Kilka dni temu włoski rząd poinformował o zamrożeniu spłat kredytów hipotecznych do czasu opanowania epidemii koronawirusa. Kwestią czasu było, że podobne propozycje pojawią się w Polsce. Zaapelowali o to kandydaci w wyborach prezydenckich: obecny prezydent i szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. Czy takie specjalne środki są konieczne? A może warto skorzystać z tych opcji odroczenia spłaty rat, które już są dostępne i się sprawdziły?
Zawieszenie we Włoszech spłaty kredytów hipotecznych to rozwiązanie adekwatne do panującej tam sytuacji wywołanej epidemią koronawirusa. Zamyka się tam i izoluje wszystko, co się da. W Polsce sytuacja nie jest jeszcze tak dramatyczna jak na Półwyspie Apenińskim, ale i u nas politycy zaczynają mówić o potrzebie stworzenia rozwiązań pomagającym kredytobiorcom. Rząd właśnie ogłosił dwutygodniową (jak na razie) przerwę w zajęciach szkolnych i na wyższych uczelniach. Wcześniej odwołał też imprezy masowe.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jeśli epidemia się rozprzestrzeni, kwarantanna może objąć też firmy. W dobrej sytuacji są te, które mogą pozwolić pracownikom pracować zdalnie. Ale nie wszystkie mogą pozwolić sobie na taki luksus. Dla niektórych firm epidemia koronawirusa może oznaczać ogromny spadek przychodów. Szczególnie zagrożone są firmy z branży turystycznej, hotelarskiej, gastronomicznej i transportowej oraz szeroko pojętych usług.
Przeczytaj też: Koronawirus uderzy w polską gospodarkę i w… plany rządu. O ile spadną dochody państwa z podatków? Spróbowaliśmy policzyć i…
Przeczytaj też: Szkoła i przedszkole zamknięte na dwa tygodnie przez koronawirusa. Co zrobić z dzieckiem? Ile kosztuje profesjonalna opieka? Komu zasiłek?
Politycy: trzeba wspierać kredytobiorców
Co pracownikami, którzy nie zarobią z powodu trwania „narodowej kwarantanny” pieniędzy? Jeśli nie zarabiają, nie mają z czego spłacać kredytów. Jak im pomóc? Na razie słychać apele o potrzebnym wsparciu.
„Koronawirus uderza w polskich przedsiębiorców i pracowników. Nie możemy zostawić ich bez pomocy”
– napisał na Twitterze szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz i zaproponował „pakiet antykryzysowy”, który pomoże im przetrwać najtrudniejszy czas. Chodzi m.in. o dobrowolny ZUS (ale składkę na ubezpieczenie zdrowotne nadal musielibyśmy płacić), nieoprocentowane kredyty z BGK, natychmiastowy zwrot VAT i dofinansowanie wynagrodzeń w wysokości pensji minimalnej. W pakiecie znalazło się też zawieszenie spłat kredytów.
Również prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że wyjdzie z inicjatywą „wypracowania rozwiązań łagodzących skutki spłaty zobowiązań kredytowych”, czemu momentalnie przyklasnął przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski. Na Twitterze napisał, że to „bardzo cenna i potrzebna inicjatywa w obliczu obecnej sytuacji”.
Wsparcie nie tylko dla kredytobiorców hipotecznych?
Nie mamy w Polsce rozwiązania wspierającego kredytobiorców na wypadek epidemii. Ale mamy inne rozwiązanie, które – moim zdaniem – dałoby się na tę okoliczność w miarę szybko i bezboleśnie zaadaptować. Chodzi o Fundusz Wsparcia Kredytobiorców utworzony w 2015 r. na podstawie ustawy o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy. Ustawa była pokłosiem decyzji banku centralnego Szwajcarii o zaprzestaniu wspierania swojej waluty. W efekcie kurs franka szwajcarskiego oszalał i wywindował raty kredytowe. Chodzi o pamiętny „czarny czwartek”.
