Z dużej chmury mały deszcz. Frankowicze chyba rozczarowani, ale banki też nie mają się za bardzo z czego cieszyć. Tak chyba należałoby podsumować kolejne orzeczenie TSUE w sprawie kredytów frankowych, które zapadło po pytaniach zadanych przez gdański sąd. Oto pierwsza, subiektywna recenzja orzeczenia, co do którego wszyscy – a zwłaszcza frankowicze i ich prawnicy – mieli ogromne oczekiwania
Każda odpowiedź europejskiego trybunału TSUE na pytania polskich sądów jest ostatnio pretekstem do podgrzewania atmosfery przez prawników „frankowych”, dla których jest to okazja do snucia dywagacji w mediach i tym samym autoreklamy. Ale – jak widać na załączonym przykładzie – nie każda odpowiedź TSUE jest „przełomowa”. Ta w sprawie państwa Dziubaków w pewnym sensie była, choć też nie zawierała jakichś nowatorskich myśli – po prostu TSUE po raz pierwszy wypowiedział się o „polskim” kredycie, co skłoniło polskich sędziów do zainteresowania się tematem klauzul abuzywnych.
- Czym różni się oszczędzający Niemiec lub Francuz od Polaka? Jakie rodzaje lokat bankowych chwytają nas za serce? Niemiecka aplikacja to sprawdziła [POWERED BY RAISIN]
- Co z dobrymi czasami, które miały nadejść dla funduszy inwestujących w obligacje? Które fundusze warto wybierać? Nieoczywiste rady eksperta [POWERED BY UNIQA TFI]
- Tak Szwajcarzy walczą o dostęp do gotówki. Co do sekundy mierzą czas dostępu każdego obywatela do najbliższego „wodopoju”. Banki, poczta, bankomaty… [POWERED BY EURONET]
Co orzekł TSUE w odpowiedzi na pytanie gdańskiego sądu?
Ta raczej do przełomowych nie należy, tak przynajmniej można sądzić po lekturze samego orzeczenia (będzie jeszcze uzasadnienie). Co bowiem ogłosił TSUE?
Po pierwsze: czy aneks antyspreadowy naprawia nieuczciwość? Jeśli mamy umowę kredytu frankowego, do którego po latach dołączono aneks antyspreadowy (możliwość spłacania rat we frankach), to nie oznacza to, że umowa była od początku uczciwa. Nie była. Można potraktować ten aneks jako „wyprostowanie” tej nieuczciwości, jednak pod warunkiem „wolnej i świadomej zgody” klienta. A czy taki aneks był sporządzony w trybie uzyskania od klienta takiej zgody? To ma zbadać za każdym razem sąd.
Jedni prawnicy powiedzą, że skoro celem aneksu nie było wyprostowanie nieuczciwej klauzuli, to nie można mówić o „wolnej i świadomej” zgodzie klienta, a inni – że przecież sama istota aneksu wskazuje, że strony czuły, że umowa jest nie-OK i trzeba ją poprawić. Co ważne, gdyby sąd uznał, że ta pierwotna klauzula jest nieuczciwa, to nie stanowi to automatycznie podstawy do jej unieważnienia (razem z późniejszym aneksem).
Po drugie: czy można „ratować” klauzulę przeliczeniową? TSUE powiedział, że sąd może próbować wyrzucić z umowy tylko kawałek jakiejś klauzuli (jeśli uzna, że jest on nieuczciwy, a cała reszta jest OK), ale tylko wtedy, gdy jest to samodzielny warunek umowny. W przypadku 99% umów frankowiczów z bankami osią sporu jest cała, duża klauzula spreadowa lub przeliczeniowa, więc w tym punkcie niewiele się zmienia na polu walki. TSUE jedynie znów daje do zrozumienia, że raczej nie ma mowy o gmeraniu przez sąd w umowie kredytowej, żeby ją „naprawiać”. A przynajmniej raczej nie w tym przypadku.
Po trzecie: kiedy następuje przedawnienie roszczeń banku wobec klienta (np. o zwrot kapitału)? „Skutki stwierdzenia przez sąd istnienia nieuczciwego warunku w umowie zawartej między przedsiębiorcą a konsumentem podlegają przepisom prawa krajowego” – napisał TSUE i jest to klasyczny unik. Bo pytanie polskiego sądu zmierzało do tego, od którego momentu liczy się przedawnienie roszczeń klienta (10 lat, ale od momentu zakwestionowania czy podpisania umowy?) oraz roszczeń banku wobec klienta np. o zwrot kapitału (od momentu wyroku, złożenia przez klienta pozwu, podpisania umowy kredytowej?).
Po czwarte: czy banki mogą żądać wynagrodzenia za korzystanie przez klienta z kapitału po unieważnieniu umowy? TSUE odpowiedział, że sąd ma obowiązek poinformować klienta o potencjalnych skutkach prawnych unieważnienia umowy (w tym o „restytucyjnych”), ale nie powiedział dokładnie o jakich. Inna sprawa, że pytanie polskiego sądu też nie dotyczyło bezpośrednio wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, tylko tego, co sąd ma klientowi wyjaśnić. Ale prawnicy „frankowi” liczyli, że przy okazji odpowiadania na pytanie dotyczące tego, co sąd musi klientowi powiedzieć, TSUE „chlapnie” np., że nie musi nic powiedzieć o ryzyku roszczeń zwrotnych ze strony banku, gdyż takiego ryzyka nie ma.
W tej sprawie można powiedzieć, gdzie dwóch prawników, tam trzy opinie. Związek Banków Polskich komentował na gorąco, że jednym z naturalnych następstw ewentualnego unieważnienia umowy kredytowej jest powstanie po stronie banku roszczeń o zwrot kapitału kredytu, a także kosztów korzystania z tego kapitału.
Dwie godziny poźniej UOKiK napisał, że o takim scenariuszu nie może być mowy:
„w oparciu o dotychczasowe orzecznictwo TSUE nie można uznać, że banki mają prawo do dochodzenia wynagrodzenia za korzystanie z kapitału w przypadku upadku umowy z winy banku, tj. w związku ze stosowaniem postanowień niedozwolonych”.
– twierdzi biuro prawne UOKiK. Tak też przebiega linia podziału prawników i komentatorów frankowych spraw. Jak będzie w praktyce? Trudno powiedzieć, skoro najtęższe prawnicze głowy nie potrafią tego jednoznacznie ocenić. W praktyce, to co nie zostało wprost zabronione, jest dozwolone i najprawdopodobniej niektóre banki nie oprą się pokusie, by pozywać klientów za korzystanie z kapitału.
Kto „wygrał” najnowsze orzeczenie TSUE?
W sumie więc z dużej chmury mały deszcz. TSUE wykonał dla frankowiczów „plan minimum”, czyli po raz sześćdziesiąty ósmy potwierdził, że zapis w umowie to nie arbuz i nie można go rozkładać na drobne. Ale akurat w tej kwestii nikt nie spodziewał się niczego innego.
W sprawie możliwości unieważnienia umowy, gdy bank i klient spisali aneks antyspreadowy TSUE za bardzo klientom nie pomógł, chociaż być może otworzył prawnikom „frankowym” mała furtkę, by kwestionować cel sporządzania tego aneksu (czyli, że wcale nie chodziło o naprawianie uczciwości).
Jeśli zaś chodzi o możliwość odebrania bankowcom prawa do dochodzenia zwrotu kapitału poprzez przedawnienie ich roszczeń oraz o zamknięcie im drogi do dochodzenia jakichś odsetek za bezumowne korzystanie przez klientów z kapitału – TSUE po prostu uchylił się od odpowiedzi, stwierdzając tylko, że niech polskie sądy z tym zagadnieniem bujają się same.
Chociaż w tej ostatniej kwestii – czyli roszczeń zwrotnych banków – w orzeczeniu pokazał się fragmencik, który dla frankowiczów i ich prawników może być ciut niepokojący, czyli o tym, że wśród rzeczy, o których sąd powinien informować klienta zanim umowa zostanie unieważniona, są jakieś-tam roszczenia „restytucyjne”. Czyli: nie są zabronione. A co nie jest zabronione…
W każdym razie „frankowe” banki w pierwszych godzinach po ogłoszeniu orzeczenia na giełdzie zyskują na wartości (Getin i mBank po 6-7%). To chyba też jest jakaś recenzja i interpretacja tego orzeczenia. Pewien probankowy mecenas (?) na Twitterze też był po ogłoszeniu orzeczenia w podejrzanie dobrym nastroju:
Z drugiej strony również UOKiK jest zadowolony, a przynajmniej niezawiedziony orzeczeniem TSUE.
„Wyrok nie jest dla nas zaskoczeniem – przeciwnie, jest zgodny z dotychczasową linią orzeczniczą Trybunału, naszymi przewidywaniami i dotychczasowym stanowiskiem. To orzeczenie wymaga szerszego spojrzenia, tj. odniesienia go do dotychczasowego orzecznictwa TSUE, a przypomnę, że jest ono prokonsumenckie” – skomentował prezes urzędu Tomasz Chróstny,
Orzeczenie TSUE – ważna sprawa. Ale TSUE będzie nieważny?
Ogólnie więc dzisiejsze orzeczenie TSUE nie tylko nie stanowi żadnego przełomu, ale w zasadzie w ogóle nic nie stanowi. Frankowicze muszą czekać na kolejne wydarzenia. W połowie maja ma się zebrać Sąd Najwyższy i wydać swoją interpretacje wdrażania orzecznictwa TSUE do polskiego prawa (na razie zrobił frankowiczom mały „prezent”). I nawet jeśli w końcu je wyda, to:
– bankowcy albo frankowicze (albo jedni i drudzy) i tak zaskarżą jego prawomocność ze względu na to, że część sędziów Najwyższego zostało powołanych w nieprawidłowy sposób (a zatem wygląda na to, że stanowią tylko „podróbki” sędziów)
– polski Trybunał Konstytucyjny może za kilkanaście dni orzec o wyższości polskiego prawa nad orzecznictwem Unii Europejskiej, co by chyba znaczyło, że całą konsumencką dyrektywę, na której opiera się orzecznictwo TSUE w sprawie kredytów frankowych, można będzie przerobić na makulaturę. No, może trochę przesadzam, ale w każdym razie sądy w Polsce będą mogły ją traktować dużo mniej poważnie. A przecież dopiero od niedawna uczą się ją traktować jak mantrę.
Poza oczekiwaniem na jakieś ruchy Sądu Najwyższego (które mogą okazać się bez znaczenia), na ewentualne odpowiedzi TSUE na kolejne pytania polskich sądów (można się obawiać, że unijny trybunał na dobre się wycwanił i będzie już teraz „sadził” już same okrągłe zdania bez znaczenia) oraz na przyspieszenie procesów w sądach po utworzeniu w warszawskim Sądzie Okręgowym specjalnego „frankowego” wydziału, frankowicze będą zapewne czekali na zatwierdzenie przez walne zgromadzenia akcjonariuszy banków możliwości przygotowania przez ich zarządy projektów ugód. Pierwszy bank, PKO BP, już taką zgodę ma. Zobaczymy jaki kształt ugody zaproponuje klientom.