Bank BZ WBK reklamuje ostatnio w telewizji kredyt konsolidacyjny pod nazwą „Zero ciążenia”. Slogan marketingowy jest prosty i zrozumiały: „przenieś swoje kredyty i ciesz się lekką ratą”. Emanacją tego przekazu są przedmioty, które – pozbawione prawa ciążenia – same przenoszą się do BZ WBK. Na tę reklamę zwróci zapewne uwagę każdy, komu aktualnie ciążą jakieś kredyty. Ale czy warto skorzystać? Chcąc odpowiedzieć Wam na to pytanie prześwietliłem ją dokładnie.
Dobry kredyt konsolidacyjny czyli jaki?
Zanim przejdziemy do szczegółów oferty BZ WBK napiszę słów kilka o tym jak powinien wyglądać dobry, bezpieczny i opłacalny dla klienta kredyt konsolidacyjny. Na pewno nie tak, jak wygląda większość tego typu kredytów, znajdujących się w bankowych ofertach.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Po pierwsze: niższa rata to nie wszystko. Wystarczy rozłożyć dług klienta na dłuższy okres i automatycznie dzieją się dwie rzeczy: rata staje się niższa, a kwota do spłaty – wyższa (bo dłuższy kredyt to wyższe odsetki). Zatem konsolidowanie klientom kredytów na zasadzie „obniżymy ci raty” jest ściemą, o ile nie oznacza jednocześnie obniżki oprocentowania. Oczywiście: czasem takie wydłużenie spłaty przy dotychczasowym oprocentowaniu ma sens (gdy nie radzimy sobie z kosztem kredytu na dotychczasowych warunkach), ale na pewno nie oznacza to zamienienia kredytu droższego na tańszy. A tak niestety komunikują swoje usługi banki oferujące kredyt konsolidacyjny.
Po drugie: prowizja. Nawet jeśli oprocentowanie nowego kredytu jest niższe, niż poprzedniego (poprzednich), to pojawia się drugi problem – prowizja. Kredyt konsolidacyjny z wysoką prowizją oznacza, że nawet przy bardzo niskim oprocentowaniu cała oferta staje się pułapką. To de facto „domiar” do długu, który oznacza, że po konsolidacji masz do spłacenia więcej, a nie mniej pieniędzy.
Po trzecie: koszty dodatkowe. Prowizja to przecież nie wszystko – niektóre banki dorzucają też ubezpieczenie, które de facto jest kolejną „prowizją”. Oczywiście: w każdym banku można negocjować prowizję oraz nie zgodzić się na dodatkową polisę, ale przeważnie jedynym celem dla klienta jest obniżenie miesięcznej raty i ów klient nie myśli, że przez to wydłuża spłatę i powiększa swój kredyt.
Czytaj też: Oddłużanie przez zadłużanie, czyli tak banki konsolidują kredyty
Czytaj: Chcesz skonsolidować kredyty? W banku zrobią z ciebie dojną krowę
Czy kredyt reklamowany przez BZ WBK spełnia warunki, by można go uznać za rzeczywiście sensowną ofertę dla osób, które chciałyby obniżyć miesięczne raty oraz łączny koszt zadłużenia? Obawiam się, że nie. Choć pożyczyć można sporo – nawet dwudziestokrotność dochodu netto (z limitem do 120.000 zł) i pod pewnymi warunkami może być to kredyt bez prowizji – zaś oprocentowanie wygląda na przyzwoite.
Obniżą oprocentowanie, dorzucą prowizję. Bilans musi wyjść na zero?
Bank w przykładzie reprezentatywnym (czyli takim, który odzwierciedla typową ofertę składaną klientowi) podaje, że to oprocentowanie może wynieść 8,1% w skali roku. Mając więc stare długi oprocentowane wyżej można byłoby rozważyć ich zamianę na jeden kredyt w BZ WBK. Niestety, w grze jest też ubezpieczenie. I to bardzo drogie ubezpieczenie. Ale po kolei.
Załóżmy, że mam kilka kredytów (samochodowy, debet na koncie, kredytówka, kredyt gotówkowy), których łączna wartość wynosi 31.500 zł. Ta kwota zawiera w sobie skredytowane prowizje, które zostały doliczone do udzielonych kredytów (a więc zapłaciłem je z góry). Załóżmy też, że oprocentowanie tych kredytów wynosi 10% (maksymalny poziom przewidziany dziś przez prawo), zaś termin spłaty to sześć lat.
Gdybym miał przenosić te kredyty do innego banku, cała operacja miałaby sens tylko pod warunkiem, że oprocentowanie będzie niższe i nie zapłacę żadnych dodatkowych kosztów. W BZ WBK oprocentowanie to 8,1%. W reprezentatywnym przykładzie bank podaje, że tak całkiem z prowizji nie zrezygnuje, naliczy jakieś 3% (czyli dług z kwoty 31.400 zł rośnie o kolejne 1.340 zł). No, ale jeśli ten koszt równoważyłby się z niższymi odsetkami, można byłoby machnąć ręką na prowizję.
