Jeśli sprawdzi się hipoteza, że właśnie teraz – w styczniu i lutym – obserwujemy drugi i ostatni szczyt odczytów inflacji, to niewykluczone, że to jest też jeden z najlepszych momentów, by ulokować część oszczędności w antyinflacyjne obligacje, które oferuje konsumentom polski rząd. Strata realnej wartości oszczędności w pierwszym roku nie będzie duża, a w kolejnych latach – gdyby inflacja spadała – papiery te przynosiłyby realny zysk. A które obligacje będą lepsze dla fanów optymizmu prezesa NBP?
Według najnowszych danych GUS inflacja w styczniu wyniosła 17,2%. To prawdopodobnie drugi z inflacyjnych szczytów. Wyżej inflacja może być jeszcze w lutym, ale ludzie, którzy znają się na procesach gospodarczych, dość zgodnie uważają, że od marca inflacja w Polsce zacznie spadać.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Różne są prognozy dotyczące tego, jak silny to będzie spadek – niektórzy mówią o 10% inflacji na koniec 2023 r., inni (jak np. prezes PFR Paweł Borys) obstawiają 8%, zaś prezes NBP Adam Glapiński ostatnio wyraził nadzieję, że w grudniu 2023 r. możemy zobaczyć nawet 6% inflacji. To niezwykle optymistyczna prognoza, ale niewykluczone, że jednocyfrowej inflacji jeszcze w tym roku się doczekamy.
Jak to możliwe, skoro jeszcze niedawno obawialiśmy się, że inflacja może wyrwać się spod kontroli i ostatecznie poszybować w kierunku wartości kilkudziesięcioprocentowych, jak w Turcji czy Argentynie? Na Węgrzech wzrost cen przekroczył właśnie 25% w skali roku, a przecież tam – podobnie jak u nas, ale w większym stopniu – rząd ma ciągoty do centralnego sterowania cenami. To zawsze kończy się wysoką inflacją, bo od zamrożenia cen towarów nie przybywa.
Czytaj też: Czy inflacja skłania nas do robienia głupich rzeczy? Mamy aż 20% „inflacyjnych hazardzistów”!
Szczyt inflacji za nami? Jest sześć powodów, by w to wierzyć
Jest kilka powodów, które pozwalają mieć nadzieję na spadek inflacji, choć nie wiadomo na ile duży. Niekoniecznie wystarczy on, żeby utrzymać zaufanie zagranicznych inwestorów (w Europie Zachodniej inflacja może spaść jeszcze bardziej, wtedy tamtejsze obligacje będą bardziej atrakcyjne od naszych), ale nominalnie inflacja powinna się obniżać. Jakie to powody?
>>> spadające ceny surowców energetycznych. Ceny gazu, ropy naftowej i prądu, a także węgla na światowych rynkach spadły do poziomów sprzed wybuchu wojny. Dodatkowo mamy ciepłą zimę, a państwa Europy Zachodniej wdrożyły oszczędności i ściągają surowce skąd tylko się da, żeby nie brać ich od Rosji.
>>> spadek inflacji w USA, który promieniuje na cały świat. Szczyt inflacji w USA był… latem 2022 r. Amerykański rząd prawdopodobnie opanował inflację za cenę szybkich podwyżek stóp procentowych (które jednak nie zniszczyły gospodarki i domowych budżetów ludzi). To powoduje oczekiwania, że stopy procentowe w Ameryce zaczną spadać i obniża notowania dolara. Tańszy dolar to zaś antyinflacyjne lekarstwo dla reszty świata, która taniej sprowadza amerykańskie (i nie tylko) towary rozliczane w „zielonym”.
>>> zmniejszenie strachu przed ryzykiem powodujące tańszego dolara. Dolar tanieje też dlatego, że pieniądze – do tej pory chowane w amerykańskich obligacjach – rozpierzchły się po całym świecie w poszukiwaniu wyższych zysków (akcje na rynkach wschodzących są dwa razy tańsze niż w USA).
>>> spadek wartości nabywczej pensji Polaków. Przez pół roku Polacy cerowali spadek realnej wartości swoich wynagrodzeń, zużywając zaskórniaki. Ale te chyba się kończą, bo zaczynamy obserwować zjazd popytu konsumpcyjnego, który już zaczął powodować hamowanie produkcji (co widać w słabnącym wzroście PKB). W takich warunkach ceny nie będą już w takim tempie szły w górę, bo nie będzie komu kupować.
>>> efekty wzrostu stóp procentowych. Co by nie mówić o nieruchawości Rady Polityki Pieniężnej, to jeden efekt jej działania przyniosły – spadek wartości „produkcji” pieniądza kredytowego przez banki. Spadek o połowę wartości udzielonych kredytów hipotecznych jakiśtam wpływ na spadek inflacji będzie miał. Nieduży, bo nieduży, ale zawsze coś.
>>> efekty statystyczne. Od marca będziemy liczyli wzrost cen od znacznie wyższej bazy, czyli od cen „urośniętych” już w wyniku wiosennej fali inflacji w 2022 r. Od tamtego czasu ceny, owszem, poszły jeszcze w górę, ale już słabiej. Poza tym matematyka jest nieubłagana: jak ceny rosną ze 100 do 200, to jest to wzrost o 100%. A jak z 200 do 300, to już tylko o 50%. Procentowo wyrażony wzrost ceny, która idzie w górę z poziomu bardzo wysokiego do bardzo bardzo wysokiego, będzie mniejszy.
Nie wiemy, jak długo spadek inflacji potrwa i do jakiego poziomu uda się ją sprowadzić. Niestety istnieje obawa, że będzie to raczej 8-10% w skali roku niż 6%. I że ściągnięcie inflacji jeszcze niżej – np. do poziomu 3-4%, który nie rozwala już gospodarki – będzie koszmarnie trudne i potrwa lata. No i oczywiście jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak i za rok, półtora będziemy mieli… drugi szczyt inflacji.
Jakie obligacje warto kupić, gdy mijamy szczyt inflacji?
Tym niemniej jest cień szansy na to, że inflacja – wolno, bo wolno, ale jednak – będzie poruszała się w stronę zera, nie zaś w stronę nieskończoności. A więc: że właśnie mamy szczyt inflacji. To zaś rodzi pytanie: czy przypadkiem dziś nie jest dobry moment, by kupić obligacje antyinflacyjne, cztero- lub dziesięcioletnie (posiadacze dzieci i „biorcy” świadczenia 500+ dodatkowo mają obligacje sześcio- i dwunastoletnie)?
Ich konstrukcja – przypominam – zakłada stałe oprocentowanie w pierwszym roku, a potem indeksację inflacją, do której dodaje się marżę (od 1 pkt proc. dla obligacji czteroletnich do 1,75 pkt proc. dla dwunastoletnich). Indeksacja inflacyjna odnosi się zawsze do poprzedniego roku, a więc jeśli inflacja spada, to w danym roku oprocentowanie jest wyższe od bieżącej inflacji. Jest więc możliwość osiągnięcia realnego zysku.
Problemem dla osób, które chciały uciec przed inflacją w te obligacje było sztywne oprocentowanie w pierwszym roku. Przy szybko rosnącej inflacji „nabijało” ono stratę realną, którą trudno odrobić w kolejnych latach. Pod tym względem w nieco lepszej sytuacji byli ci, którzy kupili obligacje antyinflacyjne co najmniej dwa lata temu (pisaliśmy o tych papierach na „Subiektywnie o Finansach” od dawna). Pierwszy rok „sztywnego” oprocentowania przetrwali w dobrym zdrowiu (inflacja była „płaska”), a kiedy ceny zaczęły rosnąć, oprocentowanie było już indeksowane wzrostem cen (choć przy wzroście inflacji ochrona antyinflacyjna była tylko częściowa).
Niewykluczone, że w najbliższych kilku latach będziemy mieli sytuację z punktu widzenia nabywców obligacji antyinflacyjnych niemal wymarzoną: w pierwszym roku strata wynikająca ze sztywnego oprocentowania będzie niewielka, zaś w kolejnych latach – jeśli inflacja będzie niespiesznie się obniżać – przesunięcie czasowe naliczeń oprocentowania i marża dadzą realny zysk. Mechanizm działania tych obligacji przedstawiam na wykresach w tym filmie wideo:
Oprocentowanie obligacji antyinflacyjnych w pierwszym roku inwestycji wynosi od 7% (w przypadku czteroletnich) do 7,5% (w przypadku dwunastoletnich). O tym, w jakim stopniu ten procent ochroni przed inflacją, zdecyduje poziom wzrostu cen ogłoszony za rok. A ten – jak pisałem na początku tekstu – może wynosić od 10-11% według realistów do 6-8% według optymistów, hurraoptymistów i prezesa NBP. To oznacza, że nawet po odliczeniu podatku Belki (19% od zarobku), realna strata w pierwszym roku będzie nieduża.
Będzie ona znacznie mniejsza niż ta, którą ponieśli inwestorzy, którzy kupili obligacje rok temu (sztywne oprocentowanie wynoszące wówczas 2,7% w porównaniu z inflacją wyższą dziś o 15 pkt proc.). Inna sprawa, że oni – dla odmiany – właśnie dzisiaj otrzymują gwarancję wypłaty albo naliczenia (w zależności od rodzaju obligacji) odsetek rzędu 17-18% za rok. Wówczas inflacja będzie znacznie niższa, a więc i realne straty z inwestycji – w dużej części odrobione.
A potem już wszystko będzie zależało od tego, czy spadek cen będzie trwał. Im więcej lat potrwa, tym większy może być realny zysk inwestora. Scenariusz zakładający realny zysk z inwestycji w obligacje antyinflacyjne to oczywiście „zakład” o to, że polska gospodarka będzie stabilnie wracała do stanu równowagi, bez zbyt szybkiego wzrostu (wtedy inflacja ruszy w górę), ani bez załamania lub recesji i odbijania od dna (szoki nie są dobre dla antyinflacyjnych obligacji).
Jeśli zaś ktoś jest fanem dziecięcego optymizmu prezesa Adama Glapińskiego, to powinien zainwestować w obligacje trzyletnie o stałym oprocentowaniu. Dziś oferują one 6,85% w skali roku, co nie wygląda na specjalnie atrakcyjną propozycję, ale jeśli przyjęlibyśmy za dobrą monetę nadzieje prezesa NBP, że inflacja spadnie do 6% za rok, potem zaś będzie się trzymała jeszcze niżej, to zagwarantowanie sobie stałych prawie 7% w skali roku (bez względu na spodziewane w takich okolicznościach obniżki stóp procentowych NBP, oprocentowania depozytów i wskaźnika WIBOR) może być niezłą okazją.
Czytaj też: Cyfrowa przezorność level master, czyli poznaj najlepsze aplikacje mobilne do… oszczędzania
Zobacz również: „Cześć tato, dzwonię żeby cię okraść!”. O technologiach deep fake voice
Wkrótce koniec „promocji”?
Moim zdaniem, jeśli ktoś z Was zamierza „obstawiać” obligacjami skarbowymi jakieś inflacyjne strategie, warto się spieszyć, bo jest duże prawdopodobieństwo, że Ministerstwo Finansów od marca pogorszy warunki obligacji. W końcu WIBOR 3M spadł w ostatnich trzech miesiącach z poziomu 7,6% do 6,9%, zaś oprocentowanie depozytów bankowych średnio nie przekracza 5,5% (dane NBP).
To się musi skończyć obniżką oprocentowania tych obligacji, których oprocentowanie obniżyć można (czyli trzyletnich i trzymiesięcznych o stałym oprocentowaniu oraz antyinflacyjnych w pierwszym roku).
Trzeba przyznać, że obligacje w 2022 r. były jednym z najpopularniejszych sposobów ucieczki przed inflacją. Zwykli Polacy mieli w nich ulokowane 84 mld zł. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w 2022 r. inwestorzy wyłożyli na zakup obligacji skarbowych 57 mld zł (rok wcześniej – było niecałe 40 mld zł). Pomijając szybko „rolujące się” obligacje trzymiesięczne, nasze zakupy wyniosły 48,5 mld zł (rok wcześniej – było 25 mld zł).
Sądząc po liczbie prowadzonych przez biura maklerskie rachunków dotyczących obligacji, liczbę posiadaczy obligacji można szacować na 350 000 osób (w ciągu ostatniego roku ta liczba zwiększyła się o 140 000 osób). Tylko 30 000 osób ma konto IKE Obligacje, które są – jak pisałem niedawno na „Subiektywnie o Finansach” – „antyinflacyjnym Świętym Graalem”.
Zobacz też wideo: To nie inflacja jest dziś Twoim największym wrogiem na zakupach, tylko…
————
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————
ZOBACZ OKAZJOMAT SAMCIKOWY:
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać na bankach:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking najlepszych kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek? I co trzeba zrobić w zamian?
————
PODCAST: JAKA PRZYSZŁOŚĆ ODDZIAŁÓW BANKOWYCH?
Oddziałów bankowych będzie coraz mniej, ale… będą też inne od tych, które znamy. Od 2015 r. liczba oddziałów bankowych w Polsce spadła o blisko 2500. Jest ich mniej, ale zmienia się też ich rola. Coraz więcej placówek nie prowadzi tradycyjnej obsługi gotówkowej, a więc w okienku kasowym. Czy klienci powinni się martwić? O przyszłości i roli oddziałów bankowych rozmawiamy z Maciejem Chlebowskim, dyrektorem departamentu rozwoju i transformacji sieci oddziałów w Banku BNP Paribas oraz Renatą Rybarczyk, szefową biura wsparcia sprzedaży w Banku BNP Paribas.
Zaprasza Maciej Bednarek, podcastu można odsłuchać na platformie Anchor, jak również w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, Amazon Music, Overcast, Stitcher, Castbox, Pocket Cast oraz RadioPublic. Jeśli Twoim głównym źródłem wiadomości o świecie jest YouTube – nie ma problemu, naszych podcastów – także tego – możesz też posłuchać w specjalnej oprawie na YouTube (nie zapomnij subskrybować naszego kanału).
zdjęcie tytułowe: Mohamed Hassan/Pixabay