19 listopada 2018

Kiedy będziemy zarabiali tyle, ile pracownicy na Zachodzie? I o ile więcej powinniśmy zarabiać, gdyby owoce wzrostu były równo dzielone?

Kiedy będziemy zarabiali tyle, ile pracownicy na Zachodzie? I o ile więcej powinniśmy zarabiać, gdyby owoce wzrostu były równo dzielone?

W Polsce będziemy zarabiać tyle, co w Niemczech za… 59 lat – policzyli eksperci firmy Grant Thornton. To m.in. dlatego, że wynagrodzenia nie nadążają za wzrostem gospodarczym. Gdyby owoce wzrostu w Polsce były równiej (sprawiedliwiej?) dzielone, co miesiąc przeciętnie zarabialibyśmy o 1834 zł więcej

Dużo wody upłynie w Wiśle zanim przeciętny Kowalski będzie zarabiał tyle, co zwykły Schmidt. Firma doradcza Grant-Thornton wzięła pod lupę miesięczne zarobki w różnych krajach Europy i spróbowała oszacować kiedy Polscy pracodawcy zaczną wynagradzać swoich pracowników tak, jak ich odpowiednicy robią to w Berlinie, Paryżu, Madrycie, czy Wiedniu.

Zobacz również:

Raport jest na czasie, bo płace w Polsce rosną w rekordowym tempie – ok. 7% rocznie. Oczywiście, nie wszystkim i nie po równo, ale w historii już były ustroje, gdzie próbowano taką sprawiedliwość społeczną zaprowadzić – z miernym skutkiem, więc nie ma co narzekać, że najbardziej rozchwytani są: budowlańcy, elektrycy, spawacze, itd.

Jednak mimo dynamicznie rozwijającej się gospodarki w Polsce, na tle Unii  nadal wypadamy blado – zarabiamy prawie trzy razy mniej, niż wynosi średnia unijna  Dziś – według danych Eurostatu – średnia miesięczna pensja w UE wynosi 2 904,30 euro, czyli około 12 669,72 zł. W Polsce – 982,32 euro (4 287,53 zł). Dane mogą się zmieniać w zależności od kursu euro.

Czytaj też: Urlopu tyle ile chcesz, konsjerż w pakiecie socjalnym, pensja nawet po śmierci. Botoks i piwo za friko. Przegląd najlepszych bonusów

Czytaj też: Ile powinien zarabiać prezes, a ile zwykły pracownik? Przeciętny prezes zarabia 100 razy tyle, ile pracownik, a powinien zarabiać najwyżej 10-20 razy więcej. Są na to badania!

Według najnowszych danych GUS w trzecim kwartale tego roku średnie wynagrodzenie w Polsce w sektorze przedsiębiorstw (czyli firm zatrudniających więcej niż 10 osób) wyniosło 4 580,2 zł. Wiele osób czuje się oszukana, gdy GUS podaje średnią płacę, bo one takich pieniędzy nigdy nie widziały na oczy. W rzeczywistości wynagrodzenia płacone przez duże firmy są o tyle miarodajne, że te mniejsze – żeby uciekać przed wysokimi kosztami pracy – płacą ludziom np. na podstawie umów cywilno-prawnych, czy rozliczają się na podstawie faktur, że o płaceniu nieewidencjonowanym nie wspomnę.

Nasze zarobki gonią Portugalię. Ale co nam z tego?

Raport odpowiada na kilka nurtujących pytań. Na przykład:

Jak szybko wynagrodzenia w Polsce odrabiały dotąd dystans do bogatszych krajów Unii Europejskiej? Bardzo wolno. W 2000 r., za kiedy dostępne są pierwsze dane, średnie zarobki w Polsce sięgały 23,5% średniej UE, tymczasem w 2016 r. (ostatnie dostępne, porównywalne dane) było to 34,4%. W relacji do Niemiec, największej gospodarki UE, było to odpowiednio 16,7 i 25,8%.

Kiedy Polska pod względem wynagrodzeń dogoni średnią UE, gdyby utrzymane zostały obecne dynamiki? Dopiero w 2077 roku. Będą wtedy wynosić 14.620 euro.

Ile lat dzieli nas, by Polska osiągnęła obecny poziom zarobków w bogatszych krajach Europy? Grubo ponad 30 lat. W 2053 r. osiągniemy średnio poziom w strefie euro

Gonitwa przypomina wyścig kolarski, w którym Polska zaspała na starcie i musi gonić kolejnych zawodników. Problem w tym, że oni nie stoją grzecznie i nie czekają aż wyminie ich jakiś maruder, ale też jadą w tym „klasyku”, czyli podnoszą swoje pensje.

