. Oszczędność czasu, jaki trzeba poświęcić na liczenie gotówki, to tylko jedna z zalet bezgotówkowej rewolucji. Jak zareagowali na nią goście i jak przełożyła się ona na zyski firmy?
Wegańska restauracja Tel Aviv działa w Warszawie od 2010 r. Obecnie to już sieć restauracji. Trzy nowe lokale działają na zasadzie franczyzy, trzy pozostałe to lokale własne. Odwiedziłem ją kilka miesięcy temu. Prosząc kelnerkę o rachunek z rozpędu zapytałem czy mogę zapłacić kartą. „Tylko kartą” – usłyszałem.
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. W Polsce jest blisko 2 mln firm, z czego tylko 270 tys. (dane na koniec 2017 r.) akceptuje karty płatnicze. W których branżach najbardziej kochają karty? Te dane mają agenci rozliczeniowi, ale niechętnie się nimi dzielą. To firmy, które bezpośrednio u klienta, np. w sklepie, restauracji czy na stacji benzynowej, instalują terminal, a potem zajmują się obsługą płatności.
W gastronomii kochają karty
Nie jest jednak tajemnicą, że najwyższy poziom akceptacji płatności bezgotówkowych obserwuje się m.in. w branży gastronomicznej. Dość szczegółowo zbadał to dr Jakub Górka z Uniwersytetu Warszawskiego. Wada tych badań? Pochodzą sprzed czterech lat, a świeżych – o podobnej jakości – od tamtej pory nie widziałem.
Cztery lata temu w branży gastronomicznej i hotelarskiej aż 47 proc. firm przyjmowało karty. Inne branże wypadły na ich tle blado. Na drugim miejscu (22 proc. firm akceptujących karty) znalazł się handel detaliczny, czyli mówiąc wprost – sklepy, w których na co dzień robimy zakupy (badania dr Górki, choć już mocno przestarzałe, możecie znaleźć tu).
Jak dziś jest z płatnościami w gastronomii? Renata Zielińska, dyrektor sprzedaży i relacji z klientami w eService (to lider agentów rozliczeniowych w Polsce) potwierdza, że restauracje to jedna z najbardziej „ukartowionych” branż. Nie powinno to jednak dziwić, bo tak chcą płacić Polacy. Z badania przeprowadzonego w 2017 r. przez tę firmę wynika, że aż 71 proc. z nas woli często lub zawsze płacić kartą podczas wizyty w restauracji.
Restauracja Tel Aviv postawiła tylko na karty. Czy słusznie? Przeczytajcie poniższy tekst i obejrzyjcie minireportaż z wizyty u właścicielki restauracji, w którym tłumaczy ona dlaczego zdecydowała się na ten krok:
Bez gotówki im wygodniej?
Od samego początku w Tel Avivie można było płacić kartami. W pewnym momencie właściciele zauważyli, że większość płatności – blisko 70 proc. – to transakcje bezgotówkowe.
Gotówka z punktu widzenia restauracji nie była wygodna. Pierwsza jej wada – zdaniem właścicieli restauracji – to czas potrzebny na jej liczenie, sporządzanie dziennych raportów itd. Kolejna – czas obsługi klienta. W Tel Avivie policzyli, że obsługa klienta, który płaci gotówką, trwa średnio o 10 minut dłuższej niż klienta z kartą w portfelu. Dlatego w 2017 r. wspólnicy wpadli na rewolucyjny pomysł – niech goście płacą tylko kartami. Malka Kafka, właścicielka restauracji, przyznaje, że początki bezgotówkowej rewolucji były trudne:
Większość naszych gości nie miała z tym problemu, bo i tak byli przyzwyczajeni do płacenia kartami. Była jednak grupa, której to się nie podobało, wśród niej sporo cudzoziemców. Niezadowoleni uważali, że restauracja ich ogranicza.
Firma zmieniła więc sposób komunikacji. Dziś informuje, że dzięki płaceniu kartami goście mogą być obsługiwani szybciej i sprawniej. Zadziałało. Właścicielka przyznaje, że niezadowolonych gości jest coraz mniej. Ale wciąż są.
O tym, że płacić można tylko kartami, przeczytać można na drzwiach wejściowych i wewnątrz restauracji. Ponadto kelnerzy „na wejściu” mają obowiązek o tym informować.
A jeśli ktoś się uprze i chce zapłacić gotówką? Na to też znaleziono sposób. Gość płaci gotówką np. 100 zł. Banknot trafia do specjalnej koperty, natomiast kelner płaci firmową kartą prepaid, która zasilana jest z pieniędzy pochodzących z tej właśnie koperty. Chodzi bowiem o to, żeby wszystkie transakcje przechodziły przez system.
Napiwki i problem znikających pieniędzy
Restauracji odpadł też problem „zgubionych pieniędzy”. – Nie oszukujmy się, przynajmniej w tym biznesie pieniądze czasem znikają – mówi założycielka Tel Avivu.
A co z napiwkami? Goście mogą je dać w tradycyjny sposób, czyli w gotówce. Drugi sposób to cash back. To usługa, którą można w skrócie nazwać bankomatem w terminalu. Robiąc zakupy i płacąc za nie kartą, można jednocześnie wypłacić gotówkę ze sklepowej czy restauracyjnej kasy. W Tel Avivie wpadli na sprytny, ale prosty pomysł. Jeśli gość chce zostawić napiwek, to może dokonać transakcji typu cash back, ale gotówkę dostaje kelner.
Płatność tylko kartą? Obroty skaczą o 10 procent
Ale czy przejście z gotówki na karty przekłada się na wyższy zarobek? Malka Kafka bez wahania odpowiada, że tak. Restauracja porównała miesiące z okresu, kiedy można było jeszcze płacić gotówką, z tymi samymi, ale już w „erze bezgotówkowej”. Dzięki tej rewolucji obroty restauracji wzrosły o blisko 10 proc.
Malka przyznaje, że być może częściowo na ten wzrost wpłynęła po prostu większa liczba gości. Głównego źródła tego wzrostu upatruje jednak w powiedzeniu gotówce „nie”. Ktoś może zapytać: jak restauracja zabezpieczyła się na wypadek awarii terminali? To się przecież zdarza. Właścicielka Tel Avivu:
Od momentu przejścia na karty nie mieliśmy awarii, ale gdyby do niej doszło, przyjęlibyśmy gotówkę. To nie jest tak, że gotówka stała się dla nas tabu.
Właściciele restauracji Tel-Aviv widzą cztery zalety swojej decyzji dotyczącej akceptowania wyłącznie płatności kartowych:
- oszczędność czasu, bo nie trzeba liczyć gotówki (pracownicy wcześniej mogą iść do domu),
- raporty dotyczące utargu dostępne niemalże od ręki,
- skrócony czas obsługi gości, a więc można ich obsłużyć więcej,
- pieniądze „nie wyciekają”
A jak Wy oceniacie ten bilans zysków i strat? Czy restauratorzy mają rację, czy też przesadnie zachwycili się wygodą „plastikowego pieniądza”? A może nie dostrzegają jakichś zalet wynikających z akceptowania gotówki (lub tylko gotówki)? Komentujcie pod artykułem albo wysyłajcie e-maile na adres: maciej.bednarek@subiektywnieofinansach.pl