Pół roku temu zapowiadałem schyłek gangsterskiej praktyki stosowanej przez polskie banki. Praktyki przez którą dziesiątki tysięcy osób każdego miesiąca były ograbiane z kilku złotych. Dziś UOKiK ogłosił pogrzeb tego procederu
Chodzi o warunkową opłatę za użytkowanie karty płatniczej. To pozycja, która znajduje się w tabelach prowizji większości banków i jest dziś główną „bronią” bankowców przeciwko nieaktywnym klientom. Kto nie wykona w miesiącu transakcji o określonej wartości (np. 500 zł miesięcznie) albo nie zapłaci kartą np. pięć razy w miesiącu – ponosi kilkuzłotową opłatę.
- To finansowy gamechanger dla wielu. Komu opłaci się stworzenie fundacji rodzinnej do zarządzania majątkiem? W grze atrakcyjne podatki i… wątpliwości [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Ostatnie tygodnie, by zgarnąć ulgę podatkową za oszczędzanie. Niektórzy „zasłużą” nawet na 4000 zł zwrotu podatku. Siedem rzeczy, które musisz wiedzieć [POWERED BY UNIQA TFI]
- Jak kupować prezenty pod choinkę? Niespiesznie i z planem. Teraz jest dobry moment, by o tym pomyśleć. Dekalog rozsądnego Św. Mikołaja [POWERED BY PAYBACK]
A na czym polegał przekręt? Otóż banki, choć komunikowały warunkową opłatę tak, jak ja to zrobiłem powyżej, to w regulaminach wpisywały coś zupełnie innego. Warunek bezpłatności karty był często uzależniany od rozliczenia transakcji o określonej wysokości w danym miesiącu, a nie ich wykonania.
Jeśli więc wykonam transakcję ostatniego dnia miesiąca, ale bank nie zdąży jej rozliczyć – to ta transakcja może nie być zaliczona do miesięcznego limitu. Jeśli w dodatku ta transakcja jest „graniczna”, czyli od terminu jej rozliczenia zależy pobranie opłaty za kartę, robi się niebezpiecznie. Klient, który nie ma żadnego wpływu na tempo procedowania rozliczeń między bankiem, a operatorem terminalu płatniczego, może zostać ukarany za nie swoje winy.
Nie ma żadnych danych, z których wynikałoby ile banki zarobiły pieniędzy dzięki temu kanciarskiemu zapisowi. Na pewno były to kwoty niemałe, bo z rozliczaniem transakcji różnie bywa. Część transakcji – żeby było szybciej – jest rejestrowana w trybie offline, czyli bez połączenia terminala z bankiem-wydawcą karty. Księgowanie odbywa się raz na jakiś czas, z opóźnieniem.
Inna sprawa, że w ostatnich miesiącach reklamacje klientów w sprawie zwrotu opłat za karty były w przygniatającej większości rozpatrywane przez bankowców pozytywnie (choć przecież nie wszyscy składali reklamacje), a banki zaczęły zmieniać zapisy w regulaminach. Zamiast daty rozliczenia transakcji zaczęły brać pod uwagę datę jej wykonania. Już w lipcu zeszłego roku pisałem o tym na przykładzie banku T-Mobile.
W Walentynki nadszedł komunikat Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który podsumował postępowania urzędników wobec banków stosujących nieuczciwą praktykę oraz wprowadzających klientów w błąd (obiecując w reklamach, że wystarczy „zrobić zakupy” o określonej wartości, by uniknąć prowizji za kartę). Nie ma w tym komunikacie żadnych świeżych danych (to zestaw informacji o postępowaniach zakończonych w okresie od stycznia do listopada 2017 r.), ale i tak są dobre wieści.
Otóż wygląda na to, że nieuczciwa opłata została wycięta w pień, a klienci poinformowani przez banki o możliwości odzyskania pieniędzy (niestety UOKiK znów nie umiał wymóc na bankach automatycznego zwrotu, klienci musieli – lub wciąż mają taką możliwość, to zależy od terminów – sami się skontaktować ze swoim bankiem).
Krajobraz naświetlony przez UOKiK wygląda następująco: skontrolowano wszystkie największe banki, z czego tylko pięć w ogóle nie stosowało kontrowersyjnego zapisu (w tym BGŻ BNP Paribas, Deutsche Bank oraz Bank Pekao). W sześciu bankach na przełomie lat 2016-2017 z kanciarskiej prowizji zrezygnowano (w tej grupie są BZ WBK, Getin Bank, ING Śląski, Bank Millennium i Eurobank).
W przypadku sześciu banków skończyło się decyzjami „karnymi” UOKiK, ale bez konsekwencji finansowych dla banków – wystarczyło, że zmieniły zapisy i obiecały zwrot pieniędzy klientom. W tej grupie najbardziej opornych banków są m.in. mBank, Credit Agricole, PKO BP. Wciąż trwa postępowanie wobec Alior Banku, ale tu też sprawa wygląda już na wyprostowaną.
Szkoda, że bankowcy sami nie doszli do wniosku, iż wciskanie klientom kitu oraz uzależnianie naliczenia prowizji od rzeczy zupełnie od klientów niezależnej (bo tak bankowi jest wygodniej) to bardzo głupi pomysł.
źródło zdjęcia: AhmadArdity/Pixabay.com