W tym roku rząd chce domknąć reformę OFE, co sprowadza się do likwidacji funduszy, w których pieniądze trzyma 15 mln Polaków. Każdego z nas czeka wybór – przenieść te pieniądze do nowych funduszy inwestycyjnych (tzw. „nowe IKE”), czy do ZUS i pozwolić rządowi na potencjalne przejęcie kontroli nad spółkami, w których OFE miały większościowe udziały? Czy z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego ma to jakieś praktyczne znaczenie? I co jest bardziej patriotyczne?
Wybuch pandemii odroczył wykonanie wyroku na Otwartych Funduszach Emerytalnych. OFE miały zostać „zaorane” już rok temu, ale rząd miał ważniejsze sprawy na głowie. Teraz wraca do pomysłu, a Rada Ministrów przyjęła nową wersję ustawy anihilującej fundusze emerytalne. Już w czerwcu będziemy mogli zadecydować – czy dajemy się przenieść do funduszy inwestycyjnych prowadzonych w ramach Indywidualnych Kont Emerytalnych (kosztem 15% „prowizji” dla rządu), czy idziemy z tymi pieniędzmi do ZUS? W ZUS są tylko obietnice, ale waloryzacja pieniędzy jest większa, niż stopy zwrotu z funduszy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Rząd wolałby, abyśmy wybrali „nowe IKE”, bo wtedy zainkasuje 15% „prowizji” (a potrzebuje pieniędzy tu i teraz), lecz autorzy ustawy sądzą, że sympatie ludzi rozłożą się po połowie: 50% wybierze ZUS, a tylko 50% „nowe IKE”. W której połowie warto się znaleźć? Sprawdzam!
Po pierwsze: OFE poczęte w grzechu, więc dobrze im tak
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Od kilku lat OFE leżą na deskach bez szansy na to, że się podniosą. Dwa ciosy, które o tym zdecydowały, padły w 2011 r. (zmniejszenie wysokości nowych składek płynących do OFE) i w 2013 r. gdy ówczesny rząd „umorzył” część obligacyjną wartą 150 mld zł (niektórzy, np. aktor Jacek Braciak, mówili wprost, że rząd „zajeb…” te pieniądze).
Stało się jasne, że żadnych emerytur pod palmami z tego nie będzie. Zresztą być może nigdy takich emerytur by się nie udało wypracować, bo same fundusze miały w sobie kilka grzechów pierworodnych: ogromne opłaty za zarządzanie, zbyt niskie składki, czy zatrzymanie prywatyzacji, z której pieniądze miały iść na nasze składki do OFE.
Zjednoczona Prawica być może nie ma wyjścia – coś z funduszami OFE trzeba zrobić. Ale czy warto się tym ekscytować? Tak naprawdę połowa członków OFE ma koncie mniej niż… 5.000 zł, jedna piąta między 5.000 zł, a 10.000 zł, a tylko pozostali więcej niż 10.000 zł. A tych pieniędzy ubywa, im bliżej mamy do emerytury. Czy ktoś zna i rozumie jak działa tzw. „suwak”, czyli mechanizm przenoszenia do ZUS pieniędzy z OFE na 10 lat przed emeryturą?
Po drugie: ZUS, czy „nowe IKE” – świadomy wybór, czy rzut monetą?
Ustawa ma wejść w życie 1 czerwca. Jeśli ktoś chce, żeby pieniądze leżące do tej pory w OFE były nadal inwestowane na rynku kapitałowym, zostanie przeniesiony na „nowe IKE”. Nie trzeba w tym celu nic robić – państwo potrąci jedynie 15% od zgromadzonych oszczędności i samo założy każdemu nowe konto w IKE. Wypełnienia specjalnej deklaracji będzie natomiast wymagała chęć „wyprowadzenia” pieniędzy z funduszy inwestycyjnych do ZUS.