Ze wsparcia mogą skorzystać posiadacze kredytów mieszkaniowych. Kredytobiorca, który straci pracę, albo rata przewyższa połowę dochodów, może wystąpić do Banku Gospodarstwa Krajowego (za pośrednictwem banku, który udzielił kredytu) o pomoc w spłacie kredytu. Początkowo można było liczyć na maksymalnie 1500 zł miesięcznie, a okres wsparcia nie mógł przekroczyć 18 miesięcy. Ale niedawno ustawę znowelizowano. Limit wsparcia podniesiono do 2000 zł miesięcznie, a okres wypłaty przedłużono do 3 lat. Wcześniej ów wskaźnik rat kredytowych do dochodów wynosił 60%.
Pieniądze trzeba zacząć zwracać po dwóch latach od momentu wypłaty ostatniej raty wsparcia. Dług rozkłada się na 144 nieoprocentowane raty, czyli aż na 12 lat. Zakładając, że ktoś brał przez rok 2000 zł wsparcia (24.000 zł), wówczas musiałby oddawać co miesiąc 167 zł. Częściowo może to być wsparcie bezzwrotne, bo jeśli ktoś terminowo spłaci 100 rat, pozostała kwota do spłaty jest mu umarzana.
Jak zmodyfikować ustawę „pod koronawirusa”?
Mamy już wypracowany mechanizm: BGK zawiaduje systemem za pośrednictwem banków komercyjnych. Ale – jak już wspomniałem – Fundusz Wsparcia Kredytobiorców obejmuje tylko kredytobiorców hipotecznych.
Jeżeli chcemy pomagać poszkodowanym przez epidemię koronawirusa, krąg osób kwalifikujących się do wsparcia należałoby rozszerzyć o posiadaczy innych kredytów: gotówkowych, ratalnych, samochodowych. Ze wsparcia powinny móc skorzystać osoby, które zadłużyły się nie tylko w bankach, a też w SKOK-ach i firmach pożyczkowych.
Kolejna sprawa to rozszerzenie kryteriów przyznawania wsparcia. Obecna ustawa otwiera furtkę do wsparcia bezrobotnym i osobom, których raty kredytowe przekraczają połowę miesięcznych dochodów. Dodatkowe kryteria należałoby powiązać z koronawirusem. Można sobie wyobrazić, że jakaś firma nie zwolni pracowników, a wyśle ich do domu na przymusową kwarantannę, a w tym czasie wypłacać będzie pomniejszone wynagrodzenie.
Przeczytaj też: Gigantyczny spadek cen ropy naftowej na światowych giełdach! To nie tylko koronawirus. Ile wkrótce zapłacimy za paliwo na stacjach?
Przeczytaj też: Koronawirus nikogo nie cieszy. Umierają ludzie, tracą firmy, schudną nasze portfele. Ale, wstyd powiedzieć, będą też… pozytywne skutki. Jakie?
Trzecia kwestia to kwota wsparcia. Obecnie jest tak, że z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców można liczyć na wsparcie w wysokości raty kredytu, ale nie więcej niż 2000 zł miesięcznie. Czy w tak wyjątkowych okolicznościach maksymalny pułap nie powinien być wyższy? Kwestia dyskusji.
Fundusz Wsparcia Kredytobiorców zasilają banki (składki uzależnione są od wielkości portfela kredytowego). W chwili startu fundusz zarządzał kwotą 600 mln zł. Zaletą wykorzystania tego systemu jest to, że po wsparcie sięgną osoby, które naprawdę go potrzebują. Wydaje mi się, że jest to lepsze rozwiązanie niż odgórne zawieszenie spłat kredytów. Jeśli pieniędzy byłoby za mało, „swoje” – solidarnie – mógłby dorzucić rząd. Pamiętajmy, że w tym systemie pieniądze prędzej czy później będziemy musieli zwrócić.
Inną sprawą jest pomoc przedsiębiorcom pokrzywdzonym przez koronawirusa. Oni też spłacają kredyty, ale to nieco inna, bardziej skomplikowana materia niż w przypadku kredytów dla klientów indywidualnych.
Na koniec – trochę na marginesie – słówko o tym, jak szybko powstają i roznoszą się plotki. Kiedy pisałem ten tekst, jeden z naszych czytelników zapytał mnie, czy prawdą jest, że nie trzeba spłacać kredytów, bo właśnie coś takiego usłyszał od znajomej. Całe szczęście, że nie wszystko, co powiedzą politycy, od razu staje się „ciałem”.