W Polsce będziemy zarabiać tyle, co w Niemczech za… 59 lat – policzyli eksperci firmy Grant Thornton. To m.in. dlatego, że wynagrodzenia nie nadążają za wzrostem gospodarczym. Gdyby owoce wzrostu w Polsce były równiej (sprawiedliwiej?) dzielone, co miesiąc przeciętnie zarabialibyśmy o 1834 zł więcej
Dużo wody upłynie w Wiśle zanim przeciętny Kowalski będzie zarabiał tyle, co zwykły Schmidt. Firma doradcza Grant-Thornton wzięła pod lupę miesięczne zarobki w różnych krajach Europy i spróbowała oszacować kiedy Polscy pracodawcy zaczną wynagradzać swoich pracowników tak, jak ich odpowiednicy robią to w Berlinie, Paryżu, Madrycie, czy Wiedniu.
- Szwecja radośnie (prawie) pozbyła się gotówki, przeszła na transakcje elektroniczne i… ma poważny problem. Wcale nie chodzi o dostępność pieniędzy [POWERED BY EURONET]
- Kiedy bank będzie umiał „czytać w myślach”? Sztuczna inteligencja zaczyna zmieniać nasze relacje z bankami. I chyba wiem, co będzie dalej [POWERED BY BNP PARIBAS]
- ESG w inwestowaniu: po fali entuzjazmu przyszła weryfikacja. BlackRock mówi „pas”. Jak teraz będzie wyglądało inwestowanie ESG-style? [POWERED BY UNIQA TFI]
Raport jest na czasie, bo płace w Polsce rosną w rekordowym tempie – ok. 7% rocznie. Oczywiście, nie wszystkim i nie po równo, ale w historii już były ustroje, gdzie próbowano taką sprawiedliwość społeczną zaprowadzić – z miernym skutkiem, więc nie ma co narzekać, że najbardziej rozchwytani są: budowlańcy, elektrycy, spawacze, itd.
Jednak mimo dynamicznie rozwijającej się gospodarki w Polsce, na tle Unii nadal wypadamy blado – zarabiamy prawie trzy razy mniej, niż wynosi średnia unijna Dziś – według danych Eurostatu – średnia miesięczna pensja w UE wynosi 2 904,30 euro, czyli około 12 669,72 zł. W Polsce – 982,32 euro (4 287,53 zł). Dane mogą się zmieniać w zależności od kursu euro.
Według najnowszych danych GUS w trzecim kwartale tego roku średnie wynagrodzenie w Polsce w sektorze przedsiębiorstw (czyli firm zatrudniających więcej niż 10 osób) wyniosło 4 580,2 zł. Wiele osób czuje się oszukana, gdy GUS podaje średnią płacę, bo one takich pieniędzy nigdy nie widziały na oczy. W rzeczywistości wynagrodzenia płacone przez duże firmy są o tyle miarodajne, że te mniejsze – żeby uciekać przed wysokimi kosztami pracy – płacą ludziom np. na podstawie umów cywilno-prawnych, czy rozliczają się na podstawie faktur, że o płaceniu nieewidencjonowanym nie wspomnę.
Nasze zarobki gonią Portugalię. Ale co nam z tego?
Raport odpowiada na kilka nurtujących pytań. Na przykład:
Jak szybko wynagrodzenia w Polsce odrabiały dotąd dystans do bogatszych krajów Unii Europejskiej? Bardzo wolno. W 2000 r., za kiedy dostępne są pierwsze dane, średnie zarobki w Polsce sięgały 23,5% średniej UE, tymczasem w 2016 r. (ostatnie dostępne, porównywalne dane) było to 34,4%. W relacji do Niemiec, największej gospodarki UE, było to odpowiednio 16,7 i 25,8%.
Kiedy Polska pod względem wynagrodzeń dogoni średnią UE, gdyby utrzymane zostały obecne dynamiki? Dopiero w 2077 roku. Będą wtedy wynosić 14.620 euro.
Ile lat dzieli nas, by Polska osiągnęła obecny poziom zarobków w bogatszych krajach Europy? Grubo ponad 30 lat. W 2053 r. osiągniemy średnio poziom w strefie euro
Gonitwa przypomina wyścig kolarski, w którym Polska zaspała na starcie i musi gonić kolejnych zawodników. Problem w tym, że oni nie stoją grzecznie i nie czekają aż wyminie ich jakiś maruder, ale też jadą w tym „klasyku”, czyli podnoszą swoje pensje.
Czytaj też: Nie masz siły słuchać od swoich pracowników, że chcą podwyżek? Zaproponuj im te bonusy
Achilles goni żółwia, a ten mu ciągle ucieka
I tak w 2023 r. łykniemy Portugalię, rok później Grecję. Żeby przesunąć się o następne dwa oczka trzeba będzie poczekać 3 lata i w 2027 r. wyprzedzimy Maltę i Słowenię. Następna w kolejności Hiszpania odskoczyła dość wyraźnie, bo trzeba będzie 10 lat, żeby nasze zarobki się zrównały z tymi na półwyspie Iberyjskim.
Meta tego wyścigu majaczy gdzieś w roku 2077, gdy wyprzedzimy Niemcy i zrównamy się z ogólnoeuropejską średnią. To nie znaczy, że liczby będą takie same – to efekt uboczny kalkulacji:
„Licząc średnią unijną pensję bierze się pod uwagę wszystkie 28 państw członkowskich, a więc również te biedniejsze państwa, które mają jeszcze wyższą dynamikę wzrostu niż Polska. Ta wysoka dynamika powoduje, że dane kraje – mimo aktualnie niskich wynagrodzeń – dużo szybciej niż Polska osiągną poziom średniej unijnej. Tym samym „zawyżają” one średnią dynamikę wzrostu wynagrodzeń w UE – dlatego Polsce trudniej dogonić średnią unijną niżeli średnią strefy euro”
To prawie jak ten żółw z paradoksu z Achillesem, który jest w stanie w nieskończoność uciekać prędkonogiemu półbogowi.
Czytaj też: Polityka i pieniądze, czyli cztery rzeczy, które każdy polityk będzie chciał przed tobą ukryć
Gonimy, ale i my jesteśmy gonieni
Czyli dopiero za 2-3 pokolenia nasi zstępni będą dostawać przelewy z pensją taką, jak zachodni sąsiedzi. Czy jest jakiś bardziej dosadny sposób, żeby opisać jaka przepaść dzieli dwa światy po zachodniej i wschodniej strony Odry? Możemy mieć już autostradę z północy na południe, centralny port komunikacyjny, a i tak będziemy jeszcze wiele, wiele lat tylko deptać po piętach naszym sąsiadom pod względem zarobków.
Ale dobra wiadomość jest taka, że tym uciekającym może powinąć się noga i ich tempo wzrostu spowolni. Gdyby nie to, że ten żółw, czyli reszta Europy, nam ucieka, to Portugalię dogonilibyśmy w 2023 r., Hiszpanię w 2033 r., a Niemcy w 2046 r. czyli 31 lat szybciej, niż prawdopodobnie dogonimy je w rzeczywistości.
Obliczenia opierają się na założeniu, że wynagrodzenia będą rosnąć cały czas w tym samym tempie – 4,53% w Polsce i 2,65% w UE. To oczywiście założenie obarczone dużym ryzykiem błędu. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć.
Oprócz tego, że sami gonimy to i my jesteśmy gonieni. Według naszych obliczeń pierwszym państwem, które w następnych latach dogoni Polskę pod względem średnich zarobków, będzie Rumunia. Jeśli dynamika wzrostu wynagrodzeń w tym państwie utrzyma się na aktualnym, najwyższym w UE poziomie +8,32%, to średnia roczna pensja w Rumunii wynosząca dziś 6.800 euro w listopadzie 2029 r. wzrośnie do 22.000 euro i tym samym przebije poziom w Polsce (wynoszący w tym czasie 21.700 euro).
Kolejne państwo z niższym średnim wynagrodzeniem – Bułgaria – według naszych prognoz dogoni Polskę dopiero w lutym 2054 r. Szacujemy, że 10 lat później, bo w 2064 r. zrobi to Litwa.
Czytaj też: Przez tę decyzję rządu nigdy nie będziesz zarabiał jak Niemiec
Kto i co zjada owoce naszej ciężkiej pracy?
Co poszło nie tak? Dlaczego jeszcze tyle lat będziemy musieli gonić Zachód? Zwolennicy redystrybucji dóbr podniosą, że „zasługa” polskich pracodawców, którzy wolą kupić nowe auto, niż dać podwyżkę pracownikom. Ekonomiści, że kuleje wydajność naszej gospodarki. Czyli nie produkujemy arcyskomplikowanych towarów, za które należy się wysokie wynagrodzenie.
Eksperci Grant-Thornton przyznają, że coś jest na rzeczy. O tym, jak bardzo wynagrodzenia pracowników w Polsce przez ostatnie lata były wyraźnie zapóźnione w stosunku do rozwoju całej gospodarki, może świadczyć poniższy wykres.
Od 2000 r. produkt krajowy brutto Polski wzrósł realnie (po uwzględnieniu inflacji) o 83,8%, a średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększyło się w tym czasie zaledwie o 59,6 %. Teoretycznie, gdyby średnia pensja brutto w gospodarce w pełni nadążała za dynamiką PKB, wynosiłaby nie 4517 zł brutto, jak miało to miejsce pod koniec 2017 r., ale 6351 zł. Czyli pracownicy na tym zapóźnieniu wynagrodzeń teoretycznie „tracą” aktualnie co miesiąc już 1834 zł.
Płace u nas nie tylko są niskie, ale i stanowią niewielki odsetek w udziale PKB. Faktycznie, z wynikiem 48% na tle Unii jesteśmy pod tym względem na szarym końcu. Gorzej jest tylko na Węgrzech (47,8%), Malcie (47,2%), w Irlandii (35,3%) i Słowacji (45,7%). Średnia unijna wynosi 55,4%.
To może być koronny dowód, na to, że pensje są za niskie… Może, ale nie musi, bo wynik jest jednak zaburzony m.in. z powodu dużej liczby rolników w Polsce i jednego z największych w Europie odsetka osób samozatrudnionych, których wynagrodzenia nie wchodzą do statystyk.
Czytaj też: Szukasz pracy na kilka godzin? Są już w Polsce aplikacje, które chętnie pomogą!
Autorzy raportu podsumowują, że owoce naszej wspólnej pracy nie były dystrybuowane sprawiedliwie. Ich zdaniem relatywnie niskie koszty pracy są atutem polskiej gospodarki w warunkach globalnej konkurencji, ale z drugiej strony – wyraźnie widać, że odnotowany w ostatnich dwóch dekadach silny wzrost gospodarczy w Polsce nie przełożył się w symetryczny sposób na wzrost dochodów polskich gospodarstw domowych.