Czy możliwe jest przedłużenie wakacji kredytowych o kolejny rok, aż do końca 2024 r.? Taka nieoficjalna informacja obiegła internet. I – choć później była zmiękczana przez rzecznika rządu i głównego współpracownika premiera – ziarno niepewności zostało zasiane. Oto trzy powody, które przemawiają przeciwko przedłużaniu wakacji kredytowych oraz dwie potencjalne przyczyny, które mogłyby uzasadnić ich przedłużenie
Z kręgów rządowych wyszły nieoficjalne informacje – przekazane ludowi pracującemu miast i wsi za pośrednictwem portalu Money.pl – że wakacje kredytowe, obejmujące posiadaczy złotowych kredytów hipotecznych, mogą być przedłużone na 2024 r. Co prawda rzecznik rządu Piotr Muller oświadczył, że żadne decyzje jeszcze nie zapadły, a wszystko będzie zależało od poziomu stóp procentowych, ale wiadomości poszły w świat. Notowania największych banków tąpnęły o 4-6%, a wartość rynkowa całej branży na giełdzie spadła o prawie 4 mld zł.
- Chcą nam zabronić samochodów spalinowych? Nie lubimy tego. Ale może to nie będzie decyzja polityczna tylko… ekonomiczna? [ODPOWIEDZIALNE FINANSE]
- Założyły własne firmy. Jaką mają receptę na biznesowy sukces? [O WYGODNYM PŁACENIU...]
- Ubezpieczenie na wyjazd weekendowy lub wakacyjny: must have. Co powinna zawierać porządna polisa turystyczna? I jak ją najszybciej kupić? [DOCENISZ, GDY WYCENISZ]
Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju i jeden z najbliższych współpracowników premiera, nazwał informacje Money.pl czystą spekulacją i dodał, że to „wygląda na fakenews”. Ale wygląda na to, że na temat rządu Zjednoczonej Prawicy panuje przekonanie, że „oni są zdolni do wszystkiego”, więc żadne dementi tu nie pomoże. Zwłaszcza, że mamy rok wyborczy, a przedłużenie wakacji kredytowych byłoby tą formą obietnicy wyborczej, którą finansuje się na cudzy koszt (czyli banków oraz – pośrednio – ich klientów).
Wakacje kredytowe są popularną formą wsparcia domowych budżetów złotowych kredytobiorców hipotecznych. Skorzystało z niej ponad milion osób, czyli więcej niż połowa wszystkich uprawnionych. W największych bankach – nawet ok. 70% kredytobiorców. Wykorzystując wakacje kredytowe w maksymalnym dozwolonym stopniu (jedna nie zapłacona rata kwartalnie) otrzymujemy skutek podobny do utrzymania przez cały 2022 r. i 2023 r. zerowych stóp procentowych.
Banki zaksięgowały z tego powodu ponad 15 mld zł niższych przychodów. To mniej więcej tyle, ile zarobiły dzięki „arbitrażowi WIBOR-owemu” w czasie podwyżek stóp procentowych NBP (natychmiast podwyższyły oprocentowanie kredytów i opóźniły o pół roku podwyżkę oprocentowania depozytów). Z kolei rynek nieruchomości został dzięki wakacjom kredytowym uratowany przez tąpnięciem (w krajach, gdzie wakacji kredytowych nie ma, ceny nieruchomości spadły o 10-20%, bo ludzie, których nie stać na płacenie wyższych rat, sprzedają swoje mieszkania).
Mimo wakacji kredytowych 2022 r. branża bankowa zakończyła prawdopodobnie zyskiem rzędu 15 mld zł. Przychody odsetkowe trzeba szacować na 120 mld zł (rok wcześniej – było 50 mld zł), wynik z prowizji na jakieś 17 mld zł (rok wcześniej było 16 mld zł). To oznacza, że bankowcy co prawda nie zrobili dzięki podwyżkom stóp procentowych „wyniku życia” (pewnie bez wakacji kredytowych zysk branży wyniósłby jakieś 25-30 mld zł, gdy w najlepszych czasach nie przekraczał 17-18 mld zł), ale też i bardzo nie zbiednieli.
Czy to oznacza, że w 2024 r. powinni też sfinansować klientom wakacje od kredytów, kosztem kolejnych 7-8 mld zł? Są przynajmniej trzy powody, by traktować przecieki na ten temat z dużą rezerwą. I by wcale się nie cieszyć z faktu, że przedłużenie wakacji kredytowych mogłoby zostać wprowadzone w życie.