Czytaj też: Pracował tylko pół roku, ale i tak zarobił prawie 10 mln zł. Jego duch wciąż straszy na pierwszym miejscu listy płac

Czytaj też: Nie masz siły słuchać od swoich pracowników, że chcą podwyżek? Zaproponuj im te bonusy

Achilles goni żółwia, a ten mu ciągle ucieka

I tak w 2023 r. łykniemy Portugalię, rok później Grecję. Żeby przesunąć się o następne dwa oczka trzeba będzie poczekać 3 lata i w 2027 r. wyprzedzimy Maltę i Słowenię. Następna w kolejności Hiszpania odskoczyła dość wyraźnie, bo trzeba będzie 10 lat, żeby nasze zarobki się zrównały z tymi na półwyspie Iberyjskim.

Meta tego wyścigu majaczy gdzieś w roku 2077, gdy wyprzedzimy Niemcy i zrównamy się z ogólnoeuropejską średnią. To nie znaczy, że liczby będą takie same – to efekt uboczny kalkulacji:

„Licząc średnią unijną pensję bierze się pod uwagę wszystkie 28 państw członkowskich, a więc również te biedniejsze państwa, które mają jeszcze wyższą dynamikę wzrostu niż Polska. Ta wysoka dynamika powoduje, że dane kraje – mimo aktualnie niskich wynagrodzeń – dużo szybciej niż Polska osiągną poziom średniej unijnej. Tym samym „zawyżają” one średnią dynamikę wzrostu wynagrodzeń w UE – dlatego Polsce trudniej dogonić średnią unijną niżeli średnią strefy euro”

To prawie jak ten żółw z paradoksu z Achillesem, który jest w stanie w nieskończoność uciekać prędkonogiemu półbogowi.

Czytaj też: Polityka i pieniądze, czyli cztery rzeczy, które każdy polityk będzie chciał przed tobą ukryć

Czytaj też: Były prezes banku premierem. Co przyniesie naszym oszczędnościom i portfelom? Siedem hipotez, które już się nie sprawdzają 

Gonimy, ale i my jesteśmy gonieni

Czyli dopiero za 2-3 pokolenia nasi zstępni będą dostawać przelewy z pensją taką, jak zachodni sąsiedzi. Czy jest jakiś bardziej dosadny sposób, żeby opisać jaka przepaść dzieli dwa światy po zachodniej i wschodniej strony Odry? Możemy mieć już autostradę z północy na południe, centralny port komunikacyjny, a i tak będziemy jeszcze wiele, wiele lat tylko deptać po piętach naszym sąsiadom pod względem zarobków.

Ale dobra wiadomość jest taka, że tym uciekającym może powinąć się noga i ich tempo wzrostu spowolni. Gdyby nie to, że ten żółw, czyli reszta Europy, nam ucieka, to Portugalię dogonilibyśmy w 2023 r., Hiszpanię w 2033 r., a Niemcy w 2046 r. czyli 31 lat szybciej, niż prawdopodobnie dogonimy je w rzeczywistości.

Obliczenia opierają się na założeniu, że wynagrodzenia będą rosnąć cały czas w tym samym tempie – 4,53% w Polsce i 2,65% w UE. To oczywiście założenie obarczone dużym ryzykiem błędu. Ale jakieś założenie trzeba przyjąć. 

Oprócz tego, że sami gonimy to i my jesteśmy gonieni. Według naszych obliczeń pierwszym państwem, które w następnych latach dogoni Polskę pod względem średnich zarobków, będzie Rumunia. Jeśli dynamika wzrostu wynagrodzeń w tym państwie utrzyma się na aktualnym, najwyższym w UE poziomie +8,32%, to średnia roczna pensja w Rumunii wynosząca dziś 6.800 euro w listopadzie 2029 r. wzrośnie do 22.000 euro  i tym samym przebije poziom w Polsce (wynoszący w tym czasie 21.700 euro).

Kolejne państwo z niższym średnim wynagrodzeniem – Bułgaria – według naszych prognoz dogoni Polskę dopiero w lutym 2054 r. Szacujemy, że 10 lat później, bo w 2064 r.  zrobi to Litwa.

Czytaj też: Gospodarka szybko rośnie. Ale czy to dlatego, że rząd dobrze rządzi czy po prostu ma dużo szczęścia? Rozkminiam po ludzku

Czytaj też: Przez tę decyzję rządu nigdy nie będziesz zarabiał jak Niemiec

Kto i co zjada owoce naszej ciężkiej pracy?

Co poszło nie tak? Dlaczego jeszcze tyle lat będziemy musieli gonić Zachód? Zwolennicy redystrybucji dóbr podniosą, że  „zasługa” polskich pracodawców, którzy wolą kupić nowe auto, niż dać podwyżkę pracownikom. Ekonomiści, że kuleje wydajność naszej gospodarki. Czyli nie produkujemy arcyskomplikowanych towarów, za które należy się wysokie wynagrodzenie.

