Widziałem reklamę Nationale Nederlanden, jednej z firm oferujących ubezpieczenia na życie. Firma ta chce mi zaoferować… 500 zł w ramach oferty „500+”. Bardzo lubię dostawać prezenty, więc zadzwoniłem na infolinię i umówiłem się na spotkanie z agentem. Ów agent nie wiedział o co chodzi z premią 500 zł – zresztą może to i lepiej, bo sprzedawanie ubezpieczeń poprzez kuszenie klientów kilkoma stówkami jednorazowego bonusu to zbrodnia – ale po konsultacjach telefonicznych z kolegami ustalił co następuje: jeśli ubezpieczę w Nationale Nederlanden siebie i dzieci oraz przez rok będę opłacał sumiennie comiesięczne składki, to jedną taką składkę w kolejnym miesiącu firma opłaci za mnie. Czyli więcej kasy w tym konkretnym miesiącu zostanie mi w portfelu.
Aby to było 500 zł, musiałbym się ubezpieczyć na tak wysoką kwotę, by comiesięczna kwota składki wynosiła właśnie 500 zł. Jeśli jest niższa – mniej kasy dostanę w prezencie od Nationale Nederlanden. Ale – jak wyżej wspomniałem – w ubezpieczeniach jednorazowy bonus nie powinien mieć większego znaczenia, liczy się sens samej umowy. Bonus „do 500 zł” ma mnie skłonić do tego, żeby część z kasy otrzymywanej od państwa (czyli od ogółu podatników, bo to ani premier, ani nawet sam Jarosław nic z własnej kieszeni nie wyjmuje, tylko goli nas akonto tych wypłat podatkami) przekazać na ubezpieczenie moich dzieci. Ile takie coś kosztuje? W Nationale Nederlanden mają taki pakiet „rodzinny” o nazwie „Ochrona jutra”. Jest tam ubezpieczenie na życie dla dorosłego (w przypadku śmierci ubezpieczonego kasę dostaje wskazana przez niego osoba pełnoletnia, np. żona), ubezpieczenie na życie dla dzieci (kasę w przypadku śmierci dziecka dostaje rodzic, ale chyba nie widzę sensu kupowania tego typu ubezpieczenia) oraz ubezpieczenia na wypadek chorób, operacji, nieszczęśliwych wypadków.
- Gdzie schować pieniądze, żeby były naprawdę bezpieczne? Szukamy najbezpieczniejszych jurysdykcji w Europie. Nie tylko państwa neutralne [POWERED BY SAXO]
- Stopy procentowe w Polsce spadną, ale (nie) wiadomo, czy w tym roku. Jakie lokaty wybierać na krótko, a jakie na długo? Zmienny procent kontra stały procent
- PIT za ubiegły rok złożony? Ulga na oszczędzanie odliczona? Inwestycją buja niewąsko? O nowych wpłatach do IKZE pomyśl teraz. Oto cztery powody [POWERED BY UNIQA TFI]
Ubezpieczenie na życie dla takiego 40-latka jak ja kosztuje mniej więcej 1,5 zł za każdy tysiąc złotych sumy ubezpieczenia miesięcznie. Jeśli chciałbym ubezpieczyć się aż do wieku emerytalnego na 20.000 zł, to zapłaciłbym 28 zł składki miesięcznie, czyli 340 zł rocznie. Teraz czas na dodatkowe opcje. Jeśli chodzi o mnie, to mogę dokupić np. ubezpieczenie, które zaowocuje wypłatą świadczenia gdyby zdiagnozowano u mnie nowotwór (pani w infolinii Nationale Nederlanden z troską w głosie mówiła, że mam jakieś 30% szans, że umrę właśnie na nowotwór) – kosztuje to-to mniej więcej 1,2 zł miesięcznie za każdy tysiąc złotych ubezpieczenia. Na wypadek innego poważnego zachorowania mogę się ubezpieczyć płacąc 1 zł miesięcznie za każdy tysiąc złotych ochrony. No i prawie 4 zł miesięcznie za każdy tysiąc złotych maksymalnej wypłaty, gdybym na długo wylądował w szpitalu (ubezpieczenie jest wypłacane za każdy dzień pobytu na łożu boleści, nie można dostać od razu całej sumy ubezpieczenia). W każdym z tych przypadków ochrona jest tylko na pięć najbliższych lat (potem też mnie ubezpieczą, ale już przy innym poziomie składek).
Teraz dzieci. Ubezpieczenie na życie dla dziecka jest tańsze, niż dla mnie: jakieś 15 gr. za każdy tysiąc złotych sumy ubezpieczenia (co oznacza, że firma „wycenia” ryzyko mojej śmierci 10-krotnie wyżej, niż dziecka). Ale ono i tak nie miałoby dla mnie sensu, więc je pomijam w rachubach. Ubezpieczenie dziecka od skutków poważnego zachorowania na najbliższych pięć lat kosztuje 50 gr. za każdy tysiąc złotych ewentualnego świadczenia (warto sprawdzić jakie choroby firma ubezpieczeniowa ocenia jako „poważne”. Od pobytu w szpitalu lub operacji po wypadku – mniej więcej tyle samo. Jeśli chciałbym dostać pieniądze za pobyt w szpitalu lub operację w wyniku nie tylko wypadku, ale i choroby – koszt wynosi już 1,5 zł miesięcznie za każdy tysiąc złotych. Za refundację skutków trwałego inwalidztwa dziecka zapłacę 10 gr. za każdy tysiąc złotych, który firma ewentualnie mi wypłaci. A za sytuację, w której moje dziecko nie tylko zostaje inwalidą, ale wręcz traci zdolność do samodzielnej egzystencji – mniej więcej półtora grosza za każdy tysiąc złotych odszkodowania.
Gdybym pominął wszystkie opcje dodatkowe dla siebie i poprzestał na podstawowym ubezpieczeniu na życie wartym 20.000 zł, to płaciłbym za siebie 28 zł miesięcznie. Ale dziś chodzi mi głównie o ochronę dla dzieci. Żeby w przypadku poważnej choroby dziecka, operacji, trwałego inwalidztwa albo niezdolności do samodzielnej egzystencji ubezpieczyciel wypłacił 50.000 zł. Na każde dziecko – w przypadku ochrony na pięć lat – wypada jakieś 2,2 zł składki miesięcznej za każdy tysiąc złotych ubezpieczenia. Przy sumie 50.000 zł wychodzi, jak łatwo obliczyć, jakieś 110 zł miesięcznie za ubezpieczenie full-wypas dla jednego dziecka na pięć lat. Dużo? Mało? Każdy, kto miesięcznie otrzymuje 500 zł na dziecko z podatkowej zrzutki musi to ocenić sam. Jeśli – daj Boże – dziecko będzie rosło szczęśliwie, to przez pięć lat na ubezpieczenie go od największych nieszczęść pochłonie łącznie 6.000 zł i tych pieniędzy nigdy nie odzyskamy. Ale gdyby zdarzyło się nieszczęście – a firma nie będzie próbowała wywinąć się od wypłaty, o co NN nie posądzam – na leczenie, rehabilitację i opiekę nad dzieckiem dostaniemy dziesięć razy więcej