1. Wakacje kredytowe mogą przestać być potrzebne, a będą bruździć deponentom. Nie wiemy jak bardzo spadnie inflacja do końca 2023 r., ale patrząc na prognozy inwestorów z rynku terminowego – może to być solidne tąpnięcie, nawet poniżej 10%. To by oznaczało, że WIBOR za rok-półtora będzie na poziomie raczej 5,5%, niż 7,5-8%, jak go wyceniano jeszcze niedawno. Można zapomnieć o katastroficznych przewidywaniach, że większość kredytobiorców będzie płaciła dwucyfrowe oprocentowanie kredytu. Jeśli WIBOR spadnie o 1 pkt. proc., to raty kredytów obniżą się o 10-15% (czyli o kilkaset złotych miesięcznie). Utrzymywanie wakacji kredytowych w tej sytuacji będzie bez sensu, zwłaszcza że one uderzają głównie w deponentów (jeśli bank proponuje Ci 1% na depozycie, to m.in. z powodu wakacji kredytowych).
2. Dłuższe wakacje kredytowe umocnią blokadę kredytów hipotecznych. Wakacje kredytowe sprawiły, że banki „obraziły się” na kredyty hipoteczne. Owszem, spadł też popyt na nie, ale i bankowcy przestali traktować je jako priorytetowy produkt. Jeśli banki wycofują kredyty hipoteczne dla nie swoich klientów (BNP Paribas) oraz kredyty zmiennoprocentowe (ING, BNP Paribas), to znaczy, że mają problem z wyceną ryzyka takich produktów. A im dłużej wisieć będzie nad nimi groźba kolejnych kosztów, tym dłużej będą utrzymywały restrykcyjne warunki udzielania kredytów hipotecznych i żyłowały marże.
3. Zapowiedź wakacji kredytowych to sabotaż PPK. Rządzący przygotowują się do „akcji” autozapisu do PPK. Takie „cóś” ma miejsce raz na cztery lata. Wszyscy pracownicy firm, w których występuje PPK, będą w lutym automatycznie zapisywani do tego programu (nawet jeśli wcześniej się wypisali). Jeśli nie chcą być w PPK, to będą musieli się sami wypisać. Patrząc na to, co wyprawiają rządzący (zaoranie giełdowej branży deweloperskiej, energetycznej, obecnie zaoranie banków) trudno nie mieć wrażenia, że oni sabotują swój własny program. Proponowanie ludziom, żeby zapisali się do programu inwestowania na emeryturę, w którym część pieniędzy (40% części akcyjnej) musi być inwestowana na polskiej giełdzie – to perwersja.

Z tych trzech powodów wakacje kredytowe nie powinny trwać dłużej niż to konieczne, bo po prostu mają potężne skutki uboczne. A ta „konieczność” warunkowana jest dwoma rzeczami.
1. Ryzyko wzrostu liczby niewypłacalnych kredytobiorców. Mamy za sobą najszybszy w historii Polski wzrost oprocentowania kredytów oraz wzrost wysokości rat w niektórych przypadkach więcej niż dwukrotny. To wymagało reakcji (choć pewnie mogłaby być ograniczona do tych, którzy nie finansowali kredytem hipotecznym dworków, rezydencji i hacjend), jednak każde obniżenie wysokości rat, spotykające się ze wzrostem wysokości wynagrodzeń w Polsce, zmniejsza ryzyko kryzysu niewypłacalności.
2. Ryzyko załamania rynku nieruchomości. Mieszkania są w Polsce relatywnie bardzo drogie, więc załamanie może by się przydało, ale żaden szok nie jest dobry dla gospodarki. Wakacje kredytowe sprawiły, że ceny nieruchomości się zatrzymały, ale nie poszły w dół o 20%, jak w kilku innych, „przegrzanych” krajach. Ale wakacje kredytowe, które trwają zbyt długo, miałyby efekt odwrotny – mogłyby zacząć sprzyjać ponownemu puchnięciu bańki na rynku nieruchomości.
Podsumowując: pomysł z przedłużeniem wakacji kredytowych jest po pierwsze przedwczesny, a po drugie niezbyt mądry (im dłużej będzie wisiał nad rynkiem, tym dłużej będzie wywoływał skutki uboczne).
zdjęcie tytułowe: Mariolh/Pixabay