Z powodu pandemii liczba wypadków i ofiar na drogach spadła nawet o połowę. I szybko się nie podniesie, bo wygląda na to, że wielu z nas na trwałe będzie już pracować z domu, a dzieci tak prędko nie wrócą do szkoły. Ubezpieczyciele mogli „zaoszczędzić” w czasie pandemii nawet 200 mln zł, ale nie palą się do obniżek stawek komunikacyjnego OC. O ile powinny spaść teraz ceny polis? A może jest wprost odwrotnie – są przesłanki, by ceny poszły mocno w górę? Jak będzie? Sprawdzam!
W warsztatach samochodowych czarna rozpacz – ograniczyliśmy podróże samochodem więc nie ma tylu stłuczek, nie ma czego naprawiać, lakierować i wyklepywać. Za to u ubezpieczycieli nastroje całkiem inne. Od czasu pamiętnej konferencji prezesa PZU Andrzeja Klesyka, każdy, kto nawet nie interesuje się ubezpieczeniami wie, że mniejszy ruch na ulicach, to lepsze wyniki ubezpieczycieli.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Ówczesny szef PZU powiedział, w 2012 r., że zyski jego firmy rosną m.in. dlatego, bo Polacy mniej jeżdżą, i rzadziej mają stłuczki, a dokładniej, że „nie pukają się na ulicach”. Czyli, idąc tym tokiem myślenia: jak nie ma „dzwonów”, to nie trzeba klientom wypłacać odszkodowań.
W USA organizacje konsumenckie wyliczyły, że dzięki zmniejszeniu natężenia ruchu na drogach firmy ubezpieczeniowe oszczędzają na polisie dla przeciętnego samochodu 50 dolarów miesięcznie. I niektóre firmy rzeczywiście oddają klientom nadwyżkę z opłaconych z góry składek. Czy jest szansa, że na taki ruch zdecydują się polskie firmy? Mamy mocny argument – policzyliśmy, ile firmy mogły zaoszczędzić na kolizjach, które przez pandemię się nie zdarzyły.
Jazda „na wirusie”, czyli gaz do dechy
Pandemia zmieniła nasz styl życia. Nie jeździmy do pracy, ani do urzędu, nie odwozimy dzieci do szkoły. Ruch jest wyraźnie mniejszy – mniej samochodów i mniej przebytych kilometrów to mniej okazji do stłuczek. Jak bardzo zmniejszyła się z tego powodu liczba wypadków?
W Polsce nie ma jednej, ogólnokrajowej sieci warsztatów, która miałaby dane o stłuczkach. A nawet gdyby była, to dane byłyby niemiarodajne, bo wielu kierowców – choć dostaje pieniądze w ramach odszkodowania – to naprawia szkody z OC w małych warsztatach lub u znajomego.
Są za to statystyki policyjne, które pokazują jak zmienił się ruch w czasie pandemii. Gdy rząd 11 marca ogłosił zamrożenie gospodarki, widoczny był spadek wypadkowości w tym miesiącu, ale dopiero kwiecień pokazuje pełny obraz. Jakie wnioski wynikają z analizy danych?
Przede wszystkim: jeździmy szybciej. Według Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego w marcu 855 kierujących w obszarze zabudowanym przekroczyło dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h. Dla porównania, w analogicznym okresie ubiegłego roku odnotowano 663 takie przypadki. Ale w centrum fotoradarowym CANARD, które „rozlicza” mandaty z fotoradarów, od 14 marca do 14 kwietnia zarejestrowano 128.400 naruszeń przepisów o dozwolonej prędkości. To jedna trzecia mniej, niż przed rokiem.
Czyli naruszeń jest mniej, ale jeśli są, to poważniejsze. Jak to się przekłada na liczbę wypadków i ich skutki? Są już na ten temat statystki policyjne.
- w kwietniu 2020 r. było 1125 wypadków drogowych. To o ponad połowę mniej, niż przed rokiem, kiedy nieszczęście zdarzyło się 2386 razy!
- 148 osób zginęło – mniej aż o 80 osób, niż przed rokiem – spadek o 35%
- 1237 osób zostało rannych – mniej o 1586 – spadek o 56%
Ale przecież są jeszcze zwykle stłuczki i kolizje, czyli zdarzenia drogowe, w których doszło wyłącznie do strat materialnych – tych w kwietniu 2019 r. było 34.623. Nie wiemy, ile było w kwietniu 2020 r., ale trzeba założyć, że spadek był podobny, jak w przypadku wypadków i innych naruszeń prędkości, czyli o połowę.
Miliony oszczędności. Jakie zniżki „wypracował” sobie przeciętny kierowca?
Ile to ubezpieczyciele zaoszczędzili w marcu na tym, że na drogach było mniej zdarzeń? Średnia wartość odszkodowania komunikacyjnego w ubiegłym roku to mniej więcej 7.000 zł. W tym roku pewnie trochę więcej, bo wzrosły ceny w warsztatach samochodowych. Załóżmy więc, że będzie to 7.500 zł. W kwietniu 2019 r. ubezpieczyciele mogli wydać na likwidację szkód po kolizjach 242 mln zł. W kwietniu 2020 r.: 128 mln zł, czyli o 114 mln zł mniej.
Do tego należy dodać wypadki, w których ktoś ucierpiał – szkoda osobowa mocno podwyższa kwotę odszkodowania, bo wiąże się z dodatkowymi świadczeniami: kosztami rehabilitacji, uszczerbku na zdrowiu, a nawet świadczeniem za doznany ból i cierpienie (często kierowcy oddają swoje szkody kancelariom odszkodowawczym, które wyciskają ubezpieczycieli jak cytrynę).
Ile dokładnie? To najtrudniejsze do oszacowania, bo sprawy sądowe mogą ciągnąć się latami, a rozstrzał zasądzanych albo dogadywanych kwot jest ogromny: każdy przypadek jest inny, może być to 10.000 zł , albo 1 mln zł Nie będzie przesadą, jeśli założymy, że przeciętny wypadek to dla ubezpieczyciela wydatek rzędu 20.000 zł, a śmierć objętej polisą osoby to koszt aż 100.000 zł.
W kwietniu 2019 r. wypadki samochodowe związane z uszczerbkiem na zdrowiu kosztowały 47,7 mln zł. W tym roku to 22,5 mln zł, czyli o 25,2 mln zł mniej. W kwietniu 2019 r. wypadki śmiertelne mogły kosztować 22,8 mln zł (przy założeniu średniego kosztu w wysokości 100.000 zł). W tym roku 14,8 mln zł, czyli o 8 mln zł mniej.
Podsumowując kwietniowe oszczędności z tytułu nie tyle bezpieczniejszej jazdy, ale mniejszej skali ruchu mogły wynieść ok. 150 mln zł. Ta liczba jest jednak niedoszacowana, bo nie wszystkie przypadki są zgłaszane policji. Rocznie ubezpieczyciele likwidują 1,3 mln szkód komunikacyjnych z OC, a policja rejestruje niecałe pół miliona szkód. Różnica wynika z tego, że większość stłuczek rozliczana jest polubownie, bez angażowania policji. Można więc, założyć, że kwota oszczędności branży ubezpieczeniowej jest większa o jakieś 35%, czyli razem wyniesie ok. 200 mln zł oszczędności.
W Polsce jest 23,8 mln samochodów, więc 200 mln zł jednorazowych oszczędności w przeliczeniu na kierowcę samochodu osobowego to 8,4 zł. Ponieważ dokładne dane o drugim kwartale będą znane dopiero za kilka miesięcy, powyższe wyliczenia należy traktować z dystansem, jako odzwierciedlenie kierunku zmian. Ale skoro już teraz wiemy, jak zmienia się rynek, można wysunąć „pandemiczne” postulaty. Czy kierowcy zasłużyli na obniżkę?
Jak sprawiedliwie podzielić 8,4 zł bonusu za pandemię? Ta kwota jest nie tylko mała, ale też niesprawiedliwa, bo niektórzy w ogóle przestali jeździć samochodem, więc powinni dostać więcej zwrotu, inni jeżdżą tak, jak dotychczas. Trudno byłoby więc sprawiedliwie tę zaoszczędzoną sumę podzielić. Żeby wyeliminować te nierówności można by wprowadzić do samochodów telemetrię, taką jaką oferuje Link4 – nie cieszy się gigantyczną popularnością, ale niczego lepszego nie wymyślono.
Jak się zmienią ceny OC?
200 mln oszczędności ubezpieczycieli w ciągu jednego tylko miesiąca to sporo. Gdyby ta tendencja była trwała i kwoty odszkodowań miesiąc w miesiąc byłyby o 100-200 mln zł niższe, niż do tej pory, to w ciągu roku uzbierałaby się spora suma – 1,2-2,4 mld zł. Zapewne bliższa rzeczywistości jest kwota z dolnych widełek, bo lockdown nie jest już tak restrykcyjny.
Z drugiej strony szkoły ciągle są zamknięte, w większości przypadków pracujemy zdalnie, więc ruch na pewno będzie mniejszy. Najbliższe miesiące i dane o wypadkach oraz liczbie szkód – porównywane rok do roku – pokażą, czy tendencja jest trwała. Jeśli tak, byłby argument za obniżką stawek OC.
