Pani Agnieszka jesienią kupiła w TUI bilet na lot czarterowy. Przyszła pandemia i z wylotu nici. Ze zwrotu pieniędzy też nici. Bo bilet to nie impreza turystyczna. Ale też nie lotnicza. Więc co? „Biuro podróży powinno mi oddać pieniądze!” – upiera się pani Agnieszka. Słusznie?
Lada dzień pierwsze w erze „kontrolowanej pandemii” samoloty z pasażerami wzbiją się w powietrze. Ale wiele wskazuje na to, że jeszcze długie miesiące będzie trwać „odkręcanie” spraw, w których pasażerowie kupili wycieczkę lub bilet na samolot, ale podróż z powodu pandemii nie doszła do skutku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Polski rząd dość szybko, jeszcze w pierwszej ustawie antykryzysowej, zawarł parasol ochronny nad przewoźnikami i touroperatorami. Parasol jest skonstruowany tak, że finansują go częściowo klienci, którym trudniej odzyskać pieniądze za niezrealizowaną imprezę, ale mogą dostać w zamian inną korzyść. Wydaje się jednak, że parasol ten jest dziurawy, a pani Agnieszka znalazła się w jednej z takich właśnie dziur.
Trwa pandemia, a lot odwołany w trybie „last minute”
Pani Agnieszka kupiła jeszcze jesienią bilet czarterowy o wartości 2158 zł na stronie biura turystycznego TUI. Tę opcję wybierają chętnie ci podróżnicy, którzy chcą dolecieć do jakiejś modnej i popularnej miejscowości turystycznej, ale niekoniecznie korzystać z sieciowego hotelu. A więc: nie kupując całej wycieczki w TUI, lecz tylko miejsce w tym samym samolocie, co uczestnicy jakiejś wycieczki.
Wylot miał nastąpić 31 marca, a powrót 7 kwietnia. Ale 11 marca rząd podjął decyzję o zamknięciu szkół, 13 marca zdecydował o zamknięciu granic i wstrzymaniu ruchu lotniczego, a 24 marca wprowadzono zakaz przemieszczania się (z wyjątkiem zaspokajania ważnych potrzeb życiowych). W tym czasie pani Agnieszka nie miała jednak informacji co z jej wylotem zaplanowanym na 31 marca.
Wkrótce LOT rozpoczął akcję #LOTdoDomu. a pani Agnieszka 30 marca, na 18 godzin przed wylotem, otrzymała mailowo zawiadomienie od TUI Poland o anulowaniu lotu. Komunikat brzmiał następująco:
„W nawiązaniu do komunikatu podanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w sprawie unikania wszelkich podróży zagranicznych, które nie są konieczne, TUI Poland odwołuje imprezy turystyczne do 15.04.2020 r. Prosimy o kontakt z punktem sprzedaży, w którym dokonano zawarcia umowy, w celu dokonania rezerwacji w innym terminie. W przypadku jakichkolwiek pytań pozostajemy do Państwa dyspozycji”
Dylemat podróżnika: wybrać voucher, czy gotówkę po 180 dniach? A może walczyć o zwrot kasy w ciągu 14 dni?
W tym czasie działała już ustawa antycovidowa, która przewidywała, że jeśli turysta odrzuciłby propozycję vouchera albo zamiany wycieczki na inną, to co prawda może dostać zwrot pieniędzy, ale musi czekać na to 180 dni. Opisywaliśmy przypadek pana Jana, który na początku marca wpłacił 3.000 zł zaliczki, a gdy zażądał zwrotu pieniędzy, to biuro Rainbow Tours odkryło, że nowe przepisy mają niezwykłą moc – działają wstecz i objęły umowy zawierane 14 dni przed pandemią.
Historia pani Agnieszki jest zgoła inna – ona kupiła nie wycieczkę, ale sam bilet i to w listopadzie, czyli wtedy, gdy nawet w chińskim Wuhan nie za bardzo jeszcze wiedzieli o istnieniu jakiegoś nowego wirusa. Pani Agnieszka napisała więc prośbę o zwrot pieniędzy i nawet dostała odpowiedź, o dziwo – pozytywną. „Bardzo dziękujemy za przesłanie numeru konta. Zwrot zostanie zlecony do realizacji”.