Co jest lepsze: ZUS, czy nowe IKE? Czy warto to analizować? A może lepiej rzucić monetą? Zastanawialiśmy się nad tym w tym tekście „ZUS czy „nowe IKE”? Zapłacić rządowi 15% za „prywatyzację” salda na OFE czy zażądać przeniesienia 100% salda do ZUS?”
Jeśli ktoś stwierdzi, że woli ZUS (okienko transferowe na złożenie deklaracji otworzy się 1 czerwca, a zamknie 2 sierpnia), to jego jednostki zostaną umorzone dopiero 26 listopada – jest data końca OFE. Pytanie brzmi: po jakim „kursie” zostaną umorzone te jednostki? Sytuacja na giełdzie zmienia się z dnia na dzień. Tutaj kluczowa jest nowa data – pieniądze tych, którzy wybiorą ZUS, zostaną wycenione według kursów z 26 listopada 2021 r., ale nie niższych niż 1 czerwca 2021 r. Chodzi o to żeby ograniczyć ryzyko strat z tytułu wyboru tzw. „złej daty”.
Generalnie w ZUS-ie nie ma żadnych pieniędzy. Te które wpływają, są w kasie tylko przez chwilę, bo są od razu wydawane na wypłaty emerytur – rocznie jest to 170 mld zł. Jeśli by spojrzeć na dane historyczne, to waloryzacja emerytur w ZUS, obliczana na podstawie ustalonego arbitralnie wzoru, jest lepsza niż stopa zwrotu, którą można osiągnąć na rynku kapitałowym (czyli w „nowych IKE”). Jak sprawdziliśmy, w dłuższym terminie, np. od czasu okrojenia OFE, średnioroczne stopy zwrotu tych funduszy wynoszą 3,26% (waloryzacja ZUS – 6,33%).
Tyle, że waloryzacja jest czystą obietnicą. Nikt nie zagwarantuje, że zostanie ona wypełniona, gdy zabraknie pieniędzy z podatków. Poza tym nie wiadomo jaka będzie waloryzacja w przyszłości. To jest pochodną stanu gospodarki (wskaźników ekonomicznych). Jeśli Polska wpadnie w prawdziwy kryzys gospodarczy, który będzie w nadchodzących latach podsycany kryzysem demograficznym (mniej osób będzie pracowało na rosnącą armię emerytów), to może się okazać, że państwa nie stać na utrzymanie takiej waloryzacji, jak do tej pory. I emerytury staną w miejscu (czyli będą maleć biorąc pod uwagę inflację), a kto wie, czy nie zostaną zmniejszone, tak jak w Grecji.
Ryzyko na rynku kapitałowym jest czysto rynkowe. Historia podpowiada jednak, że w dłuższym terminie (a więc emerytalnym, liczonym w dziesiątkach lat) pieniądze na rynku kapitałowym zwykle zyskiwały na wartości. Jednak nie jest to żadna gwarancja na przyszłość.
Po trzecie: rośnie sympatia do ZUS. Rząd przejmie prywatne firmy?
Coraz więcej znaków na niebie i ziemi sugeruje, że nasze przyszłe emerytury będą zależeć od dwóch rzeczy – od sytuacji gospodarczej (czy państwo zdoła uzbierać z podatków i składek wystarczającą sumę pieniędzy, by wypłacać 13., 14. a może i 15. emeryturę) i od tego, ile my sami sobie na starość odłożymy.
Jak? Niektórzy kupują mieszkania, bo sadzą, że na starość wynajmą je studentom (tylko kto urodzi tych przyszłych studentów?), inni zakładają konta emerytalne, które dają pewne preferencje podatkowe, np. IKE, czy IKZE. Ci są w mniejszości. W IKE 742.000 osób ma 11,9 mld zł, a na IKZE 408.000 osób ma 4,6 mld zł.
Żadne dodatkowe państwowe programy na starość nas nie wyżywią. A już z pewnością nie będą to Pracownicze Plany Kapitałowe – partycypacja jest niska (spośród 6,4 mln pracowników, którym do tej pory zaproponowano udział w PPK, ostało się 1,65 mln), a sam program, choć skrojony jest całkiem nieźle, to jednak z wypłatą emerytur do później starości ma niewiele wspólnego.
A OFE? OFE, które miały być jednym z trzech filarów emerytalnych, właśnie kończą żywot. Jak zdecydują uczestnicy OFE? Przejdą na „nowe IKE” czy wrócą do ZUS? To może być jak wybór między dżumą, a cholerą. Wybrać ZUS? Zwolennicy wolnego rynku woleliby pocałować żabę niż przenieść pieniądze z realnych inwestycji do ZUS-owskiej czarnej dziury. Zostać na rynku kapitałowym? I dać się już na starcie oskubać z 15% wartości inwestycji? Właśnie tego chce rząd, więc wiele osób pewnie woli „na złość babci uszy odmrozić”, niż zapłacić mu „prowizję”.
Tyle, że po drugiej stronie czeka ten przeklęty ZUS. I co robić? Rząd w poprzednim projekcie ustawy szacował, że ZUS wybierze tylko 20% osób. Teraz proporcje rozkładają się po połowie – to może być wyraz obaw o stan gospodarki, i że z powodu pandemii więcej osób chce trafić pod skrzydła państwa.
To co przemawia za wyborem IKE, to – oprócz faktu, że przez cały czas będziemy inwestować realne pieniądze – szansa, iż fundusze (szczególnie jeśli posiadacz rachunku w OFE jest młody) będą miały czas na odrobienie tych 15% strat początkowych. Trzeba tylko trzymać kolejne rządy za słowo, że nikt nie wpadnie na pomysł opodatkowania wypłat.
Jeśli wybierzemy ZUS, to co się stanie z udziałami, które mają obecnie OFE w spółkach notowanych na GPW? Pod koniec 2020 r. wszystkie OFE posiadały akcje spółek warte blisko 126 mld zł (z blisko 150 mld zł całości aktywów). Reszta to np. akcje zagraniczne. OFE może nie starczyć gotówki, by zasilić nią ZUS i będą zmuszone przekazywać udziały w akcjach. Gdyby rzeczywiście 50% osób przeszło do ZUS, to 30% akcji z portfeli OFE trafi do Funduszu Rezerwy Demograficznej – i rząd zyska prawo do decydowania o zmianach w składzie rad nadzorczych, mianowania prezesów, etc. Czyli to taka wtórna nacjonalizacja, tfu, udomowienie.
Czyli patriotyzm gospodarczy nakazywałby jednak zostanie w nowym IKE, żeby nie dać rządowi władzy nad prywatnymi spółkami. Możliwość obsadzania setek nowych posad mogłaby być dla władzy kusząca (ciekawe, ile jeszcze wójtów czeka na to, by dać im szanse iść „w prezesy”). Oczywiście, można oczekiwać od rządu, że da gwarancje, ż pasywnym akcjonariuszem – że nie będzie korzystał z prawa głosu z akcji, które mu przypadły. Ale jak te gwarancje potem wyegzekwować? Może wpisać je do konstytucji? To się z PPK nie udało. Dlatego być może warto dać się ograbić z tych 15%, ale uratować prywatne polskie firmy przed nacjonalizacją?
————
Posłuchaj nowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” opowiadamy o tym, że idzie wiosna i jak w związku z tym pomóc restauracjom (o ile rząd się zlituje), zastanawiamy się jak to jest, że niemieckie restauracje nie mają problemu z otrzymywaniem pomocy rządowej, a polskie – i owszem, opowiadamy o wracającym problemie zatorów płatniczych, zastanawiamy się nad tym czy frankowicze zniszczą bankom bilanse (a może niektórym bankom… pomogą?) oraz prześwietlamy covidowe zapisy w polisach turystycznych. Przyda się przy planowaniu i budżetowaniu wyjazdów wakacyjnych. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem, jak również na platformach Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts i sześciu innych.
źródło zdjęcia: PixaBay