Chcielibyście mieć pewność, że w każdym momencie Wasze pieniądze są ulokowane w bankach, które akurat płacą najlepiej? I że robot będzie czuwał nad tym, by wychwytywać najlepsze promocje? Tak działa SuperLokator, któremu od dziś możecie powierzyć część swoich bankowych oszczędności. „Wyjadacze wisienek” wreszcie będą mogli mogli leżeć i pachnieć, bo ich robota „zrobi się sama”? Nie do końca
XXI wiek to czas, w którym automatyzuje się najróżniejsze procesy. Trend ten – i całe szczęście – nie omija lokowania oszczędności. Na świecie najszybciej rozwijającą się odmianą funduszy inwestycyjnych są te „automatyczne”, w których decyzje są pozbawione czynnika wyboru ludzkiego. Wszystkim kręcą algorytmy albo matematyczne formuły.
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
W Polsce zautomatyzowanych sposobów lokowania oszczędności na razie jest niewiele, ale ten może się wielu z Was spodobać. Istniejąca od niedawna platforma IQ Money, która zajmuje się oferowaniem „inteligentych” sposobów lokowania oszczędności online, wprowadza dziś na rynek robota, który inwestuje w najlepsze lokaty bankowe na rynku.
IQ Money to fintech stworzony przez Monikę Chwiedziewicz i Arkadiusza Zarembę, do niedawna pracujących w grupie Idea Banku. Chwiedziewicz m.in. odpowiadała za ofertę kont firmowych w banku (ze wszystkimi jego technologicznymi wodotryskami), a Zaremba m.in. był szefem marketingu internetowego (poniżej ich wersja graficzna ;-)).
SuperLokator, czyli robot poszuka najlepszych lokat
Rzecz nazywa się SuperLokator i polega na specjalnym algorytmie, który codziennie odpytuje wszystkie banki o aktualne oferty depozytów i przenosi pieniądze tam, gdzie akurat płacą najlepiej. Celem jest osiągnięcie efektywności porównywalnej z najlepszym „wyjadaczem wisienek” jakiego można sobie wyobrazić.
Twórcy usługi celują przede wszystkim w świadomą część posiadaczy depozytów w bankach. A więc w tych ciułaczy, którzy zdają sobie sprawę, że ich pieniądze nie przynoszą realnych zysków, lecz nie mają ani czasu, ani determinacji, by je stale przenosić pomiędzy bankami. Ta usługa ma być sposobem, by „kopnąć ich w tyłek” i skłonić do bardziej efektywnego zarządzania pieniędzmi. Przeciętne oprocentowanie depozytu w banku to dziś 0,9%, celem SuperLokatora jest wyciskać średnio 2%.
Czytaj też: Zakładasz depozyt, a bank… próbuje cię wprowadzić w błąd w sprawie oprocentowania. Ktoś upadł na głowę?
Czytaj też: Masz w banku promocyjny depozyt. A co jak on się już skończy? Rzeźnia
Czytaj też: Siedem pomysłów, by zarobić więcej na bankowej lokacie
Te 2% może nie wygląda na jakieś szaleństwo, ale większość posiadaczy depozytów w bankach tyle odsetek ze swoich pieniędzy nie wyciska. Nawet jeśli znajdziemy depozyt na 4%, to zwykle po dwóch-trzech miesiącach bank zroluje nam go na 0,1% lub coś w ten deseń. Większość dobrych depozytów albo jest na krótko, albo wyłącznie dla niskich kwot, albo łączy się z dodatkowymi obowiązkami, np. z koniecznością założenia konta, karty i przeniesienia do banku przelewów z tytułu wynagrodzenia.
SuperLokator ma tę zaletę, że można weń włożyć pieniądze w pełni zdalnie, bez podpisywania i wysyłania jakichkolwiek papierowych dokumentów (zamiast tego robi się zdjęcie dowodu osobistego smartfonem – o ile ktoś lubi wysyłać skan bliżej nieznanej firmir – i wysyła je internetem do IQ Money). Rejestracja, zakup i płatność odbywa się w ciągu kilku minut na stronie internetowej. Najdłuższą chwilę zajmuje wypełnienie ankiety preferencji inwestycyjnych, której wymaga unikna dyrektywa MIFID.
Minimalny próg inwestycji wynosi 1000 zł, podobnie jak dla większości bankowych depozytów. Nie ma żadnych opłat na wejściu, ani za zarządzanie pieniędzmi. Ani żadnych kajdanek (pieniądze można wpłacać i wypłacać kiedy się chce).