Eksperci Grant-Thornton przyznają, że coś jest na rzeczy. O tym, jak bardzo wynagrodzenia pracowników w Polsce przez ostatnie lata były wyraźnie zapóźnione w stosunku do rozwoju całej gospodarki, może świadczyć poniższy wykres.

Od 2000 r. produkt krajowy brutto Polski wzrósł realnie (po uwzględnieniu inflacji) o 83,8%, a średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększyło się w tym czasie zaledwie o 59,6 %. Teoretycznie, gdyby średnia pensja brutto w gospodarce w pełni nadążała za dynamiką PKB, wynosiłaby nie 4517 zł brutto, jak miało to miejsce pod koniec 2017 r., ale 6351 zł. Czyli pracownicy na tym zapóźnieniu wynagrodzeń teoretycznie „tracą” aktualnie co miesiąc już 1834 zł.

Płace u nas nie tylko są niskie, ale i stanowią niewielki odsetek w udziale PKB. Faktycznie, z wynikiem 48% na tle Unii jesteśmy pod tym względem na szarym końcu. Gorzej jest tylko na Węgrzech (47,8%), Malcie (47,2%), w Irlandii (35,3%) i Słowacji (45,7%). Średnia unijna wynosi 55,4%.

To może być koronny dowód, na to, że pensje są za niskie… Może, ale nie musi, bo wynik jest jednak zaburzony m.in. z powodu dużej liczby rolników w Polsce i jednego z największych w Europie odsetka osób samozatrudnionych, których wynagrodzenia nie wchodzą do statystyk.

Czytaj też: Szukasz pracy na kilka godzin? Są już w Polsce aplikacje, które chętnie pomogą!

Autorzy raportu podsumowują, że owoce naszej wspólnej pracy nie były dystrybuowane sprawiedliwie. Ich zdaniem relatywnie niskie koszty pracy są atutem polskiej gospodarki w warunkach globalnej konkurencji, ale z drugiej strony – wyraźnie widać, że odnotowany w ostatnich dwóch dekadach silny wzrost gospodarczy w Polsce nie przełożył się w symetryczny sposób na wzrost dochodów polskich gospodarstw domowych.

 

Subscribe
Powiadom o
9 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
T1000
6 lat temu

Będziemy zarabiali tyle co na Zachodzie, pracując … na Zachodzie. Gospodarka oparta na kolesiostwie, braku zaufania i współpracy jest skazana na wieczne „doganianie” gospodarek zachodnich.

Lark
6 lat temu
Reply to  T1000

100 % racji to jak Morawiecki spowodował wyroki na tych co nie stać ich na ZUS samo mówi za siebie

Michał
6 lat temu

Mieszkam w Gdańsku, mam świetnie płatną pracę. Wróciliśmy z żoną z Londynu w tym roku. Jesteśmy szczęśliwi i wdzięczni za to co mamy, gdzie mieszkamy i z tego jak Polska się rozwija (mimo paskudnej polityki). Myślę, że należy patrzeć bardziej na swoje życie niż wykresy kulawej statystyki. Mazury, góry, czy Polskie plaże są bezcenne;)

Krzysztof
6 lat temu
Reply to  Michał

a praca ta sama? coś mi się wierzyć nie chce.

Sauk
6 lat temu

„Gdyby owoce wzrostu w Polsce były równiej (sprawiedliwiej?) dzielone, co miesiąc przeciętnie zarabialibyśmy o 1834 zł więcej”
Trochę nieszczęśliwie sformułowane. Sugeruje, że każdego miesiąca będzie nam przybywać 1834 zł więcej. Czyli w jednym miesiącu 1834 zł, w następnym już 1834+1834 itd.

armi
6 lat temu

Problemem jest też słabość polskiej waluty niestety…

anonymous
6 lat temu

A nie jest tak że podniesienie wynagrodzeń spowoduje wzrost cen i wrócimy do punktu wyjścia?

6 lat temu
Reply to  anonymous

Właśnie o to chodzi! W końcu ktoś zadał kluczowe pytanie… Jak zaczniemy podnosić pensje „bo tak” to wrócimy do punktu wyjścia, a do tego zniszczymy tych co oszczędzają i już zaoszczędzili pewne kwoty.
Jestem zdecydowanie przeciwny podnoszeniu wynagrodzeń minimalnych, oni nie odczują tych 150 złotych brutto rocznie ale wszyscy na tym stracą.

anonymous
6 lat temu
Reply to  Ekonom

Można zaprzestać podnoszenia wynagrodzenia minimalnego ale koszty życia też musiały by zostać na niezmienionym poziomie.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu