Platforma zakupowa MAM – która jako pierwsza w Polsce w zamian za zakupy opłaca część naszych domowych rachunków – nareszcie zaczyna schodzić do realnego świata. Skanujesz rachunki ze sklepów, a w zamian mniej płacisz za prąd, telefon i kablówkę.
Domyślam się, że – tak samo jak i ja – nie możecie opędzić się od różnego rodzaju programów lojalnościowych. Tu zbiera się punkty, tam stempelki, a jeszcze gdzieś indziej dostaje się rabaty, a jeszcze w innych miejscach cassback na konto. Czasem nagradzają za zakupy w internecie, czasem za płacenie kartą, a czasem w ogóle za sam fakt, że jesteśmy lojalni wobec określonej marki.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Na tym tle nietypowy model programu zakupowego zaprezentowała w zeszłym roku platforma MAM. Rzecz, najogólniej pisząc, polega na tym, że jeśli korzystamy z ofert proponowanych przez portal MAM i kupujemy w prezentowanych tam sklepach, to dostajemy nagrody. Ale nie punkty, ani rabaty na kolejne zakupy, lecz… obiżkę cen comiesięcznych rachunków.
Definiujemy jakie rachunki chcemy opłacać w zamian z pomocą MAM – prąd, gaz, telefon, czy telewizję kablową – a im większą część swojego domowego budzetu przepuszczasz przez sklepy proponowane przez MAM, tym większą część wskazanych rachunków opłaca platforma.
Wygląda to tak, że wypełniam formularz z numerem konta firmy energetycznej lub kablówki, zlecam opłacenie części rachunku przez MAM, a drugą część opłacam sam (ale też na platformie, zostaję przekierowany do platformy przelewów ekspresowych).
Zakupy jako… sposób na oszczędzanie
Twórcy MAM doszli do wniosku, że w gąszczu różnych programów lojalnościowych wizja niższych rachunków za prąd i gaz będzie działała mocniej, niż punkty i rabaty przyznawane w konkurencyjnych programach. Trochę podobny charakter ma program smartDOM oferowany przez konsorcjum firm Zygmunta Solorza.
MAM ma jeszcze jedną cechę szczególną – otóż na tę platformę może wejść każde sieć sklepów. Obok siebie mogą stać konkurencyjne sklepy, co wydatnie różni MAM od klasycznego programu lojalnościowego. Obecne tam sieci de facto deklarują: „pomagamy użytkownikom MAM w obniżaniu ich comiesięcznych rachunków. Dajemy im zniżki, ale nie po to, żeby przepuścili je na wyuzdaną konsumpcję, ale w racjonalnym celu”.
Dodatkowym, bardzo fajnie wymyślonym, elementem MAM są plany zakupowe. Polacy nie lubią robić budżetów domowych, planować wydatków, zastanawiać się na co wydadzą pieniądze i czy przypadkiem nie mogliby wydawać ich mniej. W przypadku MAM trzeba odrobić lekcję i skonstruować „plan wydatków”, w którym deklaruję ile pieniędzy zamierzam wydać w miesiącu na zakupy w określonych kategoriach.
W oparciu o te deklaracje MAM podaje ile pieniędzy dopłaci do moich rachunków jeśli 100% planu zakupów zrealizuję za pośrednictwem platformy. Już sam fakt, że platforma skłania do tego, by zmierzyć się ze swoimi wydatkami jest godny pochwały. Inna sprawa jak to potem ma się do rzeczywistości i czy swoje wydatki użytkownicy rzeczywiście „przepuszczają” przez MAM.
Złotówki na domowe rachunki zbierzesz też w sklepach „naziemnych”
To wszystko się trzyma sensu, ale do tej pory platforma MAM miała jeden poważny defekt – nagradzała tylko za zakupy internetowe. A, powiedzmy sobie szczerze, w sieci wydajemy stosunkowo małą część swojego budżetu. Po drugie zaś przy zakupie w sklepach internetowych liczą się takie przymioty jak najniższa cena ora wygodna płatność. Nie będziemy kupowali w sklepie online obecnym na platformie tylko dlatego, że możemy dzięki temu zapłacić ciut niższy rachunek za telefon, gdy obok jest sklep online dający niższe ceny i wygodniejszą płatność.
Zwłaszcza, że rabaty w MAM nie są powalające (choć nie można też powiedzieć, że są to wartości pomijalne). W każdej z kategorii kwota, którą można „zarobić”, jest inna. Np. wydając na elektronikę 150 zł dostanę 1,5 zł obniżki przy płatności wybranych comiesięcznych rachunków. Podobna kwota w kategorii hobby i rozrywka przekłada się już na 2,3 zł. rabatu w rachunkach. A w kategorii dom i ogród do wzięcia jest nawet 3,6 zł.