Czytaj też: Poinformowli klientów, że obniżają im oprocentowanie. A to uzasadnienie… Palce lizać
5% gwarantowanego zysku na początek. A co dalej?
W odróżnieniu od samodzielnego lokowania pieniędzy w bankach SuperLokator nie gwarantuje określonego zarobku, bo ten będzie wypadkową przeszukiwania najlepszych ofert. Ale w pierwszym miesiącu jest bonus, żeby klientom łatwiej było rzucić się ze swoimi pieniędzmi w nieznane. Ów bonus to gwarancja 5% zysku w pierwszym miesiącu. Niestety, zadziała tylko dla kwoty nie przekraczającej 10.000 zł.
Do tego dochodzi program rekomendacyjny. Jeśli polecę komuś korzystanie z SuperLokatora i ten ktoś rzeczywiście włoży tam pieniądze, to zarówno ja jako polecający, jak i przyprowadzony przeze mnie klient dostaniemy drugi miesiąc gwarantowanego oprocentowania 5%. Jeśli poleceń zbierze się więcej, to te 5% mogę dostać za cały rok.
Od strony formalnej SuperLokator jest… najzwyklejszym w świecie funduszem inwestycyjnym (zarządzanym przez Altus TFI), w którym 80% pieniędzy będzie ulokowane w depozytach, a pozostałe 20% w bonach skarbowych i obligacjach (jako rezerwa płynności na wypadek większych wypłat). Jednak jego twórcy jak ognia obawiają się wrzucania SuperLokatora to worka z funduszami.
I robią to z premedytacją – fundusze przeciętnemu ciułaczowi kojarzą się z ryzykiem i skomplikowanm produktem finansowym. Nazywanie czegoś „funduszem inwestycyjnym” z definicji powoduje, że zainteresuje się tym góra 10-15% wszystkich, do których skierowany jest przekaz. Dlatego SuperLokator jest komunikowany obserwatorom jako optymalizator dochodów z lokat. Dzięki temu nazewnictwu jego twórcy chcą poszerzyć potencjalną bazę zainteresowanych.
Jakie są słabe strony tego rozwiązania? Po pierwsze SuperLokator wyszukuje tylko depozyty bez restrykcji i dodatkowych warunków. To z góry wyklucza część najlepiej „płacących” lokat. Po drugie nie może włożyć wszystkich pieniędzy klientów w jedną, najlepszą na rynku lokatę. Prawo zobowiązuje fundusze inwestycyjne, by unikały zbyt dużej koncentracji swoich inwestycji, co oznacza, że SuperLokator będzie musiał też włożyć do portfela trochę mniej zyskowne depozyty.
Po trzecie SuperLokator nie podlega gwrancji BFG, jakiej podlegałaby każda bankowa lokata z osobna, którą kupiłby jego klient. Po czwarte występująca na początku gwarancja 5% zysku (tylko w pierwszym miesiącu) może niektórych klientów wprowadzić w błąd co do istoty oferty. Ale z drugiej strony będzie ona sprzedawana tylko na stronie IQ Money, a tam warunki i ograniczenia gwarancji są dość klarownie wyłożone.
Tutaj: możesz przetestować SuperLokatora
Zero prowizji? W poszukiwaniu drugiego dna
Niejeden z Was pewnie zapyta: „po co to całe kombinowanie, skoro na koniec dnia otrzymujemy coś a la fundusz inwestycyjny rynku pieniężnego”? Twórcy IQ Money zapewniają, że ich model biznesowy jest lepszy dla klientów, bowiem z jednej strony kojarzy się z bezpieczeństwem lokat bankowych (czyli daje szansę na większe zainteresowanie tzw. zwykłego zjadacza bułek), a z drugiej jest tańszy od funduszy rynku pieniężnego, inwestujących w bony skarbowe, depozyty i obligacje.
Taki fundusz bierze średnio 1% opłaty za zarządzanie, a niekiedy jeszcze prowizję „na wejściu”. Tych obciążeń w SuperLokatorze nie ma. Tutaj krótka wizytówka funduszu w kontekście opłat.
No dobra, ale na czym zarabia fundusz na utrzymanie swoich twórców? Skoro nie płacę ani prowizji „na wejściu”, ani opłaty za zarządzanie, to fundusz złożony z depozytów musi być przedsięwzięciem, które nie generuje przychodów dla właścicieli. I w istocie tak jest. Ukrytym celem IQ Money jest powolne budowanie zaufania przeciętnych Polaków do czegoś, co nie jest klasyczną lokatą z gwarantowanym zyskiem.
IQ Money zarobi na SuperLokatorze dopiero wtedy, gdy pieniądze przyniesione do tego rozwiązania”oswoją się” z funduszami inwestycyjnymi i ich posiadacze spróbują przenieść część środków do innych funduszy będących w ofercie IQ Money. Sprytne. I trudne, nie powiem. I troszkę jakby ryzykowne. Ale w sumie oswajanie Polaków z funduszami inwestycyjnymi zawsze wyobrażałem sobie podobnie. Metodą małych kroczków.
Na platformie IQ Money są na razie fundusze tylko czterech TFI, ale z łatwością można znaleźć coś dla siebie. Są np. fundusze Rockbridge Dywidendowy, Skarbiec Top Brands, czy Ipopema Globalnych Trendów. Co ciekawe dla klientów, którzy zdecydują się na inwestycję (czy to przeskakując z SuperLokatora czy też od razu) IQ Money ma bonus.
Nie dość, że pośrednik pokazuje czarno na białym ile dostanie prowizji od TFI, ale jeszcze się tą prowizją dzieli. Do klienta wędruje 10% opłaty zainkasowanej przez IQ Money. Jeśli np. opłata za zarządzanie funduszem wynosi 5%, zaś IQ Money otrzymuje z niej połowę, to łatwo wyliczyć, że po roku trzymania pieniędzy w tym funduszu klientowi wpadnie do kieszeni bonusik w wysokości 0,25% tego, co zainwestował. Nie są to kolosalne kwoty, ale zawsze coś.
Czy to przełom, czy tylko nowe „opakowanie”?
O sukcesie SuperLokatora – i w ogóle IQ Money bo robot wyszukujący najlepsze lokaty ma być głównym wabikiem przyciągającym klientów do innych ofert tej platformy – zadecydują wyniki.
Jeśli SuperLokator będzie wyróżniał się wyższym „oprocentowaniem”, niż większość depozytów w dużych bankach – może zdobyć popularność. Zwłaszcza, że jego „funduszowość” jest w przekazie marketingowym mocno zawoalowana, by nie wywoływać przykrych skojarzeń z ryzykiem i brakiem gwarancji zysku ;-).
Trzeba jednak powiedzieć, że to rozwiązanie nie jest bez wad. Aktywny „wyjadacz wisienek”, jeśli będzie „ręcznie” przeczesywał rynek, nie unikając lokat z restrykcjami, zapewne zarobi więcej, niż SuperLokator. Ale może też połączyć własne inwestycje z SuperLokatorem (i dzięki temu uzyskać tzw. ekspozycję na depozyty w bankach, do których już nie ma wejścia, bo np. promocyjny depozyt jest tam tylko dla nowych klientów).
A jeśli więcej od SuperLokatora zarobią porównywalne pod względem profilu ryzyka fundusze rynku pieniężnego i gotówkowe? Twórcy tego rozwiązania twierdzą, że to niemożliwe, bo klasyczne fundusze pieniężne – inwestujące w obligacje i bony skarbowe – pobierają opłaty za zarządzanie (nawet do 1% w skali roku), co dramatycznie zmniejsza ich szanse w wyścigu z SuperLokatorem, w którym klient dostaje dokładnie takie zyski, jakie zostaną wypracowane z inwestycji.
Coś w tym jest, ale z drugiej strony jeśli weźmiemy ranking wszystkich funduszy pieniężnych za ostatni rok to tylko cztery z (na oko) trzydziestu wycisnęły mniej, niż 2% zysku rocznie. A najlepsze dają dochód na poziomie 3,6-3,7% rocznie. Krótko pisząc: za kilkanaście miesięcy może się okazać, że SuperLkator nie prześciga pod względem wyników ani aktywnego poszukiwacza wisienek depozytowych, ani zwykłych funduszy pieniężnych.
Inna sprawa, że fundusze pieniężne czasem trochę „oszukują” i dorzucają do bezpiecznych obligacji trochę „śmieci”, czyli wysoko oprocentowanych, ale ryzykownych obligacji korporacyjnych ze średniej i niskiej półki. Wtedy pokażą zyski nieosiągalne dla „zwykłych” funduszy pieniężnych. Oczywiście wszystko tylko do czasu, takie kanty zawsze prędzej czy później wychodzą na jaw i odbijają się czkawką uczestnikom takich funduszy.
zdjęcie tytułowe: Geralt/Pixabay