2,5% na rocznej lokacie do kwoty 50.000 zł i bez ukrytych „haczyków” – do wprowadzenia lokaty o takich parametrach przymierza się jeden z banków. Prawdopodobnie nastąpi do w maju. W banku są przekonani, że Lokata Antyinflacyjna – tak ma się nazywać nowy produkt – promuje uczciwe podejście do klientów i że… da się na tym jeszcze zarobić. Jakim cudem?
Już od blisko roku żyjemy z prawie zerowymi stopami procentowymi. W ślad za tym – również do prawie zerowych poziomów – spadło oprocentowanie depozytów. Nie byłoby tragedii, gdyby ceny towarów i usług nie rosły w tak szybkim tempie. GUS podał właśnie wstępny odczyt inflacji w marcu, z którego wynika, że ceny w ciągu ostatniego roku wzrosły przeciętnie o 3,2%.
- Pytają, skąd mamy pieniądze, co zamierzamy za nie kupić, żądają potwierdzania danych lub aktualizacji dokumentów. Skąd rosnąca ciekawość banków? [POLECA ING]
- Niemiecki bank centralny przystępuje do obrony gotówki. I rysuje trzy scenariusze zmian w świecie płatności. Czy to może być dobry wzór dla nas? [POLECA EURONET]
- Dobry rok dla inwestujących w obligacje? Rozmowa z zarządzającym funduszami [zaprasza UNIQA TFI]
W ubiegłym roku, jeszcze przed falą obniżek stóp procentowych, policzyliśmy, że wybuchowy mix – wysoka inflacja i niskie oprocentowanie depozytów – kosztuje nas jakieś 40 mld zł rocznie. O tyle obniża się siła nabywcza pieniędzy zdeponowanych w bankach. Teraz ta strata zapewne jest dużo większa.
Nie dość, że banki prawie nic nam nie płacą za to, że powierzamy im nasze oszczędności, to jeszcze niepokojące stały się sygnały, iż sektor bankowy testuje, co by się stało po wprowadzeniu ujemnego oprocentowania. A więc to klienci musieliby płacić za to, że banki przechowują nasze pieniądze. Jakiś czas temu jeden z banków wprowadził do cennika opłatę za konto oszczędnościowe, czyli de facto ujemne oprocentowanie, choć szybko się z tego pomysłu wycofał.
Bankowcy tłumaczą, że nie mogą nam płacić godziwie, bo właściwie to nie potrzebują naszych pieniędzy. Pandemiczny kryzys sprawił bowiem, że wyraźnie siadła sprzedaż kredytów. O ile w pierwszych miesiącach 2020 r. banki udzielały klientom indywidualnym kredytów o wartości ok. 13 mld zł miesięcznie, to w kwietniu 2020 r. sprzedaż spadła do ok. 8 mld zł (dane Biura Informacji Kredytowej).
Co ciekawe, dyskusja o ujemnym oprocentowaniu pojawia się akurat teraz, kiedy akcja kredytowa wraca do przedpandemicznych poziomów. W lutym sięgnęła blisko 13 mld zł. I nie chodzi tylko o kredyty hipoteczne, na które popyt w czasie pandemii nie chciał spadać, ale też o kredyty gotówkowe. Z kolei kredyty ratalne już od kilku miesięcy sprzedają się lepiej niż przed pandemią. Czy bankowcy nie widzą tych danych?
Lokata antyinflacyjna: czy czeka nas depozytowa rewolucja?
W większych bankach nie możemy dziś liczyć na więcej niż 0,1% odsetek w skali roku, choć częściej można spotkać stawki 0,01%. Czyli nic. Mówi się, że na rynku lokat ruszy się, gdy stopy procentowe wzrosną. A to prędko nie nastąpi. Chyba że rynek pójdzie w ślady jednego z największych na rynku banków, który niebawem może nieźle namieszać.
„Chcemy zaoferować lokatę terminową, która zabezpieczy oszczędności klientów przed inflacją. Obecne warunki rynkowe nie są sprzyjające, ale – jako bank – chcemy wrócić do korzeni bankowości, a więc do dzielenia się z klientami i ryzykiem i zyskiem z obsługi rachunków, udzielania kredytów i przyjmowania depozytów”
– mówi mój rozmówca (prosi o anonimowość, bo produkt nie został jeszcze zatwierdzony przez zarząd banku). Pomysł jest następujący: na rocznym depozycie bank będzie płacił 2,5% odsetek w skali roku i to oprocentowanie będzie de facto ustalane przez… Narodowy Bank Polski.
„Chcieliśmy oprzeć się na jakimś niezależnym od banku wskaźniku i padło na cel inflacyjny banku centralnego”
– wyjaśnia mój rozmówca. Aktualny cel inflacyjny NBP to właśnie 2,5% z możliwością odchylenia o 1 pkt. proc. w górę lub w dół. Wynika więc z tego, że jeśli inflacja będzie wyższa niż 2,5%, to część „ryzyka inflacyjnego” będą musieli wziąć na siebie klienci. Ale jeśli ceny odpuszczą, a więc inflacja spadnie poniżej 2,5%, klienci nie tylko ochronią swoje oszczędności przed spadkiem wartości, ale też coś na lokacie realnie zarobią. Jest to więc układ fair – Lokata Antyinflacyjna dzieli po równo ryzyko realnej straty między klienta i bank.
Klient będzie mógł założyć tylko jedną taką lokatę (po jej wygaśnięciu kolejną), ale maksymalna kwota depozytu to aż 50.000 zł. To oznacza, że po roku zysk netto z takiej lokaty o maksymalnej dozwolonej wysokości (po odliczeniu podatku Belki) wyniesie nieco ponad 1.000 zł. Innych ograniczeń nie będzie. W bankach, gdzie można upolować coś więcej niż marne 0,1%, mówimy z reguły o lokatach powitalnych, które można założyć na 2-3 miesiące, a limit wpłaty to np. 10.000 zł, a nawet mniej.
„Chcemy chronić przed inflacją oszczędności przeciętnych Polaków, dlatego uznaliśmy, że próg 50.000 zł nie jest ani za wysoki, ani za niski”
– tłumaczy mój rozmówca. Ale będą inne wymagania. Z lokaty antyinflacyjnej będzie mogła skorzystać osoba, która już posiada lub założy rachunek osobisty z aktywną kartą debetową, a na konto wpływać będzie wynagrodzenie, a więc domyślnie będzie to rachunek główny klienta. I tu bank może szukać dodatkowych przychodów, bo będzie mógł oferować kredyty czy produkty inwestycyjne.
Lokata antyinflacyjna uderzy w wyniki i… poprawi reputację
Skąd w ogóle wziął się taki szalony – jak na dzisiejsze czasy – pomysł jak Lokata Antyinflacyjna? I jak jego wcielenie w życie wpłynie na wyniki banku?
„Może to zabrzmi patetycznie, ale chcemy być fair wobec klientów. Proszę zobaczyć, do czego prowadzi polityka niskiego oprocentowania depozytów. Ludzie zabierają pieniądze z banków i wkładają je w nieruchomości – które rząd za chwilę obłoży pewnie jakimś podatkiem – albo wchodzą w produkty inwestycyjne związane z wysokim ryzykiem. Chcielibyśmy ich uchronić przed koniecznością podejmowania takich decyzji w stosunku do oszczędności życia”
W banku mają świadomość, że nowy produkt – Lokata Antyniflacyjna – zmniejszy marżę odsetkową, a więc różnicę między oprocentowaniem depozytów i kredytów, na której banki zarabiają. Wpłynie też negatywnie na wynik finansowy. Bankowcy liczą jednak na to, że rynek kredytowy powoli zacznie się odbudowywać, a wzrost kosztu odsetkowego zamortyzuje się wyższymi przychodami z działalności transakcyjnej, a więc z opłat za konta czy karty. Bank chce też zarobić na czymś, czego nie da się precyzyjnie wycenić w pieniądzu – na reputacji.
W banku po cichu liczą też na to, że rząd wprowadzi ulgi w podatku Belki, a więc zwolni z niego np. depozyty zakładane na co najmniej rok, czym zachęci Polaków do długoterminowego oszczędzania. Co sądzicie o tym – dość rewolucyjnym – pomyśle? Ja widzę w nim tylko jeden problem – że ujawniam tę sensacyjną wiadomość akurat dziś.
——————————–
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” ekscytujemy się następującymi sensacjami:
01:37 – „Temat tygodnia”: Jak pandemia zmieniła życie przeciętnego polskiego bogacza? Ile pieniędzy nie wydał przeciętny, szary bogacz na noclegi w pięciogwiazdkowych hotelach ze spa, a ile na ośmiorniczki w drogiej restauracji?
16:02 – „Dwie strony medalu”: Amazon czy Allegro? Która platforma lepsza dla przedsiębiorców?
25:43 – „Poradnik Ekipy Samcika”: Ubezpieczenia covidowe w praktyce: bez szpitala ani rusz!
35:53 – „Ciekawostka tygodnia”: Czy coś jest nie tak z platformą sprzedażową OLX? A może coś nie tak jest z… nami?
Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem