Wygląda na to, że mimo braku pewności co do tego, czy Zjednoczona Prawica jeszcze istnieje, to jej program gospodarczy „Polski Ład” wychodzi jednak z etapu prezentacji w power poincie. Mocna ekipa z Ministerstwa Finansów ogłosiła, że projekt pakietu zmian podatkowych jest gotowy i trafia do konsultacji z Narodem w formie projektu ustawy. Jest kilka nowości. Co dla Was oznacza podatkowy „Polski Ład” po pierwszym przybliżeniu jego szczegółów przez urzędników Ministerstwa Finansów?
Głównym „wodzirejem” konferencji prasowej, na której prezentowano podatkową część „Polskiego Ładu” był wiceminister o emploi cherubinka, czyli Jan Sarnowski. I to był dobry wybór, bo wiceminister wyglądał i przemawiał jak chodzące niewiniątko. Wiele osób mogło nawet nie zauważyć, że facet ogłasza im wyższe podatki. Tak to się robi!
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Podatkowy „Polski Ład” w trzech częściach
Ogłoszony przez Ministerstwo Finansów pakiet składa się z trzech elementów:
– zmian w podatkach (stawkach, progach, składkach zdrowotnych), czyli tych wszystkich pomysłów, o których w większości już pisaliśmy: wzrostu kwoty wolnej od podatku do 30 000 zł rocznie, wzrostu rocznego limitu zarobków opodatkowanych stawką 17% (do 120 000 zł brutto) oraz wprowadzenia pełnej, nieodliczalnej składki zdrowotnej w wysokości 9%. O tym wszystkim napiszę za chwilę
– planu restartu gospodarki, czyli mnóstwa ulg dotyczących robotyzacji, innowacyjności, wchodzenia na giełdę, pozyskiwania kapitału itp. Tego jest mnóstwo i było kompletnie nieprzejrzyste (przynajmniej na poziomie prezentacyjnym). Aż się boję, że to może o to chodzić, żeby w tym tłumie łatwo się było zgubić. „Po co mają być niskie podatki, skoro mogą być wysokie, otoczone jakąś chmarą ulg, z których mało kto będzie mógł skorzystać?” – powie niejeden fan prostych podatków. Wśród fury ulg prezentowanych wyłącznie hasłowo zauważyłem tylko jedną, która może zainteresować bywalców „Subiektywnie o Finansach”: ulgę na inwestycje w akcje giełdowych debiutantów. Przyglądamy jej się i na pewno osobno zrecenzujemy, o ile będziemy znali szczegóły i będziemy mieli jakieś zdanie na jej temat…
– pakietu „podatkowe fair play”, czyli pomysłów na ograniczenie szarej strefy, płacenia pod stołem, ograniczenie wypływu pieniędzy do rajów podatkowych i zamknięcie kilku luk, dzięki którym przedsiębiorcy dziś obniżają sobie podatki.
Czytaj więcej: „Polski Ład” i publicyści. Rafał Woś: „mnie się podoba”. Próbuję zrozumieć (subiektywnieofinansach.pl)
Dostajesz pieniądze pod stołem? Donieś do skarbówki…
I chyba od tego rozpocznę, bo wiceminister Sarnowski bez ogródek przyznał, że z 8 mld zł, które mają zostać dzięki zmianom w kieszeni podatników aż 6 mld zł ma być sfinansowane „podatkowym fair play”. Jakie „zabawki” chce zabrać Ministerstwo Finansów ludziom, by nie unikali opodatkowania?
Przede wszystkim zatrudnianie „na czarno” i płacenie pod stołem będzie obarczone jeszcze większym ryzykiem dla pracodawcy. Ministerstwo Finansów wprowadzi bowiem „nagrody” za donosicielstwo (albo raczej brak kar?). Jeśli pracownik doniesie do „skarbówki”, że dostaje pieniądze pod stołem, to nie on będzie musiał odprowadzić zaległe podatki i składki ZUS, lecz jego pracodawca.
To oznacza, że pracownik niczym nie ryzykuje, zgłaszając się do urzędników z donosem, czy też z informacją (no bo przecież donos to takie brzydkie słowo, a to przecież tylko „podatkowe nawrócenie”). Pieniądze, które dostał, zatrzymuje, a pracodawca musi od tego zapłacić podatki i składki. No, być może „nawracający się” ryzykuje utratę pracodawcy, bowiem wiele osób nie zatrudnia „na czarno” dla przyjemności, tylko dlatego, że nie stać ich na utrzymanie pracownika oficjalnie, gdyż klin podatkowy do zabija.
…a większy rachunek płać obowiązkowo bezgotówkowo
Ministerstwo Finansów chce nas też zmusić do płacenia bezgotówkowego. W tym samym czasie, gdy prezes NBP Adam Glapiński prowadzi szeroko zakrojoną kampanię ochrony gotówki, resort finansów ogłasza nowe progi płatności, powyżej których nie będzie można użyć gotówki.
Otóż jeśli firma płaci za coś innej firmie, to przy wysokości rachunku ponad 8000 zł będzie musiała zapłacić bezgotówkowo (użycie „biletów Narodowego Banku Polskiego” będzie złamaniem prawa). Już dziś jest taki próg, ale wynosi 20 000 zł. Poza tym – i to jest dopiero numer – zostanie wprowadzony próg obowiązkowej płatności gotówkowej konsumenta, gdy po drugiej stronie jest firma. Rachunek powyżej 20 000 zł będzie musiał być zapłacony kartą lub przelewem.
Jeśli dobrze rozumiem, będę mógł nadal kupić od Kowalskiego samochód i zapłacić gotówką, ale jeśli Kowalski jest dealerem samochodów i ma firmę – będę musiał zapłacić przelewem. Chodzi oczywiście o to, żeby każda transakcja była zarejestrowana i żeby skarbówka mogła ściągnąć podatek.
Poza tym każdy przedsiębiorca, który ma kasę fiskalną, będzie miał obowiązek oferowania jednej z form płatności bezgotówkowej – kartą płatniczą, smartfonem (np. BLIK) lub przelewem bankowym. To lustrzana odwrotność projektu ustawy proponowanej przez prezesa NBP i prezydenta – by przedsiębiorcy mieli obowiązek honorowania gotówki. Kabaret? Nie, oni tak na serio. Jedni tak, a drudzy siak.
Nie dealuj ze swoją spółką i nie wysyłaj pieniędzy na Cypr
Ale żeby nie było tak smutno: w zamian za te bezgotówkowe obowiązki Ministerstwo Finansów obiecało ulgę w PIT na terminal do obsługi płatności bezgotówkowych (ciekawe, ale nie znam szczegółów) oraz możliwość zgłoszenia w JPK VAT „statusu podatnika bezgotówkowego”, czyli deklaracji, że wszystkie firmowe płatności przyjmuję i dokonuję cashless. Jaka nagroda? Skarbówka zobowiązuje się w zamian w ciągu 15 dni zwracać takiej firmie VAT. Czyli ma być łatwiej z płynnością finansową, a banki mniej zarobią na odsetkach i prowizjach za linie kredytowe, które firmy muszą utrzymywać w oczekiwaniu na zwrot kasy ze skarbówki.
Mamy więc „odznakę donosiciela” oraz obowiązki bezgotówkowe. Do tego dochodzą nieco bardziej celowane zmiany, które mają utrudnić obniżanie podstawy opodatkowania. Jakie?
– jeśli masz dochody z najmu mieszkań, to nie będziesz już mógł odliczać amortyzacji tych mieszkań od podstawy opodatkowania. Dla „zwykłych wynajmujących” będzie dostępna tylko jedna forma opodatkowania przychodów z najmu – ryczałt 8,5% (bez opcji wrzucanie amortyzacji w koszty).
– jeśli masz spółkę na Cyprze albo w innym miłym miejscu, to możesz się nadziać na „rozszerzoną rezydencję podatkową” albo na opodatkowanie transferów do tych spółek już w Polsce (tutaj więcej o tym, czy opłaca się mieć spółkę na Cyprze)
– jeśli dealujesz ze swoją spółką (np. wynajmujesz jej nieruchomość albo sprzedajesz jej samochód), to zapomnij o możliwościach zarabiania na arbitrażu wynikającego ze zmian wartości rynkowej albo amortyzacji
Masz etat? Jeśli zarabiasz powyżej 15 000 zł brutto miesięcznie, zapłacisz za podatkowy „Polski Ład”
Jeśli chodzi o kwestię zmian podatkowych, to mamy trzy grupy „zainteresowanych”: etatowców, emerytów oraz ludzi prowadzących firmy. Podstawowe parametry są bez zmian: wyższa kwota wolna od podatku (to dobrze), wyższy próg do naliczania 32% podatku (to dobrze), niemożliwa do odliczenia od podatku składka zdrowotna (to źle, ale być może sprawiedliwiej).
To ostatnie uderzy we właścicieli firm rozliczających się podatkiem liniowym. „Nie może być tak, że pracownicy, którzy zarabiają mniej niż pracodawcy, płacą wyższe od nich składki. Proponujemy uczciwe płacenie podatków” – reklamował zmiany wiceminister Sarnowski.
Ale najpierw etatowcy. Dzięki przesunięciu progu podatkowego, 50% osób obecnie płacących podatek 32% od części swoich dochodów (jest to 1,2 mln ludzi) zejdzie do 17%. Według wyliczeń ministerstwa każdy, kto zarabia poniżej 5700 zł brutto miesięcznie skorzysta dzięki temu, że będzie miał wyższą kwotę wolną od podatku, zaś każdy kto zarabia do 12 800 zł brutto miesięcznie – zyska dzięki przesunięciu progu. Jeśli zarabiasz więcej – dopłacisz kilkaset złotych miesięcznie. Podobno 3% podatników dopłaci więcej niż 200 zł w skali miesiąca.
Jeśli zarabiasz 20 000 zł miesięcznie, to dziś dostajesz na etacie na rękę 14 200 zł, a po zmianie będzie to 500 zł mniej. Jeśli zarabiasz 100 000 zł miesięcznie – to dziś na rękę masz 70 000 zł, a po zmianie będziesz miał o 7000 zł mniej. A z drugiej strony: płaca minimalna będzie w ogóle nieopodatkowana (a 1,5 mln osób w Polsce niestety jest na płacy minimalnej).
Aha, wszystkie umowy cywilno-prawne (zakładam więc, że nie tylko umowy-zlecenia, ale też umowy o dzieło) będą dodatkowo opodatkowane składką zdrowotną w wysokości 9%.
Co do emerytów, to większość emerytury też będzie zwolniona od podatku PIT (dzięki wyższej kwocie wolnej). Wyższy podatek zapłacą ci, którzy mają emeryturę powyżej 4900 zł brutto. Podobno 6% emerytów będzie miało obniżkę świadczenia, a ci, którzy dostają niską emeryturę – powinni być jakieś 2000 zł do przodu w skali roku.
Płacisz podatek liniowy? Jesteś w podatkowym raju? Czeka cię piekło
Oczywiście za wszystko mają zapłacić przedsiębiorcy. Ministerstwo szacuje, że mniej więcej 45% z nich skorzystałoby na zmianach podatkowych, gdyby przenieść ich zeznania podatkowe żywcem z 2019 r., a pozostali stracą.
Nie ma już wątpliwości: jeśli płacisz podatek liniowy, to nie będzie dla ciebie żadnej kwoty wolnej od podatku, zaś twój nominalny podatek wzrośnie z 19% do 28% już od pierwszej złotówki (choć to pewne uproszczenie, bo 9% składki zdrowotnej płacisz od każdej zarobionej złotówki, a 19% od tej po odliczeniu kosztów i składek na ubezpieczenie społeczne). Jeśli więc jesteś „teoretycznym” przedsiębiorcą, to po prostu nie opłaca ci się kontynuować tej formy zatrudnienia – na etacie masz kwotę wolną, plus – do dość wysokiego progu dochodów płacisz 17% podatku.
To oczywiście oznacza, że twój pracodawca ma znacznie wyższe koszty pracy związane z twoim nowym etatem, więc nie ma pewności, że zdoła ci płacić tyle na rękę, co dotychczas. Ale z drugiej strony – nie będziesz już „nieuczciwą konkurencją” w stosunku do zatrudnionych na „prawdziwym” etacie…
Jeśli zaś jesteś „prawdziwym” przedsiębiorcą, to twoja sytuacja w ramach „Polskiego Ładu” zależy od tego, jak dużo kosztów wykazujesz. Jeśli nie ma ich dużo, opłaci się zapewne przeskok na ryczałt ewidencjonowany. Jeśli masz spore koszty – t0 do skali podatkowej. Generalnie opcje są dwie:
– przejście na opodatkowanie według klasycznej skali podatkowej (czyli z wrzucaniem różnych rzeczy w koszty i z opcją dojścia do 32% podatku po przekroczeniu 10 000 zł miesięcznego dochodu), co oznacza, że przy 25 000-30 000 zł dochodu miesięcznie prawdopodobnie już „miks stawek” będzie czynił dość wysoką stopę opodatkowania – przynajmniej w stosunku do tego „raju”, który jest na podatku liniowym). Warto dodać, że do podstawowego opodatkowania (0% do 30 000 zł, 17% do 120 000 zł lub 32% powyżej tej kwoty) doliczamy 9% składki zdrowotnej (nie do końca umiem powiedzieć, bo to nie takie jasne, od jakiej podstawy będzie naliczana).