Przy zamianie oprocentowania z 10% na 8% koszt odsetek w ciągu sześciu lat obniżyłby się z 10.500 zł do 8.300 zł. Zatem płacę 1.340 zł dodatkowej prowizji od nowego kredytu i za tę cenę zbijam odsetki od mojego długu o 2.200 zł. Ale uwaga: jeśli prowizję za udzielenie nowego kredytu dorzucę do długu (nie zapłacę jej gotówką), to będę od tej prowizji płacił odsetki i de facto moja rata będzie taka sama jak przed przeniesieniem kredytów – ok. 580 zł miesięcznie. Uzysk ograniczy się tylko do tego, że zamiast czterech kredytów będę miał jeden. Warto więc powalczyć, żeby tej prowizji jednak nie płacić (albo przynajmniej ją obniżyć i zapłacić gotówką).
Czytaj też: Nowa kultura oddużania, czyli zmniejszą raty i umorzą trochę długu
Bardzo drogie ubezpieczenie
Problem z ofertą BZ WBK polega na tym, że do odsetek i ewentualnej prowizji bank może dorzucić (i w reprezentatywnym przykładzie dorzuca, co oznacza, iż jest to „w standardzie”) ubezpieczenie od niemożności spłacenia rat. Polisa zadziała w przypadku śmierci, nieszczęśliwego wypadku uniemożliwiającego pracowanie i w przypadku bezrobocia (ale tylko nie zawinionego przez klienta). W ramach umowy w takich sytuacjach spłacanie rat bierze na siebie firma ubezpieczeniowa Aviva. To może by i nie było złe: skonsolidować kredyty i jeszcze zwiększyć sobie poczucie bezpieczeństwa. Nie byłoby gdyby nie… cena.
Otóż przy moim przykładowo przenoszonym długu – 31.500 zł – składki z tytułu tego ubezpieczenia o nazwie „Spokojny kredyt” wyniosą… aż 7.800 zł. Czyli więcej, niż jedną czwartą wartości zadłużenia! Byłbym w stanie zrozumieć ubezpieczenie, które kosztuje np. 5% wartości długu. Ale nie 25%! Jest oczywiste, że ryzyko, iż nie będę w stanie spłacać mojego kredytu z powodu choroby, bezrobocia lub nieszczęśliwego wypadku nie wynosi aż 25%. Jest to więc ukryta prowizja, która podbija mój dług i wysokość rat.
Czytaj też: Ile kosztuje kredyt konsolidacyjny po obniżce o dwie trzecie? Liczę!
Zero ciążenia i plus 8.000 zł do długu
Jak bardzo podbija? Policzmy: spłacając 31.500 zł po stawce 10% rocznie za sześć lat oddam bankom 42.000 zł. Przenosząc ten kredyt do BZ WBK w ramach „Zera ciążenia” (przy oprocentowaniu 8,1%) zmniejszam wartość długu z odsetkami do 39.800 zł. Po czym dopłacam 1.340 zł prowizji oraz 7.800 zł ubezpieczenia i budzę się z zadłużeniem w wysokości 48.800 zł. Oraz z ratą prawie 710 zł, gdy wcześniej płaciłem 580 zł. Powtórzmy: było 31.500 zł długu, jest 48.800 zł. To jest oferta dla kogoś, kto ma małą siłę ciążenia… mózgownicy. Ratę – jak powiedziałem – można w ramach tej oferty zmniejszyć bardzo łatwo, wydłużając okres spłaty. Ale wtedy wzrost długu będzie jeszcze większy.
Oczywiście: zapewne jest tak, że polisa „Spokojny kredyt” formalnie nie jest obowiązkowa. Być może jest tylko „silnie rekomendowana” przez pracowników BZ WBK i dlatego znalazła się w przykładzie reprezentatywnym. Ale brutalna prawda jest taka, że bankowcy mają milion możliwości, by wymusić na kliencie zgodę na płacenie składek tej polisy. Może w scoringu wyjść, że bez tego prawie żaden klient nie ma zdolności kredytowej. Albo że bez polisy prowizja kredytowa rośnie nagle z 3% do 10%. Albo że bez polisy oprocentowanie musi wynieść nie 8,1%, tylko 10%.
Czy istnieją uczciwe kredyty konsolidacyjne? Tak, choć trzeba się sporo nabiegać, żeby taki znaleźć – to te, które nie wiążą się z koniecznością zapłaty prowizji, ani ubezpieczenia oraz mają niskie oprocentowanie. Kredyt BZ WBK tych warunków nie spełnia.
Czytaj: Wreszcie kosolidacja tania i uczciwa? Owszem, do połowy