Ale po 14 dniach pieniędzy nie było na koncie. Nasza czytelniczka przypomniała o sobie, ale w odpowiedzi dostała kolejną wiadomość, tym razem już oschłą. „W nawiązaniu do rozmowy telefonicznej, informuję, że zwrot został zlecony do realizacji na wskazany numer konta. TUI Poland ma 180 dni na dokonanie Państwu zwrotu środków”.
No to teraz pani Agnieszka wkurzyła się nie na żarty. Wczytała się w tzw. specustawę i doczytała, że owszem, biura podróży mają 180 dni na zwrot pieniędzy, ale to dotyczy umowy o imprezę turystyczną lub powiązaną usługę turystyczną (PUT). A PUT to zgodnie z definicją „niestanowiące imprezy turystycznej połączenie co najmniej dwóch różnych rodzajów usług turystycznych nabytych na potrzeby tej samej podróży lub wakacji”.
Czyli mówiąc po ludzku, do czynienia z PUT mielibyśmy wtedy, gdyby w TUI pani Agnieszka kupiła przelot i np. wynajęła za pośrednictwem TUI samochód. A tymczasem pani Agnieszka poprzestała na przelocie. I co?
Strategia na czas zarazy? Brać co dają, i w nogi, a może walczyć o swoje?
W tym przypadku TUI działa bardziej jak linia lotnicza, niż biuro turystyczne. Co się z tym wiąże? Linie lotnicze mają obowiązek zwrotu kasy za odwołany lot. W normalnych czasach było na to 7 dni, a po pieniądze powinniśmy zgłosić się tam, gdzie bilet kupowaliśmy (np. do pośrednika). Ale w pandemii to tak nie działa – linie lotnicze fizycznie nie mają gotówki na zwroty, bo samoloty są uziemione. W Ameryce Łacińskiej linie LATAM i Avianca już zbankrutowały. Kto jeszcze nie zbankrutował, oferuje pasażerom voucher albo inny termin lotu. Na gotówkę jak przekonał się nasz czytelnik i klient Ryanair, mało kto może liczyć.
Ale pani Agnieszka bilet formalnie kupowała od biura podróży, a nie od linii lotniczej. Wygląda na to, że prawo nie przewidziało takiej kombinacji – zakupu biletu czarterowego z biura podróży. Skoro pani Agnieszka nie kupiła imprezy turystycznej, ani biletu od linii lotniczej, to biuro podróży powinno w ciągu 14 oddać pieniądze, bo nie chronią go przepisy żadnej tarczy. Ale nie nie robi tego, bo powołuje się na specustawę turystyczną. I koło się zamyka.
Zapytaliśmy TUI czy można naprawić relacje z panią Agnieszką i może wyjaśnić czarno na białym ten przypadek, ale jeszcze nie dostaliśmy odpowiedzi. Postanowiliśmy się opublikować felieton bez niej, ale oczywiście jeśli TUI nadeśle nam odpowiedź – damy znać.
————————
POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” moim gościem jest Michal Manin z platformy Finax, która oferuje polskim konsumentom możliwość automatycznego lokowania oszczędności na całym świecie poprzez „automatyczne fundusze inwestycyjne”, czyli ETF-y. W podcaście odpowiadamy na pytania:
>>> czym są ETF-y i jakie cechy odróżniają je od funduszy inwestycyjnych
>>> w jakich sytuacjach i komu lokowanie oszczędności w ETF-y może się opłacić
>>> jak działa platforma Finax i jakie usługi oferuje, ile to kosztuje oraz czy takie inwestowanie jest bezpieczne
Zapraszamy do posłuchania. Klikajcie w poniższy baner lub w ten link
Dla wszystkich, który posłuchają podcastu i zdecydują się spróbować swoich sł na platformie Finax – przygotowaliśmy specjalną zniżkę – po kliknięciu w poniższy link zostaniecie zwolnieni z opłaty za zaksięgowanie wpłaty.
Zniżkę otrzymasz, jeśli zdecydujesz się na dokończenie rejestracji za pośrednictwem linku. Zniżka oznacza, że wszystkie otwarte przez nowego klienta konta do 1.6. 2020, na które zostanie przesłana pierwsza wpłata, będą zwolnione z opłaty za zaksięgowanie środków.
Standardowo opłata za zaksięgowanie środków dotyczy przelewów poniżej 1000 euro (lub ekwiwalentu w złotych). Jeśli skorzystasz ze zniżki, Finax nie będzie pobierał tej opłaty.
źródło zdjęcia: PixaBay