Gdyby obniżki miały wynosić 8,4 zł miesięcznie, to w ciągu roku „uzbierałoby się” okrągłe 100 zł dla przeciętnego kierowcy. To już jest coś. W ubiegłym roku firmy zarobiły na samochodowym OC prawie 1 mld zł, choć kilka lat temu dopłacały do tego biznesu – ceny polis były niskie, a klienci coraz bardziej świadomi – walczyli o zadośćuczynienia i auta zastępcze z polisy OC sprawcy wypadku.
Ale uwaga, tu jest konieczne ważne zastrzeżenie. Liczba wypadków zależy też od warunków na drodze. OC kupujemy na wszystkie cztery pory roku. Dopiero w długim okresie można oszacować, czy „popandemiczny” spadek ruchu jest trwały. I skalkulować na nowo koszty ryzyka, z których z kolei wynika cena składki.
Ryzyko wyższej prędkości. Niestety, do pełnego obrazu sytuacji musimy dodać też to, że ci kierowcy, którzy zostali „na szlaku”, mają cięższą nogę. Statystycznie wypadków jest mniej, ale… może się okazać, że liczba wypadków i kolizji w odniesieniu do natężenia ruchu wzrosła. Na przykład w drugiej połowie marca na rondzie Dmowskiego liczba samochodów przejeżdżających przez to miejsce w ciągu doby spadła o połowę – do 50.000. Ruch był mniejszy, a przez to jeździliśmy szybciej i łatwiej było o poważniejszy wypadek.
Ryzyko mniejszego wpływu nowych składek. Dla równowagi warto dodać, że firmom ubyło nowych składek. Wynika to z prostego faktu, że kierowcy rejestrowali mniej samochodów, a każda rejestracja, to nowa umowa OC. Według danych CEPiK w kwietniu 2020 r. zarejestrowano w Polsce 15 241 samochodów osobowych, czyli aż o 67% mniej niż przed rokiem.
Oznacza to ubytek nowych składek w kwocie 22 mln zł, zakładając, że średnia cena OC to 700 zł. Ważniejsze żeby „starzy” kierowcy płacili regularnie swoje składki – w Polsce jest 31 mln pojazdów, z czego 23,8 mln osobówek. W tej materii nie zanosi się na jakieś zmiany. Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny coraz lepiej wyłapuje tych co jeżdżą „na gapę”, a pomysły polegające na zawieszeniu płatności składek nie trafiły na podatny grunt.
Ryzyko, że klienci zaczną oszczędzać na ubezpieczeniach. Idą trudne czasy dla wielu konsumenckich portfeli. Niewykluczone, że klienci będą chcieli ograniczyć wydatki – sprzedadzą drugi samochód w rodzinie, zrezygnują z polisy auto-casco, będą rozkładać płatność na raty, więc nie można też wykluczyć „erozji” wpływu nowych składek.
Jedno jest pewne – idą zmiany cen polis OC, ale ich azymut jest jeszcze trudny do przewidzenia.
POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” moim gościem jest Michal Manin z platformy Finax, która oferuje polskim konsumentom możliwość automatycznego lokowania oszczędności na całym świecie poprzez „automatyczne fundusze inwestycyjne”, czyli ETF-y. W podcaście odpowiadamy na pytania:
>>> czym są ETF-y i jakie cechy odróżniają je od funduszy inwestycyjnych
>>> w jakich sytuacjach i komu lokowanie oszczędności w ETF-y może się opłacić
>>> jak działa platforma Finax i jakie usługi oferuje, ile to kosztuje oraz czy takie inwestowanie jest bezpieczne
Zapraszamy do posłuchania. Klikajcie w poniższy baner lub w ten link
Dla wszystkich, który posłuchają podcastu i zdecydują się spróbować swoich sł na platformie Finax – przygotowaliśmy specjalną zniżkę – po kliknięciu w poniższy link zostaniecie zwolnieni z opłaty za zaksięgowanie wpłaty.
Zniżkę otrzymasz, jeśli zdecydujesz się na dokończenie rejestracji za pośrednictwem linku. Zniżka oznacza, że wszystkie otwarte przez nowego klienta konta do 1.6. 2020, na które zostanie przesłana pierwsza wpłata, będą zwolnione z opłaty za zaksięgowanie środków.
Standardowo opłata za zaksięgowanie środków dotyczy przelewów poniżej 1000 euro (lub ekwiwalentu w złotych). Jeśli skorzystasz ze zniżki, Finax nie będzie pobierał tej opłaty.
źródło zdjęcia do tekstu: Pixabay