Ale teraz zanosi się na dobrą zmianę w programie MAM -zaczyna schodzić na ziemię. To oznacza, że będzie można oszczędzać na domowych rachunkach nie tylko kupując w sklepach internetowych, ale i w stacjonarnych. Ta nowina powinna skusić do programu zarówno większą liczbę użytkowników, jak i sieci sklepów. W końcu każdy sklep powinien chcieć pokazać się klientom jako ten, w którym kupowanie pozwala obniżać domowe rachunki. W tym wypadku zakupy przestają być bezużyteczną konsumpcją, lecz mają też pozytywne „skutki uboczne”.
Od strony technocznej rzecz wygląda tak, że robiąc zakupy w sklepie biorącym udział w programie muszę wziąć paragon i w ciągu tygodnia zarejestrować go na stronie MAM. Żeby to było prostsze jest już aplikacja mobilna programu, w której wmontowano funkcję skanowania paragonów. Po weryfikacji paragonu na moje konto w MAM mogą trafić „złotówki”, które posłużą opłaceniu wybranych domowych rachunków.
Czy MAM będzie Revolutem domowych finansów?
Na razie rzecz jest w fazie testowej (acz reklamuje się w internecie). Oferty „stacjonarne” są tylko dwie: do Multikina i do sklepu RTV i AGD Media Expert. W Media Expert za zakupy o wartości 150 zł można dostać 2,40 zł zwrotu w formie opłacenia rachunków, zaś w Multikinie – 3 zł za podobną kwotę wydatków. Jest też oferta specjalna „Testuj paragony”. W jej ramach można wrzucać do MAM paragon z dowolnego sklepu, a program będzie naliczał 0,5% zwrotu na konto klienta. Maksymalnie w ramach testowania można wydać 6000 zł i otrzymać 30 zł zwrotu.
To – jak dobrze rozumiem – ma być zachęta dla klientów, by wyrobili w sobie nowy nawyk przechowywania i fotografowania paragonów. Docelowo nagradzane będą zakupy tylko w sieciach biorących udział w programie, ale na razie można się „pobawić” nową funkcją. Przy tak wąskiej ofercie „docelowej” (dwie oferty) na razie trudno mówić o tym, że MAM zyskał wyraźnie na atrakcyjności.
Ale może zyskać. Im popularniejsze to będą sieci, tym łatwiej dostępne będą korzyści – jeśli mam do wyboru zrobić zakupy w Żabce, Lidlu lub Biedronce (przykładowo), do obu sklepów mam tyle samo, ale jeden z nich bierze udział w programie MAM i mogę dzięki niemu oszczędzać na rachunkach – to pójdę do tego właśnie sklepu.
Oczywiście: najlepiej byłoby, gdyby MAM stał się aplikacją do kontroli domowych wydatków. Takim Revolutem z kartą płatniczą, do którego wrzucam swój domowy budżet, a zwroty trafiają do mnie automatycznie na konto „na domowe rachunki”. Opcja ze skanowaniem czy fotografowaniem paragonów to bardzo uproszczona wersja.
Cała idea MAM idealnie pasowałaby jako część oferty jakiegoś banku albo firmy pozabankowej, operatora płatności. W erze PSD2, w której banki będą musiały pozwolić zewnętrznym firmom „przypinać się” do kont klientów (o ile ci klienci się na to zgodzą) rośnie szansa, iż MAM stanie się częścią jakiejś większej konstrukcji. Idea się nie zmieni – są klienci, którzy chcą oszczędzać na rachunkach i są sieci handlowe, które im to ułatwiają.
Co woli Polak: zniżki w rachunkach czy pieniądze do ręki?
Jeśli pomysł na MAM się powiedzie, to z jednej strony będzie dostawał pieniądze od sklepów, do których przekieruje popyt klientów. Z drugiej strony będzie gromadził bezcenną wiedzę o tym gdzie poszczególni klienci płacą comiesięczne rachunki i w jakiej wysokości.
Prędzej czy później da się tę wiedzę wykorzystać jako argument w kampaniach pt. „zmień sprzedawcę prądu”, albo „jeśli masz w firmie X prąd, to miej tam również gaz i telewizję kablową”. Polacy są na tyle mało mobilni jeśli chodzi o zmianę dostawców usług (dotyczy to wszystkich usług poza telekomunikacyjnymi), że niejeden dostawca zapłaci dużą kasę za skuteczne pozyskanie klientów do usług (zwłaszcza pakietowych).
Ale może być też inaczej. Może być klęska, która wyniknie z faktu, że Polacy nie będą chcieli programu lojalnościowego, który będzie obiecywał im jakieś-tam zniżki w domowych rachunkach, lecz prostego programu nagradzającego rabatami za zakupy. Nie chciałbym, aby takiego wyboru dokonali Polacy, ale nie mogę wykluczyć, że tak to się skończy. MAM wchodzi bowiem w społeczeństwo niewyedukowane ekonomicznie, nie nauczone mechanizmów oszczędzania drobnych kwot i świadomego budowania domowego budżetu.