– przejście na ryczałt ewidencjonowany, czyli (tak, macie rację) podatek od przychodu i bez możliwości żadnego nabijania kosztów. Stawki są różne, od 3% do 17%, w zależności od zawodu. Dla zawodów budowlanych, medycznych i informatycznych mają być obniżone. Do tej pory było 50 zawodów wyłączonych z takiej opcji, teraz wyłączenia mają być nieliczne (tylko trzy: działalność kantorów, handel częściami samochodowymi i produkcja wyrobów akcyzowych).
W ryczałcie ewidencjonowanym składka zdrowotna jest liczona jako 1/3 tego ryczałtu. Jeśli więc płacisz standardową stawkę 15-17% od przychodu (to te najwyższe przewidziane w prawie), to składka zdrowotna oznacza dla ciebie dodatkowe 5-5,5%. Realnie płacisz więc 19-20% podatku bez możliwości odpisywania kosztów.
Czytaj więcej o tym: Premier namawia przedsiębiorców na ryczałt. Czy to się opłaca? Liczę! (subiektywnieofinansach.pl)
Dla większych firm jest też rozszerzony tzw. estoński CIT – podatek nalicza się tylko przy wypłacie zysku z firmy i wynosi mniej więcej 20%. Zlikwidowana zostanie karta podatkowa (będzie można z niej dalej korzystać, ale nie będzie można jej wybrać jako nowej formy opodatkowania).
Podatkowy „Polski Ład”: Wypłoszyć przedsiębiorców z podatku liniowego
Obraz jest następujący: generalnie rząd chciałby „wypłoszyć” z prowadzenia fikcyjnej działalności gospodarczej ludzi, którzy normalnie pracowaliby na etacie (a nie są na nim tylko dlatego, że im się to mniej opłaca) oraz przenieść jak najwięcej przedsiębiorców do tych form opodatkowania, które nie pozwalają „nabijać” kosztów przy gwarancji niskich podatków niezależnie od przychodu. Jestem jednym z takich „podatników-liniowców”, ale nie potrafię potępiać rządu za tę skłonność. Płacę 15-16% efektywnego podatku, a gdybym nie mógł być na podatku liniowym, to pewnie płaciłbym 25-27%, więc jestem tak trochę w podatkowym raju.
Gdzie przeniosą się wypłoszeni z podatku liniowego? Możesz przejść na ryczałt i płacić ok. 20% podatku od przychodów lub trochę mniej w ramach różnych „ofert specjalnych” (stawka określona w ustawie, np. 12% dla programistów albo 14% dla lekarzy, albo 17% dla różnych usług i wolnych zawodów plus 1/3 tej stawki tytułem składki zdrowotnej). Możesz też wybrać normalną skalę podatkową i – nie rezygnując z wrzucania rzeczy w koszty – płacić 17% minus kwota wolna od podatku (i jeszcze rozliczać się z małżonkiem), a po przekroczeniu 120 000 zł brutto rocznego zarobku zacząć płacić 32% od nadwyżki ponad tę kwotę.
Ponieważ duża część (większość?) przedsiębiorców dlatego jest przedsiębiorcami (wyjąwszy tych, którzy uciekli przed podatkami od etatu), że potrafi zarabiać więcej niż 10 000 zł, zapewne i u nich miks podatkowy (0% od pierwszych 30 000 zł, potem 17% i 32%) wyniesie opodatkowanie w okolice co najmniej 20%. A więc wyżej niż w przypadku podatku liniowego, przy którym jest to maksymalnie 19% (po wrzuceniu różności w koszty 15-17%) i to niezależnie od wysokości zarobku.
Będziemy rozbierali w najbliższych dniach na czynniki pierwsze te zmiany. Na razie projektu ustawy nie ma jeszcze na stronach rządowych, więc mamy tylko to, co zostało powiedziane. Nie można odmówić niektórym z tych pomysłów sensu – próba skasowania „fikcyjnych przedsiębiorców” jest dobrym pomysłem. Tak samo jak zniesienie podatku dochodowego od płacy minimalnej. Ale już pomysły na ujednolicenie opodatkowania pensji z pracy i działalności gospodarczej – boję się, że to może być przesada…
——————-
POSŁUCHAJ NOWEGO PODCASTU EKIPY „SUBIEKTWNIE O FINANSACH”
Dziś w podcaście „Finansowe sensacje tygodnia” Robert Błaszczyk z kantoru internetowego Cinkciarz.pl podpowiada, jak i czym płacić za granicą, żeby nie popłynąć finansowo. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem oraz w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast i na kilku innych platformach podcastowych